poniedziałek, 31 października 2016

Rozdział 29

Szliśmy wolnym krokiem nie śpiesząc się i przysłuchiwaliśmy się odgłosom natury, to znaczy chcieliśmy to robić, ale nie uwierzycie, w Los Angeles na drogach porusza się takie coś jak samochód i zniecierpliwieni kierowcy co chwilę trąbiących na kogoś. Nawiasem mówiąc gówno słyszeliśmy. Ale nie ważne, liczyło się dla mnie że spędzam czas z wspaniałym człowiekiem który aktualnie niesie mnie na barana, bo zaczęłam narzekać na bolące nogi. Ostatnio zauważyłam, że zachowujemy się jak para idealna, nie żeby mi przeszkadzało to wręcz przeciwnie, cieszę się że nasz związek nie ma problemów. Chodzi mi o to, że boje się że kiedyś nie będziemy mogli znieść swojego towarzystwa. Głęboko wierzę, że tak nie będzie i to tylko są moje głupie myśli. Muszę przestać wymyślać czarne scenariusze. Oparłam swoją brodę o ramię Ross'a i zaczęłam myśleć. Stwierdziłam, że ostatnim czasie mam mało czasu dla dziewczyn, niby z Vanessą rozmawiamy codziennie, ale brakuje mi trochę towarzystwa Rydel. Przez to że zaczęłam się umawiać z jej bratem trochę ją zaniedbałam. Koniecznie muszę się spotkać z tą blondynką.
-Ej. - szturchnęłam ramię Lynch'a. Ten jakby wybudzony z transu krzyknął na pół ulicy.
-Czego!? - kontem oka zauważyłam, że kilku ludzi obejrzało się za nami.
-Co robi Rydel? - zapytałam jak niby nic.
-Skąd mam to niby wiedzieć?
-Pomyślałam, że skoro jesteś jej bratem to będziesz wiedzieć.
-Nie jestem jej nianią. - powiedział oschle. Ałć. Co ja mu zrobiłam, że jest w stosunku do mnie taki nie miły.
-Co cię ugryzło? - zaskoczyłam z jego pleców stając naprzeciwko niego. Niedaleko widziałam nazwę naszej ulicy.
-Mi? Nic. - ruszył przed siebie nawet nie oglądając się na mnie. Niedawno mówiłam, że tworzymy związek idealny może jednak nie taki idealny.
-Przecież widzę, że jesteś na mnie zły. - musiałam prawie biec, żeby dorównać mu kroku. To nie fair że on ma takie długie nogi, a ja nie! Nawet teraz kiedy chcę z nim poważnie porozmawiać i spojrzeć prosto w oczy, to nie mogę, bo mój wzrost na to nie pozwala.
-Zły na ciebie? Nigdy. Jestem po prostu zmęczony tym całym dniem.
Coś mi podpowiadało, że coś kręci, ale postanowiłam nie dociekliwać. Jakby chciał żebym wiedziała co z nim jest to by mi powiedział, a tak to nie ma co naciskać. Też czasami tak mam, że nikomu nie chce czegoś powiedzieć. Szanuje to. Do domu dotarliśmy nie mówiąc nic do siebie, pożegnaliśmy się krótkim "pa". Po przekroczeniu progu drzwi od razu skierowałam się do salonu, gdzie na kanapie spała Van. Postanowiłam nie budzić niej, niech dziewczyna sobie pośpi. Poszłam do łazienki zrobić siku i zmienić tampona. Trochę się nudziłam więc zadzwoniłam do taty, niestety nie było go w domu, a telefon odebrała Alice. Rozmawiałam sobie z dziewczyną mojego taty, dowiedziałam się, że u nich wszystko w porządku. Niepokoi mnie trochę ton głosu Alice, mam wrażenie, że ukrywa coś przede mną. Próbowałam wywiedzieć się od niej czegoś, ale nie chciała nic mówić i udawała że nie ma pojęcia o czym ja mówię. Sprawnie zmieniła temat i spytała się jak ona to powiedziała "O tego Ross'a", dobre pół godziny mówiłam o nim jak bardzo jest kochany, jak mocno mi zależy na nim i jaki jest cudowny. Dobrze, że parę dni temu wykupiłam sobie darmowe minuty, bo inaczej ta rozmowa drogo by mnie kosztowała. Po zakończonej rozmowie napisałam sms'a do Rydel, z pytaniem co robi. Jakieś dziesięć minut później dostałam od niej odpowiedz "Tak szczerze to nic nie robię ;)" szybko wystukałam odpowiedz "A nie chciałaś by do mnie wpaść?", długo nie musiałam czekać na odpowiedz "Daj mi dwie minuty". Zostawiłam telefon na szafce i zeszłym na dół, akurat jak został mi do pokonania jeszcze jeden stopień usłyszałam pukanie do drzwi. Pobiegłam na korytarz i wypuściłam blondynkę do środka. Dziewczyna wyglądała rewelacyjnie, nie przejmując się tym co ona sobie o mnie pomyśli, rzuciłam się na jej szyję. 
-Też się cieszę Laura, że Cię widzę, ale mogłabyś przestać mnie dusić? - Rydel udała że się dławi i nie może oddychać. 
-Nie. - zaśmiałam się i puściłam Delly. -Chcesz coś do picia? 
