piątek, 30 grudnia 2016

Rozdział 31

Rozdział dedykuje Kathy Leonia

Od urodzin Vanessy i Rocky'ego minęło sześć tygodni, nic ciekawego nie działo się przez ten czas, może poza moimi urodzinami które były super. Teraz oficjalnie mam osiemnaście lat! Głupio że nie mogę iść sobie legalnie do klubu i kupić alkohol, bo nie mam jeszcze dwudziestu jeden lat. To nie oznacza że nie będę tego robić, oczywiście że będę tyle że nielegalnie. Wracając do moich urodzin, impreza była genialna, mam pewną teorie że Vanessa przespała się z Riker'em po pijaku, ale nie jestem pewna. Ich relacja mnie irytuje, przy nas wszystkich zachowują się jak zwykli przyjaciele (chodź ich zachowanie czasami na to nie wskazuje) a jak są sami, to wyglądają jak dwa napalone byki na siebie, które z trudem panują nad tym żeby się na siebie nie rzucić, bo nie pozwala im na to etyka. To jak oboje pożerają się wzrokiem jest za razem słodkie i okropne, jakiś czas temu kiedy przyszliśmy do Lynchów Nessa założyła spódniczkę, a Riker zaczął się ślinić co było dosyć ohydne. Ja rozumiem że ktoś może zachwycać się czyimś wyglądem, ale ślinienie się nie jest ani atrakcyjne ani słodkie, raczej bym powiedziała że to jest nie smaczne. Razem z Rydel zauważyłyśmy ich dziwne relacje i teraz jesteśmy niczym detektyw Sherlock Holmes szukający jakiś dowodów na istnienie ich związku. Parę dni przed urodzinami pojechałam razem z Van do taty na kilka dni, bardzo się cieszyłam że mogę z nim spędzić czas. Trochę opowiedziałam mu o Ross'ie, za każdym razem jak o nim wspominałam tata robił dziwną minę, Alice powiedziała mi że jest zazdrosny o to że jego mała córeczka ma już chłopaka i jak nakazuje prawo musi go nie lubić. Chodź ona sama bardzo staranie wypytywała się o niego. Żałuje że nie ma z nami mamy, nie to że nie lubię Alice, bo lubię i to bardzo, chodzi tylko o to chciałabym bardzo żeby była z nami. Pewnie by bardzo polubiła Ross'a, tata nie miał szansy jeszcze poznać go osobiście. W tym samym czasie co ja wyjechałam, on pomagał koledze w pizzerii, robił ciasto albo rozwoził po domach. Parę razy pomagała mu w rozwożeniu pizzy, blondyn od rana do wieczora ciężko pracował, dobrze że dziewczyny były, bo inaczej z nudów bym umarła. Nie mieliśmy za bardzo czasu dla siebie. Na urodzinach okazało się, że Ross kupił bilet na koncert Justin'a Timberlake. Kiedy dostałam kopertę w której były dwa bilety na koncert, jeden dla mnie, a drugi dla osoby towarzyszące, myślałam że ze szczęścia umrę. Rzuciłam się na mojego chłopaka, całowaliśmy się z jakieś dziesięć minut, kiedy oderwaliśmy się od siebie wtuliłam twarz w zagłębieniu jego szyi, on szepnął mi do ucha "Wszystkiego najlepszego kochanie". To były moje najlepsze urodziny w całym życiu. Koncert Timberlake ma odbyć się dwudziestego siódmego grudnia. Rydel i Vanessa ciągle mnie męczą żebym jedną z nich wzięła ze sobą jako osobę towarzyszącą, to robi się już męczące. Mówiłam im że nie wyobrażam sobie żeby nie wziąć ze sobą Ross'a, to przecież dzięki niemu idę na koncert. A sama wiem, że bilety nie były wcale takie tanie, a on tak ciężko pracował i wszystko wydał na to żeby moje marzenie się spełniło. Mam najlepszego chłopaka na świecie! Za niedługo święta i wszyscy żyjemy tym magicznym czasem. W sklepach można zobaczyć pełno świątecznych ozdób i innych takich pierdółek. Jestem właśnie w trakcie strojenia swojego pokoju żeby dodać mu świątecznego blasku, aktualnie siedzę na łóżku, bo zrobiłam sobie krótką przerwę. Obok mnie na krześle od biurka siedzi Rydel, która postanowiła mi pomóc, z racji tego że wczoraj ja jej pomagałam.
-Sherlocki możecie przestać knuć te swoje teorie spiskowe? - jęknął Ross, który leżał na łóżku i jedną ręką obejmował moje biodra, a w drugiej obracał ozdobę świąteczną w kształcie gwiazdy uważnie jej się przyglądając. Odwróciłam do niego głowę i spojrzałam z pod byka. Ja i blondynka byłyśmy w trakcie omawiana tego że Vanessa gdzieś wyszła i Riker też i że pewnie poszli się spotkać ze sobą.
-Ross my jesteśmy tu w trakcie omawiania bardzo istotnych spraw, a ty nam przerywasz! - oburzyła się jego siostra. Przytaknęłam jej głową wkładając kolejny kawałek mandarynki do ust.
-Ty nawet przeciwko mnie. - dźgnął mnie palcem w bok.
-Tak jakoś wyszło. - wzruszyłam ramionami i włożyłam mu mandarynkę do ust. Blondyn mruknął że niech mi będzie i wrócił do swojego wcześniejszego zajęcia, czyli macanie moich ozdób świątecznych i komentowanie ich wszystkich.
-Jak na was patrze to płakać mi się chce, że nie mam chłopaka.
-I przez długi czas nie będziesz miała. - odparł Lynch. Kiedy Delly posłała mu mordercze spojrzenie dodał. -Chłopacy i ja nie wyrażamy zgody na chłopaków, jesteś za młoda.
-Ty chyba jesteś chory.
-Chyba ty. - pokazał jej język.
-Raczej ty. - odpyskowała mu siostra i rzuciła w niego moja mandarynką.
-Ej, to moje! Jak chcecie rzucać w siebie jedzeniem, to nie tutaj. - gorzej z nim jak z dziećmi.
-To on/ona zaczęła/zaczął! krzyknęli równocześnie wskazując na siebie nawzajem palcem.
-Jakie zgodne rodzeństwo. - zaśmiałam się pod nosem. -Masz rozplącz te lampki, skoro ci się nudzi. - rzuciłam na brzuch mojego chłopaka poplątane lampki, których nie chciało mi się rozplątywać. Blondyn głośno westchnął i zabrał się za robotę.
-Fajnie że my i wy spędzimy święta w Kolorado! - krzyknęła podekscytowana Delly. Lynchowie co roku w święta Bożego Narodzenia jeżdżą do Kolorado, gdzie mieszkają tam ich dziadkowie, żeby razem z nimi spędzić ten niezwykły czas. Ciocia i wuja jakieś trzy lata temu kupili w Kolorado nie duży domek w którym spędzają święta i czasem przyjeżdżają na wakacje, chodź sami twierdzą że wolą tam przyjeżdżać w święta. Kiedy spytałam się ich dlaczego kupili tam dom, odpowiedzieli mi że kochają spędzać święta ze śniegiem, a w Los Angeles nie pada i wiecznie jest słonecznie. Dowiedziałam się też że tata ma przyjechać na jeden dzień do Kolorado, a później ma wyjechać do senatorium, bo ma lekkie problemy ze zdrowiem. Ale nie kazał mi się tym martwić.
-Też się strasznie z tego powodu cieszę! - wstałam z łóżka, podeszłam do małej choinki, która stoi na parapecie i zaczęłam zawieszać na niej ozdoby. Po chwili dołączyła do mnie Rydel.
-Pójdziesz zemną na zakupy świąteczne?
-Tak, sama muszę zrobić wszystkim prezenty. - zgodziłam się na propozycje przyjaciółki.
-A co mi kupisz? - Ross wyszczerzył się jak dziecko, wstając z łóżka.
-Stringi. - uśmiechnęłam się wrednie.
-Co kurwa? - mina mu zrzedła. Razem z blondynką wybuchnęłyśmy głośnym nie pohamowanym śmiechem, wyciągnęłam z kieszeni mój telefon i zrobiłam mu zdjęcie (za niedługo ma urodziny, więc te zdjęcie nada się idealnie). Po tym jak zrobiłam mu zdjęcie, otrząsnął się i strzelił focha, na chwilę odwrócił się do nas. -Ale ty tak na poważnie?
-A czy ja wyglądam jakbym sobie żartowałam? - wskazałam na siebie palcem.
-W tej opasce z rogami reniferów i łańcuchem świątecznym owiniętym wokół szyi, tak, wyglądasz jakbyś robiła sobie ze mnie jaja. - kompletnie zapomniałam o tym że mam ubrane te przeklęte rogi i łańcuch, chciałam zachować kamienną twarz i trochę z niego pożartować. Ale oczywiście wyszło jak zawsze. Już od dawna mam kupiony dla niego prezent, przez prawie cały listopad ciągle mi mówił o nowej płycie The Script, przez to że ciągle pracował nie miał czasu iść sobie jej kupić, a teraz że są święta i musiał zrobić wszystkim prezenty to nie stać go na nic. Mam zamiar dokupić mu jakąś bluzę, bo biedak nie ma teraz prawie żadnej, przez to że ciągle mi jakąś pożycza, a ja zapominam mu je oddać. Na szczęście nie muszę go wypytywać o rozmiar, wystarczy tylko że podejdę do szafy i sama to sprawdzę.
-Kiedy macie występ? - zapytałam.
-W ten piątek.
-A przyjdziesz? - spytał Ross obejmując mnie od tyłu.
-Oczywiście. - pocałowałam go w policzek i uwolniłam się z jego uścisku, wracając do mojego wcześniejszego zajęcia. Zapomniałam wam wspomnieć że od występu R5 na urodzinach, zagrali oni trzy koncerty w sobotni wieczór w kawiarni, głównie grają covery, ich jedynym utworem który napisali jest "Cali Girls" Rocky, Riker, Ross i Ellington pisali to przeszło osiem godzin ze słowami i muzyką. Wczoraj Delly pokazywała mi swój tekst który sama napisała, piosenka nazywa się "Love Me Like That" i uważam że jest genialna. Blondynka twierdzi że musi jeszcze ją dopracować i że będzie potrzebowała pomocy chłopaków z muzyką, ale tak poza tym wszystko jest perfekcyjne. Nie mogę się doczekać żeby usłyszeć moją księżniczkę, Rydel coś wspominała że chłopacy będą robić jej chórek, ale nie jest tego jeszcze pewna w stu procentach. W piątek R5 ma zagrać koncert świąteczny ze najsłynniejszymi utworami gwiazdkowymi dla klientów kawiarni "Cafe", mało kreatywna nazwa kawiarni za to mają naprawdę dobrą kawę i ciasta. Nawet nie musieliśmy prosić Alexe żeby zagadała z właścicielem, bo sam to zaproponował.
-Już wiecie co zagracie? - postanowiłam przerwać ciszę, która nastała po moim pocałunku w policzek.
-Tak, mamy już ustaloną kolejność utworów. Szkoda że mamy tylko czterdzieści minut czasu. - Delly trochę posmutniała, widząc to Ross podszedł do niej i objął jedną ręka.
-Ale to zawsze jest lepsze niż nic. Popatrz na naszym pierwszym występie było z około dziesięć osób, a na ostatnim było już koło trzydzieści osób. Z występu na występ coraz więcej ludzi idzie nas posłuchać, co dzięki temu pozwala nam się rozwijać jako muzycy. Czy myślisz że te wszystkie gwiazdy od razu miały pełno fanów i grali długie występy? Powiem ci, że nie. Oni zaczynali tak samo jak my od samego początku, gdzie mało ludzi ich słuchało, ale za czasem coraz więcej osób się nimi interesowało, a ich występy trwały dużej. Weźmy sobie taką Taylor Swift na samym początku była tylko ona i jej talent, a później występowała na konkursach, festiwalach i została mega gwiazdą, która słynie z tego że często pisze teksty o swoich byłych. Chodzi mi o to że na samym początku nigdy nie będzie łatwo, ale czym dalej zajdziemy to będzie łatwiej. - zaczęłam bić brawa, kiedy blondyn skończył swoją pełną motywacji mowę. Zrobiłam głośne "Aww", gdy blondynka i blondyn się do siebie przytuliły.
-Myślisz o tym samym co ja? - Rydel zapytała brata, jak nadal się do siebie tulili. Rodzeństwo wymieniło między sobą iście wredne spojrzenie i rzucili się na mnie. Wszyscy wylądowaliśmy na łóżku, ja miałam takie szczęście że państwo Lynch wylądowali na mnie, nieco mnie przygniatając.
-Serio musieliście to zrobić!? - lekko się wkurzyłam, rozmasowując sobie obolałe miejsce. Co za banda idiotów? Ci nic nie odpowiedzieli tylko zaczęli mnie łaskotać. Krzyczałam i wiłam się na wszystkie strony, przez przypadek straciłam coś z szafki nocnej, nawet nie zdążyłam zobaczyć co to było, bo musiałam się bronić przed nimi. -Błagam przestańcie! Proszę! - krzyczałam śmiejąc się i broniąc.
-Ja myślisz Rydel darujemy Laurze? - chłopak na chwilę przerwał tortury.
-Ja nie wiem Ross, jakoś mnie nie przekonały te prośby. - dziewczyna podrapała się po karku.
-Błagam was! Zrobię wszytko, ale przestańcie!
-Ciągle się waham, a ty blondi? - Delly udała że się zastanawia.
Wykorzystując moment ich nieuwagi szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam do łazienki, gdzie się tam zamknęłam. Ross i Rydel byli tak zaskoczeni moją ucieczką, że nie zdążyli mnie zatrzymać, kiedy się otrząsnęli ja waśnie zamykałam drzwi do łazienki, wszystko działo się tak szybko.
-Laura weź otwórz! Nie wygłupiaj się! - blondyn próbował się dobić do środka. Oparłam się o zlew i czekałam na dalszy rozwój zdarzeń.
-Nie wydurniaj się! - do walenia w drzwi dołączyła się dziewczyna. Chciałam im odpowiedzieć że się nie wygłupiam, ale przez przypadek zwaliłam z umywalki perfum, który cały się po tłuk.
-Kurwa. - powiedziałam cicho i zaczęłam zbierać kawałki szkła z podłogi. Kurcze, to był jeden z moich ulubionych perfum i na dodatek był prawie cały pełen. Super teraz w łazience będzie intensywnie śmierdziało, będę musiała otworzyć okno.
-LAURA! CO SIĘ DZIEJE!? OTWIERAJ MI TE CHOLERNE DRZWI! OTWIERAJ JE! - Ross jak usłyszał że coś spadło, wpadł w jakiś szał. Walił i krzyczał w drzwi, jak tak zaraz dalej pójdzie to wyrwie te drzwi z zawiasów. Pewnie pomyślał że się na nich obraziłam i teraz będę chciała sobie coś zrobić albo że zasłabłam. Raz przy nim zakręciło mi się w głowie i straciłam przytomność na chwilę, po tym jak się ocknęłam Ross strasznie panikował i chciał mnie zawieść do szpitala, godzinne musiałam mu tłumaczyć że nic mi nie jest i czuje się lepiej. Zapatrzyłam się na kilka sekund na drzwi, gdzie było bardzo wyraźnie słychać lekko podenerwowany głos mojego chłopaka, źle chwyciłam jeden kawałek szkła co poskutkowało tym że się przecięłam. Szybko przyłożyłam palec do ust i lewą ręką skończyłam sprzątać.
-Laura wszystko okej? - z ledwością usłyszałam głos blondynki pod tym ciągłym walenie pięściami w drzwi przez chłopaka.
-KOCHANIE NIC CI NIE JEST!? OTWIERAJ TE JEBANE DRZWI, BO JE ZARAZ WYRWĘ! - w końcu nie wytrzymałam i otworzyłam drzwi. Czekoladowooki jak tylko mnie zobaczył, od razu przytulił się do mnie dusząc mnie przy tym. -Nie wiesz, jak się o ciebie bałem. - pocałował mnie w czubek głowy.
-Co to był za hałas? - zaciekawiła się moja przyjaciółka. Wskazałam na blondyna, a Delly od razu skapnęła się o co mi chodzi. -Ross puszczaj Laurę, bo ta nie może oddychać. - posłusznie wykonał polecenie siostry.
-Nic tylko perfum mi spadł i się rozbił. - machnęłam ręką.
-Ty krwawisz. - zauważył Ross podnosząc moją rękę żebym dokładnie to widziała.
-Jak tak waliłeś w te drzwi, to zapatrzyłam się na nie i się przecięłam.
Blondyn zaprowadził mnie do łazienki, gdzie odkręcił wodę i zaczął przemywać mi ranę, Rydel wysłał po apteczkę. Kiedy blondynka wróciła, opatrzył mi ranę i dał całusa w palec żeby nie bolało. Dokończyliśmy ozdabianie pokoju, podoba mi się jak to wszystko urządziliśmy, nie jest tych wszystkich ozdób za wiele, co daje harmonie pokojowi i nie kiczowaty wystrój.
-Co teraz będziemy robić? - zapytałam chowając karton, gdzie trzymałam tam wszystkie świąteczne duperele, na dolną półkę w szafie.
-Może upieczemy pierniki? - zawołała podekscytowana Rydel, wszyscy przystali na tą propozycje.

