-Dzień doberek. - przywitał się zaspanym głosem.
-Cześć. Jak się spało? - przetarłam ręką oczy.
-Znakomicie. Nie pamiętam, kiedy tak dobrze mi się spało. A tobie mróweczko, jak się ze mną spało?
-Dobrze. - odpowiedziałam krótko.
-Tylko dobrze? - zapytał z niedowierzaniem.
-Zajebiście mi się z tobą spało. - ta odpowiedz wyraźnie usankcjonowała go.
-Mam szybkie pytanie.
-To dawaj, nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć twoje pytanie. - Ross cały czas miał głowę na mojej klace piersiowej.
-Masz na sobie stanik? Bo z tego co widzę chyba tak. - spojrzał się na moje piersi, jego mina mówiła że chętnie pozbyłby się góry od mojej piżamy, żeby tylko się przekonać czy ma racje.
-Po pierwsze, gdzie się patrzysz zboczeńcu. - podniosłam jego brodę na wysokość moich oczu. -A po drugie, tak mam na sobie stanik.
-Dlaczego? - jęknął z rozpaczy.
-Chyba nie myślałeś, że pójdę z tobą spać bez stanika. - jego mina mówiła wszystko.
-Słyszałem że cycki powinny odpocząć do biustonosza, a porą odpoczynku jest noc. No więc, dlaczego twoje piersi nie odpoczywały?
-Żebyś się nie podniecił.
-Ja? W życiu. Nie ma czym. - na te słowa spiorunowałam go wzrokiem.
-Uważasz, że nie jestem atrakcyjna!? - super chłopak który mi się podoba uważa, że nie jestem atrakcyjna i podciągająca, gorzej chyba być nie może. Pewnie gdybym leżała teraz przed nim cała naga, nawet nie udałby zachwyconego tylko poszedł gdzieś sobie, gdzie są atrakcyjniejsze.
-Nie to chciałem powiedzieć... - zaczął się tłumaczyć, ale ja nie chciałam wysłuchiwać jego nędznych wyjaśnień. Powiedział tak jak myśli, nie musi się usprawiedliwiać ja wszystko rozumiem. Nigdy nie byłam punktem adoracyjnym przez płeć przeciwną.
-Jesteś głupi i zboczony. Nie chcę z tobą rozmawiać. - odwróciłam się do niego plecami. Po chwili chłopak mnie objął od tyłu i zaczął całować po szyi.
-Laura ja nie chciałem tego powiedzieć. Jesteś najbardziej atrakcyjną dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem, nie jeden stracił dla ciebie głowę. - mówił co jakiś czas obsypując moją szyje pocałunkami, ostatnie słowo wyszeptał mi do ucha, a potem delikatnie ugryzł je. Chcąc nie chcąc, nie umiałam się na niego gniewać.
-Serio tak myślisz? - odwróciłam się w jego stronę.
-Ja to wiem. - patrzyliśmy sobie prosto w oczy, nasze usta dzieliła przestrzeń pięciu centymetrów, stykaliśmy się nosami. Bardzo chciałam pocałować Ross'a, a po jego oczach które nagle pociemniały z podniecenia on też pragnął tego co ja. A więc co stało na przeszkodzie, żebyśmy się pocałowali? Praktycznie nic. Ale sądząc po napięciu między nami, pocałunek może się okazać tylko wstępem do czegoś poważniejszego i niekontrolowanego. Dlatego pocałowałam go w policzek i szepnęłam.
-Jak myślisz wszyscy już wstali? - podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Chyba. - powiedział nieobecnym głosem i też podniósł się do pozycji siedzącej. Przez dłuższą chwile nic nie mówiliśmy, milczenie te przerwał blondyn.
-Laura możemy poważnie porozmawiać? - zaniepokoił mnie poważny ton jego głosu.
-Oczywiście. Możesz ze mną porozmawiać o wszystkim.
-Czy ty miałaś już swój pierwszy raz? - zapytał nieśmiało. Pewnie też zdał sobie sprawę z tego, że jeśli byśmy się pocałowali mogłoby dojść do czegoś między nami. W domu są rodzice Ross'a i jego rodzeństwo, a także moja siostra i Ellington. Obydwaj jesteśmy mocno skrępowani tym do czego mogło dojść.
-Nie, może to wydać się głupie, ale ja czekam na tego jedynego na kogoś kto mnie pokocham i później nie zostawi jak dopnie swego. Nie chce zrobić tego z byle kim, a potem cierpieć. Chce być na zabój zakochana i czuć tysiące motyli w brzuchu, chce żeby kiedy on mnie dotykał przez moje ciało płynął przyjemny prąd. Rozumiesz o co mi chodzi? Pierwszy raz jest bardzo ważny i ja chce go przeżyć z ważną przeze mnie osobą. A ty miałeś już swój pierwszy raz? - spojrzałam się na niego przez ramię.
-Ja też czekam na tą jedyną. Jak na razie jeszcze jej nie znalazłem, ale mam nadzieje że niedługo to się zmieni. Nie szukam jakieś taniej dziwki która miała każdego, takie dziewczyny w ogóle mnie nie interesują. Kiedy w końcu znajdę sobie dziewczynę i zdecydujemy się na to, chciałbym żeby ona była dziewicą. Może wyda się to głupie, ale uważam że to słodkie jak para razem traci ze sobą dziewictwo. - spuścił zawstydzony wzrok. Wcale nie wydawało mi się to głupie co powiedział, można powiedzieć że jestem tego samego zdania.
-To uroczę, że tak sądzisz.
-Moi koledzy gdybym im to powiedział zabiliby mnie śmiechem.
-To masz głupich kolegów. - uśmiechnął się smutno.
-Chciałem z tobą porozmawiać ponieważ potrzebuje rady.
-W sprawie seksu? - zdziwiłam się, chłopak zaśmiał się na moje słowa.
-Nie, nie mam dziewczyny, ale jakbyś była zainteresowana to wiesz gdzie mieszkam. - mrugnął do mnie porozumiewawczo.
-Ty chyba się nigdy nie zmienisz. - pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Możesz bardziej sprecyzować, o co ci konkretnie chodzi?
-O to, że ty zawsze będziesz rzucał jakieś zboczone aluzje albo podteksty.
-Za to mnie kochasz. - rozłożył szeroko ręce, popatrzyłam na niego z powątpiewaniem. Nie chciałam żeby wyszło na jaw, że właśnie dla tego go kocham i jeszcze z wielu innych powodów.
-Słucham twojego problemu.
-Tak właściwie to mam do ciebie prośbę, a nie radę, nasz wujek znalazł starą kolekcje płyt The Rolling Stones taty. Tata poprosił nas żebyśmy po nie pojechali, bo on nie ma czasu, a bardzo mu na nich zależy. Jak się okazało tylko ja nie mam żadnych planów. Rozumiesz to? Wszyscy znaleźli sobie coś do roboty, tylko nie ja, nawet Rocky ma plany! I Ellington też. Nie chce jechać tam sam, a to dwie godziny jazdy stąd. Dla teraz błagam cię, pojedź tam ze mną. Proszę. - mówił błagalnym tonem.
