sobota, 4 marca 2017

Rozdział 32

W trójkę udaliśmy się do kuchni, gdzie wyciągnęliśmy wszystkie potrzebne składniki do przygotowania ciasta na pierniki. Głównie to ja i Rydel zajmowałyśmy się pieczeniem, Ross tylko siedział i co chwilę nam przeszkadzał. Jak nie chował nam dla żartu składników, to gadał jak katarynka, buzia w ogóle mu się nie zamykała albo specjalnie fałszował podczas śpiewania, kiedy w radiu leciało coś co zna. Strasznie to wkurzało, ale chyba najgorsze było, jak uszczypną mnie w tyłek gdy sięgałam po miskę z górnej szafki. Przez tego idiotę piękna miska w serduszka wylądowała w koszu, tak się na niego wkurzyłam że zaczęłam go bić ręcznikiem kuchennym, a ten tylko się śmiał. Kazałam mu posprzątać resztki miski (bądź co bądź, ja nie zamierzam sprzątać po nim), po tym całym zajściu siedział chwilę cicho, już z Delly ucieszyłyśmy się że mamy spokój. Niestety po ośmiu minutach ciszy postanowił, że nie będzie z nami gadać tylko sobie pośpiewa. Uwielbiam słuchać jak śpiewa, ale jak specjalnie fałszuje i krzyczy to już nie koniecznie. Z jego ust usłyszałam najgorszą wersje "Hello" Adele (chciałabym pogratulować Adele wszystkich nagród zdobytych na gali Grami ~aut).
-Zrób coś ze swoim bratem, bo zaraz ja mu coś zrobię. - szepnęłam do blondynki wkładając kolejną porcję pierników do piekarnika.
-To twój chłopak. - odparła kładąc gorącą blaszkę na podstawkę na stole. Podeszłam do niej pomagając wykładać pierniki na talerz.
-Zamknij się Ross i zrób głośniej! - wydarła się nagle Delly, aż podskoczyłam ze strachu.
-Dlaczego mam się zamknąć? - zapytał blondyn podgłaśniając radio. Chwilę się przysłuchałam piosence po czym się wydarłam, kiedy mój chłopak chciał coś powiedzieć.
-Boże zamknij się! Shawn Mendes leci! - podleciałam do radia, gdzie stała już Delly, razem miałyśmy taki zaciesz słuchając Shawn'a Pieprzoną Perfekcje Mendesa.
-Jezus kocham "Stitches"! Laura jak można mieć aż taki talent? - dziewczyna wygląda jakby miała się zaraz ze wzruszenia popłakać. Sama muszę przyznać, że jak mocniej się w słucham w jego głos to mam takie ciarki na plecach i chcę mi się płakać. W jego głosie trudno jest się nie zakochać, to jest takie wspaniałe, że jest taki utalentowany.
-Kim jest Shawn Mendes? - Ross podszedł do nas, po tym jak piosenka się skończyła i prowadzący stację zapowiedział najnowszy kawałek Justin'a Biebera. Wtedy każda z nas wróciła do swojego wcześniejszego zajęcia.
-Trzymaj mnie, bo zaraz ataku serca dostane. - złapała się za pierś, gdzie znajduje się serce. -Ty się pytasz kim jest Shawn!?
-No, co jest w tym złego, że zapytałem się, kim on jest?
-Mogę ci powiedzieć kim ty jesteś.
-Zamienia się w słuch.
-Nikim. - Rydel uśmiechnęła się iście wrednie. Mina chłopaka była bez cenna, musiałam ugryźć wnętrze policzka żeby się nie uśmiechnąć.
-Nie bierz sobie tego do siebie kochanie. - postanowiłam pocałować go w policzek, ten przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował. Słyszałam za sobą głos blondynki mówiący, że jesteśmy ohydni i nie mamy robić tego przy ludziach. Znam na tyle dobrze Ross'a że wiem, że zrobił to specjalnie żeby zrobić na złość siostrze za to że go obraziła, mogłabym mu nie pomagać, ale wtedy bym nic nie zyskała, może ewentualnie zadowolenie przyjaciółki. A tak całuje się z najprzystojniejszym chłopakiem w LA. 
-On jest kanadyjskim piosenkarzem i jest mega uroczy. - wyjaśniłam mu, gdy przestaliśmy się całować. 
-Widzisz Rydel, Laura grzecznie i kulturalnie odpowiedziała na moje pytanie. A co to miało znaczyć "mega uroczy"!? - odwrócił się w moją stronę, na twarzy miał wymalowaną czystą zazdrość. 
-To znaczy że jest mega uroczy, nie musisz być zazdrosny. -  uszczypnęłam go w prawy sutek.
-Ale ja nie jestem zazdrosny. 