-A wiesz, że nie. Ale nie pogardziłabym jakimś jedzeniem, kiedy do mnie napisałaś miałam zamiar coś zjeść. 
-To chodzimy do kuchni, zrobimy jakieś kanapki, bo jeszcze mi z głodu padniesz, a pani Stormie zabiłaby mnie. - zaprowadziłam gościa do kuchni i wyciągnęłam wszystkie potrzebne składniki do zrobienia kanapki. Gdy blondynka robiła sobie kanapkę z serem, też postanowiłam sobie przyrządzić jedną kanapkę z serem i pomidorem. W ciszy jadłyśmy co jakiś czas mówiąc jakie to pyszne. Po najedzeniu się posprzątałyśmy bałagan jaki narobiłyśmy i poszłyśmy do mojego pokoju. 
-O kurde! - krzyknęłam nagle strasząc przy tym Rydel. 
-Co się stało? - blondynka podeszła do mnie. 
-Vanessa za tydzień ma urodziny! - dziewczyna popatrzyła na mnie z przerażeniem. 
-Jak mogłam zapomnieć? A wiesz co to oznacza? Że zapomniałam o urodzinach Rocky'ego które są dzień po Van urodzinach. Musimy coś wykombinować.
-Może urządzimy imprezę urodzinową, na którą każdy musi się za coś przebrać, w końcu jest to Halloween. A po północy zaśpiewamy Rocky'emu sto lat. - zaproponowałam.
-Wiesz, że to genialny pomysł. Możemy połączyć imprezę urodzinową Van i Rocky'ego, nie będzie trzeba urządzać dwóch osobnych przyjęć i wyjdzie taniej. - blondynka zadowolona klasnęła w dłonie. Muszę przyznać ten pomysł z połączonymi urodzinami jest genialny, bo nie będzie trzeba tyle czasu spędzić na przygotowaniach wystroju obu przyjęć.
-Mamy strasznie mało czasu na przygotowanie wszystkiego, trzeba zrobić listę gości, zakupy, ogarnąć jakiś sprzęt do grania i najważniejsze, trzeba znaleźć jakieś miejsce na tą imprezę. - na to ostatnie się skrzywiłam.
-Wątpię że rodzice zgodzą się urządzić u nas imprezę, a zwłaszcza po tym jak chłopacy wtedy popili i Ryland trafił do szpitala. Niby było to dosyć dawno, ale oni w najbliższym czasie nie zamierzają pozwolić nam na urządzenie domówki. Nie chcą żeby dom spłonął.
-Serio myślisz, że są do tego zdolni? - popatrzyłam na nią z powątpieniem.
-Na urodzinach będzie Rocky i Ellington. - wyjaśniła.
-Cofam pytanie, są do tego zdolni. - wstałam z łóżka i podeszłam do biurka żeby wyciągnąć zeszyt A4 i jakiś długopis, po czym wróciłam z powrotem na swoje miejsce. -Musimy zrobić listę potrzebnych rzeczy.
Dużymi literami na pierwszej stronie napisałam "POTRZEBNE RZECZY NA PRZYJĘCIE" jako pierwszy punkt zapisałam "Tort". Delly przez moje ramie przeczytała co zapisałam i od razu jej oczy zaczęły błyszczeć. Musze przyznać że z tym dwiema kitkami i błyszczącymi oczami wyglądała uroczo, jak takie wielkie dziecko.
-Uuu mam pomysł jak ten tort będzie wyglądać. - zaczęła energicznie machać rękami, jakby bała się że ktoś inny powie jej pomysł.
-Zamieniam się w słuch.
-Skoro to będzie Halloween, to niech na środku będzie napisane "Happy Birthday Vanessa" a do koła niech będą pajęczyny i nietoperze. Wiesz będzie to nawiązywało do święta i do urodzin naszego kochanego nerwusa. I też możemy zrobić pełno babeczek na których z lukru będą przedstawione duch, pająki, czarownice, dynie i mogą też być wilkołaki. - muszę przyznać, że to z jaką pasją blondynka mówiła o swoim pomyśle przekonała mnie. Szeroko się do niej uśmiechnęłam i sama zaczęłam sobie wyobrażać jak to wszystko będzie wyglądać.
-Rydel ty to masz łeb. - pochwaliłam dziewczynę.
-Się wie. - wskazała na swoją głowę.
-A co z Rocky'm?
-Jemu się zrobi inny tory, na którym będą kosmici. On i Ratliff  będą wniebowzięci, a i tak Rocky będzie świętował swój dzień dopiero po północy, gdzie zapewne połowa gości będzie zalana w trzy dupy żeby zwracać uwagę na to że ciasteczka nie są z kosmitów.
-Wszystko super, ale gdzie urządzimy przyjęcie? Wątpię że ciocia i wuja pozwolą nam do rana szaleć, pewnie dadzą czas maks do pierwszej. - obydwie zaczęłyśmy gorączkowo myśleć, gdzie mamy to wszystko urządzić.
-Może teraz omówimy wszystkie sprawy związane z tym co musimy przygotować, a miejscówkę ogarniemy jutro? - zgodziłam się z pomysłem Rydel. Omawiałyśmy wszystkie szczegóły związane z party, do póki nie zrobiło się na dworze ciemni. Poszłam odprowadzić blondynkę do drzwi.