-A kiedy chcesz jechać?
-Dzisiaj. - zrobił przepraszającą minę.
-Co!? I dopiero teraz mi to mówisz! - wydarłam się na niego.
-Sorry zapomniałem.
-A głowy czasem wziąć nie zapomniałeś? - spytałam ironicznie.
-Nie wciąż na swoim miejscu. - pociągnął się za głowę. -To jak będzie? Uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną...
-Błagam jestem za młoda na ślub. - przerwałam blondynowi ten popatrzył na mnie z mordem w oczach.
-Nie przerywaj mi nerwusie. Uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i pojedziesz ze mną do mojego wuja? - westchnęłam bezradnie.
-Wiesz, że wisisz mi przysługę.
-Jasne. - Ross pocałował mnie w czoło i zeskoczył z łóżka. Zeszłam z łóżka zaczęłam szukać swoich rzeczy, ale szybko sobie przypomniałam że zostawiłam mój plecak u Rydel w pokoju.
-Czego szukasz? - zapytał chłopak widząc mnie rozglądającą się za czymś.
-Swojego plecaka, ale przypomniałam sobie że został u Rydel.
-Jak chcesz to możemy po niego iść. Może dopisze nam szczęście i oni będą jeszcze spać. - uśmiechnął się iście diabelsko.
-Podoba mi się twój tok myślenia, przyjacielu.
-Zgarniamy gitarę i idziemy. - blondyn wziął swoją elektryczną gitarę i przepuścił mnie przodem. Cichutko weszliśmy do pokoju dziewczyny, mieliśmy ogromne szczęście, że cała trójka spała w najlepsze. Ross podłączył swoją gitarę do wzmacniacza siostry podkręcił go na maksa i zaczął grać solówkę na instrumencie. Rocky, Ell i Rydel zerwali się z łóżka jak oparzeni, popatrzyli na nas z skrytą nienawiścią. Ale nie przejęliśmy się tym Ross nadal grał na gitarze, a ja głośno śpiewałam choć trudno to nazwać śpiewaniem bardziej darcie mordy na cały regulator. Do pokoju blondynki wpadł zdyszany Riker, który zaczął wymachiwać kijem od hokeja. Zaraz za nim w pokoju zjawiła się moja siostra, była mocno zdezorientowana. Najstarszy z nas wymachiwał kijem jakby chciał kogoś zabić.
-Co tu się do cholery jasnej dzieje!? - krzyknął patrząc się na mnie, swoje rodzeństwo i przyjaciela.
-Zapytaj Ross'a i Laurę. - blondynka wskazała na nas. Ja przestałam śpiewać, a Ross przestał grać.
-Wparowali tutaj zaczęli grać i śpiewać na cały regulator. I nas obudzili. - wyjaśnił Rocky.
-Kochani jest jedenasta rano, czas wstawać.
-Zamknij się Ross. Zapewne to ty byłeś pomysłodawcą tego idiotycznego pomysłu. Laura nie byłaby zdolna wymyślić czegoś takiego, ma za dobre serce. - pochlebia mi to jak Riker ma o mnie zdanie, ale pozory czasem się mylą.
-Nie byłabym tego taka pewna, raz wylała na mnie wiadro lodowatej wody kiedy spałam. - oczywiście Van musiała dodać swoje pięć groszy. Jakby nie mogła tego przemilczeć, albo co dobre zapomnieć.
-Jak widzę nie tylko ja uchodzę za bezduszną bestię, która wyrywa ludzi ze słodkich snów w okrutny sposób. - razem z moim księciem przybiliśmy sobie po piątce.
-Obaj jesteście siebie warci. Chodź Vanessa idziemy stąd. - blondyn pociągnął moją siostrę za rękę, a ona wyszła za nim.
-Co to był za hałas? - do pomieszczenie weszli państwo Lynch. Jak widać solówka Ross'a i mój wokal postawił wszystkich domowników na nogi. Przynajmniej nikt teraz nie traci czasu na spanie.
-Ross postanowił nas wszystkich obudzić. - Delly wskazała na gitarę w rękach chłopaka. Jego rodzice przytaknęli głową na znak zrozumienia.
-Skoro już wszyscy nie śpimy, chce was widzieć za dziesięć minut na dole. Mark ubieraj się szybko i jedź po świeże bułki. - rozkazała Stormie. Wszyscy zgodnie przytaknęliśmy głowami, pan Mark poszedł się ubrać, żeby pojechać po bułki. Chłopacy poszli do siebie, a ja i Rydel zostałyśmy w pokoju. Ubrane zeszłyśmy na dół, przy stole siedzieli wszyscy prócz Ryland'a.
-Gdzie jest Ryland? - zapytałam siadając koło przyjaciółki i siostry.
-Nie wiem, może jeszcze śpi? - Ross oglądał swoje paznokcie.
-Po waszej solówce wątpię, że śpi. - Rydel chwyciła jedną bułkę do ręki.
-To może idź się przekonać, czy masz racje? - zaproponował blondyn.
-Mam tam wejść do tego syfu? W życiu.
-Weź nie przesadzaj u Rocky'iego jest gorzej. Przy Rocky'im Ryland'a syf to pikuś. - zauważył Riker.
-Chodź Ell po młodego, bo jak widzę nikomu nie zależy żeby on był przy śniadaniu. - Rocky znacząco na nas spojrzał i razem z brunetem poszli po ostatniego z rodu Lynchów. Po dłuższej chwili przyszli z ledwo przytomnym Ryland'em, który najwyraźniej został obudzony.
-Co ci się stało Ryland? Wyglądasz jak wielkie chodzące nieszczęście. - zmartwiła się Delly.
-Ci dwaj. - wskazał na szatyna i bruneta. -Obudzili mnie. Wparowali do pokoju i wyrzucili mnie z łóżka. I to dosłownie. Stanęli po jednej stronie łóżka i go podnieśli, wyrzucając mnie przy tym. Nie dosyć, że mnie obudzili to jeszcze zrobili burdel w pokoju. I kto to wszystko będzie musiał posprzątać? Oczywiście, że ja. - Ryland skończył swój akt żalu. Teraz rozumiem czemu "bliźniaki" wrócili z góry tacy uśmiechnięci.
-Nie obudziłeś się po naszym występie? - wskazałam na siebie i mojego przyjaciela.
-Co wy odwaliliście? - zdziwił się.
-Ross podłączył swoją gitarę do wzmacniacza, podkręcił głośność na maksa i zaczął grać, a Laura śpiewała. - wyjaśniła Rydel.
-Ty tego nie słyszałeś? - uniosłam pytająco brew.
-Nie, mam twardy sen.
-Ale żeby aż tak?
-Jak widzisz Laura jednak tak można.