-Owszem jesteś. 
-Laura ma racje bracie, jesteś zazdrosny. Jeśli mam być szczera to masz być o co, Shawn'em można słodzić herbatę, którą nie byłbyś w stanie wypić, bo byłaby taka słodka. - kocham Delly i jej podejście do braci i Ellington'a. 
-On jest uroczym piętnastolatkiem, gdybym leciała na młodszych i nie poznała ciebie to bym robiła wszystko żeby go zdobyć. 
-No nie powiem, uspokoiłem się trochę.
Następne dwie godziny minęły nam na zdobieniu pierników w różne wzorki, kilka razy przyłapałam Ross'a jak próbował zjeść nasze arcydzieło, za każdym razem zwracałam mu uwagę żeby tego nie robił. Jak już wszystko przyrządziliśmy dołączyła do nas Vanessa, chwilę z nami porozmawiała po czy zadzwoniła do niej jej stara znajoma.  Chcieliśmy razem obejrzeć jakiś film, ale pani Stormie zadzwoniła do Rydel z pytaniem czy zamierzają dzisiaj wracać do domu, zrobiło im się trochę głupio więc postanowili pójść już do domu. Wieczór spędziłam z Van, ciocią i wujem, na początku oglądaliśmy komedie "Millerowie", która swoją drogą była bardzo śmieszna, a później wuja Robert zaproponował że zagramy w kalambury. Tak fajnie się nam grało, że nawet nie zauważyliśmy kiedy na zegarku pojawiła się druga w nocy. Każdy z nas rozdzielił się do swoich pokoi. Noc minęła mi spokojnie, wczesnym rankiem obudził mnie dźwięk przychodzącego sms'a, po przeczytaniu wiadomości szybko chwyciłam bluzę i nakładając ją na siebie zeszłam na dół. Najciszej jak tylko umiałam wyszłam do ogrodu, gdzie czekał na mnie Ross z uśmiechem na ustach. Podbiegłam do niego rzucając mu się na szyję, jakbym go wieki nie widziała. Chłopak mnie pocałował i wziął za rękę.
-Dokąd mnie ciągniesz? - zapytałam kiedy blondyn zaczął mnie prowadzić w nieznanym mi kierunku.
-Co powiesz o romantycznej przejażdżce? - na słowa Lyncha zatrzymałam się gwałtownie.
-Ale że teraz? - musiałam komicznie wyglądać ze zdziwioną miną skoro mój partner miał taką minę, jakby próbował nie roześmiać się.
-A czemu nie?
-Poczekaj, pójdę się przebrać. - już miałam iść w stronę domu, kiedy Ross mnie zatrzymał.
-Nie musisz nigdzie iść, tak będzie idealnie.
-Jesteś pewien? 
-Niczego bardziej nie byłem pewien, a teraz chodź. Porywał cię. - blondyn przyciągnął mnie do siebie oplatając mnie swoim ramieniem. Dwie sekundy później staliśmy przed samochodem rodziców chłopaka, podziękowałam skinieniem głowy, kiedy Ross otworzył mi drzwi.
-Czyli to jest porwanie? - zapytałam, gdy odpalił silnik.
-Nie, bo jedziesz z własnej woli. A po drugie mam muffiny. - pomachał mi torbą pełną smakołyków.
-Muffiny!? - pisnęłam wybuchające głośnym śmiechem, chwytają jednego muffina.
-O co chodzi? - blondyn wyglądał na trochę zabitego z tropu.
-O nic. - włączyłam radio żeby zabić panującą ciszę, właśnie załapaliśmy się na końcówkę piosenki Shawn'a, zrobiłam znaczącą minę biorąc gryzą muffina.
-Będzie mi się opłacało zapytanie ciebie co ty robisz? - uniósł pytająco jedną brew.
-Nie. - pokręciłam przecząco głową, biorąc kolejnego gryza. Po jakiś piętnastu minutach jazdy Ross skręcił w stronę jakiegoś lasku. 
-Czy ty wywiozłeś mnie tutaj żeby mnie zgwałcić, a potem zabić? - zapytałam lekko spanikowana. Nie powinnam czytać fanfiction o tym jak dziewczyna zostaję porwana, wywieziona do lasu, zgwałcona, zabita i zakopana pod drzewem, przed spaniem. Przeklęty Harry Styles (zmyśliłam takie fanfiction ~ aut)! 
-Co!? Nie! Skąd ci taki pomysł do głowy przeszedł? 
-No wiesz, porywasz mnie z samego rana, gdzie normalny człowiek o tej porze śpi. Wywozisz do lasu, a z tyłu na siedzeniu jest łopata i czarne worki na śmieci. - wskazałam na wcześniej wspomniane przedmioty. 