-Chyba wszystko ustaliłyśmy, pamiętaj że jutro musimy wcześnie wstać żeby zrobić zakupy. - przypomniała się któryś raz z kolei Rydel.
-Tak pamiętam o tym. Musimy jutro wtajemniczyć chłopaków w to wszystko, bo same nie damy sobie z tym radę, a ich pomoc się przyda. Pod żadnym pozorem Vanessa i Rocky nie mogę się niczego dowiedzieć.
-Jasna sprawa. - przytuliłyśmy się na pożegnanie.
-Dobranoc. Pozdrów swoją mamę i tatę ode mnie.
-Dobra pozdrowię. Trzymaj się ciepło i wyśpij się. - wskazała na mnie palcem po czym krzyknęła do reszty domowników (czytając cioci Kristen i wuja Roberta) -Dobranoc.
Zamknęłam za nią drzwi i poszłam się umyć, nie byłam głodna, więc od razu po kąpieli poszłam spać.
*Oczami Rydel*
Kiedy wróciłam do domy wszyscy akurat jedli kolacje w jadalni, poszłam do kuchni zrobić sobie herbatę po czym dołączyłam do rodziny. Chwyciłam jedną kromkę chleba, którą posmarowałam masłem i dżemem i zaczęłam ją jeść.
-Gdzie byłaś? - zapytał Riker wpychając sobie połowę kanapki do gardła i mówiąc z pełną buzią. Było to obrzydliwe, bo połowa jedzenia wypadła mu z buzi. Z kim ja muszę mieszkać?
-U Laury. - odpowiedziałam krótko.
-Laura ci mówiła jak bardzo za mną tęskni? - mała blond kopia tego starszego się odezwała.
-Akurat o tobie nic nie mówiłyśmy.
-Szkoda. - Ross odchylił się na krześle do tyłu i wziął kęsa swojej kanapki.
-A o czym plotkowałyście? - zaciekawił się Ryland.
-Na pewno nie o tobie. - uśmiechnęłam się do siebie. jak najmłodszemu zrzedła mina i odwrócił ode mnie głowę udając obrażonego.
-To o czym gadałyście? - do dyskusji dołączył się zaciekawiony Rocky. Wrrr jako oni mnie wkurzają. Czemu są tacy ciekawscy?
-Mamo powiedz coś chłopakom, żeby zostawili mnie w spokoju!
-Spokojnie Rydel nie irytuj się tak bardzo.
-Zamknij się Riker. - posłałam bratu mordercze spojrzenie, ten uśmiechnął się cwanie. Ja dzisiaj z nimi nie wytrzymam. -Wiecie co? Straciłam apetyt, pójdę się położyć. Dobranoc wszystkim. - zasunęłam za sobą krzesło i pobiegłam na górę. Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w piżamę. Nawet nie wiem kiedy zasnęłam.
*Oczami Rocky'ego*
Rano po śniadaniu razem z Ellington'em poszliśmy na miasto, z racji tego że niedługo jest Halloween trzeba się zaopatrzyć w kilka przedmiotów, które umilą nam te święto. Co roku od kilku lat razem z moim najlepszym przyjacielem robimy parę kawałów naszym sąsiadom lub straszymy dzieci zbierające cukierki. Co jest w tym wszystkim najdziwniejsze, że żaden z sąsiadów nie skapnął się że to my. Czasami chłopacy nam pomagają w tym, ale to zdarza się sporadycznie. Po wyjściu z sklepu "Psikus" udaliśmy się do kawiarni coś zjeść, obydwaj zamówiliśmy sobie gorącą czekoladę i muffina z kawałkami czekolady. Kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienie posypaliśmy muffina żelkami w kształcie misiów i skonsumowaliśmy swoje zamówienie. Chcąc zachować kulturę wytarłem serwetką usta, po czym rozłożyłem ją i zacząłem biegać po kawiarni udając batmana. Ellington śmiał się zemnie kończąc pić swoją czekoladę. Spojrzałem na niego, po czym poczułem nagle, że z czymś się zderzam i padam na ziemie. Przeniosłem wzrok z bruneta na blondynkę, która leżała pode mną i była cała w kawie. Uśmiechnąłem się uwodzicielsko.
-Hhhhheeeeeelllllloooo. - specjalnie przeciągnąłem każdą literę, dziewczyna tylko szybko zwaliła mnie z siebie i wstała.
-Czy ty idioto nie masz oczu!? - krzyknęłam na mnie po czym ukucnęła na ziemie i zaczęła zbierać kawałki rozbitej szkła.
-O co ci chodzi? - zapytałem nie bardzo kapując.
-Zobacz co narobiłeś! Jeśli przez to mnie wyleją z pracy to przysięgam że osobiście cię....
-Raczej by przez to cie nie wylali. - przerwałem jej.
-A niby z jakiego powodu? - wstała energicznie i założyła ręce na swoje biodra.
-A z takiego, że jesteś nie miła dla klientów. - pokazałem jej język.
-Z tego co zauważyłam przedszkole jej cztery ulice dalej. - teraz to przegięła, tak nie będziemy rozmawiać.
-Wypraszam sobie bardzo, ja nie jestem żadnym dzieckiem!
-Twoje zachowanie na to wskazuje.
-Wcale nie. - zaprzeczyłem.