-Dlatego zawsze zamykamy dom na klucz, kiedy Ryland zostaje sam. - informuje mnie Riker. W ciszy wszyscy jemy śniadanie, pani Stormie zrobiła nam po herbacie. W spokoju przeżuwałam sobie bułkę z serem i pomidorem, kiedy tu nagle Rydel odezwała się.
-Na co się tak patrzysz Ross? - to pytanie wprawiło wszystkich w zaciekawienie.
-Ja na nic. - blondyn spuścił swój wzrok na kubek herbaty.
-Doprawdy? A mi się zdaje, że ty gapiłeś się na Laurę.
-Oj siostrzyczko muszę ci powiedzieć, że jesteś w błędzie i to ogromnym.
-Wcale, że nie. Patrzyłeś się na Laurę jak jakiś wygłodzony tygrys. - zarumieniłam się trochę i spuściłam wzrok. Czułam że wszystkich wzrok pada na mnie, podniosłam głowę do góry, żeby się o tym przekonać, nie myliłam się wszyscy perfidnie patrzą się na mnie.
-Wcale się nie patrzyłem na Laurę, jak wygłodzony tygrys. - zaprzeczył.
-Ja tam wiem swoje.
-Możemy zakończyć już ten temat? - Delly niechętnie zgodziła się przestać drążyć temat. -Dziękuje.
-Ross jedziesz sam dzisiaj do wuja Edmunda? - zapytał pan Mark.
-Nie, Laura ze mną jedzie. - odpowiedział od razu, a potem uderzył się w czoło. Jego rodzeństwo i Ellington zrobili głośne "Uuuuu", Rydel zwróciła się do mnie.
-Ja bym na twoim miejscu uważała na niego, jeszcze na ciebie się żuci czy coś. - spojrzałyśmy się na zawstydzonego chłopaka. Rydel chyba trochę przesadza z tym, że Ross mógłby się na mnie rzucić. Przecież to nie możliwe. Ale z drugiej strony po nim wszystkiego można się spodziewać. Dlatego w razie czego wezmę ze sobą gaz pieprzowy, wiecie tak dla bezpieczeństwa.
-Możecie darować już sobie te dziwne insułacje na temat mnie i Laury, dla waszej wiadomości my się tylko przyjaźnimy! Tylko ona nie ma żadnych planów na dzisiaj, a jak wiecie nie mam zamiaru spędzić dwóch godzin w jedną stronę zupełnie sam i z nikim nie gadać! Laura przyjdź do mnie do pokoju, kiedy skończysz. - warknął Ross, wstając od stołu. Wszyscy odprowadziliśmy go wzrokiem.
-Mam tam wejść do tego syfu? W życiu.
-Weź nie przesadzaj u Rocky'iego jest gorzej. Przy Rocky'im Ryland'a syf to pikuś. - zauważył Riker.
-Chodź Ell po młodego, bo jak widzę nikomu nie zależy żeby on był przy śniadaniu. - Rocky znacząco na nas spojrzał i razem z brunetem poszli po ostatniego z rodu Lynchów. Po dłuższej chwili przyszli z ledwo przytomnym Ryland'em, który najwyraźniej został obudzony.
-Co ci się stało Ryland? Wyglądasz jak wielkie chodzące nieszczęście. - zmartwiła się Delly.
-Ci dwaj. - wskazał na szatyna i bruneta. -Obudzili mnie. Wparowali do pokoju i wyrzucili mnie z łóżka. I to dosłownie. Stanęli po jednej stronie łóżka i go podnieśli, wyrzucając mnie przy tym. Nie dosyć, że mnie obudzili to jeszcze zrobili burdel w pokoju. I kto to wszystko będzie musiał posprzątać? Oczywiście, że ja. - Ryland skończył swój akt żalu. Teraz rozumiem czemu "bliźniaki" wrócili z góry tacy uśmiechnięci.
-Nie obudziłeś się po naszym występie? - wskazałam na siebie i mojego przyjaciela.
-Co wy odwaliliście? - zdziwił się.
-Ross podłączył swoją gitarę do wzmacniacza, podkręcił głośność na maksa i zaczął grać, a Laura śpiewała. - wyjaśniła Rydel.
-Ty tego nie słyszałeś? - uniosłam pytająco brew.
-Nie, mam twardy sen.
-Ale żeby aż tak?
-Jak widzisz Laura jednak tak można.
-Dlatego zawsze zamykamy dom na klucz, kiedy Ryland zostaje sam. - informuje mnie Riker. W ciszy wszyscy jemy śniadanie, pani Stormie zrobiła nam po herbacie. W spokoju przeżuwałam sobie bułkę z serem i pomidorem, kiedy tu nagle Rydel odezwała się.
-Na co się tak patrzysz Ross? - to pytanie wprawiło wszystkich w zaciekawienie.
-Ja na nic. - blondyn spuścił swój wzrok na kubek herbaty.
-Doprawdy? A mi się zdaje, że ty gapiłeś się na Laurę.
-Oj siostrzyczko muszę ci powiedzieć, że jesteś w błędzie i to ogromnym.
-Wcale, że nie. Patrzyłeś się na Laurę jak jakiś wygłodzony tygrys. - zarumieniłam się trochę i spuściłam wzrok. Czułam że wszystkich wzrok pada na mnie, podniosłam głowę do góry, żeby się o tym przekonać, nie myliłam się wszyscy perfidnie patrzą się na mnie.
-Wcale się nie patrzyłem na Laurę, jak wygłodzony tygrys. - zaprzeczył.
-Ja tam wiem swoje.
-Możemy zakończyć już ten temat? - Delly niechętnie zgodziła się przestać drążyć temat. -Dziękuje.
-Ross jedziesz sam dzisiaj do wuja Edmunda? - zapytał pan Mark.
-Nie, Laura ze mną jedzie. - odpowiedział od razu, a potem uderzył się w czoło. Jego rodzeństwo i Ellington zrobili głośne "Uuuuu", Rydel zwróciła się do mnie.
-Ja bym na twoim miejscu uważała na niego, jeszcze na ciebie się żuci czy coś. - spojrzałyśmy się na zawstydzonego chłopaka. Rydel chyba trochę przesadza z tym, że Ross mógłby się na mnie rzucić. Przecież to nie możliwe. Ale z drugiej strony po nim wszystkiego można się spodziewać. Dlatego w razie czego wezmę ze sobą gaz pieprzowy, wiecie tak dla bezpieczeństwa.
-Możecie darować już sobie te dziwne insułacje na temat mnie i Laury, dla waszej wiadomości my się tylko przyjaźnimy! Tylko ona nie ma żadnych planów na dzisiaj, a jak wiecie nie mam zamiaru spędzić dwóch godzin w jedną stronę zupełnie sam i z nikim nie gadać! Laura przyjdź do mnie do pokoju, kiedy skończysz. - warknął Ross, wstając od stołu. Wszyscy odprowadziliśmy go wzrokiem.
-Ale po co się tak unosić? - Riker wziął łyka herbaty.