                                                                             ***  
Witajcie kochani! Przyznam się szczerze że rozdział chciałam dodać wczoraj z okazji urodzin Ross'a, ale przez cały dzień nie miałam czasu, a wieczorem byłam za bardzo zmęczona żeby coś napisać, lekko spóźniony ale jest. Widzimy się ostatni raz w tym roku, więc mam nadzieje że ten rozdział umili wam ostatnie chwilę roku 2016! Jeszcze raz bardzo chciałam podziękować Kathy Leonia za skomentowanie ostatniego rozdziału. Mam nadzieje że w nowym roku będzie więcej komentarzy pod rozdziałami, więcej czytających to opowiadanie. Rok temu obiecałam że postaram się dodawać częściej rozdziały w tym roku mam nadzieje że mi się to uda, ale z drugiej strony czym by było życie bez marzeń haha. Proszę bardzo o szczerą opinie tego co znajduje się wyżej, liczę na was. Chciałabym wam życzyć na nowy rok dużo szczęścia, spełnienia marzeń (moje aktualne jest pojechanie na koncert Shawn'a Mendesa w Polsce), zdrowia, mniej nerwów i żeby ten nowy rok był lepszy od tego. jeśli macie do mnie jakieś pytania to zapraszam na zakładkę pytania lub na mojego Twittera nazywam się Dziecko Nocy. Gdy będzie dużo komentarzy dodam szybko następny rozdział. Do zobaczenia niebawem.


wtorek, 29 listopada 2016

Rozdział 30

Zaskoczona Vanessa stała jak słup soli, gapiąc się na nas jak na nie normalnych. Chwilę zajęło jej ogarniecie tego wszystkiego, po czym rzuciła się na nas, mocno tuląc do siebie.
-Pamiętaliście!!! - krzyknęła odrywając się od nas. Dzisiaj przez cały dzień wszyscy udawaliśmy, że nie pamiętamy o jej urodzinach. Może z wyjątkiem Rocky'ego, który faktycznie zapomniał, a teraz udaje że też brał w tym udział. Razem z Rydel i Alexą mocno napracowałyśmy się wieszając te wszystkie ozdoby w kształcie pająków, nietoperzy itp najtrudniej chyba było ze sztuczną pajęczyna Delly cała się w nią zaplatała i my też pomagając jej się z stamtąd wydostać. Chłopacy przynieśli nam wszystkie kartony i pomagali w ustawianiu stolików, sami zajęli się sprzętem elektrycznym na którym kompletnie się nie znam. Ryland puścił nam kilka swoich remiksów, muszę przyznać że chłopak ma talent. Najmłodszy dawał jasne sygnały, że chce być didżejem, więc po długich męczarniach zgodziłyśmy się żeby obsługiwał ten sprzed. Jednak postawiłyśmy, że młody ma zakaz spożywania napojów wysoko procentowym, a jak złamie zasadę dzwonimy do rodziców i wypad z imprezy. Tak dobrze dogadywało nam się z Alexą, że pewnego dnia zaprosiłyśmy ją na piżama party. Długo nie zajęło żeby Van i blondynka się polubiły, przez cały ten wieczór żadna z nas nie puściła pary z ust. Słodko było patrzeć jak Riker ciężko pracował, żeby moja siostra miała jak on to powiedział "zajebiście odjechane przyjęcie". Fajnie było to że wszyscy pomagali, nawet Ellington. Niekiedy trudno było mi się skupić na pracy, bo Ross przytulał mnie od tyłu, ale wszystko ogarnęliśmy. Jestem dumna z tego co razem nam się udało stworzyć. 
-Oczywiście że pamiętaliśmy! Jakbyśmy mieli zapomnieć! Chodź, koniecznie musisz spróbować krwistego ponczu. - Delly porwała szczerzącą się Van w tłum ludzi, przepychając się i krzycząc "Z drogi ludzie idzie solenizantka!" 
-Wiedziałem że to jej się spodoba. - szepnął mi na ucho Riker, poczułam lekki zapach alkoholu. 
-Skąd taka pewność? - zapytałam odwracając się do niego, w ręku trzymał kubek z niebieską cieczą, nie trzeba się długo zastanawiać żeby zgadnąć że w środku znajdują się napoje wysoko procentowe. 
-Bo ten pomysł z przyjęciem był mój. - posłałam mu mordercze spojrzenie. 
-Nie zwracaj uwagi na tego kretyna. - Ross odciągnął mnie na bok. -To ty i Rydel to wszystko zorganizowałyście z małą pomocą nas. - uśmiechnął się nieśmiało. 
-Uroczo wyglądasz jak się uśmiechasz. - musnęłam mu palcem nos.
-Nie jestem uroczy. - od razu zaprzeczył.
-A właśnie ze jesteś. - zawiesiłam mu ręce na szyje. 
-Jestem Jeffrey Dahmer, uwierz mi, nie jestem uroczy. - nawiązywało to do jego kostiumu na Halloween. Nie pytajcie mnie dlaczego się za to przebrał, bo nie mam bladego pojęcia. Raz jak nudziło mi się u niego w pokoju, to czytałam poklei tytuły okładek książek i natrafiłam na "My Friend Dahmer", podejrzewam że głównie tak historia opisana w książce go natchnęła. -Nie co ty kotku. - mruknął mi do ucha i klepnął w tyłek. 
Ja postanowiłam się przebrać za Kobietę Kot, która była seksowna i niegrzeczna. Mój struj składa się z czarnego kombinezonu z długimi rękawami i nogawkami, na rękach i nogach były dziury jakby ktoś przejechał pazurami po nich, a z tyłu był doczepiony ogon. Kombinezon miał mocno wycięty dekolt z przodu, tak że odsłaniały mi połowę piersi, na nogach miałam czarne kozaki na korku, a do tego wszystkiego maskę na twarzy i bicz w ręce. Lekko postawiłam swoje włosy i zrobiłam loki, usta pomalowałam czerwoną szminką, a oczy podkreśliłam tuszem do rzęs, eyelinerem i lekkim brązowym cieniem. Musiałam podnieść brodę Ross'a do góry, bo miałam wrażenie że zaraz zacznie się ślinić na widok mojego dekoltu.
-Oj Lauruś, zaczynam żałować że nie przebrałem się za Batmana. - jego palce zaczęły zjeżdżać w dół z moich obojczyków, chyba nie muszę tłumaczyć gdzie zmierzały.
- Z tego co pamiętam pannie Dahmer lubujesz się w przeciwnej płci od mojej. - zatrzymałam jego palec. 
-Ty tak na serio? - zapytał, a ja od niego się odepchnęłam specjalnie kołysząc bioderkami, wiedząc że wywołam u niego szał. Kontem oka widziałam, że rusza za mną. Podeszłam do Rocky'ego i Ella rozmawiających i jedzących ciastka Halloweenowe. 
-Jak tam chłopaki? - chwyciłam do ręki plastikowy kubek i nalałam sobie ponchu.
-Doskonale! Koniecznie musisz spróbować tych ciastek. - nie czekając na odpowiedz Rocky wepchnął mi ciastko do gardła. 
-Co tam knujecie? - podszedł do nas Ross, chwytając kilka ciastek na raz i wpychając sobie je do buzi. Ellington przebrał się za jakąś postać z filmu, a Rocky przebrał się za kowboja. Jakiś koleś idąc przed siebie potknął się o stopę Ella i wylał czerwony aromat na kostium Ross'a.
-Wybacz stary, nie chciałem. - zaczął przepraszać, blondyn podniósł rękę żeby przestał mówić.
-Spoko nic się nie stało. Nie ma problemu. - uradowany chłopak poszedł przed siebie jeszcze raz przepraszając poszkodowanego.
-Chyba nie pójdzie tego wyczyścić. - stwierdziłam dotykając tego czegoś.
-W takim razie lecę do domu zmienić kostium. Szykuj się na Batmana. - to ostatnie szepnął mi do ucha i uszczypnął mój tyłek. Przewróciłam oczami i odwróciła się to fontanny z czekolady, muszę przyznać że ten pomysł z fontanną Ellington'a był genialny. Po jakimś czasie dziewczyny się do mnie dołączyły, Alexa była mocno szokowana że Rocky i Rydel są w jakiś sposób spokrewnieni. W skrócie opowiedziała nam historię, jak się poznali. 
-Nie wieże że ta marna imitacja mężczyzny jest na imprezie i że pomagałam po części przy przygotowaniach przy jego urodzinach. - blondynka załamanie pokręciła głową, na początku jak narzekała na szatyna to słuchałam, a teraz tylko przytakuje głową, kompletnie nie zwracając uwagi co do mnie mówi. 
-Za co jesteśmy ci dozgonnie wdzięczne. - Delly przytuliła ją mocno. 
-Weź nie zwracaj na niego uwagi, zajmij się zabawą i posłuchaj kawałków puszczanych przez Ryland'a Lyncha przyszłą legendę konsoli. - poradziłam jej. Poczułam jak ktoś obejmuje mnie od tyłu, szybko odwróciłam głowę w stronę tego kogoś, poczułam ulgę jak okazało się, że to tylko Vanessa. 
-Dziewczyny dzięki, że to wszystko przygotowałyście! - rzuciła się na nas trzy, dusząc w uścisku, nie spodziewałam się że moja siostra ma tyle siły w sobie. Postanowiłam zakończyć te przytulasy, zanim Van zamiast świętować swój dzień, będzie siedziała w więzieniu za uderzenie takich trzech. Przez ten cały dzień nie miałam czasu na dokładne przyjrzenie się strojów dziewczyn. Vanessa przebrała się za wampira, w tym stroju wyglądała naprawdę dobrze. Miała na sobie koronkową czarną sukienkę, która sięgała jej do kolan, na nogach miała założone wysokie szpilki, a jej szyję zrobił piękny naszyjnik z serduszkiem. Jeśli dobrze mi się zdaje to zanim weszła do klubu nie miała go na sobie, mam pewne podejrzenia skąd on się tam znalazł. Ale wracając, włosy miała wyprostowane, a na ustach aksamitne czerwoną pomadkę, cienie powiek idealnie pasowały do stroju. Za to Rydel zdecydowała się na strój kelnerki, ale po czasie stwierdziła że to nudne, wiec teraz jest Zombie kelnerką. Ubrała biało czarną sukienkę, włosy upięła w wysoki kucyk, na kościach pocztowych narysowałam sobie serduszko, oczywiście widoczne miejscach skóry były koloru gnijącej zieleni, tak jak u Zombie. A Alexa zdecydowała się przebrać za Harley Quinn z filmu "Legion samobójców", miał nawet kij bejsbolowy, którym chciała uderzyć Rocky'ego, bo ten prawie wszedł jej do toalety, długa historia opowiem innym razem. Chwilę jeszcze stałyśmy i rozmawialiśmy, a później poszłyśmy tańczyć. Świetnie się bawiłam razem z dziewczynami, raz do tańca zaprosił mnie pewien chłopak, którego imienia nie znam. Po wspólnie przetańczonym kawałku ładnie podziękował i poszedł na dalsze połowy.  Wspomniał coś że ma zamiar zatańczyć ze wszystkimi dziewczynami na imprezie. 
-Widzisz tego chłopaka w kostiumie wilkołaka? - podeszłam do Alexy i wskazałam na czarnowłosego chłopaka. Stał on od nas jakieś pięć metrów i po chwilę spoglądał na Alexę. Dziewczyna na znak zrozumienia przytaknęła głową. - Zaraz wywierci dziurę w tobie tym swoim wzrokiem. 
-Skąd te przypuszczenia? - lekko skrępowana blondynka odwróciła szybko głowę, kiedy jej i jego spojrzenie się skrzyżowało. 
-On pożera Cię wzrokiem, weź idź zagadaj do niego, przecież widzę jak się zaczerwieniłaś jak spojrzał na ciebie. 
-Masz rację zagadam do niego. - powiedziała pewnie i podeszła do niego. Chwilę przyglądałam się jak razem rozmawiali. 
-Zawsze dobrze doradzi. - usłyszałam za sobą głos pewnego blondyna, odwróciłam się w jego stronę. 
-Nie zawsze. - zaprzeczyłam przyglądając się jego nowemu kostiumu, w którym wyglądał zabójczo. 
-Dla mnie zawsze. - uśmiechnął się do mnie szeroko i przytulił na przywitanie. 
-Skąd w tak krótkim czasie udało ci się zdobyć kostium? - zapytałam patrząc w jego oczy. 
-To jest moja mała tajemnica. - szepnął mi do ucha. -Chodź tańczyć. 
Pociągnął mnie na parkiet, gdzie obydwoje daliśmy się ponieść muzyce. Świetnie się razem bawiliśmy, koło 22 wszyscy zaśpiewaliśmy Van "Happy Birthday" po czym R5 zagrało kilka swoich kawałków jaki i kilka coverów. Rocky nie mógł się doczekać północy, bo wtedy to on przejmuje tą imprezę, niestety miało to zostać w tajemnicy, ale Ellington nie umie trzymać języka za zębami. Cud że nie udało mu się niczego powiedzieć o imprezie. Chwilę przed północą połowa gości była zalana w trzy dupy i razem z Ross'em musieliśmy niektórych wyprowadzić z imprezy i zadzwonić po taksówkę, bo nie byli w stanie zrobić tego sami. W tym całym chaosie nie mogłam nigdzie znaleźć Rydel, przechodząc koło toalety moją uwagę przykuł Riker całujący szyję Vanessy. Szybko poszłam przed siebie, próbując wymazać obraz brata mojego chłopaka całującego szyję mojej siostry. W duchu dziękowałam że nie robili niczego innego, tego widoku chyba bym nie zniosła. Widać że są dosyć mocno wstawieni, dlatego jutro muszę poważnie porozmawiać Nessą i dowiedzieć się ile będzie pamiętać z dzisiaj. W końcu po długich poszukiwaniach blondynki znalazłam ją, stała koło baru rozmawiając z kilkoma nie znanymi mi osobami. Podeszłam nieśmiało do nich i słuchałam o czy rozmawiali. Po dłuższej chwili stwierdziłam że to jest bez sensu, bo i tak nie wiem o kim oni rozmawiali, a niegrzecznie byłoby im się wtrącać, więc postanowiłam się ewakuować niezauważalnie. W tym samy czasie co ja zrobiłam krok do tyłu, Rydel odwróciła się do mnie i szeroko uśmiechnęła.
-Hej Laura, chodź do nas. Koniecznie muszę cię przedstawić. - pociągnęła mnie do siebie, przez co wylądowałam w środku kręgu wzajemnej adoracji. Po prostu super. Uśmiechnęłam się do nich nie śmiało, żeby nie pomyśleli sobie że ich nie lubię.
-Oj koniecznie musisz nam sobie przedstawić. - powiedział jakiś chłopak przebrany za śmierć. Lekko skrępowana zakryłam dekolt rękami, bo nowo poznany nie znajomy właśnie tam się gapił.
-Daj spokój Luke. - westchnęła jakaś dziewczyna.
-Ten koleś przebrany za śmierć to Luke, ta dziewczyna w czerwonych włosach to Ashley - wskazała na tą co westchnęła. - To jest Danni, a to Peyton. - wszyscy wymieniliśmy się uściskiem dłoni.
-A to jest Laura. Dziewczyna Ross'a. - dodała blondynka. Widać było że owe towarzystwo było tym faktem zaskoczone, a ten cały Luke był trochę zawiedziony tą informacją. Ale jak szybko się to zawiedzenie pojawiło, tak szybko zniknęło, na jego twarzy pojawił szeroki uśmiech.
-Nasz Ross ma dziewczynę. I to taką. Muszę mu osobiście pogratulować. - w tłumie ludzi kogoś wypatrzył i poszedł po tego kogoś. Okazało się że to Ross.
-Dlaczego stary się nie pochwaliłeś że kogoś masz? Własnym kolegą nie powiesz? - odezwał się ten Peyton.
-Tak wyszło. - blondyn mnie objął i pocałował w czubek głowy.
-Aww jak słodko razem wyglądacie. - powiedziała to Danni, no raczej tak miała na imię, na pewno miała tak na imię. Chciałam już jej podziękować, ale kiedy otworzyłam usta żeby coś powiedzieć usłyszałam za sobą głos Rocky'ego, który mówił do mikrofonu, a w wolnej ręce trzymał butelkę Jack'a Daniels'a na pół wypitą.
-Jak się bawicie ludzie!? - wszyscy się wydarli. -Jest już pięć po północy i to teraz ja przejmuję tą imprezę. Dawaj Ryland muzę na maksa.
Młodszy Lynch włączył jakiś kawałek, a szatyn pociągnął sporego łyka whiskey. Kiedy zrzucił pustą butelkę na ziemię, zaczął powoli rozpinać guziki swojej koszuli lekko kręcąc biodrami do przodu. Jakaś grupka dziewczyn zaczęła piszczeć z zachwytu i podbiegła bliżej, żeby lepiej móc się przypatrzeć widowisku. Gdy koszula znalazła się na ziemi, chłopak zaczął majstrować coś przy swoim pasie kowbojskim, a potem przy rozporku.
-Święty Jezus. - Ross zakrył buzie z przerażenia, a później przypomniał sobie że ja to wszystko oglądam, więc zakrył mi ręką oczy przyciągając mnie bliżej siebie. Mogłam rozkoszować się cudownym zapachem chłopak i schować twarz w zagłębieniu jego szyi. -Nie patrz na to kochanie.
-Musimy go jak najszybciej z stamtąd zdjąć, zanim wszyscy zobaczą jego goły tyłek! - krzyknęła przerażona Rydel. -Gdzie jest Ratliff!?
-Rydel...
-Co Ross?
-Nie chcę cię martwić, ale spójrz tam. - obróciłam głowę w stronę miejsca gdzie blondyn wskazywał. Mi i Rydel opadła szczena, a Ross bezradnie podrapał się po czubku głowy. Panicznie zaczęliśmy iść w stronę sceny, gdzie Ellington i Rocky dawali pokaz swoich umiejętności tanecznych. Dzieliły nas od nich sekundy, gdyż byli oni w samych bokserkach i szykowali się do pozbycia ostatniej niepotrzebnej części garderoby. Na szczęście zdążyliśmy w ostatniej chwili ich powstrzymać, Rocky'emu udało się pokazać pół dupy, ale Ross szybko do niego podbieg wciągając wyżej bokserki. Pozbieraliśmy ich rzeczy z sceny i wysłaliśmy do łazienki żeby się ubrali, dla pewności że nic głupiego nie zrobią poszedł z nimi Riker. Poza tym małym incydentem reszta imprezy upłynęła spokojnie. Z nas wszystkich Ryland był najbardziej trzeźwy, bo nie pił nić prócz samej pepsi, tak jak mu kazałyśmy. Ja wypiłam jednego drinka, Ross dwa, a reszta w miarę sobie radziła. W najgorszym stanie byli nasi tancerze, ale nie było tak wielkiej tragedii że sami nie mogli chodzić. Na następny dzień jak wszyscy się ogarnęliśmy poszliśmy posprzątać po imprezie. Jak opuszczaliśmy lokal nie wydawało się to takie straszne, jak teraz. Wszędzie walały się śmieci i resztki nie dojedzonego jedzenia. Cały dzień zajęło nam ogarnięcie tego wszystkiego.  