-Wcale tak.
-Wcale nie.
-Wcale tak.
-Dziwaczka.
-Dzieciuch.
-Idiotka.
-Debil.
-Małpa.
-Frajer.
-Weźcie może przestańcie siebie nawzajem obrażać i się ładnie przeproście. - między mną i tą wariatką wszedł Ellington.
-Po moim trupie. - oznajmiła patrząc na mnie z obrzydzeniem i złością.
-Prędzej to po moim trupie. Nie będę tej tutaj - wskazałem na blondi -Przepraszał.
-Możecie przestać?
-Nie! - zgodnie zaprzeczyliśmy brunetowi, kiedy do nas dotarło że się w czymś razem zgadzamy szybko odsunęliśmy się od siebie.
-Obyś zadławił się jedzeniem. - uśmiechnęła się do mnie wrednie.
-Tak się składa, że już skończyłem jeść. - zgasiłem ją.
-W takim razie życzę ci żebyś zatwardzenie dostał. - odeszła lekko kręcąc przy tym swoimi biodrami. Energicznie odwróciłem się do Ratliffa i biorąc telefon ze stolika powiedziałam stanowczo:
-Wychodzimy stąd. - nie czekając za chłopakiem ruszyłem w stronę wyjścia. 
-Dlaczego wyszliśmy? - zapytał, kiedy byliśmy już na zewnątrz. 
-Dlatego, że nie mam zamiaru siedzieć w tym samym pomieszczeniu co ta wariatka. 
-Aha. 
Szliśmy w stronę domu Ratliffa, co jakiś czas jedno z nas coś powiedziało i to by było na tyle. Ellington zatrzymał się na chwilę, żeby przeczytać sms'a zmarszczył dziwnie czoło i wystukał szybko odpowiedz. 
-Coś się stało? - siliłem się na obojętny ton, a tak naprawdę umierałem z ciekawości. 
-Nie nic. Chodzimy. - przyspieszył krok, bezradnie westchnąłem i dorównałem mu kroku. 
*Oczami Laury*
Od samego rana razem z Rydel chodzimy po mieście i załatwiamy wszystkie sprawy związane z przyjęciem urodzinowym. Powiedziałyśmy cioci i wujowi o naszym pomyślę, a on postanowili wesprzeć nas finansowo, Rydel mówiła że państwo Lynch też się zrzucą,trochę się tego nazbierało, więc możemy nieźle zabalować. Nie mogę się tego doczekać! Wszystko załatwiłyśmy tylko poza takim małym szczegółem. Nie mamy gdzie tego wszystkiego urządzić. Zrezygnowane poszłyśmy napić się kawy w pobliskiej kawiarence, która okazała się bardzo przytulna. Od jakiś dwóch godzin zastanawiamy się, gdzieś mamy to wszystko zorganizować. Byłyśmy prawie wszędzie, nikt nie chciał nam wynająć sali, bo wszyscy z kilku miesięcznym wyprzedzeniem wynajęli je na przyjęcia z okazji Halloween. Jakby oni nie rozumieli, że tu chodzi o urodziny mojej siostry! Podeszła do nas urocza blondynka z notesikiem i długopisem.
-Witam, co podać?
-Jakieś wolne miejsce do zorganizowania imprezy urodzinowej. - mruknęła Rydel podpierając swoją brodę na rękach.
-To znaczy, poprosimy dwie kawy. - wyjaśniłam szybko, posyłając przyjaciółce mordercze spojrzenie. Blondynka zapisała nasze zamówienie, chciała już odejść, ale w ostatecznej chwili się rozmyśliła.
-Tak się składa że chyba wiem jak wam pomóc. - zaczęła nieśmiało, razem z Delly spojrzałyśmy na nią z nadzieją.
-Mówisz poważnie? - zapytała rozpromieniona Lynch.
-Tak. Ja wam pomogę, a wy mi.
-W czym? - zdziwiłam się.
-Zagadam z szefem, żebyście mogły to wszystko urządzić tutaj, a wy pomożecie mi znaleźć zespół, które będzie chętny do zagrania w sobotni wieczór kilka koncertów i który będzie dobrze grał. - postawiła warunek.
-To nie wiesz jak dobrze się składa, że spotkałyśmy się. Ja zrazem z braćmi mamy zespół i chętnie byśmy tutaj wystąpili.
-Moglibyście wystąpić na przyjęciu i zagrać kilka coverów. - zaproponowałam.
-Naprawdę!? - krzyknęła szczęśliwa kelnerka. -To super. A tak poza tym Alexa jestem.
-Laura, a tu Rydel. - uścisnęłyśmy sobie dłonie.
-To ja pójdę zanieść wasze zamówienia i zagadać z szefem. Za jakieś dwadzieścia minut kończę zmianę i wszystko ustalimy.
-Jasne nie ma sprawy. - machnęła ręką Delly.
Alexa pobiegła oddać nasze zamówienie, długo nie musiałyśmy czekać na kawę. Kiedy blondynka skończyła swoją zmianę, wszystko ustaliłyśmy. Poszłyśmy do mnie do domu, gdzie czekali na nas chłopacy, którym wcześniej napisałam sms'a żeby przyszli, bo jest sprawa do obgadania. Chłopacy z chęcią zapowiedzieli nam, że pomogą we wszystkim.
*Tydzień później*
Dzisiaj jest Halloween, wszystko na wieczorną imprezę jest już gotowe. Kawiarnia wygląda znakomicie, dekoracje idealnie wpasowały się w klimat tego święta. Wszyscy się schowaliśmy, żeby zrobić Van niespodziankę. Rydel wymyśliła coś że jesteśmy tutaj wszyscy umówieni i stąd mamy iść na miasto. Kiedy nasza Van przyszła wszyscy krzyknęliśmy:
-Niespodzianka!!! - zaszokowana Nessa nie wiedziała co powiedzieć.

                                                                     ***
Witajcie, będzie krótko. Przepraszam za błędy obiecuje że poprawie i Happy Halloween. Pamiętajcie o zostawieniu śladu po sobie, w postaci komentarza.


   
  












sobota, 8 października 2016

Rozdział 28

-Ross co to ma znaczyć do cholery!? - krzyknęła któryś raz z kolei wkurzona Laura. Nic jej nie odpowiadając stałam ze spuszczoną głową cały czas patrząc się na swoje kolorowe skarpetki. Nie miałem nic na swoje usprawiedliwienie, zrobiło mi się naprawdę głupio. Czułem jak moja twarz staje się cała czerwona. Z trudem udało mi się spojrzeć na Laur, ale i tak po chwili znowu spuściłem wzrok na podłogę. Jej spojrzenie mnie zabijało, w tych pięknych brązowych oczkach co zawsze widać radość i szczęście teraz była złość i wściekłość. Trochę się jej bałem jak tak na mnie patrzyła.
-No odpowiesz wreszcie!? - widać było, że pomału traci cierpliwość. 
-Bo yyy ja yyy... - jąkałem się, co zdarza mi się to dosyć rzadko.
-Dlaczego masz moje zdjęcia nago!? - rzuciła we mnie zdjęciami, które znalazła na biurku.
-Nie jesteś tam nago tylko w bieliźnie. - broniłem się, nie pozwolę żeby zarzucano mi czegoś czego nie zrobiłem. Fakt mam zdjęcia mojej dziewczyny w staniku i majtkach, które nie koniecznie ona mi przysłała, ale nie mam jej zdjęć na golasa. Przyznaje bardzo bym chciał dostać od niej coś takiego albo móc ją tak zobaczyć (zawsze mógłbym dotknąć jej ciała, a nie papierku, byłoby to namacalne).
-Wielka mi tam różnica. - machnęła ręką.
-Wiesz to jest naprawdę duża różnica, gdybyś była tam nago... - w tym momencie moja ukochana mi przerwała. 
-Spróbuj tylko dokończyć te zdanie, a uwierz mi będziesz wiedział jak kwiatki pachną od spodu. - przyznam że mina mi zrzedła, no ale nic trzeba wziąć się w garść. Nie pozwolę żeby kobieta mnie zastraszała, przecież nie jestem jakąś pizdą lub pantoflarzem jak mów przyszywany wujek Andrew. Którego swoją drogą szczerze nienawidzę.  
-Nie zrobisz tego, za bardzo ci na mnie zależy. - powiedziałem pewny siebie. Widząc minę brunetki nie spodziewała się po mnie takiej odpowiedzi. 
-Aż taki pewny siebie jesteś? Wierz, że to może cię kiedyś zgubić? 
-Jak już nie zgubiło. Posłuchaj daj mi to wszystko tobie wytłumaczyć. - chwyciłem jej rękę.
-Nie musisz mi nic mówić. Prawda jest taka, że związałam się z pierdolonym zbokiem. A tak właściwie to skąd masz te zdjęcia? Kiedy je zrobiłeś? 
-Pragnę zauważyć że twój pokój znajduje się naprzeciwko mojego. -wskazałem ręką na okno. -Raz kiedy nie byliśmy jeszcze razem zauważyłem, że chodzisz po pokoju w samej bieliźnie i tak pięknie wyglądałaś, że postanowiłem zrobić ci zdjęcie. Nikomu tych zdjęć nie pokazywałem, tak szczerze kiedy je wywołałem i wrzuciłem do szafki zapomniałem o nich. Dopiero dzisiaj przez przypadek musiałem je wyciągnąć, nawet nie zauważyłem że są na widoku. Nigdy nie interesowałbym się tobą tylko ze względu na twoje ciało, masz naprawdę zajebistą osobowość, jesteś mega urocza i do tego seksowna. Jak widzisz wiele rzeczy mi się w tobie podoba i kocham cię całym sobą. Wybacz mi proszę. - to ostatnie wyszeptałem jej do ucha i schowałem twarz w zagłębieniu jej szyi. Zaciągnąłem się jej boskim zapachem. 
-Ross odsuń się. - odepchnęła mnie od siebie, zrobiłem zdziwioną minę. Nie spodziewałem się tego, że mnie odepnie od siebie -Nawet nie zdajesz sobie sprawy jaka jestem na ciebie wściekła. Nie miałeś prawa robić tych zdjęć bez mojej wiedzy i zgody. Co by było gdybyśmy nie byli teraz razem? Skąd mogę mieć pewność, że nie wrzuciłbyś tych zdjęć do internetu. Czy ty pomyślałeś w ogóle jakby ktoś je znalazł u ciebie w pokoju i wykorzystał przeciwko mnie? Kocham cię, ale kompletnie nie myślisz i jesteś strasznie nieodpowiedzialny. Chyba lepiej będzie jak pójdę. 
-Mieliśmy oglądać Piotrusia Pana. - zauważyłem, spojrzała się na mnie obojętnie i ruszyła w stronę drzwi. Nie mogę dopuścić żeby sobie poszła. -Laura zaczekaj. Nie zostawiaj mnie.
Podbiegłem do niej i złapałem jej rękę tak, że teraz była odwrócona do mnie twarzą. Zauważyłem że niesforny kosmyk włosów wpadł jej do ust, mimo próśb dziewczyny żebym ją puścił zbliżyłem rękę do jej twarzy i delikatnie schowałem kosmyk brązowych włosów za ucho. Nie odrywałem wzroku z jej pięknych brązowych oczu, ona lekko speszona moim spojrzeniem spuściła głowę na dół. Chwyciłem jej podbródek i uniosłem do góry. 
-Hej nie bądź już na mnie zła. Nie pomyślałem co by było gdyby ktoś znalazł te fotki, przepraszam cię, że jestem takim pieprzonym egoistą i takim beznadziejnym facetem. Prawda jest taka, że nie zasługuję na taki skarb jak ty. - cały czas mówiłem spokojnym głosem. 
-Nienawidzę cię Lynch. Nienawidzę cię. - zaczęła walić pięścią w mój tors, troskliwie objąłem ją ramieniem przyciągając bliżej siebie. 
-Tak wiem. - szepnąłem i pocałowałem ją w czubek głowy. Laura mocniej się we mnie wtuliła, czułem jak opuszkami palców głaska moje plecy, przez które przeszedł mnie miły dreszcz. Może dla innych ta sytuacja wydaje się dosyć dziwna i nielogiczna, jak mam być szczery to dla mnie też jest ona niezrozumiała. Raz się na mnie wydziera i krzyczy że mnie nienawidzi, a za chwilę tuli się do mnie jak do wielkiego misia, no ale jak tu zrozumieć kobiety. A zwłaszcza wtedy kiedy mają okres, no nie da się. 
-Wszystko dobrze. - powiedziałem takim tonem głosu jakbym mówił do dziecka i ująłem jej twarz w rękach. Brunetka twierdząco pokiwała głową, uśmiechnąłem się do siebie i ją pocałowałem. Na początku całowałem ją delikatnie co jakiś czas na krótką chwilę odrywałem nasze usta od siebie by zaraz z powrotem je złączyć ze sobą. Mruknąłem zadowolony kiedy dziewczyna wplotła swoje palce w moje włosy i zaczęła się nimi bawić, przejechałem językiem po dolnej wardze mojej ukochanej. Laura otworzyła szerzej usta, co od razu wykorzystałem, nasze języki toczyły walkę o dominacje. Lizaliśmy się tak z około pięć minut, moglibyśmy dłużej ale nasze płuca domagały się tlenu. Kiedy oderwaliśmy się od siebie z uśmiechem na ustach wskazałem na łózko, brązowooka skinęła głową i położyła się, a ja włączyłem film dołączając do niej. Laura co jakiś czas mówiła, że Piotruś i Wendy pasują do siebie i tworzą uroczą parę, a ja przyznawałem jej racje dla świętego spokoju. Po seansie filmowym brunetka zaproponowała żebyśmy gdzieś poszli się przejść do puki nie jest ciemno i pogoda nam dopisuję. Mimo tego, że mieszkamy w LA noce potrafią być dosyć chłodnę. Stwierdziłem, że takie wyjście na świeże powietrze dobrze nam zrobi po tych kilku godzinach oglądania, wyłączyłem DVD i kazałem Laurze już zejść na dół. Gdy dziewczyna opuściła mój pokój podszedłem do szafy z ubraniami i wyciągnąłem szarą bluzę, którą ubrałem, a rękawy podwinąłem do łokci. Gotowy zszedłem na dół, gdzie mój maluszek już na mnie czekał, szybko ubrałem buty.
-Wychodzimy!!! Nie czekajcie na nas z kolacją!!! - krzyknąłem zamykając za sobą drzwi.
-To dokąd idziemy? - zapytała Laura, kiedy znaleźliśmy się na chodniku. Wzruszyłem ramionami na znak, że mi to jest obojętne. Tak szczerze mógłbym iść nawet na koniec świata, byleby z nią. -Co powiesz o parku? - zaproponowała, gdy ruszyliśmy przed siebie.
-A może nie będziemy się przejmować do jakiego celu mamy dojść tylko będziemy szli przed siebie i zobaczymy gdzie trafimy? I tak musimy gdzieś dojść i dojdziemy, ale niech to będzie jak na razie niespodzianka dla nas obu. - spojrzałem się na nią niepewnie.
-Podoba mi się twój pomysł. - wspięła się na palcach i dała mi buziaka w policzek. -"Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba"
-Czy ty właśnie zacytowałaś mi kawałek "Zemsty"? - nie odpowiedziała mi tylko się zaśmiała i niczym małe dziecko pobiegła przed siebie. -Nigdzie mi nie uciekniesz. - mruknąłem pod nosem i ruszyłem za nią. Nie musiałem się za bardzo męczyć żeby ją dogonić, tymi swoimi zgrabnymi, a za razem krótki nogami i słabą kondycją nie była zbyt szybka. Kiedy ją dogoniłem objąłem ją od tyłu w pacie i przyciągnąłem do siebie.
-Mógłbyś mnie już puścić? - spytała po kilku minutach, gdy szliśmy spokojnie, a ja ją cały czas przytulałem od tyłu.
-Nie. - zaśmiałem się chytrze i pocałowałem ją w szyję.
***
Po godzinnej przechadzce znaleźliśmy się w centrum, trochę się zmęczyłem tym długim spacerem, więc zaprosiłem Laurę do najbliższej kawiarni jak tylko rzuciła mi się w oczy. Brunetka za bardzo nie chciała nigdzie iść do kawiarni, bo nie wzięła ze sobą pieniędzy. Więc jak prawdziwy dżentelmen powiedziałem jej, że zapłacę za nią, na początku nie chciała się zgodzić mówiła, że głupio się będzie czuła i że nie chcę mnie narażać na koszty, ale mój niesamowity dar przekonywania ludzi zadziałał. Zamówiliśmy sobie mrożoną kawę, chwyciłem oba kubki napoju i udałem się za moją dziewczyna na zewnątrz kawiarni. Znaleźliśmy dwu osobowy stolik pod parasolem, usiedliśmy naprzeciwko siebie siedziałem odwrócony tyłem do ulicy. Popijaliśmy sobie napoje i rozmawialiśmy ze sobą, głównie to ja mówiłem, a brunetka słuchała i co jakiś czas przytakiwała głową na znak że mnie słucha. Byłem w trakcie mówienia ciekawej historii jak to kiedyś udałem się z Rocky'm i Ellington'em na imprezę, kiedy skapnąłem się, że Laura w ogóle mnie nie słucha.
-Ziemia do Laury. - pomachałem jej ręką przed twarzą, wydawała się taka nieobecna, tak jakby coś kompletnie odwróciło jej uwagę.
-O mój Boże. - dziewczyna zakryła ręką usta i miała taki wyraz twarzy jakby miała się zaraz popłakać.
-Co się stało? - położyłem moją dłoń na jej lewą dłoń, którą miała na stoliku.
-O kurwa.
-Na co ty właściwie patrzysz? - zapytałem i odwróciłem się w stronę ulicy, gdzie cały czas patrzyła się Laura.
-Boże tam stoi Grant Gustin. - widziałem jak z trudem powstrzymuje się żeby się nie popłakać. Obróciłem się jeszcze raz w stronę chodnika, gdzie prawdopodobnie stoi ten facet.
-Kto to? - po moim pytaniu brunetka spojrzała na mnie z żenadą.
-Grant Gustin jest moim ulubionym aktorem. A tak właściwie to jest Thomas Grant Gustin, ale woli używać swoje drugie imię. Uwielbiam tego gościa, gał kiedyś w moim ulubionym serialu "Glee" przez parę odcinków wcielił się w postać Sebastiana złego charakteru. Później go widziałam w genialnym filmie "Koszmar matki" gdzie grał główną role, przez jakiś czas miałam lekkiego świra na jego punkcie i szukałam filmów lub seriali gdzie on grał. Znalazłam serial "The Flash" gdzie gra Barry'ego Allena który jest zwykłym laborantem policyjnym, ale po wybuchu akceleratora i porażeniu piorunem zostaje obdarzony niesamowitą szybkością, którą wykorzystuje do walki ze złem. Zajebisty jest ten serial w niecałe cztery dni obejrzałam wszystkie dwa sezony, a teraz czekam na trzeci. Nie dosyć że jest nieziemsko przystojny, umie śpiewać to na dodatek jest mega uroczy. Zawsze marzyłam żeby go poznać. - byłem pod wrażeniem z jaką pasją ona mówiła o swoim idolu i to że zawsze marzyła żeby go poznać, dlatego wpadłem na wspaniały pomysł.
-To podejdź do niego i poproś o autograf i zdjęcie. - zaproponowałem biorąc łyka mojej mrożonej kawy.  
-Oszalałeś!? Nie zrobię tego. - chwyciła swoje końcówki włosów i zakryła nimi swoją twarz spuszczając głowę w dół. Dobrze wiedziałem że marzy o tym, aby go poznać, ale za bardzo się boi. Wstałem i otrzepałem tył spodni z niewidocznego kurzu, obróciłem się na pięcie, kiedy zrobiłem krok w stronę ulicy poczułem jak brunetka chwyta moją dłoń.
-Ross gdzie idziesz? - nic jej nie mówiąc, podszedłem to Gustin'a. W oddali słyszałem jak dziewczyna mnie woła, żebym wracał i tam nie szedł.
-Przepraszam Grant, że przeszkadzam. Ale moja dziewczyna chciałaby zrobić sobie z tobą zdjęcie, czy może? Wiesz trochę się wstydzi podejść i zagadać, jest twoją wielką fanką. Nie będzie ci to przeszkadzać, bo jak tak to... - nie dokończyłem, bo przerwał mi aktor.