-Sami musicie przyznać, że trochę przesadziliście. - Van zaczęła bronić chłopaka.
-Przecież ty też żartujesz sobie z Ross i Laury. - zauważył Riker.
-Tak to prawda, ale nie żartowałam sobie teraz. Ross ostatnio dziwnie się zachowuje, wszystko go drażni jest gorszy niż baba w ciąży.
-Może dzisiaj odpuścicie sobie te żarty i zostawicie moje dziecko w spokoju. - zaproponowała pani Stormie.
-Ej, my też jesteśmy twoimi dziećmi! - oburzył się najstarszy z rodzeństwa.
-Oczywiście wy moje skarbeńka. - kobieta pocałowała każde ze swoich pociech w głowę, może prawie każde. Po skończonym śniadaniu poszłam prosto do pokoju blondyna, który leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach i zamkniętymi oczami. Postanowiłam go wystarczyć, chłopak nie słyszał jak wchodzę i ma na dodatek zamknięte oczy, taka sytuacja może się przez najbliższy czas nie powtórzyć. Więc czemu nie skorzystać? Podeszłam do mojej ofiary i uszczypnęłam go lekko w bok. Ross podskoczył wystraszony i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Nic nie mówiąc spowrotem się położył, zdjął jedną słuchawkę i podał mi ją. Bez słowa przyjęłam słuchawkę i położyłam głowę na torsie blondyna. Razem w ciszy pogrążyliśmy się muzyce.
-The Rolling Stones? - zapytałam poznając ich kawałek "Doom and Gloom".
-Tak, ostatnio zacząłem ich słuchać mają dosyć dobre brzmienie. - wyjaśnił.
-Nigdy tego niekwestionowałam.
-Mówili coś jeszcze? - w pierwszej chwili nie wiedziałam o co blondyn mnie pyta, ale szybko skojarzyłam fakty.
-Mówili że mamy pojechać do Vegas wziąć ślub.
-Jezus serio tak powiedzieli? - chłopak ukrył całą twarz w dłoniach.
-Nie tylko tak sobie żartuje z ciebie. - machnęłam ręką.
-Niedługo powinniśmy ruszać.
-Wiem, za chwile pójdę do domu powiedzieć cioci i wujowi o moich planach na dzisiaj. - westchnęłam głośno, tak fajnie mi się leżało z Ross'em.
-Nie wiem, czy to dobry pomyśl.
-A niby dlaczego? Uważasz że mam tak po prostu pojechać z tobą dwie godziny drogi z stąd, nie mówiąc im tego? - podparłam się na łokciach, żeby lepiej go widzieć.
-Nie o to mi chodziło. - zaczął się bronić.
-A wiec o co ci chodziło?
-Wiesz możesz ich przyłapać w dwu znacznej sytuacji, a wtedy czułabyś się mocno zawstydzona.
-Weź nie przesadzaj, a poza tym mieli całą noc na to.
-Nasyconemu wciąż mało.
-Ogarnij się Ross. - wstałam z łóżka i poszłam po swój plecak. Pożegnałam się ze wszystkim i podziękowałam za przenocowanie, razem z Ross'em wyszliśmy z domu. Ja poszłam do domu zanieść swoje rzeczy i powiedzieć cioci o moich planach, a Ross czekał na mnie w samochodzie. Po rozmowie z ciocią i wujem dołączyłam do blondyna, miałam szczęście, bo Kristen i Robert byli w szampańskim humorze i pozwolili mi jechać. Zapinając pasy bezpieczeństwa, chłopak wciągnął głośno powietrze.
-Czujesz to? - zwrócił się do mnie.
-Ale co? - dobrze wiedziałam, o co pyta brązowooki. Przed wyjściem z domu psiknęłam się moim ulubionym perfumem, mając nadzieje, że zadziała on jakoś na Ross'a.
-Wypsikałaś się jakimś perfumem?
-Może.
-Pasuje do ciebie ten zapach. - puścił do mnie oczko i odpalił silnik.
***
Po dwóch godzinach jazdy w końcu dojechaliśmy do domu Ross'a wuja i jego rodziny. Podróż minęła nam na gadaniu, słuchaniu muzyki i graniu w bezsensowne gry takie jak "Moim małym oczkiem widzę...." w tej grze chodzi o to, że mówisz kolor rzeczy którą widzisz i ją opisujesz, a ktoś inny musi zgadnąć o czym mówisz. Szybko znudziła nam się ta gra, wiec zaczęliśmy śpiewać piosenki harcerskie. A najlepsze w tym wszystkim było to że ani ja, ani Ross nigdy nie byliśmy harcerzami. Kiedy wysiedliśmy z samochodu od razu powitał nas przyjazny pan grubo po pięćdziesiątce, przytulił Ross'a na powitanie i co dziwne mnie też.
Po dwóch godzinach jazdy w końcu dojechaliśmy do domu Ross'a wuja i jego rodziny. Podróż minęła nam na gadaniu, słuchaniu muzyki i graniu w bezsensowne gry takie jak "Moim małym oczkiem widzę...." w tej grze chodzi o to, że mówisz kolor rzeczy którą widzisz i ją opisujesz, a ktoś inny musi zgadnąć o czym mówisz. Szybko znudziła nam się ta gra, wiec zaczęliśmy śpiewać piosenki harcerskie. A najlepsze w tym wszystkim było to że ani ja, ani Ross nigdy nie byliśmy harcerzami. Kiedy wysiedliśmy z samochodu od razu powitał nas przyjazny pan grubo po pięćdziesiątce, przytulił Ross'a na powitanie i co dziwne mnie też.
-Lauro to jest mój wuja Edmund, wuju to jest Laura. - przedstawił nas blondyn. Razem z panem Edmundem wymieniliśmy się uściskiem dłoni.
-Ross nie mówiłeś, że przyjedziesz ze swoją dziewczyną. - myślałam, że chłopak jakoś to sprostuje i wyjaśni, że my jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale on tylko wzruszył przepraszająco ramionami.
-Jakoś tak wyszło. - powiedział.
-Chodźcie dzieciaki do środka, pewnie zgłodnieliście po całej podróży. - ruszyłam za mężczyzną i przyjacielem do środka. Dom pana Edmunda był przytulny i staroświecko wystrojony, kiedy weszło się do środka było czuć tą rodziną miłość wszystkich domowników. W kuchni przywitała nas żona pana Edmunda.
-Doris jestem. - kobieta wyciągnęła w moją stronę rękę.
-Laura. - uścisnęłam dłoń. Nagle do kuchni wbiegli chłopiec, a zaraz po nim dziewczynka.
-Nigdy mnie nie złapiesz. - chłopiec wyciągnął język w stronę dziewczynki.
-Mamusiu powiedz coś Maxsowi.
-Uspokójcie mi się natychmiast obydwoje! Jak wy się zachowujecie!? Mamy gości, a wy biegacie po kuchni jak wścieknięci! Przywitajcie się z Ross'em i jego koleżanką. - dzieciaki rzuciły się na blondyna, żeby go uściskać. Kiedy oderwali się od niego, zaczęli przyglądać mi się z zaciekawieniem.
-Ładna jesteś. - stwierdziła mała dziewczynka.
-Nie tak ładna jak ty. Jestem Laura. - ukucnęłam zrównując się z nią wzrostem.
-Jestem Emilii. - dziewczynka mnie przytuliłam, a ja odwzajemniłam jej uścisk.
-Niezła z ciebie laska. - przyznał chłopak przyglądając mi się i puszczając oczko.
-Nie twoja liga. - Ross odsunął kuzyna jak najdalej ode mnie, a sam stanął bliżej. Śmiesznie to wyglądało, jakby był o mnie zazdrosny.
-A niby dlaczego? - oburzył się młody.
-Ponieważ ona lubi facetów którzy dorównują jej wiekiem. - wyjaśnił blondyn.
-Czyli mówisz właśnie o mnie.
-Masz dziewięć lat, a Laura ma siedemnaście. To przeczy prawą logiki. Przykro mi. - Ross zrobił minę typu "sorry smarku masz pecha" Emilii zaśmiała się z blondyna miny.
-Jeszcze będziesz moja, zobaczysz. - chłopak zwrócił się do mnie.
-Zapewne. - odpowiedziałam.
-Max usiądź proszę przy stole. - poprosiła pani Doris.
-No dalej dzieciaki siadajcie. - pan Edmund zagonił nas do stołu. Kiedy Max chciał koło mnie usiądź Ross złapał go za głowy i przekręcił w drugą stronę. Pan Edmund i pani Doris wymienili się znaczącymi spojrzeniami, a Ross usiadł jakby nigdy nic po mojej prawej stronię. Mała Emilii chyba mnie polubiła, ponieważ odkąd ją przytuliłam ciągle trzyma mnie za rękę i nie chce puścić. Jej brat był zły, że ona może siedzieć po mojej lewej stronie, a on nie. Podczas obiadu słuchaliśmy opowieści jak pan Mark przyjeżdżał tutaj na wakacje, kiedy był w naszym wieku i jak razem z panem Edmundem zabawiali się w najlepsze. Mój przyjaciel nie mógł uwierzyć, że jego ojciec razem z jego wujem ukradli kiedyś starą wannę z którą później poszli nad jezioro pływać. Wanna służyła mi jako statek który nazwali Wyrywacz Lasek 54, ale niestety któregoś dnia zostali okradzeni z wcześniej ukradzionej wanny. Po obiedzie pomogłam posprzątać gospodyni domu w znoszeniu talerzy, chciałam je też pozmywać, ale pani Doris nie pozwoliła mi na to powiedziała, że jak jestem taka chętna do pomocy ta mam pokroić ciasto i zanieść je do salonu. Z talerzem pełnym ciasta udałam się do salonu, Ross właśnie przeglądał winylowe płyty The Rolling Stones.
-Ej, Laura zobacz jaką mój tata miał kolekcje. - dołączyłam do przyjaciela i razem oglądaliśmy płyty. Pan Mark musiał być naprawdę wielkim fanem The Rolling Stones, sądząc po kolekcji jaką posiadał. Ross podniósł jedną płytę do góry z której wypadła stara fotografia, pomiędzy brwiami blondyna pojawiła się zmarszczka. -Co to? - podniósł zdjęcie z ziemi.
-To jest mój drogi, twój tata na koncercie The Rolling Stones w osiemdziesiątym drugim. - wyjaśnił pan Edmund patrząc na fotografie. Ze zdziwieniem spojrzeliśmy na pan Edmunda, a potem na zdjęcie.
-Nie możliwe. - podsumował blondyn.
-Możliwe, możliwe. - powiedziała pani Doris wchodzą z tacką pełną herbat. Wręczyła każdemu z nas po kubku parującej cieczy. -A co ty myślałeś, że kiedyś twoi starzy tylko siedzieli w domu z nosem w książce i nie korzystali z życia?
-Nie, tylko nie miałem pojęcia, że ojciec był na koncercie Rolling Stones. - czekoladowooki wziął łyk herbaty.
-To był jego pierwszy koncert, wrócił z niego tak pijany że ledwo trzymał się na nogach, a wymiotował dalej niż widział. - opowiedział starszy pan.
-Serio tata wrócił pijany z koncertu Rolling Stones? - zapytał podekscytowany Ross.
-Tak, później miał przez tydzień karę.
-Dlaczego? - zapytałam. Nigdy nie myślałam, że pan Mark był taki rozrywkowy i szalony, mój przyjaciel chyba też był takiego samego zdania co ja. Teraz przynajmniej już wiem po kim chłopacy odziedziczyli bawienie się swobodnie i hałaśliwie.
-Mark nigdy dotąd nie pił alkoholu, to był szok kiedy wrócił z koncertu nawalony w trzy dupy.
-Jacie. - blondyn odchylił głowę do tyłu.
-Ciekawych rzeczy dowiedziałeś się o swoim tacie. - poklepałam blondyna po ramieniu.
-I to bardzo. Jednego tylko nie rozumiem. Skoro tata był tak wielkim fanem The Rolling Stones to dlaczego dał tobie swoje płyty?
-Dlatego, że kiedy Riker się urodził w domu nie było już dla nich miejsca.
-Przecież mogły być na strychu. - zaproponował Ross.
-Tak mogły, ale twój tata chciał się stać odpowiedzialnym rodzicem, a The Rolling Stones wiązało się z wieczną zabawą. Mark postanowił oddać mi płyty, wyrzucić swoje czarne skórzane spodnie i zadbać o to żeby nigdy wam niczego nie brakowało.
-Laura. - uścisnęłam dłoń. Nagle do kuchni wbiegli chłopiec, a zaraz po nim dziewczynka.
-Nigdy mnie nie złapiesz. - chłopiec wyciągnął język w stronę dziewczynki.
-Mamusiu powiedz coś Maxsowi.
-Uspokójcie mi się natychmiast obydwoje! Jak wy się zachowujecie!? Mamy gości, a wy biegacie po kuchni jak wścieknięci! Przywitajcie się z Ross'em i jego koleżanką. - dzieciaki rzuciły się na blondyna, żeby go uściskać. Kiedy oderwali się od niego, zaczęli przyglądać mi się z zaciekawieniem.
-Ładna jesteś. - stwierdziła mała dziewczynka.
-Nie tak ładna jak ty. Jestem Laura. - ukucnęłam zrównując się z nią wzrostem.
-Jestem Emilii. - dziewczynka mnie przytuliłam, a ja odwzajemniłam jej uścisk.
-Niezła z ciebie laska. - przyznał chłopak przyglądając mi się i puszczając oczko.
-Nie twoja liga. - Ross odsunął kuzyna jak najdalej ode mnie, a sam stanął bliżej. Śmiesznie to wyglądało, jakby był o mnie zazdrosny.
-A niby dlaczego? - oburzył się młody.
-Ponieważ ona lubi facetów którzy dorównują jej wiekiem. - wyjaśnił blondyn.
-Czyli mówisz właśnie o mnie.
-Masz dziewięć lat, a Laura ma siedemnaście. To przeczy prawą logiki. Przykro mi. - Ross zrobił minę typu "sorry smarku masz pecha" Emilii zaśmiała się z blondyna miny.
-Jeszcze będziesz moja, zobaczysz. - chłopak zwrócił się do mnie.
-Zapewne. - odpowiedziałam.
-Max usiądź proszę przy stole. - poprosiła pani Doris.
-No dalej dzieciaki siadajcie. - pan Edmund zagonił nas do stołu. Kiedy Max chciał koło mnie usiądź Ross złapał go za głowy i przekręcił w drugą stronę. Pan Edmund i pani Doris wymienili się znaczącymi spojrzeniami, a Ross usiadł jakby nigdy nic po mojej prawej stronię. Mała Emilii chyba mnie polubiła, ponieważ odkąd ją przytuliłam ciągle trzyma mnie za rękę i nie chce puścić. Jej brat był zły, że ona może siedzieć po mojej lewej stronie, a on nie. Podczas obiadu słuchaliśmy opowieści jak pan Mark przyjeżdżał tutaj na wakacje, kiedy był w naszym wieku i jak razem z panem Edmundem zabawiali się w najlepsze. Mój przyjaciel nie mógł uwierzyć, że jego ojciec razem z jego wujem ukradli kiedyś starą wannę z którą później poszli nad jezioro pływać. Wanna służyła mi jako statek który nazwali Wyrywacz Lasek 54, ale niestety któregoś dnia zostali okradzeni z wcześniej ukradzionej wanny. Po obiedzie pomogłam posprzątać gospodyni domu w znoszeniu talerzy, chciałam je też pozmywać, ale pani Doris nie pozwoliła mi na to powiedziała, że jak jestem taka chętna do pomocy ta mam pokroić ciasto i zanieść je do salonu. Z talerzem pełnym ciasta udałam się do salonu, Ross właśnie przeglądał winylowe płyty The Rolling Stones.
-Ej, Laura zobacz jaką mój tata miał kolekcje. - dołączyłam do przyjaciela i razem oglądaliśmy płyty. Pan Mark musiał być naprawdę wielkim fanem The Rolling Stones, sądząc po kolekcji jaką posiadał. Ross podniósł jedną płytę do góry z której wypadła stara fotografia, pomiędzy brwiami blondyna pojawiła się zmarszczka. -Co to? - podniósł zdjęcie z ziemi.
-To jest mój drogi, twój tata na koncercie The Rolling Stones w osiemdziesiątym drugim. - wyjaśnił pan Edmund patrząc na fotografie. Ze zdziwieniem spojrzeliśmy na pan Edmunda, a potem na zdjęcie.
-Nie możliwe. - podsumował blondyn.
-Możliwe, możliwe. - powiedziała pani Doris wchodzą z tacką pełną herbat. Wręczyła każdemu z nas po kubku parującej cieczy. -A co ty myślałeś, że kiedyś twoi starzy tylko siedzieli w domu z nosem w książce i nie korzystali z życia?
-Nie, tylko nie miałem pojęcia, że ojciec był na koncercie Rolling Stones. - czekoladowooki wziął łyk herbaty.
-To był jego pierwszy koncert, wrócił z niego tak pijany że ledwo trzymał się na nogach, a wymiotował dalej niż widział. - opowiedział starszy pan.
-Serio tata wrócił pijany z koncertu Rolling Stones? - zapytał podekscytowany Ross.
-Tak, później miał przez tydzień karę.
-Dlaczego? - zapytałam. Nigdy nie myślałam, że pan Mark był taki rozrywkowy i szalony, mój przyjaciel chyba też był takiego samego zdania co ja. Teraz przynajmniej już wiem po kim chłopacy odziedziczyli bawienie się swobodnie i hałaśliwie.
-Mark nigdy dotąd nie pił alkoholu, to był szok kiedy wrócił z koncertu nawalony w trzy dupy.
-Jacie. - blondyn odchylił głowę do tyłu.
-Ciekawych rzeczy dowiedziałeś się o swoim tacie. - poklepałam blondyna po ramieniu.
-I to bardzo. Jednego tylko nie rozumiem. Skoro tata był tak wielkim fanem The Rolling Stones to dlaczego dał tobie swoje płyty?
-Dlatego, że kiedy Riker się urodził w domu nie było już dla nich miejsca.
-Przecież mogły być na strychu. - zaproponował Ross.
-Tak mogły, ale twój tata chciał się stać odpowiedzialnym rodzicem, a The Rolling Stones wiązało się z wieczną zabawą. Mark postanowił oddać mi płyty, wyrzucić swoje czarne skórzane spodnie i zadbać o to żeby nigdy wam niczego nie brakowało.
-Nie miałem pojęcia, że przez Riker'a tata oddał wszystkie swoje ukochane płyty tobie. Ale mu wygarnę wszystko jak wrócę do domu. - pan Edmund zaśmiał się na słowa blondyna.
-Oj, Ross to nie była wina Riker'a. Twoi rodzice już od dawna starali się o jakieś potomstwo, prędzej czy później i tak Mark pozbył się tych staroci. - wskazał na winylowe płyty.
-Dlaczego tata nigdy o tym nie mówił? - zapytał sam siebie.
-A o czy tu mówić? To stare dzieje. Lepiej powiedz co tam u was słychać, Rydel ma jakiegoś chłopaka?
-Nie. - burknął.
-Przecież twoja siostra jest tak urocza i miła.
-To przez braci Rydel nie ma chłopaka, nie każą się do niej zbliżać żadnemu. - wyjaśniłam pani Doris.
-Ale z was bracia. - podsumowała kobieta.
-Ciocia nigdy nie zrozumie naszej troski o siostrę. - stwierdził mój kochany przyjaciel.
Po herbatę razem z Ross'em spakowaliśmy płyty do bagażnika i pożegnaliśmy się ze wszystkimi. Mała Emilii popłakała się, że musimy już wracać. Chciała żebyśmy zostali na noc ja miałam spać w jej pokoju razem z nią, a Ross miał spać w pokoju gościnnym. Blondyn wziął ją na ręce i obiecał, że jak następnym razem przyjedziemy to na nocowanie. Dziewczynka tak się ucieszyła z obietnicy kuzyna, że przestała płakać i szepnęła coś mu do ucha. Pomachaliśmy wszystkim na pożegnanie i wsiedliśmy do samochodu.
-Co ci powiedziała Emilii, że się zaśmiałeś? - spytałam kiedy chłopak odpalił silnik samochodu.
-Że jeśli cie skrzywdzę to przestanie mnie lubić. - wykrzywił usta.
-To nie możesz mnie skrzywdzić.
-Nie śmiał bym tego zrobić.
***
Po jakieś godzinie jazdy Ross zaproponował, żebyśmy wjechali do takiej małej knajpki, gdzie podają genialne jedzenie. Na parkingu przed wejściem stało kilka samochodów, w środku panowała przyjemna atmosfera. Ja poszłam zająć miejsce, a blondyn poszedł zamówić nam jedzenie. Stwierdziliśmy że zjemy coś lekkiego, dlatego obydwoje zamówiliśmy sobie Kremowe świderki z soczystym kurczakiem. Czekając na nasze zamówienie rozmawialiśmy ze sobą, kiedy kelnerka przyniosła nasza zamówienie od razu zabraliśmy się za jedzenie. Ross miał racje, że tutaj jest genialne jedzenie. Poszliśmy zapłacić za obiad i wyszliśmy z knajpki. Jakiś menel nas zaczepił i zaczął rapować, że zamiast na tace w kościele mamy mu dać pieniądze na wódę, bo co będziemy dawać księdzu.
-Jesteśmy katolikami. Rozmawia z panem ministrant który zostanie księdzem i przyszła siostra zakonna. - wskazałam na siebie i przyjaciela.
-Wy dzieciaki nie wytrzymacie w celibacie bez seksu do końca życia.
-Wiem dlatego razem z kolegą idziemy do tej samej parafii. - menel spojrzał się na mnie jaki na idiotkę i poszedł sobie. Razem z blondynem poczekaliśmy jak nieznajomy będzie dosyć daleko i wybuchnęliśmy głośnym niepohamowanym śmiechem. Kiedy w miarę się opanowaliśmy, chłopak spojrzał się na mnie tym swoim zabójczym uśmiechem.
-Ale dogadałaś temu gościowi.
-Trzeba sobie jakoś radzić z takimi typami. - powiedziałam podchodząc do samochodu i otwierając drzwi.
-Zabrać cię w fajne miejsce? - mruknął tajemniczo opierając się o otwarte drzwi samochodu. Zastygłam na chwile w miejscu i zaczęłam rozważać propozycje chłopaka, po kilku sekundach odpowiedziałam stanowczo.
-Dobra. - usiadłam na fotelu pasażera, blondyn uśmiechnął się tajemniczo i odpalił silnik. Podziwiałam za oknem jak znika miasto i wszelka cywilizacja, a pojawia się drzewa i zieleń. Słońce bardzo powoli zaczęło się chować za koronami drzew, było po szesnastej więc nie można było powiedzieć, że słońce zachodzi. Koło drogi rosły duże drzewa w dwu metrowym odstępie od siebie, po prawej stronie było duże jezioro co miało około 16 ha powierzchni. Zachód słońca w tym miejscy musi być bajeczny, ostatnie promyki słońca odbijające się w tafli wody, chmury idealnie komponują się ze sobą na niebie, a ty stoisz podparta o samochód na poboczu drogi i to wszystko oglądasz. Na tle tego pomarańczowego nieba drzewa wyglądają na całe czarne, mogłabym zabić za taki widok. Blondyn zjechał na pobocze i wyłączył silnik samochodu.
-Przejdziemy się? - zaproponował odpinając pas.
-Jasne. - razem wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy w ciszy, prowadzona przez chłopaka nie wiedziałam gdzie idziemy, ale nie przeszkadzało mi to w tak pięknym miejscu jak to nie przejmowałam się błahostkami.
-Wiedziałem, że spodoba ci się tu. - uśmiechnął się do mnie.
-Nie wiesz jak bardzo. Ross obiecaj mi coś. - obróciłam się do niego.
-Co tylko zechcesz.
-Obiecaj mi, że kiedyś przywieziesz mnie tutaj żebyśmy obejrzeli zachód słońca.
-Obiecuje. - to jedno słowo brzmiało tak jakby obiecał mi oddać swoje życie, tylko po to żebym była szczęśliwa. Uśmiechnęłam się do niego i mocno przytuliłam.
-Dziękuje. - powiedziałam odrywając się od niego.
-Ale za co?
-Za wszystko, za to że mnie tu przywiozłeś, pewnie gdyby nie ty siedziałabym teraz przed telewizorem i się obżerała, a tak przynajmniej trochę zwiedzę świata. Za to że zawsze mnie wysłuchasz i za to że po prostu jesteś. Nigdy nie miałam takiego przyjaciela, ty i twoje rodzeństwo jesteście najlepszym co mogło spotkać mnie i Van. Zawsze miałam tylko ją i rodzinę, a teraz mam was też. Dziękuje ci za to.
-Lauro muszę ci coś powiedzieć. - chwycił moją dłoń i spojrzał głęboko w oczy. -Choć usiądźmy. - zaprowadził mnie do przewróconego pnia, które leżało nad brzegiem jeziora.
-Co chcesz mi powiedzieć? - zapytałam siadając na pniu.
-Cały dzień głowiłem się nad tym jak ci to powiedzieć, bałem się jak na to zareagujesz, ale teraz już wiem. To co przed chwilą powiedziałaś, natchnęło mnie.
-Do czego?
-Laura nie wiesz jak długo zbierałem się w sobie żeby ci to powiedzieć, ale ja tak dłużej nie mogę. Nie potrafię udawać, że nic dla mnie nie znaczysz, nadajesz sens mojemu życiu. Nie mogę spać, bo myślę tylko o tobie, a kiedy już zasnę jesteś królową moich snów. Rano budzę się tylko po to, żeby jak najszybciej ciebie zobaczyć. Kocham cie odkąd pojawiłaś się w progu moich drzwi razem z rodziną na kolacje. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - byłam oszołomiona wyznaniem chłopaka. Nigdy nie sądziłam, że Ross czuje do mnie to co ja czuję do niego. -Błagam powiedz coś. - z tej radości i zachwytu z wyznania blondyna miłości do mnie, od dłuższego czasu nic nie mówię.
***
Po jakieś godzinie jazdy Ross zaproponował, żebyśmy wjechali do takiej małej knajpki, gdzie podają genialne jedzenie. Na parkingu przed wejściem stało kilka samochodów, w środku panowała przyjemna atmosfera. Ja poszłam zająć miejsce, a blondyn poszedł zamówić nam jedzenie. Stwierdziliśmy że zjemy coś lekkiego, dlatego obydwoje zamówiliśmy sobie Kremowe świderki z soczystym kurczakiem. Czekając na nasze zamówienie rozmawialiśmy ze sobą, kiedy kelnerka przyniosła nasza zamówienie od razu zabraliśmy się za jedzenie. Ross miał racje, że tutaj jest genialne jedzenie. Poszliśmy zapłacić za obiad i wyszliśmy z knajpki. Jakiś menel nas zaczepił i zaczął rapować, że zamiast na tace w kościele mamy mu dać pieniądze na wódę, bo co będziemy dawać księdzu.
-Jesteśmy katolikami. Rozmawia z panem ministrant który zostanie księdzem i przyszła siostra zakonna. - wskazałam na siebie i przyjaciela.
-Wy dzieciaki nie wytrzymacie w celibacie bez seksu do końca życia.
-Wiem dlatego razem z kolegą idziemy do tej samej parafii. - menel spojrzał się na mnie jaki na idiotkę i poszedł sobie. Razem z blondynem poczekaliśmy jak nieznajomy będzie dosyć daleko i wybuchnęliśmy głośnym niepohamowanym śmiechem. Kiedy w miarę się opanowaliśmy, chłopak spojrzał się na mnie tym swoim zabójczym uśmiechem.
-Ale dogadałaś temu gościowi.
-Trzeba sobie jakoś radzić z takimi typami. - powiedziałam podchodząc do samochodu i otwierając drzwi.
-Zabrać cię w fajne miejsce? - mruknął tajemniczo opierając się o otwarte drzwi samochodu. Zastygłam na chwile w miejscu i zaczęłam rozważać propozycje chłopaka, po kilku sekundach odpowiedziałam stanowczo.
-Dobra. - usiadłam na fotelu pasażera, blondyn uśmiechnął się tajemniczo i odpalił silnik. Podziwiałam za oknem jak znika miasto i wszelka cywilizacja, a pojawia się drzewa i zieleń. Słońce bardzo powoli zaczęło się chować za koronami drzew, było po szesnastej więc nie można było powiedzieć, że słońce zachodzi. Koło drogi rosły duże drzewa w dwu metrowym odstępie od siebie, po prawej stronie było duże jezioro co miało około 16 ha powierzchni. Zachód słońca w tym miejscy musi być bajeczny, ostatnie promyki słońca odbijające się w tafli wody, chmury idealnie komponują się ze sobą na niebie, a ty stoisz podparta o samochód na poboczu drogi i to wszystko oglądasz. Na tle tego pomarańczowego nieba drzewa wyglądają na całe czarne, mogłabym zabić za taki widok. Blondyn zjechał na pobocze i wyłączył silnik samochodu.
-Przejdziemy się? - zaproponował odpinając pas.
-Jasne. - razem wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy w ciszy, prowadzona przez chłopaka nie wiedziałam gdzie idziemy, ale nie przeszkadzało mi to w tak pięknym miejscu jak to nie przejmowałam się błahostkami.
-Wiedziałem, że spodoba ci się tu. - uśmiechnął się do mnie.
-Nie wiesz jak bardzo. Ross obiecaj mi coś. - obróciłam się do niego.
-Co tylko zechcesz.
-Obiecaj mi, że kiedyś przywieziesz mnie tutaj żebyśmy obejrzeli zachód słońca.
-Obiecuje. - to jedno słowo brzmiało tak jakby obiecał mi oddać swoje życie, tylko po to żebym była szczęśliwa. Uśmiechnęłam się do niego i mocno przytuliłam.
-Dziękuje. - powiedziałam odrywając się od niego.
-Ale za co?
-Za wszystko, za to że mnie tu przywiozłeś, pewnie gdyby nie ty siedziałabym teraz przed telewizorem i się obżerała, a tak przynajmniej trochę zwiedzę świata. Za to że zawsze mnie wysłuchasz i za to że po prostu jesteś. Nigdy nie miałam takiego przyjaciela, ty i twoje rodzeństwo jesteście najlepszym co mogło spotkać mnie i Van. Zawsze miałam tylko ją i rodzinę, a teraz mam was też. Dziękuje ci za to.
-Lauro muszę ci coś powiedzieć. - chwycił moją dłoń i spojrzał głęboko w oczy. -Choć usiądźmy. - zaprowadził mnie do przewróconego pnia, które leżało nad brzegiem jeziora.
-Co chcesz mi powiedzieć? - zapytałam siadając na pniu.
-Cały dzień głowiłem się nad tym jak ci to powiedzieć, bałem się jak na to zareagujesz, ale teraz już wiem. To co przed chwilą powiedziałaś, natchnęło mnie.
-Do czego?
-Laura nie wiesz jak długo zbierałem się w sobie żeby ci to powiedzieć, ale ja tak dłużej nie mogę. Nie potrafię udawać, że nic dla mnie nie znaczysz, nadajesz sens mojemu życiu. Nie mogę spać, bo myślę tylko o tobie, a kiedy już zasnę jesteś królową moich snów. Rano budzę się tylko po to, żeby jak najszybciej ciebie zobaczyć. Kocham cie odkąd pojawiłaś się w progu moich drzwi razem z rodziną na kolacje. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - byłam oszołomiona wyznaniem chłopaka. Nigdy nie sądziłam, że Ross czuje do mnie to co ja czuję do niego. -Błagam powiedz coś. - z tej radości i zachwytu z wyznania blondyna miłości do mnie, od dłuższego czasu nic nie mówię.
-Ross ja ciebie też kocham. - obydwoje wpatrywaliśmy się w siebie, blondyn ujął moją twarz i pocałował. Poczułam jak wewnętrzne wypełniają mnie fajerwerki, usta chłopaka całowały tak dobrze. Od bardzo dawna marzyłam o tej chwili i było lepiej niż sobie wyobrażałam. Byliśmy tylko my i nikt inny, kiedy Ross zaczął przekraczać granice delikatności i nie napotkał oporu z mojej strony kontynuował swoją czynność z uśmiechem na twarzy. Całowaliśmy tak jakby od tego zależało nasze życie. Chcąc nie chcąc musieliśmy się od siebie oderwać, żeby nabrać powietrza. Spojrzałam się na Ross'a, który uśmiechał się do mnie ukazując szereg białych zębów, odwzajemniłam jego gest.
***
***
Hejka kochani! Mam nadzieje, że podoba się wam rozdział osiemnasty, bo mi osobiście bardzo się podoba. W końcu Raura wyznała sobie miłość. Nie pytajcie mnie kiedy następny rozdział, bo naprawdę nie wiem. Za tydzień kończą mi się ferie i zacznie się szkoła, do testów gimnazjalistów na rozdziały będziecie musieli trochę poczekać. Teraz za bardzo nie mam czasu pisać, bo oglądam Glee (swoją drogą polecam ten serial). Postaram się szybko napisać rozdział. Trzymajcie się ciepło.
Cudowny rozdział :*
OdpowiedzUsuńJest Raura :) z tego sie cieszę
Czekam na następny
A i zapraszam na mój
pamietnik-rossa-lyncha.blogspot.com
Świetny!
OdpowiedzUsuńKuźwa poryczałam sie na końcu sama nie wiem dlaczego xDDDD Zajebiste!! :D /ola
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział!
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie :)
raura-juststayalive.blogspot.com
Historia o wilkołakach i wampirach :D
PS Dodałaś rozdział akurat w moje urodziny :D Super prezent xD
Pozdrawiam!
Już się nie mg doczekać ;)
OdpowiedzUsuńNareszcie RAURA
Szybko, szybko next !! ;) Prosze ;(
OdpowiedzUsuńTo jest takie piękne ;((