                                                                        ***
Witajcie kochani! Przepraszam was że tyle musieliście czekać na rozdział i dostaliście w zamian coś tak krótkiego. Ale wczoraj stwierdziłam, że z okazji urodzin Laury wstawię nowy rozdział. Swoją drogą życzę wszystkiego najlepszego Laurze dużo zdrowia, szczęścia, powodzenia w karierze, spełnienia marzeń i żeby zaczęła spotykać się z Ross'em (musiałam xd). Powiem wam że ilość komentarzy pod ostatnim rozdziałem była fenomenalna i bardzo motywująca, takie równe zero bardzo wiele daje do myślenia. Smutno mi że coraz mniej osób nie czyta na blogerze i nie czyta opowiadania o Raurze, wiele osób uważa że Raura nigdy nie będzie razem, ale ja uważam że życie pisze różne scenariusze i nigdy nic nie wiadomo. Ja polubiłam czytanie dzięki fanfiction o Raurze i nie zamierzam przestać ich czytać, chodź muszę przyznać że już z tak mocnym zapałem ich nie czytam. Do zobaczenia. Miłego wieczoru.

poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział 29

Szliśmy wolnym krokiem nie śpiesząc się i przysłuchiwaliśmy się odgłosom natury, to znaczy chcieliśmy to robić, ale nie uwierzycie, w Los Angeles na drogach porusza się takie coś jak samochód i zniecierpliwieni kierowcy co chwilę trąbiących na kogoś. Nawiasem mówiąc gówno słyszeliśmy. Ale nie ważne, liczyło się dla mnie że spędzam czas z wspaniałym człowiekiem który aktualnie niesie mnie na barana, bo zaczęłam narzekać na bolące nogi. Ostatnio zauważyłam, że zachowujemy się jak para idealna, nie żeby mi przeszkadzało to wręcz przeciwnie, cieszę się że nasz związek nie ma problemów. Chodzi mi o to, że boje się że kiedyś nie będziemy mogli znieść swojego towarzystwa. Głęboko wierzę, że tak nie będzie i to tylko są moje głupie myśli. Muszę przestać wymyślać czarne scenariusze. Oparłam swoją brodę o ramię Ross'a i zaczęłam myśleć. Stwierdziłam, że ostatnim czasie mam mało czasu dla dziewczyn, niby z Vanessą rozmawiamy codziennie, ale brakuje mi trochę towarzystwa Rydel. Przez to że zaczęłam się umawiać z jej bratem trochę ją zaniedbałam. Koniecznie muszę się spotkać z tą blondynką.
-Ej. - szturchnęłam ramię Lynch'a. Ten jakby wybudzony z transu krzyknął na pół ulicy.
-Czego!? - kontem oka zauważyłam, że kilku ludzi obejrzało się za nami.
-Co robi Rydel? - zapytałam jak niby nic.
-Skąd mam to niby wiedzieć?
-Pomyślałam, że skoro jesteś jej bratem to będziesz wiedzieć.
-Nie jestem jej nianią. - powiedział oschle. Ałć. Co ja mu zrobiłam, że jest w stosunku do mnie taki nie miły.
-Co cię ugryzło? - zaskoczyłam z jego pleców stając naprzeciwko niego. Niedaleko widziałam nazwę naszej ulicy.
-Mi? Nic. - ruszył przed siebie nawet nie oglądając się na mnie. Niedawno mówiłam, że tworzymy związek idealny może jednak nie taki idealny.
-Przecież widzę, że jesteś na mnie zły. - musiałam prawie biec, żeby dorównać mu kroku. To nie fair że on ma takie długie nogi, a ja nie! Nawet teraz kiedy chcę z nim poważnie porozmawiać i spojrzeć prosto w oczy, to nie mogę, bo mój wzrost na to nie pozwala.
-Zły na ciebie? Nigdy. Jestem po prostu zmęczony tym całym dniem.
Coś mi podpowiadało, że coś kręci, ale postanowiłam nie dociekliwać. Jakby chciał żebym wiedziała co z nim jest to by mi powiedział, a tak to nie ma co naciskać. Też czasami tak mam, że nikomu nie chce czegoś powiedzieć. Szanuje to. Do domu dotarliśmy nie mówiąc nic do siebie, pożegnaliśmy się krótkim "pa". Po przekroczeniu progu drzwi od razu skierowałam się do salonu, gdzie na kanapie spała Van. Postanowiłam nie budzić niej, niech dziewczyna sobie pośpi. Poszłam do łazienki zrobić siku i zmienić tampona. Trochę się nudziłam więc zadzwoniłam do taty, niestety nie było go w domu, a telefon odebrała Alice. Rozmawiałam sobie z dziewczyną mojego taty, dowiedziałam się, że u nich wszystko w porządku. Niepokoi mnie trochę ton głosu Alice, mam wrażenie, że ukrywa coś przede mną. Próbowałam wywiedzieć się od niej czegoś, ale nie chciała nic mówić i udawała że nie ma pojęcia o czym ja mówię. Sprawnie zmieniła temat i spytała się jak ona to powiedziała "O tego Ross'a", dobre pół godziny mówiłam o nim jak bardzo jest kochany, jak mocno mi zależy na nim i jaki jest cudowny. Dobrze, że parę dni temu wykupiłam sobie darmowe minuty, bo inaczej ta rozmowa drogo by mnie kosztowała. Po zakończonej rozmowie napisałam sms'a do Rydel, z pytaniem co robi. Jakieś dziesięć minut później dostałam od niej odpowiedz "Tak szczerze to nic nie robię ;)" szybko wystukałam odpowiedz "A nie chciałaś by do mnie wpaść?", długo nie musiałam czekać na odpowiedz "Daj mi dwie minuty". Zostawiłam telefon na szafce i zeszłym na dół, akurat jak został mi do pokonania jeszcze jeden stopień usłyszałam pukanie do drzwi. Pobiegłam na korytarz i wypuściłam blondynkę do środka. Dziewczyna wyglądała rewelacyjnie, nie przejmując się tym co ona sobie o mnie pomyśli, rzuciłam się na jej szyję. 
-Też się cieszę Laura, że Cię widzę, ale mogłabyś przestać mnie dusić? - Rydel udała że się dławi i nie może oddychać. 
-Nie. - zaśmiałam się i puściłam Delly. -Chcesz coś do picia? 
-A wiesz, że nie. Ale nie pogardziłabym jakimś jedzeniem, kiedy do mnie napisałaś miałam zamiar coś zjeść. 
-To chodzimy do kuchni, zrobimy jakieś kanapki, bo jeszcze mi z głodu padniesz, a pani Stormie zabiłaby mnie. - zaprowadziłam gościa do kuchni i wyciągnęłam wszystkie potrzebne składniki do zrobienia kanapki. Gdy blondynka robiła sobie kanapkę z serem, też postanowiłam sobie przyrządzić jedną kanapkę z serem i pomidorem. W ciszy jadłyśmy co jakiś czas mówiąc jakie to pyszne. Po najedzeniu się posprzątałyśmy bałagan jaki narobiłyśmy i poszłyśmy do mojego pokoju. 
-O kurde! - krzyknęłam nagle strasząc przy tym Rydel. 
-Co się stało? - blondynka podeszła do mnie. 
-Vanessa za tydzień ma urodziny! - dziewczyna popatrzyła na mnie z przerażeniem. 
-Jak mogłam zapomnieć? A wiesz co to oznacza? Że zapomniałam o urodzinach Rocky'ego które są dzień po Van urodzinach. Musimy coś wykombinować.
-Może urządzimy imprezę urodzinową, na którą każdy musi się za coś przebrać, w końcu jest to Halloween. A po północy zaśpiewamy Rocky'emu sto lat. - zaproponowałam.
-Wiesz, że to genialny pomysł. Możemy połączyć imprezę urodzinową Van i Rocky'ego, nie będzie trzeba urządzać dwóch osobnych przyjęć i wyjdzie taniej. - blondynka zadowolona klasnęła w dłonie. Muszę przyznać ten pomysł z połączonymi urodzinami jest genialny, bo nie będzie trzeba tyle czasu spędzić na przygotowaniach wystroju obu przyjęć.
-Mamy strasznie mało czasu na przygotowanie wszystkiego, trzeba zrobić listę gości, zakupy, ogarnąć jakiś sprzęt do grania i najważniejsze, trzeba znaleźć jakieś miejsce na tą imprezę. - na to ostatnie się skrzywiłam.
-Wątpię że rodzice zgodzą się urządzić u nas imprezę, a zwłaszcza po tym jak chłopacy wtedy popili i Ryland trafił do szpitala. Niby było to dosyć dawno, ale oni w najbliższym czasie nie zamierzają pozwolić nam na urządzenie domówki. Nie chcą żeby dom spłonął.
-Serio myślisz, że są do tego zdolni? - popatrzyłam na nią z powątpieniem.
-Na urodzinach będzie Rocky i Ellington. - wyjaśniła.
-Cofam pytanie, są do tego zdolni. - wstałam z łóżka i podeszłam do biurka żeby wyciągnąć zeszyt A4 i jakiś długopis, po czym wróciłam z powrotem na swoje miejsce. -Musimy zrobić listę potrzebnych rzeczy.
Dużymi literami na pierwszej stronie napisałam "POTRZEBNE RZECZY NA PRZYJĘCIE" jako pierwszy punkt zapisałam "Tort". Delly przez moje ramie przeczytała co zapisałam i od razu jej oczy zaczęły błyszczeć. Musze przyznać że z tym dwiema kitkami i błyszczącymi oczami wyglądała uroczo, jak takie wielkie dziecko.
-Uuu mam pomysł jak ten tort będzie wyglądać. - zaczęła energicznie machać rękami, jakby bała się że ktoś inny powie jej pomysł.
-Zamieniam się w słuch.
-Skoro to będzie Halloween, to niech na środku będzie napisane "Happy Birthday Vanessa" a do koła niech będą pajęczyny i nietoperze. Wiesz będzie to nawiązywało do święta i do urodzin naszego kochanego nerwusa. I też możemy zrobić pełno babeczek na których z lukru będą przedstawione duch, pająki, czarownice, dynie i mogą też być wilkołaki. - muszę przyznać, że to z jaką pasją blondynka mówiła o swoim pomyśle przekonała mnie. Szeroko się do niej uśmiechnęłam i sama zaczęłam sobie wyobrażać jak to wszystko będzie wyglądać.
-Rydel ty to masz łeb. - pochwaliłam dziewczynę.
-Się wie. - wskazała na swoją głowę.
-A co z Rocky'm?
-Jemu się zrobi inny tory, na którym będą kosmici. On i Ratliff  będą wniebowzięci, a i tak Rocky będzie świętował swój dzień dopiero po północy, gdzie zapewne połowa gości będzie zalana w trzy dupy żeby zwracać uwagę na to że ciasteczka nie są z kosmitów.
-Wszystko super, ale gdzie urządzimy przyjęcie? Wątpię że ciocia i wuja pozwolą nam do rana szaleć, pewnie dadzą czas maks do pierwszej. - obydwie zaczęłyśmy gorączkowo myśleć, gdzie mamy to wszystko urządzić.
-Może teraz omówimy wszystkie sprawy związane z tym co musimy przygotować, a miejscówkę ogarniemy jutro? - zgodziłam się z pomysłem Rydel. Omawiałyśmy wszystkie szczegóły związane z party, do póki nie zrobiło się na dworze ciemni. Poszłam odprowadzić blondynkę do drzwi.
-Chyba wszystko ustaliłyśmy, pamiętaj że jutro musimy wcześnie wstać żeby zrobić zakupy. - przypomniała się któryś raz z kolei Rydel.
-Tak pamiętam o tym. Musimy jutro wtajemniczyć chłopaków w to wszystko, bo same nie damy sobie z tym radę, a ich pomoc się przyda. Pod żadnym pozorem Vanessa i Rocky nie mogę się niczego dowiedzieć.
-Jasna sprawa. - przytuliłyśmy się na pożegnanie.
-Dobranoc. Pozdrów swoją mamę i tatę ode mnie.
-Dobra pozdrowię. Trzymaj się ciepło i wyśpij się. - wskazała na mnie palcem po czym krzyknęła do reszty domowników (czytając cioci Kristen i wuja Roberta) -Dobranoc.
Zamknęłam za nią drzwi i poszłam się umyć, nie byłam głodna, więc od razu po kąpieli poszłam spać.
*Oczami Rydel*
Kiedy wróciłam do domy wszyscy akurat jedli kolacje w jadalni, poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę po czym dołączyłam do rodziny. Chwyciłam jedną kromkę chleba, którą posmarowałam masłem i dżemem i zaczęłam ją jeść.
-Gdzie byłaś? - zapytał Riker wpychając sobie połowę kanapki do gardła i mówiąc z pełną buzią. Było to obrzydliwe, bo połowa jedzenia wypadła mu z buzi. Z kim ja muszę mieszkać?
-U Laury. - odpowiedziałam krótko.
-Laura ci mówiła jak bardzo za mną tęskni? - mała blond kopia tego starszego się odezwała.
-Akurat o tobie nic nie mówiłyśmy.
-Szkoda. - Ross odchylił się na krześle do tyłu i wziął kęsa swojej kanapki.
-A o czym plotkowałyście? - zaciekawił się Ryland.
-Na pewno nie o tobie. - uśmiechnęłam się do siebie. jak najmłodszemu zrzedła mina i odwrócił ode mnie głowę udając obrażonego.
-To o czym gadałyście? - do dyskusji dołączył się zaciekawiony Rocky. Wrrr jako oni mnie wkurzają. Czemu są tacy ciekawscy?
-Mamo powiedz coś chłopakom, żeby zostawili mnie w spokoju!
-Spokojnie Rydel nie irytuj się tak bardzo.
-Zamknij się Riker. - posłałam bratu mordercze spojrzenie, ten uśmiechnął się cwanie. Ja dzisiaj z nimi nie wytrzymam. -Wiecie co? Straciłam apetyt, pójdę się położyć. Dobranoc wszystkim. - zasunęłam za sobą krzesło i pobiegłam na górę. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w piżamę. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
*Oczami Rocky'ego*
Rano po śniadaniu razem z Ellington'em poszliśmy na miasto, z racji tego że niedługo jest Halloween trzeba się zaopatrzyć w kilka przedmiotów, które umilą nam te święto. Co roku od kilku lat razem z moim najlepszym przyjacielem robimy parę kawałów naszym sąsiadom lub straszymy dzieci zbierające cukierki. Co jest w tym wszystkim najdziwniejsze, że żaden z sąsiadów nie skapnął się że to my. Czasami chłopacy nam pomagają w tym, ale to zdarza się sporadycznie. Po wyjściu z sklepu "Psikus" udaliśmy się do kawiarni coś zjeść, obydwaj zamówiliśmy sobie gorącą czekoladę i muffina z kawałkami czekolady. Kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienie posypaliśmy muffina żelkami w kształcie misiów i skonsumowaliśmy swoje zamówienie. Chcąc zachować kulturę wytarłem serwetką usta, po czym rozłożyłem ją i zacząłem biegać po kawiarni udając batmana. Ellington śmiał się zemnie kończąc pić swoją czekoladę. Spojrzałem na niego, po czym poczułem nagle, że z czymś się zderzam i padam na ziemie. Przeniosłem wzrok z bruneta na blondynkę, która leżała pode mną i była cała w kawie. Uśmiechnąłem się uwodzicielsko.
-Hhhhheeeeeelllllloooo. - specjalnie przeciągnąłem każdą literę, dziewczyna tylko szybko zwaliła mnie z siebie i wstała.
-Czy ty idioto nie masz oczu!? - krzyknęłam na mnie po czym ukucnęła na ziemie i zaczęła zbierać kawałki rozbitej szkła.
-O co ci chodzi? - zapytałem nie bardzo kapując.
-Zobacz co narobiłeś! Jeśli przez to mnie wyleją z pracy to przysięgam że osobiście cię....
-Raczej by przez to cie nie wylali. - przerwałem jej.
-A niby z jakiego powodu? - wstała energicznie i założyła ręce na swoje biodra.
-A z takiego, że jesteś nie miła dla klientów. - pokazałem jej język.
-Z tego co zauważyłam przedszkole jej cztery ulice dalej. - teraz to przegięła, tak nie będziemy rozmawiać.
-Wypraszam sobie bardzo, ja nie jestem żadnym dzieckiem!
-Twoje zachowanie na to wskazuje.
-Wcale nie. - zaprzeczyłem.
-Wcale tak.
-Wcale nie.
-Wcale tak.
-Dziwaczka.
-Dzieciuch.
-Idiotka.
-Debil.
-Małpa.
-Frajer.
-Weźcie może przestańcie siebie nawzajem obrażać i się ładnie przeproście. - między mną i tą wariatką wszedł Ellington.
-Po moim trupie. - oznajmiła patrząc na mnie z obrzydzeniem i złością.
-Prędzej to po moim trupie. Nie będę tej tutaj - wskazałem na blondi -Przepraszał.
-Możecie przestać?
-Nie! - zgodnie zaprzeczyliśmy brunetowi, kiedy do nas dotarło że się w czymś razem zgadzamy szybko odsunęliśmy się od siebie.
-Obyś zadławił się jedzeniem. - uśmiechnęła się do mnie wrednie.
-Tak się składa, że już skończyłem jeść. - zgasiłem ją.
-W takim razie życzę ci żebyś zatwardzenie dostał. - odeszła lekko kręcąc przy tym swoimi biodrami. Energicznie odwróciłem się do Ratliffa i biorąc telefon ze stolika powiedziałam stanowczo:
-Wychodzimy stąd. - nie czekając za chłopakiem ruszyłem w stronę wyjścia. 
-Dlaczego wyszliśmy? - zapytał, kiedy byliśmy już na zewnątrz. 
-Dlatego, że nie mam zamiaru siedzieć w tym samym pomieszczeniu co ta wariatka. 
-Aha. 
Szliśmy w stronę domu Ratliffa, co jakiś czas jedno z nas coś powiedziało i to by było na tyle. Ellington zatrzymał się na chwilę, żeby przeczytać sms'a zmarszczył dziwnie czoło i wystukał szybko odpowiedz. 
-Coś się stało? - siliłem się na obojętny ton, a tak naprawdę umierałem z ciekawości. 
-Nie nic. Chodzimy. - przyspieszył krok, bezradnie westchnąłem i dorównałem mu kroku. 
*Oczami Laury*
Od samego rana razem z Rydel chodzimy po mieście i załatwiamy wszystkie sprawy związane z przyjęciem urodzinowym. Powiedziałyśmy cioci i wujowi o naszym pomyślę, a on postanowili wesprzeć nas finansowo, Rydel mówiła że państwo Lynch też się zrzucą,trochę się tego nazbierało, więc możemy nieźle zabalować. Nie mogę się tego doczekać! Wszystko załatwiłyśmy tylko poza takim małym szczegółem. Nie mamy gdzie tego wszystkiego urządzić. Zrezygnowane poszłyśmy napić się kawy w pobliskiej kawiarence, która okazała się bardzo przytulna. Od jakiś dwóch godzin zastanawiamy się, gdzieś mamy to wszystko zorganizować. Byłyśmy prawie wszędzie, nikt nie chciał nam wynająć sali, bo wszyscy z kilku miesięcznym wyprzedzeniem wynajęli je na przyjęcia z okazji Halloween. Jakby oni nie rozumieli, że tu chodzi o urodziny mojej siostry! Podeszła do nas urocza blondynka z notesikiem i długopisem.
-Witam, co podać?
-Jakieś wolne miejsce do zorganizowania imprezy urodzinowej. - mruknęła Rydel podpierając swoją brodę na rękach.
-To znaczy, poprosimy dwie kawy. - wyjaśniłam szybko, posyłając przyjaciółce mordercze spojrzenie. Blondynka zapisała nasze zamówienie, chciała już odejść, ale w ostatecznej chwili się rozmyśliła.
-Tak się składa że chyba wiem jak wam pomóc. - zaczęła nieśmiało, razem z Delly spojrzałyśmy na nią z nadzieją.
-Mówisz poważnie? - zapytała rozpromieniona Lynch.
-Tak. Ja wam pomogę, a wy mi.
-W czym? - zdziwiłam się.
-Zagadam z szefem, żebyście mogły to wszystko urządzić tutaj, a wy pomożecie mi znaleźć zespół, które będzie chętny do zagrania w sobotni wieczór kilka koncertów i który będzie dobrze grał. - postawiła warunek.
-To nie wiesz jak dobrze się składa, że spotkałyśmy się. Ja zrazem z braćmi mamy zespół i chętnie byśmy tutaj wystąpili.
-Moglibyście wystąpić na przyjęciu i zagrać kilka coverów. - zaproponowałam.
-Naprawdę!? - krzyknęła szczęśliwa kelnerka. -To super. A tak poza tym Alexa jestem.
-Laura, a tu Rydel. - uścisnęłyśmy sobie dłonie.
-To ja pójdę zanieść wasze zamówienia i zagadać z szefem. Za jakieś dwadzieścia minut kończę zmianę i wszystko ustalimy.
-Jasne nie ma sprawy. - machnęła ręką Delly.
Alexa pobiegła oddać nasze zamówienie, długo nie musiałyśmy czekać na kawę. Kiedy blondynka skończyła swoją zmianę, wszystko ustaliłyśmy. Poszłyśmy do mnie do domu, gdzie czekali na nas chłopacy, którym wcześniej napisałam sms'a żeby przyszli, bo jest sprawa do obgadania. Chłopacy z chęcią zapowiedzieli nam, że pomogą we wszystkim.
*Tydzień później*
Dzisiaj jest Halloween, wszystko na wieczorną imprezę jest już gotowe. Kawiarnia wygląda znakomicie, dekoracje idealnie wpasowały się w klimat tego święta. Wszyscy się schowaliśmy, żeby zrobić Van niespodziankę. Rydel wymyśliła coś że jesteśmy tutaj wszyscy umówieni i stąd mamy iść na miasto. Kiedy nasza Van przyszła wszyscy krzyknęliśmy:
-Niespodzianka!!! - zaszokowana Nessa nie wiedziała co powiedzieć.

                                                                     ***
Witajcie, będzie krótko. Przepraszam za błędy obiecuje że poprawie i Happy Halloween. Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie, w postaci komentarza.


   
  












sobota, 8 października 2016

Rozdział 28

-Ross co to ma znaczyć do cholery!? - krzyknęła któryś raz z kolei wkurzona Laura. Nic jej nie odpowiadając stałam ze spuszczoną głową cały czas patrząc się na swoje kolorowe skarpetki. Nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie, zrobiło mi się naprawdę głupio. Czułem jak moja twarz staje się cała czerwona. Z trudem udało mi się spojrzeć na Laur, ale i tak po chwili znowu spuściłem wzrok na podłogę. Jej spojrzenie mnie zabijało, w tych pięknych brązowych oczkach co zawsze widać radość i szczęście teraz była złość i wściekłość. Trochę się jej bałem jak tak na mnie patrzyła.
-No odpowiesz wreszcie!? - widać było, że pomału traci cierpliwość. 
-Bo yyy ja yyy... - jąkałem się, co zdarza mi się to dosyć rzadko.
-Dlaczego masz moje zdjęcia nago!? - rzuciła we mnie zdjęciami, które znalazła na biurku.
-Nie jesteś tam nago tylko w bieliźnie. - broniłem się, nie pozwolę żeby zarzucano mi czegoś czego nie zrobiłem. Fakt mam zdjęcia mojej dziewczyny w staniku i majtkach, które nie koniecznie ona mi przysłała, ale nie mam jej zdjęć na golasa. Przyznaje bardzo bym chciał dostać od niej coś takiego albo móc ją tak zobaczyć (zawsze mógłbym dotknąć jej ciała, a nie papierku, byłoby to namacalne).
-Wielka mi tam różnica. - machnęła ręką.
-Wiesz to jest naprawdę duża różnica, gdybyś była tam nago... - w tym momencie moja ukochana mi przerwała. 
-Spróbuj tylko dokończyć te zdanie, a uwierz mi będziesz wiedział jak kwiatki pachną od spodu. - przyznam że mina mi zrzedła, no ale nic trzeba wziąć się w garść. Nie pozwolę żeby kobieta mnie zastraszała, przecież nie jestem jakąś pizdą lub pantoflarzem jak mów przyszywany wujek Andrew. Którego swoją drogą szczerze nienawidzę.  
-Nie zrobisz tego, za bardzo ci na mnie zależy. - powiedziałem pewny siebie. Widząc minę brunetki nie spodziewała się po mnie takiej odpowiedzi. 
-Aż taki pewny siebie jesteś? Wierz, że to może cię kiedyś zgubić? 
-Jak już nie zgubiło. Posłuchaj daj mi to wszystko tobie wytłumaczyć. - chwyciłem jej rękę.
-Nie musisz mi nic mówić. Prawda jest taka, że związałam się z pierdolonym zbokiem. A tak właściwie to skąd masz te zdjęcia? Kiedy je zrobiłeś? 
-Pragnę zauważyć że twój pokój znajduje się naprzeciwko mojego. -wskazałem ręką na okno. -Raz kiedy nie byliśmy jeszcze razem zauważyłem, że chodzisz po pokoju w samej bieliźnie i tak pięknie wyglądałaś, że postanowiłem zrobić ci zdjęcie. Nikomu tych zdjęć nie pokazywałem, tak szczerze kiedy je wywołałem i wrzuciłem do szafki zapomniałem o nich. Dopiero dzisiaj przez przypadek musiałem je wyciągnąć, nawet nie zauważyłem że są na widoku. Nigdy nie interesowałbym się tobą tylko ze względu na twoje ciało, masz naprawdę zajebistą osobowość, jesteś mega urocza i do tego seksowna. Jak widzisz wiele rzeczy mi się w tobie podoba i kocham cię całym sobą. Wybacz mi proszę. - to ostatnie wyszeptałem jej do ucha i schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi. Zaciągnąłem się jej boskim zapachem. 
-Ross odsuń się. - odepchnęła mnie od siebie, zrobiłem zdziwioną minę. Nie spodziewałem się tego, że mnie odepnie od siebie -Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaka jestem na ciebie wściekła. Nie miałeś prawa robić tych zdjęć bez mojej wiedzy i zgody. Co by było gdybyśmy nie byli teraz razem? Skąd mogę mieć pewność, że nie wrzuciłbyś tych zdjęć do internetu. Czy ty pomyślałeś w ogóle jakby ktoś je znalazł u ciebie w pokoju i wykorzystał przeciwko mnie? Kocham cię, ale kompletnie nie myślisz i jesteś strasznie nieodpowiedzialny. Chyba lepiej będzie jak pójdę. 
-Mieliśmy oglądać Piotrusia Pana. - zauważyłem, spojrzała się na mnie obojętnie i ruszyła w stronę drzwi. Nie mogę dopuścić żeby sobie poszła. -Laura zaczekaj. Nie zostawiaj mnie.
Podbiegłem do niej i złapałem jej rękę tak, że teraz była odwrócona do mnie twarzą. Zauważyłem że niesforny kosmyk włosów wpadł jej do ust, mimo próśb dziewczyny żebym ją puścił zbliżyłem rękę do jej twarzy i delikatnie schowałem kosmyk brązowych włosów za ucho. Nie odrywałem wzroku z jej pięknych brązowych oczu, ona lekko speszona moim spojrzeniem spuściła głowę na dół. Chwyciłem jej podbródek i uniosłem do góry. 
-Hej nie bądź już na mnie zła. Nie pomyślałem co by było gdyby ktoś znalazł te fotki, przepraszam cię, że jestem takim pieprzonym egoistą i takim beznadziejnym facetem. Prawda jest taka, że nie zasługuję na taki skarb jak ty. - cały czas mówiłem spokojnym głosem. 
-Nienawidzę cię Lynch. Nienawidzę cię. - zaczęła walić pięścią w mój tors, troskliwie objąłem ją ramieniem przyciągając bliżej siebie. 
-Tak wiem. - szepnąłem i pocałowałem ją w czubek głowy. Laura mocniej się we mnie wtuliła, czułem jak opuszkami palców głaska moje plecy, przez które przeszedł mnie miły dreszcz. Może dla innych ta sytuacja wydaje się dosyć dziwna i nielogiczna, jak mam być szczery to dla mnie też jest ona niezrozumiała. Raz się na mnie wydziera i krzyczy że mnie nienawidzi, a za chwilę tuli się do mnie jak do wielkiego misia, no ale jak tu zrozumieć kobiety. A zwłaszcza wtedy kiedy mają okres, no nie da się. 
-Wszystko dobrze. - powiedziałem takim tonem głosu jakbym mówił do dziecka i ująłem jej twarz w rękach. Brunetka twierdząco pokiwała głową, uśmiechnąłem się do siebie i ją pocałowałem. Na początku całowałem ją delikatnie co jakiś czas na krótką chwilę odrywałem nasze usta od siebie by zaraz z powrotem je złączyć ze sobą. Mruknąłem zadowolony kiedy dziewczyna wplotła swoje palce w moje włosy i zaczęła się nimi bawić, przejechałem językiem po dolnej wardze mojej ukochanej. Laura otworzyła szerzej usta, co od razu wykorzystałem, nasze języki toczyły walkę o dominacje. Lizaliśmy się tak z około pięć minut, moglibyśmy dłużej ale nasze płuca domagały się tlenu. Kiedy oderwaliśmy się od siebie z uśmiechem na ustach wskazałem na łózko, brązowooka skinęła głową i położyła się, a ja włączyłem film dołączając do niej. Laura co jakiś czas mówiła, że Piotruś i Wendy pasują do siebie i tworzą uroczą parę, a ja przyznawałem jej racje dla świętego spokoju. Po seansie filmowym brunetka zaproponowała żebyśmy gdzieś poszli się przejść do puki nie jest ciemno i pogoda nam dopisuję. Mimo tego, że mieszkamy w LA noce potrafią być dosyć chłodnę. Stwierdziłem, że takie wyjście na świeże powietrze dobrze nam zrobi po tych kilku godzinach oglądania, wyłączyłem DVD i kazałem Laurze już zejść na dół. Gdy dziewczyna opuściła mój pokój podszedłem do szafy z ubraniami i wyciągnąłem szarą bluzę, którą ubrałem, a rękawy podwinąłem do łokci. Gotowy zszedłem na dół, gdzie mój maluszek już na mnie czekał, szybko ubrałem buty.
-Wychodzimy!!! Nie czekajcie na nas z kolacją!!! - krzyknąłem zamykając za sobą drzwi.
-To dokąd idziemy? - zapytała Laura, kiedy znaleźliśmy się na chodniku. Wzruszyłem ramionami na znak, że mi to jest obojętne. Tak szczerze mógłbym iść nawet na koniec świata, byleby z nią. -Co powiesz o parku? - zaproponowała, gdy ruszyliśmy przed siebie.
-A może nie będziemy się przejmować do jakiego celu mamy dojść tylko będziemy szli przed siebie i zobaczymy gdzie trafimy? I tak musimy gdzieś dojść i dojdziemy, ale niech to będzie jak na razie niespodzianka dla nas obu. - spojrzałem się na nią niepewnie.
-Podoba mi się twój pomysł. - wspięła się na palcach i dała mi buziaka w policzek. -"Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba"
-Czy ty właśnie zacytowałaś mi kawałek "Zemsty"? - nie odpowiedziała mi tylko się zaśmiała i niczym małe dziecko pobiegła przed siebie. -Nigdzie mi nie uciekniesz. - mruknąłem pod nosem i ruszyłem za nią. Nie musiałem się za bardzo męczyć żeby ją dogonić, tymi swoimi zgrabnymi, a za razem krótki nogami i słabą kondycją nie była zbyt szybka. Kiedy ją dogoniłem objąłem ją od tyłu w pacie i przyciągnąłem do siebie.
-Mógłbyś mnie już puścić? - spytała po kilku minutach, gdy szliśmy spokojnie, a ja ją cały czas przytulałem od tyłu.
-Nie. - zaśmiałem się chytrze i pocałowałem ją w szyję.
***
Po godzinnej przechadzce znaleźliśmy się w centrum, trochę się zmęczyłem tym długim spacerem, więc zaprosiłem Laurę do najbliższej kawiarni jak tylko rzuciła mi się w oczy. Brunetka za bardzo nie chciała nigdzie iść do kawiarni, bo nie wzięła ze sobą pieniędzy. Więc jak prawdziwy dżentelmen powiedziałem jej, że zapłacę za nią, na początku nie chciała się zgodzić mówiła, że głupio się będzie czuła i że nie chcę mnie narażać na koszty, ale mój niesamowity dar przekonywania ludzi zadziałał. Zamówiliśmy sobie mrożoną kawę, chwyciłem oba kubki napoju i udałem się za moją dziewczyna na zewnątrz kawiarni. Znaleźliśmy dwu osobowy stolik pod parasolem, usiedliśmy naprzeciwko siebie siedziałem odwrócony tyłem do ulicy. Popijaliśmy sobie napoje i rozmawialiśmy ze sobą, głównie to ja mówiłem, a brunetka słuchała i co jakiś czas przytakiwała głową na znak że mnie słucha. Byłem w trakcie mówienia ciekawej historii jak to kiedyś udałem się z Rocky'm i Ellington'em na imprezę, kiedy skapnąłem się, że Laura w ogóle mnie nie słucha.
-Ziemia do Laury. - pomachałem jej ręką przed twarzą, wydawała się taka nieobecna, tak jakby coś kompletnie odwróciło jej uwagę.
-O mój Boże. - dziewczyna zakryła ręką usta i miała taki wyraz twarzy jakby miała się zaraz popłakać.
-Co się stało? - położyłem moją dłoń na jej lewą dłoń, którą miała na stoliku.
-O kurwa.
-Na co ty właściwie patrzysz? - zapytałem i odwróciłem się w stronę ulicy, gdzie cały czas patrzyła się Laura.
-Boże tam stoi Grant Gustin. - widziałem jak z trudem powstrzymuje się żeby się nie popłakać. Obróciłem się jeszcze raz w stronę chodnika, gdzie prawdopodobnie stoi ten facet.
-Kto to? - po moim pytaniu brunetka spojrzała na mnie z żenadą.
-Grant Gustin jest moim ulubionym aktorem. A tak właściwie to jest Thomas Grant Gustin, ale woli używać swoje drugie imię. Uwielbiam tego gościa, gał kiedyś w moim ulubionym serialu "Glee" przez parę odcinków wcielił się w postać Sebastiana złego charakteru. Później go widziałam w genialnym filmie "Koszmar matki" gdzie grał główną role, przez jakiś czas miałam lekkiego świra na jego punkcie i szukałam filmów lub seriali gdzie on grał. Znalazłam serial "The Flash" gdzie gra Barry'ego Allena który jest zwykłym laborantem policyjnym, ale po wybuchu akceleratora i porażeniu piorunem zostaje obdarzony niesamowitą szybkością, którą wykorzystuje do walki ze złem. Zajebisty jest ten serial w niecałe cztery dni obejrzałam wszystkie dwa sezony, a teraz czekam na trzeci. Nie dosyć że jest nieziemsko przystojny, umie śpiewać to na dodatek jest mega uroczy. Zawsze marzyłam żeby go poznać. - byłem pod wrażeniem z jaką pasją ona mówiła o swoim idolu i to że zawsze marzyła żeby go poznać, dlatego wpadłem na wspaniały pomysł.
-To podejdź do niego i poproś o autograf i zdjęcie. - zaproponowałem biorąc łyka mojej mrożonej kawy.  
-Oszalałeś!? Nie zrobię tego. - chwyciła swoje końcówki włosów i zakryła nimi swoją twarz spuszczając głowę w dół. Dobrze wiedziałem że marzy o tym, aby go poznać, ale za bardzo się boi. Wstałem i otrzepałem tył spodni z niewidocznego kurzu, obróciłem się na pięcie, kiedy zrobiłem krok w stronę ulicy poczułem jak brunetka chwyta moją dłoń.
-Ross gdzie idziesz? - nic jej nie mówiąc, podszedłem to Gustin'a. W oddali słyszałem jak dziewczyna mnie woła, żebym wracał i tam nie szedł.
-Przepraszam Grant, że przeszkadzam. Ale moja dziewczyna chciałaby zrobić sobie z tobą zdjęcie, czy może? Wiesz trochę się wstydzi podejść i zagadać, jest twoją wielką fanką. Nie będzie ci to przeszkadzać, bo jak tak to... - nie dokończyłem, bo przerwał mi aktor.
-Nie spoko, nie ma problemu. - przyjacielsko się uśmiechnął, odpowiedziałem mu tym samym i odwróciłem się w stronę Laury i poprosiłem gestem ręki żeby podeszła do nas. Marano niepewnie wstała z krzesła, wolnym krokiem do nas podeszła, a kiedy stała już koło nas lekko się za mną schowała patrząc z niedowierzaniem na Grant'a.
-To jest moja dziewczyna Laura. - wskazałem na moją księżniczkę, wypychając ją trochę przed siebie.
-Cześć miło cię poznać. - chłopak wyciągnął rękę do niej, brązowo popatrzyła z lekkim szokiem na dłoń po czym niepewnie ją uścisnęła.
-Boże ty jesteś Grant Gustin. - miała taką minę jakby spełniało się jej największe marzenie. -Nie wieże, że stoisz tutaj. To musi być sen.
-To nie jest sen. - odpowiedziałem jej obejmując przy tym w pasie.
-Mogę prosić o autograf? - Laura wyciągnęła białą kartkę i długopis. Ciekawe skąd wzięła kartkę i długopis? Postanowiłem że później ją o to zapytam, niech się teraz cieszy z chwilą spędzoną z idolem.
-Jasne, pewnie. - Grant chwycił długopis i szybkim ruchem napisał "Dla Laury Grant Gustin". Oddając kartkę z powrotem, aktor zrobił sobie zdjęcie z Laurą i ze mną, chwilę później z nim porozmawialiśmy. Ale niestety musiał już iść na plan filmowy bardzo nas za to przepraszał i powiedział, że jak szczęście nam dopisze to może kiedyś dłużej nam uda się porozmawiać. Strasznie sympatyczny i miły z niego facet. Po zajęciu z powrotem swoich miejsc, Laura cały czas wpatrywała się w kartkę z niedowierzaniem. Kiedy skończyliśmy pić kawę, raczej ja skończyłem, bo ta była zajęta wgapianiem się w kartkę, ruszyliśmy w stronę domu. Dziewczyna złożyła autograf na pół i schowała go do tylnej kieszeni spodni. Szliśmy sobie spokojnie po chodniki, gdy nagle brunetka rzuciła mi się na szyje całując ją przy tym.
-Dziękuję ci bardzo! - krzyczała całując moją szyje co jakiś czas, zatrzymałem się i objąłem ją ręką przyciągają jeszcze bliżej siebie tak że między nami nie było ani milimetra przerwy.
-Za co? - udałem zdziwionego, tak naprawdę dobrze wiedziałem o co jej chodzi tylko chciałem usłyszeć to od niej.
-Ty już wiesz za co.
-Nie mam pojęcia o czym ty mówisz. - uśmiechnąłem się chytrze, za co dostałem pięścią w ramie od mojej dziewczyny. Tak się zastanawiam czy jej bicepsy są w stanie połamać patyk na pół, nic tylko same kości i skóra. Mimo tego że praktycznie nic nie poczułem i tak złapałem się za ramie i masowałem je tak jakby naprawdę mnie mocno bolało.
-Dziękuje ci, że załatwiłeś mi autograf i zdjęcie Granta. - chciałem udawać obrażonego na nią, że mnie uderzyła, ale widząc ten uśmiech i radość w oczach nie mogłem tego zrobić.
-Proszę bardzo kochanie. - szybko pocałowałem ją, po czym obydwoje chwyciliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę domu. Warto było wstać i zagadać do Gustina, żeby widzieć ją taką szczęśliwą. W tym momencie przyrzekłem sobie, że zrobię wszystko żeby Laura była szczęśliwa i żeby nie cierpiała przez zło tego świata. Ona jest taka niewinna, a ten świat jest taki brutalny, ludzie są tacy fałszywi mogą cię zniszczyć dla własnego sukcesu lub dla sprawienia ci przykrości. Kiedy pierwszy raz ujrzałem brunetkę przyrzekłem sobie może wtedy nie świadomie, że muszę ją chronić przed wszystkim, wszystkimi i przed samym sobą. Nienawidzę kiedy przeze mnie płacze, nie jestem idealny i pewnie niestety wiele razy sprawie jej przykrość, ale zrobię wszystko żeby nie musiała dużo razy być przeze mnie smutna. Tak bardzo ją kocham.
*Oczami Laury*
Tak bardzo się ciesze, że mam zdjęcie i autograf mojego idola. Ross jest wspaniały! Na początku nie chciałam za bardzo, żeby podchodził do mężczyzny, mimo tego podświadomie błagałam go o to. To że rzuciłam się na niego podczas drogi było silniejsze ode mnie, tak bardzo chciałam mu podziękować, że to dla mnie zrobił. Pewnie dla niego to nie był żaden problem żeby podejść do Grant'a i poprosić o autograf, ale dla mnie to był ogromny problem. Kątem oka przypatrywałam się Ross'owi kiedy szedł, on jest taki cudowny. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo się cieszę że go mam, moje życie zanim przeprowadziłam się tutaj i poznałam Lynchów było dość nudne, a teraz wiem że z nimi wszystkimi nie będę się nigdy nudzić.

                                                                           ***    
Witajcie kochani! Tym razem będzie krótka notatka, bo nie chce mi się za bardzo rozpisywać. Następny rozdział planuje dodać tak mniej więcej na halloween, mam prośbę jeśli przeczytałeś rozdział to skomentuj.







czwartek, 15 września 2016

Rozdział 27

Spałem sobie spokojnie do póki nie poczułem bólu, który skutecznie mnie przebudził. Zdezorientowany otworzyłem szybko oczy, na początku nie wiedziałem co się dzieje, wszystkie rzeczy w moim pokoju wydawały się większe niż sobie zapamiętałem, dopiero po kilku sekundach zdałem sobie sprawę, że leżę na ziemi. Musiałem zlecić z łóżka jak spałem. Dziwne nie pamiętam żebym miał jakiś straszny sen, w dzieciństwie często jak śniły mi się koszmary budziłem się twarzą przyklejoną do podłogi. Raz nawet moi głupi bracia seryjnie przykleili moją twarz do podłogi, miałem wtedy pięć lat i mieszkaliśmy w Littleton, pamiętam że to była zemsta za to, że popsułem Riker'a i Rocky'ego wierzę z klocków. Rodzice wtedy byli tak wściekli na nich, że mieli szlaban na telewizję przez tydzień, żadnej surowej kary nie mogli dać sześciolatkowi i dziewięciolatkowi. Z grymasem na twarzy wstałem z podłogi i poszedłem w stronę łazienki żeby się załatwić. Gdy schodziłem po schodach do kuchni prawie wpadłem na mamę, jednak w ostatnim momencie zdążyłem się zatrzymać.
-Jak się czujesz? - mama z troską w oczach pogłaskała mnie delikatnie po policzku.
-Dobrze, nogi mnie tylko trochę, ale tak poza tym jest okej. - uśmiechnąłem się do rodzicielki, chwile tak staliśmy patrząc się na siebie, nikt z nas nic nie mówił. Postanowiłem przerwać tą trochę niezręczną ciszę. -To ja idę do kuchni coś zjeść. - wskazałem palcem za siebie.
-Niestety musisz trochę poczekać z jedzeniem aż wrócę ze sklepu, chyba że chcesz jeść powietrze. - zaśmiała się pod nosem.
-Gdzie jedzenie? - spytałem z przerażeniem w głosie i smutkiem w oczach.
-Spytaj swoich braci. To ja już lecę do sklepu zanim całe te towarzystwo się zbudzi i zacznie się domagać jedzenia. A uwierz mi nie chce oglądać jak moje dzieci stają się kanibalami i zjadają się nawzajem albo zjadają naszych sąsiadów. - i tyle ją widziałem. Skoro nie ma nic do jedzenia to może chociaż wypije sobie sok. Kiedy nalałem sobie szklankę soku wiśniowego, oparłem się o blat i rozejrzałem się po opuszczonym przez wszystkich (oprócz mnie) pomieszczeniu. Na stole leżała sterta głupich magazynów plotkarskich mojej siostry, z niedowierzaniem pokręciłem głową. Po jaki ki jest jej potrzebne aż tyle gazet? Rozumiem, że chce wiedzieć co dzieje się w świecie celebrytów, ale mogłaby poszukać o nich informacji w internecie albo tak jak ja mogłaby czytać gazety w sklepach. Czasami jak spodoba mi się jakiś artykuł to kupuję gazetę, raz mi się zdarzyło wyrwać parę stron z gazety i z potem odłożyć ją na miejsce. Gdzieś za biurkiem powinienem mieć jeszcze te kilka nie legalnie ukradzionych stron gazety, ach te szalone młodzieńcze lata. Byłem naprawdę zbuntowanym trzynastolatkiem, to dlatego dziewczyny zawsze na mnie leciały. Pociągało je to, że byłem badboy'em w sumie nadal jestem. Nigdy nie miałem problemów z dziewczynami, bardzo często byłem powodem wzdychania niektórych z nich, a że żadna mnie nigdy nie oczarowała to już inną bajką. Kiedyś się zastanawiałem czy tak będzie zawsze, wiem to głupie mając siedemnaście lat bać się, że nigdy się nikogo nie znajdzie. Ale ta myśl zawsze była, niby nie potrzebowałem kogoś, bo uważałem że na miłość przyjdzie czas, ale podświadomie chciałem być z kimś. W pewnym sensie miałem trochę lepiej od moich kolegów, którzy czasami się kłócili z swoimi połówkami i mieli przez nie jakiś mętlik w głowie, mnie nie zadręczały myśli o tej jedynej. Wiodłem sobie spokojne życie nastolatka, do póki cały mój dotychczasowy świat legł w gruzach, a wszystko zaczęło się od niewinnej kolacji. Wtedy poznałem ją, całe moje spokojne życie runęło. Od tamtego momentu liczyła się tylko ona, po tej kolacji nie mogłem spać pół nocy cały czas myślałem tylko o niej, a jak w końcu zasnąłem to ona była królową moich snów. Ta tęsknota kiedy jej nie widzę, tę okropne uczucie zazdrości kiedy jakiś chłopak z nią rozmawiał albo się na nią patrzył, niepohamowana chęć pocałowania jej, pragnienie zobaczenia jej nago. Czekaj co!? O tym ostatnim zapomnijcie, nie chce wyjść na zboka, za którego pewnie i tak uchodzę, ale to nie ważne. Wracając chodziło mi o to, że codziennie jak otworzyłem oczy pragnąłem ją zobaczyć, ten jej uśmiech, oczy, usta podsumowując chciałem ją zobaczyć całą. Pierwszy raz kiedy spojrzałem jej prosto w oczy wiedziałem nie będzie mi obojętna i że muszę zrobić wszystko żeby też mnie pokochała tak jak ja ją. Z dnia na dzień moje uczucie od niej stawały się silniejsze. Po tych wszystkich wszelkich przemyśleniach, wiem co muszę zrobić. Muszę się koniecznie spotkać z Laurą Marano, stęskniłem się za nią. Dopiłem ostatni łyk soku i odłożyłem szklankę do zlewu. Szybko pobiegłem do swojego pokoju, gdzie zostawiłem telefon. Wybrałem numer do mojej ukochanej, cały podekscytowany czekałem aż odbierze, po piątym sygnale usłyszałem jej głos.
L:Czy cię do chuja pojebało!? Po co kurwa dzwonisz i mnie budzisz!?
R:Myślałem, że nie śpisz.
L:To źle myślałeś!
R:Jest za dwadzieścia dziesiąta.
L:Ja jeszcze spałam!
R:Wybacz nie wiedziałem, następnym razem włamie ci się przez okno i sprawdzę czy śpisz. A dzwonie z pytaniem, czy nie zechcesz się dzisiaj ze mną spotkać?
L:I właśnie dla tego mnie obudziłeś? Nie mogłeś z tym poczekać, tak na przykład do dwunastej?
R:Nie. Chciałem się z tobą teraz zobaczyć, stęskniłem się za twoją uroczą osóbką.
L:Lynch ale ty ckliwy, za dużo komedii romantycznych się naoglądałeś.
R:Mam dość! Co cię ugryzło? Okres dostałaś czy coś?
L:Pierdol się Lynch, bo jak ci zaraz wyjebie to zobaczysz!
R:Spokojnie, wystarczyło powiedzieć że masz ciotkę.
L:Jeb się! Nigdzie z tobą nie idę.
R:Ale mieliśmy się spotkać.
L:Możesz o tym zapomnieć.
Rozłączyła się. Chyba nie spodobało się Laurze, że śmiałem się z jej ciotki, to były tylko żarty. Ale z nimi w te dni nie warto zadzierać, niestety wiem coś o tym, na łokciu wciąż mam bliznę co prawda prawie nie widoczną, mimo to i tak jest. Dam wam radę, nigdy nie spalcie przez przypadek ulubionej sukienki Rydel, kiedy ma okres. Do teraz czasami mnie wam koszmary. Odłożyłem telefon na biurko i poszedłem się ubrać. Wybrałem krótkie czarne spodenki i biały T-Shirt, z wybranym zestawem udałem się do łazienki, gdzie wykonałem wszystkie poranne czynności. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, więc postanowiłem poczekać na mamę jak wróci z jedzeniem, nie wiem czy zdajecie sobie sprawę jaki jestem głodny. W kuchci chodziłem w te i z powrotem, niecierpliwie co chwile sprawdzałem godzinę, miałem wrażenie że czas stoi w miejscu. Po trzech minutach chodzenia bez sensu zmęczyłem się i usiadłem na krześle. Rzuciłem okiem na gazetki siostry, chwyciłem jedną i zacząłem przeglądać. Czytaniem tego nie można nazwać, tam praktycznie były same zdjęcia no i może krótkie zdanie na temat jakieś sławy. Po przejrzeniu wszystkich magazynów, które były na stole wstałem i wyrzuciłem je do kosza. Pech chciał, że Rydel właśnie schodziła po schodach i widziała co robię.
-Co ty robisz? - szybko podeszła do mnie.
-Wyrzucam śmieci. - odpowiedziałem obojętnie, zawiązując zapełniony czarny worek.
-Nawet jeszcze ich nie przeczytałam. - było słychać lekki smutek w jej głosie, gdy patrzyła się na miejsce, gdzie przed chwilą leżały jej gazety. Zbytnio nie przejmując się samopoczuciem siostry, zatrzasnąłem za sobą drzwi. Chciałem jej powiedzieć, że nic ciekawego nie napisali, ale stwierdziłem że to bezsensu. Akurat jak wrzuciłem worek do kontenera, mama podjechała na podjazd. Podszedłem do niej i pomogłem wnieść zakupy. Postawiłem torby na stole, zacząłem w nich grzebać szukając czegoś na śniadanie. Po kilku sekundach wyciągnąłem moje ulubione płatki, razem z Delly wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Tak się składa, że to też są ulubione płatki blondynki. Skinąłem do niej głową, ona poszła wyciągnąć miski, a ja wyciągnąłem mleko z torby. Po wsypaniu płatków i wlaniu mleka, obydwoje zasiedliśmy do stołu.
-Proszę bracie. - blondynka podała mi łyżkę za którą ładnie podziękowałem. Kiedy obydwoje zjedliśmy, to resztę płatków schowaliśmy za owsianką zbożową tam gdzie te żarłoki nie będą szukać. Stwierdziłem, że skoro i tak moja dziewczyna obraziła się na mnie, i prawdopodobieństwo mnie nie odwiedzi, to chociaż pójdę sobie wypożyczyć jakiś film. Równie dobrze mogłem poszukać czegoś w internecie, ale po ostatnim filmie jaki oglądałem to nie miałem na to najmniejszej ochoty. Nie dosyć że pół godziny zmarnowałem na szukanie, to w połowie mi się film zaciął, tak się wkurwiłem że omal nie wywaliłem laptopa przez okno. A że Los Angeles jest wielkie i najbliższa wypożyczalnia jest trzydzieści kilometrów stąd, otóż muszę ładnie poprosić mamusie albo tatusia o samochód, nie zamierzam iść taki kawał. Co to, to nie. Zrobiłem minę zbitego szczeniaka i ruszyłem szukając moich ofiar od których wyżebram cztery kółka. Pierwsze gdzie poszedłem była sypialnia rodziców, tata zawsze o tej porze gra na Gry.pl, a mamie wciska kit że wysyła jakiegoś maila do pracy. Jak sam twierdzi to jedyna chwila spokoju, gdzie może całkowicie się odprężyć za nim pójdzie do pracy, wróci z niej i wszyscy zaczniemy mu zawracać dupę. O tym co robi tata wiemy wszyscy poza mamą, chodź czasami mam wrażenie że ona wie, ale udaje że nie ma o niczym pojęcia. Zapukałem do drzwi i nie czekając na pozwolenie wszedłem do środka.
-Tato mam sprawę. - powiedziałem na wstępie.
-Ta? - oderwał wzrok z nad laptopa.
-Mógłbyś pożyczyć mi samochód? Obiecuje, że zatankuje i odstawie na miejsce. - złożyłem ręce jak do pacierza i zacząłem błagać. Ojciec zlustrował mnie beznamiętnym spojrzeniem i wyciągnął za siebie sikawkę, którą zaczął we mnie pryskać.
-A sio. Precz. - szybko wybiegłem z pokoju, nigdy nie przypuszczałem że tata użyje na mnie karnej sikawki, którą najczęściej koty się odgania. Nie wiem o co mu chodziło, może o ten jeden raz co obiecałem mu to samo i słowa nie dotrzymałem albo to było dwa razy, dobra dziesięć razy. Każdemu może się to zdarzyć, ale tym razem zamierzałem to zrobić. Skoro na tatę nie mogę liczyć to mama mnie poratuje. Po znalezieniu mamy i poproszeniu jej o auto ruszyłem w miasto, nie mówiąc nikomu z rodzeństwa. Nie miałem ochoty wlecz się z nimi trzydziestu kilometrów w zamkniętym aucie. Zaparkowałem samochód na niedużym parkingu przed wypożyczalnią, wyciągnąłem portfel ze schowka i wyszedłem z pojazdu zakluczając go. W wypożyczalni było nie dużo ludzi, każdy szukał czegoś odpowiedniego dla siebie, niektórzy ze sobą rozmawiali, a inni wszystkich olewali albo traktowali jakby nikt nie istnieli i byli oni tylko sami. Postanowiłem nikomu nie rzucać się w oczy i zacząłem krążyć wokół regałów szukając czegoś dla siebie, nie miałem ochoty na żadną komedie romantyczną, film akcji, horror czy dramat, dlatego wziąłem sobie Epokę Lodowcową i Piotrusia Pana. To co że mam siedemnaście lat, bardzo lubię oglądać bajki one są takie fajne. Pamiętam jak Riker kiedyś oglądał z Rydel wszelkie Barbie, chcąc nie chcąc my też byliśmy na to skazani, bo ona była jedyną dziewczyną wśród nas i mama nam zawsze włączała na DVD jakieś tam bajki dla dziewczyn. Ale najstarszy z nas robił to z chęcią, czasami z Rocky'm i Ryland'em w tym samym czasie szliśmy się bawić samochodzikami. Wiecie jak prawdziwi mężczyźni. Idąc w stronę kasy przechodziłem koło działu dla dorosłych, który znajdował tak jakby się w małym pokoiku połączony z całą wypożyczalnią i był oddzielony ciemną kotarą. Zatrzymałem się na chwilę i rozejrzałem czy nikt nie patrzy, szybko wsunąłem rękę za kotarę i wybrałem pierwszy z brzegu film. Storo mam samotnie spędzić ten wieczór, to czemu nie mam go sobie umilić? Pewnie Rydel pójdzie gdzieś z koleżankami na miasto, Ryland pójdzie do kolegów, Riker i Rocky spotkają się u Ellingon'a w domu, a rodzice pójdą na kolacje do znajomych. No więc wieczór raczej spędzę samotnie. Podszedłem do kasy, gdzie stał chłopak tak około trzy lata ode mnie starszy, podałem mu wybrane przez siebie filmy. Chłopak się spytał o nazwisko żeby mógł wbić do komputera kto wypożycza film i w razie czego jakby ktoś długo nie oddawał długo filmu, żeby wiedzieć kogo ścigać. Tak stałem koło kasy czekając aż dostanę filmy z powrotem i będę mógł zapłacić, kiedy usłyszałem znajomy głos.
-O cześć Ross, jaka niespodzianka. Co tam słychać u mamy? - zawołała pani Diaz, która jest dobrą przyjaciółką mojej mamy i największą plotkarą na świecie.      
-Wszystko w porządku, dziękuje za troskę. - nerwowo zacząłem się pocić, czułem że robi mi się gorąco. Jeśli ta baba zobaczy jaki ja film sobie wypożyczyłem to od razu zadzwoni do mamy, a ona już więcej nie pożyczy mi samochodu i dostanę szlaban za pożyczenie auta żeby pojechać sobie po pornosa.
-Co tutaj robisz? - co ja mogę robić w wypożyczalni filmów, to chyba logiczne kurwa!?
-Wypożyczam film. - uśmiechnąłem się sztucznie.
-A jaki? - co cię to obchodzi suko.
-Epokę Lodowcową i Piotrusia Pana.
-O to bardzo wykwintne filmy. A wiedziałeś... - i zaczęła mi coś tam pieprzyć o historii tych filmów. Skończ babo gadać, jak będę chciał znać ich historie to pójdę sobie do muzeum filmów albo poczytam ciekawostki w necie.
-Proszę to twoje filmy. - odezwał się sprzedawca, przerywając przy tym bardzo nudną opowieść pani Diaz. Pech chciał, że sprzedawca położył film porno na samym wierzchu i ciekawski wzrok przyjaciółki mojej mamy przeczytał co to jest za gatunek filmu. Kurwa.
-Ross powiedz mi co to jest!? - wykrzyknęła oburzonym głosem i jak wskazywała palcem kupkę filmów zrobiła zniesmaczoną minę.
-Przepraszam bardzo musiała zajść tu jakaś pomyłka. - powiedziałem mając nadzieje, że pani Diaz uwierzy, że to tylko zwykła pomyłka.
-Ale jak to? Sam... - szybko przerwałem chłopakowi.
-Musiał mi pan dać ten film dla dorosłych przez pomyłkę, pewnie jakiś pański poprzedni klient oddawał go. - dawałem sprzedawcy dyskretny a zarazem jasne sygnały, że ta kobieta obok mnie nie może wiedzieć, że film należy do mnie. Sprzedawca od razu załapał o co mi chodziło, za co byłem mu naprawdę wdzięczny.
-A racja poprzedni klient to oddawał, bardzo przepraszam za nieporozumienie. - uśmiechnął się mile, wyciągnąłem pieniądze za filmy na ladę.
-Nic nie szkodzi. - odpowiedziałem chowając portfel do tylnej kieszeni spodni.
-To jakiś absurd. Kto pana w ogóle zatrudnił? - zaczęła histeryzować.
-Każdemu się to zdarza. - broniłem tego gościa. Nie chciałem żeby był niesłusznie oskarżany o niekompetencje.
-Mam nadzieje, że to był ostatni raz. - oczywiście musiała dodać swoje pięć groszy.
-Dzięki. - chwyciłem do ręki dwa filmy.
-Proszę bardzo. Życzymy miłego dnia.
-Jeszcze wrócę po ten film. - powiedziałem cicho do sprzedawcy tak żeby nas ten babsztyl nie słyszał i ruszyłem do wyjścia. Kontem oka zauważyłem, że chłopak się śmieje pod nosem i z niedowierzania kręci głową. Wsiadłem do samochodu, filmy rzuciłem na tylnie siedzenie i obserwowałem wejście by widzieć czy Plotkara już wyszła i można bezpiecznie wrócić po swoje. Po dziesięciu minutach wpatrywania się we wejście, w końcu zauważyłem jak pani Diaz wychodzi z wypożyczalni, kiedy miałem pewność że odjechała samochodem, szybko wszedłem do środka. Od razu skierowałem się do kasy do tego gościa co mnie obsługiwał, całe szczęście nie miał żadnego klienta. Widząc mnie uśmiechnął się schylając się po coś pod ladą.
-Specjalnie dla ciebie młody schowałem. - podał mi do ręki film.
-Dzięki, chciałem cię przeprosić za tą niezręczną sytuacje.
-Nie musisz przepraszać. A co to była za baba? - chłopak oparł się rękami o ladę.
-To koleżanka mojej mamy i największa plotkara na świecie.
-Rozumiem cie ja też miałem podobne akcje z koleżankami mojej mamy. Ile masz lat?
-Siedemnaście. A tak przy okazji jestem Ross. - wyciągnąłem do niego rękę.
-Will. Dwadzieścia lat. - uścisnął moją dłoń.
-Miło poznać.
-A że się spytam Ross masz dziewczynę czy też...
-Tak mam, ale obraziła się na mnie, bo ma okres. - skrzywiłem się.
-Coś wiem o tym, moja o wszystko się wtedy czepia raz nawet o to, że za mało się całujemy. - obydwoje zaśmialiśmy się z tego.
-Dobra to ja się zbieram Will. Miło było cię poznać.
-Ciebie też.
Wracając do domu wstąpiłem na chwilę do KFC, gdzie zamówiłem sobie Zingera Burgera podwójnego, Kubełek Classic XL i KFC Summers. Kiedy wszystko zjadłem wolno nie spiesząc się dojechałem do domu, po drodze wstąpiłem na stacje zatankować. Co bądź obiecałem, że to zrobię. Poszedłem zanieść filmy na górę i zszedłem na dół sprawdzić czy jest coś słodkiego. Kurcze muszę jutro namówić Ryland'a na wypad na siłownie, bo pomału się zapuszczam, a muszę być w dobrej formie. W szafce znalazłem popcorn, wstawiłem go do mikrofali i odczekałem wystarczającą ilość czasu aż się zrobi. Całą zawartość opakowania wsypałem do miski, chwyciłem puszkę Pepsi o której nie wiedziałem że jest, znalazłem ją przez czysty przypadek. Jak to mówią "Znalezione nie kradzione". Miskę i puszkę postawiłem na biurko i zabrałem się za włączanie DVD, gdy podłączałem kabelki DVD usłyszałem pukanie do drzwi. Bez zastanowienia powiedziałem:
-Proszę. - ktoś otworzył drzwi, przeszedł przez połowę pokoju i usiadł na łóżku. Przekląłem cicho kiedy jeden z kabli, które miałem właśnie podłączyć do telewizora spadł na ziemie. Wciąż nie wiedziałem kto jest moim gościem, schyliłem się po to cholerstwo co mi spadło i usłyszałem rozbawiony głos:
-Niezły masz ten tyłeczek. - wszędzie poznam ten głos, szybko podłączyłem  to co miałem podłączyć i odwróciłem się przodem do przybysza.
-Co ty nie powiesz? Zawsze wiedziałem, że mam zajebisty tyłeczek. - klepnąłem się w pośladki i zacząłem tańczyć twerk'a. Laura z cudem panowała nad sobą,  żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem.
-Seryjnie musisz mnie tego nauczyć. - stwierdziła wskazując na mnie.
-Chodzi ci o twerk'a? - przytaknęła twierdząco głową. -Nie pierdol, że nie umiesz tańczyć twerk'a.
-Zawsze wyglądam jakbym gwałciła powietrze. - ugryzłem się w język żeby powstrzymać się od zbędnej uwagi typu "W takim razie chcę zostać powietrzem i być gwałconym przez ciebie", wole nie ryzykować dostaniem w głowę doniczką.
-Chcesz żebym nauczył cie tego? - przegryzła dolną wargę udając że się zastanawia.
-Tak, ale nie teraz, bo mi się nie chce. - rozłożyła się wygodnie na moim łóżku.
-Myślałem, że się na mnie obraziłaś Laura. - usiadłem na brzegu łóżka.
-Bo tak było, ale nie miałam co robić i odechciało mi się obrażania na ciebie. - mówiąc to cały czas przyglądała się swoim końcówką włosów, które trzymała między palcami. -Co będziemy robić?
-Zamierzałem obejrzeć "Epokę Lodowcową", a potem "Piotrusia Pana".
-To włącz najpierw Epokę. - posłała mi taki uśmiech, że nawet jeśli nie chciałbym go odwzajemnić to i tak bym to zrobił. Ona działa na mnie, tak jak żadna dotąd. Nie umiem jej się nie oprzeć. Pośpiesznie wstałem i włożyłem płytę do odtwarzacza. Podąłem jej popcorn, a sam wziąłem pilota do ręki i picie. Położyłem się koło niej, obejmując ją ramieniem przyciągając bliżej siebie. Wcisnąłem przycisk play, całując moją ukochaną w skroń, po chwili do pokoju wparowała Rydel nie przejmując się tym że nam przeszkadza.
-Czego!? - warknąłem trochę wkurzony.
-Twój czas na przetrzymywanie uszatka minął. Oddawaj Pana Misia. - powiedziała stanowczo.
-Kto to jest Pan Miś? - zdziwiła się Laur.
-Nikt ważny. - odparłem cały czas wiercąc przenikliwe spojrzenie w Rydel.
-To jest mój pluszowy miś, którego wczoraj pożyczył żeby mieć się do kogo przytulać. - wskazała na mnie palcem. -Teraz go oddawaj.
-O nim mówicie. - brunetka wyciągnęła z pod pościeli misia, pokazując nam go wszystkim.
-Tak to ten. - blondynka chwyciła pluszaka i szybko opuściła to pomieszczenie. Marano śmiała się cicho pod nosem.
-Co było w tym śmiesznego? - oburzyłem się trochę.
-Nic tylko wyobraziłam sobie was przytulonych i stwierdzam że wyglądalibyście cholernie uroczo. - uśmiechnęła się i skierowała swój wzrok na telewizor. Chciałem jej coś powiedzieć, ale stwierdziłem że poco mam się odzywać tylko przytuliłem ją mocniej. Po skończonej bajce wstałem chcąc włączyć "Piotrusia Pana" Laura zrobiła to samo. Zmieniłem płytę w odtwarzaczu i odwróciłem się do niej.
-Ross co to ma być!? - krzyknęła lekko wkurzona, z przerażeniem przypatrzyłem się temu co ma w ręce. Teraz już po mnie.
                                                             
                                                                             ***
Witajcie kochani. Wiem rozdział jest później niż obiecywałam, ale nie miałam czasu pisać szkoła się rozpoczęła, a ja jestem w pierwszej klasie technikum i potrzebuje czasu żeby się tam zaaklimatyzować. Sądząc po ilości komentarzy dużo osób nie zawiodłam tym, że nie dodałam na czas. Bądźmy szczerzy bardzo mało osób czyta to opowiadanie, chciałabym żeby bardzo dużo osób czytało moją historie, ale jak widać chyba jestem za słaba. Nadal będę pisać rozdziały, bo sprawia mi to przyjemność. Ten rozdział podoba mi się bardziej niż poprzedni. Tym razem liczę na szczere komentarze pod spodem. Trzymajcie się ciepło.






środa, 17 sierpnia 2016

Rozdział 26

*Oczami Ross'a *
Ciągle po głowie chodziły mi słowa mojego taty, kompletnie nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć. Jednego byłem pewien, już nigdy w życiu nie zjem ogórka. Po przekroczeniu progu mojego pokoju od razu schowałem prezerwatywy głęboko w szafce biurka, nie mogłem ryzykować żeby któryś z moich braci je znalazł. I tak teraz mają jakieś zboczone insynuacje na temat mojego związku z Laurą, a to by ich jeszcze bardziej pod jarało. Nie wiem który z moich braci jest bardziej zboczony Rocky czy Riker. Leżałem bezczynie na łóżku i kompletnie zamyślony wpatrywałem się w biały sufit. Postanowiłem się trochę przespać, niestety sen nie przychodził, więc postanowiłem sobie odpuścić spanie. Zeskoczyłem z łóżka i pognałem w stronę sypialni Riker'a, istnieje duże prawdopodobieństwo, że go nie ma i będę mógł pograć na jego konsoli. Z impetem otworzyłem drzwi do pokoju brata, ten przestraszył się na mój widok i schował coś za siebie. Kurcze, miałem nadzieję, że go nie będzie, a teraz to mogę sobie tylko pomarzyć o graniu. Chyba, że mój głupi starszy brat ma dobry humor i mi pozwoli, co szczerze wątpię. On zawsze jest dla mnie wredny. 
-Co ty tutaj robisz młody? - jąkał się trochę. Ewidentnie jest czymś podenerwowany albo nie chcę żebym o czymś wiedział. Jedno z dwóch. Postanowił się trochę z nim podroczyć i dowiedzieć się co ma do ukrycia. 
-Trochę się nudzę, więc postanowiłem przyjść do mojego starszego brata. Tak mało czasu ze sobą spędzamy. Co ty na to, żebyśmy pograli razem na twojej konsoli? - uderzyłem lekko ramię blondyna, siadając koło niego. 
-Nie jestem przekonany co do tego pomysłu. - zaczął się nerwowo rozglądać po pokoju, po jego czole spływał pot. Teraz jestem pewien na stówę, że coś ukrywa. Zachowuje się jak winny morderca na przesłuchaniu, który próbuje udowodnić że niczego nie zrobił. 
-Co ty masz za plecami? - próbowałem zobaczyć co ukrywa, ale ten szybko zerwał się na nogi.
-Wierz młody, chyba będzie lepiej jeśli pójdziesz już sobie. - wskazał ręką drzwi.
-Skoro tego sobie życzysz. - spuściłem głowę na dół i wstałem z łóżka, przechodząc koło niego zatrzymałem się na chwilę. -Ale najpierw. - prędko wyszarpałem blondynowi z ręki to co miał schowane za sobą. Ten niczego się nie spodziewając, nawet nie zdążył mnie powstrzymać. Cała akcja trwała z jakieś dwie sekundy, kiedy Riker stał oszołomiony i próbował ogarnąć co się właściwie stało, zdążyłem dobiec do końca pokoju, i przypatrzyć się mojej zdobyczy. Ze zdziwieniem spojrzałem na brata, który właśnie biegł do mnie żeby wyszarpać mi to co mu zabrałem. W ostatniej chwili zdążyłem odskoczyć na bok, unikając dzięki temu zderzenia z nim.
-Riker serio? Serio? - wskazałem na to co miałem w ręku. -Świerszczyki?
-Oddawaj to. - blondyn wkurzony wyszarpał mi gazetę dla dorosłych i schowaj ją do szafy.
-Co ty zamierzałeś z nimi zrobić? - zapytałem siadając na łóżku.
-Nie twój interes. - warknął, nawet na mnie nie patrząc. 
-Riker czy ty zamierzałeś się masturbować? - zapytałem z lekkim zaskoczeniem. Blondyn cały poczerwieniał na twarzy ze wstydu. - O Boże! 
-Wynoś się stąd! - chwycił moje ramiona i z całej siły próbował wyrzucić mnie z pokoju. Przytrzymałam się framugi drzwi rękoma i odwróciłem głowę w jego stronę.
-Wież, że równie dobrze mogłeś sobie odpalić jakiegoś pornosa w internecie. - po tych słowach, zostałem powalony na podłogę. Starałem się ze wszystkich sił zwalić Riker'a ze mnie, ten słoń warzy chyba z tone.
-Zabije cię! - groził mi, przyciskając swoje ręce do mojej szyi.
-Riker nie mogę oddychać. - wyszeptałem, czułem jak narasta we mnie gniew. Ten debil może mnie ZABIĆ! Zacząłem rozglądać się za czymś co pomoże mi się go pozbyć, wszystko było poza zasięgiem moje ręki. Gorączkowo myślałem jak zwalić brata ze mnie, nie zamierzałem umierać przez niego i jego zboczone fantasy. Jakby nie mógł zakluczyć sobie pokoju? Dobrze, że nie przyszedłem dziesięć minut później, bo nie chciałbym widzieć jak mój starszy brat masturbuje się do gazety. On ma już dwadzieścia jeden lat, powinien zadbać o to żeby jakaś dziewczyna zadbała o jego potrzeby, mam pewne podejrzenia, że Riker jest jeszcze prawiczkiem. Dobra ja też jestem, ale ja mam seksi dziewczynę i siedemnaście lat, a go żadna nie chce. Coraz ciężej mi się oddychało, nie wiele myśląc ugryzłem Riker'a w rękę. Szybko złapał się za obolałe miejsce, puszczają moją szyję, łapczywie zacząłem łapałem powietrze. 
Ten idiota mógł mnie udusić! Nie daruje mu tego. Sprawnym ruchem przekręciłem go tak, że to teraz ja byłem nad nim. 
-Co ty wampir? - zapytał przyglądają się miejscu, gdzie go ugryzłem i z którego zaczęła lecieć krew. Nic nie odpowiadając wplotłem palce w jego włosy i pociągnąłem za nie mocno do góry, przy okazji waliłem jego głowę o podłogę. Nagle poczułem jak coś odciąga mnie od niego, a raczej ktoś. Rydel pochylała się nad blondynem, chyba chciała poszukać jakiś oznak życia. Przecież nie byłbym zdolny do zabicia własnego brata. Już po kilku sekundach blondynka odwróciła się do mnie, jej mina nie mówiła o tym że ma mi coś miłego do powiedzenia, a wręcz przeciwnie. 
-Czy ty oszalałeś!? Mogłeś go zabić! - no nie powiem trochę się przeraziłem, kiedy Rydel zaczęła na mnie krzyczeć. Postanowiłem przybrać pokerową twarz i nie pokazać ani trochę że się boję. 
-On najpierw próbował mnie zabić! - zacząłem się bronić, wskazując palcem na podnoszącego się z podłogi Riker'a, który trzymał się za głowę. -Ciekawe gdzie wtedy byłaś jak on mnie dusił!?
-O matko, Ross! Masz całą czerwoną szyje. - podeszła bliżej mnie, w bardzo bolesny sposób odchyliła mi głowę do tyłu chcąc mieć lepszy wzgląd na szyję. -Riker jak mogłeś dusić Ross'a? - odwróciła się do najstarszego z nas wszystkich.
-No dalej Riker, powiedz jej dlaczego chciałeś mnie zabić. - uśmiechnąłem się zwycięsko do brata. Zakłopotany otworzył usta żeby coś powiedzieć, ale po chwili znowu je zamknął, nie wypowiadając ani jednego słowa. Patrzył cały czas na swoje buty.
-Powiedz. - rozkazała trochę zniecierpliwiona Rydel, widać było po niej że umiera z ciekawości, a każda kolejna sekunda milczenia była dla niej męka.
-No, bo wież Rydel, nasz kochany Riker miał zamiar...
-Nic nie mów! - przerwał mi donośny głos brata.
-Nie słuchaj go Ross. Kontynuuj. - zachęcała mnie gestem dłoni do mówienia dalej.
-Jak już wcześniej wspomniałem, nasz kochany braciszek, miał zamiar masturbować się do gazety. - Delly z szoku otworzyła usta, a Riker walnął się ręką w czoło. Pewnie miał nadzieje, że nic jej nie powiem, ale jak to mówią nadzieja matką głupich.
-Ale że do gazety porno? - przytaknąłem odpowiadając siostrze na pytanie. Ta popatrzyła na Riker'a, a później na mnie i obje wybuchnęliśmy głośnym niepohamowanym śmiechem.
-Nienawidzę was. - warknął blondyn zatrzaskując przed nami drzwi, co wywołały u nas jeszcze większy wybuch śmiechu. 
-Chodź młody do mnie. - Delly objęła mnie ramieniem, a ja ją w tali, obydwoje ruszyliśmy w stronie pokoju dziewczyny.  Z rozpędem rzuciłem się na łóżku siostry, ta z niedowierzaniem i rozbawieniem pokręciła głową. -Czuj się jak u siebie. 
-Tak właśnie się czuję. - zdjąłem trampki rzucając je w kąt pokoju. 
-Bierz te śmierdzące stopy z pana Misia. - zgarnęła pluszaka do siebie, który leżał na łóżku i przez chwile służył mi jako podpórka pod nogi. 
-Serio nazwałaś maskotkę Pan Miś? - uniosłem pytająco brwi. 
-Co ci przeszkadza, że Pan Miś ma na imię Pan Miś? 
-Te zdanie nie miało sensu, ale mniejsza o to. - machnąłem ręką. - To tak jakby nazwać człowieka Pan Człowiek, a twoja marna imitacja niedźwiedzia brunatnego w wacianej wersji nie powinien mieć takiego imienia. 
W ostatniej chwili zdążyłem się schylić, unikając bliskiego spotkania z różową poduszka, która swoją drogą miała piórka. Co za dziadostwa teraz sprzedają? I najważniejsze pytanie. Kto sprzedał mojej siostrze coś takiego? Chyba jakiś idiota.
-A tak poza tym niedźwiedzie to drapieżniki polujące na swoje ofiary, są bardzo niebezpieczne i nie powinno dawać się takich niewinnych imion tym ich małym klonom w pluszowej wersji. To bardzo mylne złudzenie, jeszcze ktoś pomyśli sobie że te prawdziwe też są takie niewinne i można je przytulić. Powiem ci, że nie można. 
-Skończyłeś już? - zapytała odkładać misia na jedną z półek na regale. 
-Nie do końca. Ten kawałek materiału może być niebezpieczny, powinni zabronić sprzedaży tego dzieciom i tobie. - wyszczerzyłem serdecznie ząbki do Rydel. 
-Serio mam tu przypomnieć kto jest bardziej dziecinny? - posłała mi zwycięskie spojrzenie, które mówi, że to ja uchodzę za tego dziecinnego. 
-Nie zmieniaj tematy. - strzeliłem wrogie spojrzenie. -Mowa była o tej niepotrzebnej i bezużytecznej pluszance. Powinnaś to już dawno wywalić. 
-Pożyczyć ci pana Misia na noc? - chwyciła zabawkę do rąk. 
-Naprawdę!? - krzyknąłem podekscytowany, ale w miarę szybko się opamiętałem zdobywając się na obojętny ton głosu. - To znaczy. Jeśli musisz. 
-Ja nic nie muszę. Ale widzę, że cholernie chcesz. - zaczęła skakać w miejscu, ostatni raz widziałem ją tak podekscytowaną na wyprzedaży butów. 
-Ja wcale nie chcę twojego głupiego misia! - krzyknąłem oburzony. 
-Szkoda, że nie widzisz swojej miny. - parsknęła śmiechem. -Mnie nie okłamiesz. Misia chce z powrotem jutro rano.
Rzuciła mi pluszaka, którego w ostatniej chwili zdążyłem złapać i opuściła swój pokój.
-Jutro Pan Miś będzie martwy. - krzyknąłem za nią, a naprawdę mocno wtuliłem się w zabawkę. Niedźwiadek był bardzo miły w dotyku, skoro teraz nie ma przy mnie Laury żebym mógł się z nią poprzytulać to przynajmniej mam misia. Szybko opuściłem sypialnie siostry, na korytarzy rozejrzałem się czy nikogo nie ma, kiedy miałem pewność, że nikt minie nie zobaczy, sprintem pobiegłem do swojego królestwa. Podszedłem do łóżka, odkryłem trochę kołderki, poprawiłem poduszkę i delikatnie położyłem pluszaka do łóżka. Przykryłem go pościelą, jego łapki ułożyłem na długość jego pluszowego ciała, tak że miał je nad pierzyną. Poklepałem go po główce i poszedłem do kuchni, bo po tej walce z Riker'em trochę zgłodniałem. Gdy wyciągnąłem sobie wszystkie potrzebne składniki do przygotowania kanapki, do kuchni weszła mama.
-Co robisz? - zapytała zaglądając mi przez ramię.
-Kanapkę. - odpowiedziałem smarując chleb masłem. -Też ci zrobić?
-Nie trzeba, ja przyszłam zrobić sobie kawę. - podeszła do czajnika.
-Mamo zostaw to, usiądź sobie, ja ci zrobię kawę. - odłożyłem chleb na talerzyki i przystąpiłem do przyrządzania napoju. Sobie też postanowiłem zrobić kawę z cukrem i mlekiem. Gdy zalałem nasze kawy i postawiłem je na stół, zabrałem się za kończenie mojej kanapki.
-Rozmawiał z tobą tata? - prawie zadławiłem się kanapką, kiedy usłyszałem pytanie mamy.
-Tak. - chwyciłem kubek kawy i pociągnąłem z niego solidnego łyka. Niestety zapomniałem, że napój z ziaren kawy przed chwila był zalany gorący wrzątkiem, więc poparzyłem sobie język . Moja mama przestraszyła się, gdy wylałem całą zawartość kubka na stół i moje spodnie. Głośno wciągnąłem powietrze i wyszczerzyłem oczy, szybko zerwałem się z krzesła i stanąłem prosto. Nogi mnie trochę bolały, może nie bolały co piekły i parzyły.
-Ross gdzie się oparzyłeś? - mama podeszła do mnie, było widać w jej oczach zmartwienie i w pewnym sensie strach. Przecież jedno z jej dzieci się poparzyło, a ona jako matka byłaby skłonna zrobić wszystko żeby żadne z jej pisklaków nic sobie nie zrobiło.
-Nogi i na języku. - powiedziałem bardzo nie wyraźnie, język strasznie mnie bolał, kiedy mówiłem albo wykonywałem nim jakikolwiek ruch. No super, o całowaniu z języczkiem mogę zapomnieć, przynajmniej na ten wieczór. A ja tu chciałem zaprosić laskę na wieczór, wypędzić wszystkich z domu i ewentualnie użyć podarunku od taty. I całe moje plany szlag jasny trafił. Przewidywałem też oczywiście opcje, że nie uda mi się wszystkich wyrzucić z chaty albo że ona nie będzie chciała, ale miałem w zamian tego zaplanowane małe lizanko. Czy chodź raz pójdzie coś po mojej myśli!? Jak widać dzisiaj nie było mi pisane zrealizować moje plany.
-Masz to. - wcisnęła mi do ręki kostkę lodu. -Włóż to do buzi. Powinni ci pomóc. - nic nie mówiąc włożyłem lód do ust. Na początku było nie przyjemnie uczucie, ale już po paru sekundach poczułem małą ulgę, która z chwili na chwile stawała się coraz większa. -Lepiej? - pokiwałem twierdząco głową.
-Dużo lepiej. - od razu po wypowiedzeniu tych słów pożałowałem, że w ogóle otworzyłem gębę. Nie dosyć, że kostka lodu mi spadła, to jeszcze język dalej mnie bolał. Moja rodzicielka widząc to walnęła się ręką w czoło i mrucząc coś do siebie, że gorzej z nami niż małymi dziećmi, podała mi jeszcze jedną kostkę lodu. Teraz nic nie mówiąc posłałem jej wdzięczny uśmiech.
-Zdejmij spodnie i idź do łazienki żeby schłodzić oparzone miejsce. Ja posprzątam kuchnie. - chciałem powiedzieć żeby to zostawiła, że to ja posprzątam, ale ostatecznie zrezygnowałem z tego. Posłałem jej przepraszające spojrzenie i udałem się w stronę łazienki. Głupio mi było, że mama po mnie sprząta, przez moją nieuwagę narobiłem jej problemu. Ona tylko chciała w spokoju wypić sobie kawkę i chwile odpocząć, a w zamian tego musi sprzątać. Chciałem otworzyć drzwi od łazienki, ale były zamknięte przez srającego Rocky'ego. Pewnie się zastanawiacie, skąd wiem że sra. Domyśliłem się tego przez smród wydobywający się za drzwi toalety i dziwnym odgłosom Rocky'ego, które brzmiały tak jakby miał zaraz coś urodzić. Jedyne co on może wydać na świat to ciało brązowe, nic poza tym. Z lekką niechęcią udałem się do drugiej łazienki, która znajdowała się aż na końcu korytarza. A niech cię Rocky! Obyś rozwolnienia dostał albo niech ci się drzwi zatrzasną i będziesz musiał siedzieć w tym smrodzie. Po przekroczeniu progu łazienki zdjąłem spodnie i wszedłem pod prysznic, gdzie przez około piętnaście minut chłodziłem oparzone miejsce. Tak w ogóle to bardzo się ciesze, że nie poparzyłem sobie mojego przyjaciela, jakbym to zrobił chyba bym z bólu zdychał. Co jak co, ale to jest bardzo wrażliwe miejsce każdego mężczyzny. Kiedyś czytałem, że jakiś koleś tak sobie poparzył swój interes, że musieli mu go amputować. Ja nie wiem co bym zrobił, gdyby coś takiego mi się przydarzyło. Chyba bym poczuł się mało męski, zawiódłbym swoją kobietę. Wolę o tym nie myśleć, co by było gdyby. Po wyjściu z prysznicu, wytarłem nogi delikatnie ręcznikiem, sprawdziłem kieszenie spodni i wrzuciłem je do kosza na brudy. Idąc do kuchni wstąpiłem na chwilę do pokoju po jakieś dresy, wziąłem byle jakie i założyłem je na siebie. Schodząc po schodach spotkałem mamę, która widząc mnie od razu kazała mi wracać do pokoju. Próbowałem jej powiedzieć, że chce zejść na dół, ale próbowałem. Tej kobiecie żadne argumenty nie przekonywują, już rozumiem dlaczego często jest tak jak mama chcę.
-Przyniosłam ci twoją kanapkę, której nie skończyłeś jeść. - postawiła talerzyk na biurko.
-Dziękuje. - skrzywiłem się trochę po tych słowach, język nadal mnie bolał przy mówieniu. Jak rozmawiałem na schodach z mamą starałem się ukryć, że mówienie sprawia mi trochę bólu, tam się udało i mama niczego nie zauważyła, miałem nadzieje że teraz też tak będzie. Po jej minie jednak sądzę, że zauważyła to, ale nic nie powiedziała na to. Za to byłem jej ogromnie wdzięczny. Popatrzyliśmy się na siebie przez chwile po czym blond włosa kobieta, która wydała mnie na świat opuściła mój pokój. Poszedłem do biurka, zgarnąłem kanapkę i siadając na łóżku zacząłem się nią zajadać. Kiedy skończyłem jeść całkowicie położyłem się na łóżku, spojrzałem na zegarek który wskazywał 19:46 postanowiłem wziąć do ręki Pan Misia, głaskałem go po główce i bawiłem się nim, że walczy z niewidzialnymi ninja. Tak mi minęło półtora godziny życia, gdy znudziła mi się zabawa misiem zacząłem przeglądać Instagrama i Twittera. Głównie na Instagramie przejrzałem szybko zdjęcia, przy niektórych dałem serduszko, za to na Twitterze wszedłem w trendy, przejrzałem wszystkie fajne hashtagi i obczaiłem nową dramę. Pamiętajcie moi drodzy dzień bez dramy na Twitterze to dzień stracony. Nawet nie wiem kiedy zrobiła się dwudziesta trzecia, wstałem i poszedłem się umyć. Kiedy czysty i pachnący wskoczyłem do łóżka prędko napisałem sms'a do Laury "Dobranoc ty moja księżniczko 😘 "  nawet nie zdążyłem odłożyć telefon na szafkę, bo usłyszałem dźwięk przychodzącego sms'a. Szybko kliknąłem na wiadomość, który okazał się być od operatora, zrezygnowany chciałem już wyłączyć telefon, ale dostałem wiadomość od mojego aniołka "Dobranoc mój książę"  mimowolnie uśmiechnąłem się do telefonu. Zablokowałem ekran, podłączyłem go do ładowarki, bo 13% baterii mocno daje o sobie znać. Ułożyłem się wygodnie, przytuliłem się do misia i nawet nie wiem kiedy zasnąłem.

                                                                            ***
Witajcie moi drodzy! Przepraszam że rozdział pojawił się tak późno, ale kompletnie nie miałam czasu go pisać najpierw chodziłam na wiśnie żeby trochę zarobić, potem poszłam na pielgrzymkę, a jak wróciłam z pielgrzymi mieliśmy malowany pokój i dopiero wczoraj wieczorem znalazłam czas i chęć na napisanie czegoś. W niecałe cztery godziny (z krótkimi przerwami) napisałam połowę rozdziału, dzięki czemu skończyłam go. Tak szczerze to nie pamiętam kiedy ostatnio miałam taką wenę przy pisaniu i tyle napisałam za jednym razem. Zastanawiam się czy nie napisać jakiegoś One Shota miałam jeden pomysł, ale stwierdzam że mój pomysł jest zbyt chory na opisanie tego, kiedyś może napisze go. I poznacie moją ciemniejszą stronę. Jeśli macie do mnie jakieś pytania o bohaterów, o fabułę albo jakieś osobiste do mnie to piszcie je w zakładce Pytania, możecie tam też pisać jakieś pomysły lub co byście chcieli żeby pojawiło się w rozdziale. Błagam skomentujcie ten rozdział czy wam się podobał czy nie, to jest bardzo ważne dla mnie. Jak dobrze pójdzie to następny rozdział pojawi się pod koniec wakacji. Trzymajcie się ciepło.