-Nie spoko, nie ma problemu. - przyjacielsko się uśmiechnął, odpowiedziałem mu tym samym i odwróciłem się w stronę Laury i poprosiłem gestem ręki żeby podeszła do nas. Marano niepewnie wstała z krzesła, wolnym krokiem do nas podeszła, a kiedy stała już koło nas lekko się za mną schowała patrząc z niedowierzaniem na Grant'a.
-To jest moja dziewczyna Laura. - wskazałem na moją księżniczkę, wypychając ją trochę przed siebie.
-Cześć miło cię poznać. - chłopak wyciągnął rękę do niej, brązowo popatrzyła z lekkim szokiem na dłoń po czym niepewnie ją uścisnęła.
-Boże ty jesteś Grant Gustin. - miała taką minę jakby spełniało się jej największe marzenie. -Nie wieże, że stoisz tutaj. To musi być sen.
-To nie jest sen. - odpowiedziałem jej obejmując przy tym w pasie.
-Mogę prosić o autograf? - Laura wyciągnęła białą kartkę i długopis. Ciekawe skąd wzięła kartkę i długopis? Postanowiłem że później ją o to zapytam, niech się teraz cieszy z chwilą spędzoną z idolem.
-Jasne, pewnie. - Grant chwycił długopis i szybkim ruchem napisał "Dla Laury Grant Gustin". Oddając kartkę z powrotem, aktor zrobił sobie zdjęcie z Laurą i ze mną, chwilę później z nim porozmawialiśmy. Ale niestety musiał już iść na plan filmowy bardzo nas za to przepraszał i powiedział, że jak szczęście nam dopisze to może kiedyś dłużej nam uda się porozmawiać. Strasznie sympatyczny i miły z niego facet. Po zajęciu z powrotem swoich miejsc, Laura cały czas wpatrywała się w kartkę z niedowierzaniem. Kiedy skończyliśmy pić kawę, raczej ja skończyłem, bo ta była zajęta wgapianiem się w kartkę, ruszyliśmy w stronę domu. Dziewczyna złożyła autograf na pół i schowała go do tylnej kieszeni spodni. Szliśmy sobie spokojnie po chodniki, gdy nagle brunetka rzuciła mi się na szyje całując ją przy tym.
-Dziękuję ci bardzo! - krzyczała całując moją szyje co jakiś czas, zatrzymałem się i objąłem ją ręką przyciągają jeszcze bliżej siebie tak że między nami nie było ani milimetra przerwy.
-Za co? - udałem zdziwionego, tak naprawdę dobrze wiedziałem o co jej chodzi tylko chciałem usłyszeć to od niej.
-Ty już wiesz za co.
-Nie mam pojęcia o czym ty mówisz. - uśmiechnąłem się chytrze, za co dostałem pięścią w ramie od mojej dziewczyny. Tak się zastanawiam czy jej bicepsy są w stanie połamać patyk na pół, nic tylko same kości i skóra. Mimo tego że praktycznie nic nie poczułem i tak złapałem się za ramie i masowałem je tak jakby naprawdę mnie mocno bolało.
-Dziękuje ci, że załatwiłeś mi autograf i zdjęcie Granta. - chciałem udawać obrażonego na nią, że mnie uderzyła, ale widząc ten uśmiech i radość w oczach nie mogłem tego zrobić.
-Proszę bardzo kochanie. - szybko pocałowałem ją, po czym obydwoje chwyciliśmy się za ręce i ruszyliśmy w stronę domu. Warto było wstać i zagadać do Gustina, żeby widzieć ją taką szczęśliwą. W tym momencie przyrzekłem sobie, że zrobię wszystko żeby Laura była szczęśliwa i żeby nie cierpiała przez zło tego świata. Ona jest taka niewinna, a ten świat jest taki brutalny, ludzie są tacy fałszywi mogą cię zniszczyć dla własnego sukcesu lub dla sprawienia ci przykrości. Kiedy pierwszy raz ujrzałem brunetkę przyrzekłem sobie może wtedy nie świadomie, że muszę ją chronić przed wszystkim, wszystkimi i przed samym sobą. Nienawidzę kiedy przeze mnie płacze, nie jestem idealny i pewnie niestety wiele razy sprawie jej przykrość, ale zrobię wszystko żeby nie musiała dużo razy być przeze mnie smutna. Tak bardzo ją kocham.
*Oczami Laury*
Tak bardzo się ciesze, że mam zdjęcie i autograf mojego idola. Ross jest wspaniały! Na początku nie chciałam za bardzo, żeby podchodził do mężczyzny, mimo tego podświadomie błagałam go o to. To że rzuciłam się na niego podczas drogi było silniejsze ode mnie, tak bardzo chciałam mu podziękować, że to dla mnie zrobił. Pewnie dla niego to nie był żaden problem żeby podejść do Grant'a i poprosić o autograf, ale dla mnie to był ogromny problem. Kątem oka przypatrywałam się Ross'owi kiedy szedł, on jest taki cudowny. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo się cieszę że go mam, moje życie zanim przeprowadziłam się tutaj i poznałam Lynchów było dość nudne, a teraz wiem że z nimi wszystkimi nie będę się nigdy nudzić.

                                                                           ***    
Witajcie kochani! Tym razem będzie krótka notatka, bo nie chce mi się za bardzo rozpisywać. Następny rozdział planuje dodać tak mniej więcej na halloween, mam prośbę jeśli przeczytałeś rozdział to skomentuj.