-Rzeczywiście słabo to wygląda. - podrapał się z tyłu głowy. -Ale to nie jest tak jak myślisz, moja mama wczoraj robiła zakupy w ogrodniczym i zapomniała wyciągnąć tą łopatę. Możesz być spokojna, nic ci nie zrobię. 
-Załóżmy że ci wierzę. 
-Jesteśmy na miejscu. - Ross zatrzymał samochód. Rozejrzałam się dokoła, kiedy chłopak otworzył mi drzwi. Było tutaj naprawę pięknie, aż z wrażenia zapadło mi dech w piersi.
-Czy stąd widać całe Los Angeles? 
-Tak kochanie. - Ross objął mnie od tyłu i pocałował w szyję. 
-Poczekaj, po co mnie tutaj przywiozłeś? - plecami oparłam się o jego klatkę piersiową. 
-Żebyśmy mogli podziwiać jak słońce budzi LA. - wyjaśnił.
-Myślałam że Los Angeles nigdy nie chodzi spać. 
-Słuszna uwaga. Kocham cię. - blondyn schował głowę w zagłębieniu mojej szyi.
-Ja ciebie bardziej. - zaczęliśmy się całować, po jakiś czterech minutach usiedliśmy na skalę. Nieświadomie uśmiechała się do siebie podziwiając jak słońce wyłania się za wysokich wieżowców i jak na drodze pojawiają się pomału samochody. Lynch cały czas obejmował mnie ramieniem, a ja miałam głowę opartą o jego tors. Zrobiło mi się trochę głupio jak koło nas przebiegło jakieś małżeństwo, które uprawiało poranny jogging, a ja miałam na sobie piżamę. Pochyliła się do ucha mojego chłopaka i zapytałam czy możemy już wracać.
-Nie podoba ci się tutaj? - trochę posmutniał, kiedy odsunęła się od niego.
-Nie, tutaj jest naprawdę piękne, dziękuję ci bardzo za to że mnie tutaj przywiozłeś, ale nadal mam na sobie piżamę. I trochę głupio się czuję z tym faktem, że wszyscy dokoła mnie są ubrani, a ja nie.
-Przecież masz na sobie ciuchy. 
-Nie o to mi chodziło! - oparłam bezradnie głowę o ręce.
-Przecież wiem, tak tylko się z tobą droczyłem. 
Rzuciłam bluzę na tylne siedzenie samochodu, gdy weszliśmy do pojazdu, bo robiło się coraz cieplej. Zapięłam pas i założyłam okulary przeciwsłoneczne Ross'a, które mi pożyczył, na nos. Cała droga minęła nam na rozmowie, blondyn mówił mi co zamierza mi pokazać w Colorado i gdzie można zjeść coś dobrego. 
-Widzimy się jeszcze dzisiaj? - zapytał parkując auto przed swoim domem.
-Jasne, że tak. - pocałowałam go na pożegnanie i pobiegłam w stronę domu. Wuja i Vanessa jedli właśnie śniadanie.
-Gdzie ty byłaś? Już chciałem dzwonić na policję że ktoś mi córkę porwał. - zrobiło mi się bardzo miło na sercu, jak wuja Robert nazwał mnie swoją córką.
-Ross mnie zabrał, w takie fajne miejsce. Nie musisz się martwić. A gdzie jest ciocia? 
-Musiała co załatwić w mieście. - wyjaśniła mi Vanessa. 
-Aha. 
-Siadaj i jedź. - wuja wskazał miejsce koło siebie. Chwyciłam płatki śniadaniowe i wsypałam je do miski, dodałam jeszcze mleka i zabrałam się za jedzenie.

                                                                         ***
Wróciłam! Wiem że bardzo długo mnie nie było, nigdy chyba aż tyle nie musieliście czekać na rozdział. Szczerze to co jest powyżej jest bardzo słabe, za co chciałabym serdecznie przeprosić. Nie miałam za bardzo pomysłu na rozdział i jeśli macie jakieś ciekawe pomysły na kolejny rozdział to śmiało możecie pisać. Chyba mam kryzys twórczy, brak pomysłów i tak w ogóle. Nawet zastanawiałam się czy nie zakończyć tej historii, ale szkoda mi trochę tego kończyć. Mam nadzieję że za jakiś czas wena mi wróci, szkoła bardzo mnie wykańcza. Podejrzewam że następnym rozdział może być słaby, ale jest szansa że będzie lepszy od tego. Odzwyczaiła się trochę od pisania, więc potrzebuję trochę czasu żeby wrócić do dawnej formy. Życzę wszystkim udanego dnia, mam nadzieję że ktoś tutaj wpadnie i przeczyta moją ciężką pracę 😂 Do zobaczenia wkrótce.




1 komentarz: