niedziela, 24 stycznia 2016

Rozdział 18

Otworzyłam leniwie powieki, musiałam kilka razy zamrugać żeby przyzwyczaić oczy do światła. Po mojej lewej stronie leżał Ross, który miał głowę na mojej klace piersiowej. Gdybym chciała wstać byłoby to niemożliwe, ponieważ chłopak obejmował mnie całym ciałem. Był tak we mnie przytulony niczym do pluszowego misia. Zaczęłam się zastanawiać jak go obudzić, łagodnie czy też może brutalnie. Niestety nie zdążyłam podjąć decyzji, bo blondyn spojrzał na mnie tymi swoimi szczenięcymi oczami. Genialnie wyglądał w tym kompletnym nieładzie.
-Dzień doberek. - przywitał się zaspanym głosem.
-Cześć. Jak się spało? - przetarłam ręką oczy.
-Znakomicie. Nie pamiętam, kiedy tak dobrze mi się spało. A tobie mróweczko, jak się ze mną spało?
-Dobrze. - odpowiedziałam krótko.
-Tylko dobrze? - zapytał z niedowierzaniem.
-Zajebiście mi się z tobą spało. - ta odpowiedz wyraźnie usankcjonowała go.
-Mam szybkie pytanie.
-To dawaj, nie mogę się doczekać, żeby usłyszeć twoje pytanie. - Ross cały czas miał głowę na mojej klace piersiowej.
-Masz na sobie stanik? Bo z tego co widzę chyba tak. - spojrzał się na moje piersi, jego mina mówiła że chętnie pozbyłby się  góry od mojej piżamy, żeby tylko się przekonać czy ma racje.
-Po pierwsze, gdzie się patrzysz zboczeńcu. - podniosłam jego brodę na wysokość moich oczu. -A po drugie, tak mam na sobie stanik.
-Dlaczego? - jęknął z rozpaczy.
-Chyba nie myślałeś, że pójdę z tobą spać bez stanika. - jego mina mówiła wszystko.
-Słyszałem że cycki powinny odpocząć do biustonosza, a porą odpoczynku jest noc. No więc, dlaczego twoje piersi nie odpoczywały?
-Żebyś się nie podniecił.
-Ja? W życiu. Nie ma czym. - na te słowa spiorunowałam go wzrokiem.
-Uważasz, że nie jestem atrakcyjna!? - super chłopak który mi się podoba uważa, że nie jestem atrakcyjna i podciągająca, gorzej chyba być nie może. Pewnie gdybym leżała teraz przed nim cała naga, nawet nie udałby zachwyconego tylko poszedł gdzieś sobie, gdzie są atrakcyjniejsze.
-Nie to chciałem powiedzieć... - zaczął się tłumaczyć, ale ja nie chciałam wysłuchiwać jego nędznych wyjaśnień. Powiedział tak jak myśli, nie musi się usprawiedliwiać ja wszystko rozumiem. Nigdy nie byłam punktem adoracyjnym przez płeć przeciwną.
-Jesteś głupi i zboczony. Nie chcę z tobą rozmawiać. - odwróciłam się do niego plecami. Po chwili chłopak mnie objął od tyłu i zaczął całować po szyi.
-Laura ja nie chciałem tego powiedzieć. Jesteś najbardziej atrakcyjną dziewczyną jaką kiedykolwiek widziałem, nie jeden stracił dla ciebie  głowę. - mówił co jakiś czas obsypując moją szyje pocałunkami, ostatnie słowo wyszeptał mi do ucha, a potem delikatnie ugryzł je. Chcąc nie chcąc, nie umiałam się na niego gniewać.
-Serio tak myślisz? - odwróciłam się w jego stronę.
-Ja to wiem. - patrzyliśmy sobie prosto w oczy, nasze usta dzieliła przestrzeń pięciu centymetrów, stykaliśmy się nosami. Bardzo chciałam pocałować Ross'a, a po jego oczach które nagle pociemniały z podniecenia on też pragnął tego co ja. A więc co stało na przeszkodzie, żebyśmy się pocałowali? Praktycznie nic. Ale sądząc po napięciu między nami, pocałunek może się okazać tylko wstępem do czegoś poważniejszego i niekontrolowanego. Dlatego pocałowałam go w policzek i szepnęłam.
-Jak myślisz wszyscy już wstali? - podniosłam się do pozycji siedzącej.
-Chyba. - powiedział nieobecnym głosem i też podniósł się do pozycji siedzącej. Przez dłuższą chwile nic nie mówiliśmy, milczenie te przerwał blondyn.
-Laura możemy poważnie porozmawiać? - zaniepokoił mnie poważny ton jego głosu.
-Oczywiście. Możesz ze mną porozmawiać o wszystkim.
-Czy ty miałaś już swój pierwszy raz? - zapytał nieśmiało. Pewnie też zdał sobie sprawę z tego, że jeśli byśmy się pocałowali mogłoby dojść do czegoś między nami. W domu są rodzice Ross'a i jego rodzeństwo, a także moja siostra i Ellington. Obydwaj jesteśmy mocno skrępowani tym do czego mogło dojść.
-Nie, może to wydać się głupie, ale ja czekam na tego jedynego na kogoś kto mnie pokocham i później nie zostawi jak dopnie swego. Nie chce zrobić tego z byle kim, a potem cierpieć. Chce być na zabój zakochana i czuć tysiące motyli w brzuchu, chce żeby kiedy on mnie dotykał przez moje ciało płynął przyjemny prąd. Rozumiesz o co mi chodzi? Pierwszy raz jest bardzo ważny i ja chce go przeżyć z ważną przeze mnie osobą. A ty miałeś już swój pierwszy raz? - spojrzałam się na niego przez ramię.
-Ja też czekam na tą jedyną. Jak na razie jeszcze jej nie znalazłem, ale mam nadzieje że niedługo to się zmieni. Nie szukam jakieś taniej dziwki która miała każdego, takie dziewczyny w ogóle mnie nie interesują. Kiedy w końcu znajdę sobie dziewczynę i zdecydujemy się na to, chciałbym żeby ona była dziewicą. Może wyda się to głupie, ale uważam że to słodkie jak para razem traci ze sobą dziewictwo. - spuścił zawstydzony wzrok. Wcale nie wydawało mi się to głupie co powiedział, można powiedzieć że jestem tego samego zdania.
-To uroczę, że tak sądzisz.
-Moi koledzy gdybym im to powiedział zabiliby mnie śmiechem.
-To masz głupich kolegów. - uśmiechnął się smutno.
-Chciałem z tobą porozmawiać ponieważ potrzebuje rady.
-W sprawie seksu? - zdziwiłam się, chłopak zaśmiał się na moje słowa.
-Nie, nie mam dziewczyny, ale jakbyś była zainteresowana to wiesz gdzie mieszkam. - mrugnął do mnie porozumiewawczo.
-Ty chyba się nigdy nie zmienisz. - pokręciłam z niedowierzaniem głową.
-Możesz bardziej sprecyzować, o co ci konkretnie chodzi?
-O to, że ty zawsze będziesz rzucał jakieś zboczone aluzje albo podteksty.
-Za to mnie kochasz. - rozłożył szeroko ręce, popatrzyłam na niego z powątpiewaniem. Nie chciałam żeby wyszło na jaw, że właśnie dla tego go kocham i jeszcze z wielu innych powodów.
-Słucham twojego problemu.
-Tak właściwie to mam do ciebie prośbę, a nie radę, nasz wujek znalazł starą kolekcje płyt The Rolling Stones taty. Tata poprosił nas żebyśmy po nie pojechali, bo on nie ma czasu, a bardzo mu na nich zależy. Jak się okazało tylko ja nie mam żadnych planów. Rozumiesz to? Wszyscy znaleźli sobie coś do roboty, tylko nie ja, nawet Rocky ma plany! I Ellington też. Nie chce jechać tam sam, a to dwie godziny jazdy stąd. Dla teraz błagam cię, pojedź tam ze mną. Proszę. - mówił błagalnym tonem.
-A kiedy chcesz jechać?
-Dzisiaj. - zrobił przepraszającą minę.
-Co!? I dopiero teraz mi to mówisz! - wydarłam się na niego.
-Sorry zapomniałem.
-A głowy czasem wziąć nie zapomniałeś? - spytałam ironicznie.
-Nie wciąż na swoim miejscu. - pociągnął się za głowę. -To jak będzie? Uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną...
-Błagam jestem za młoda na ślub. - przerwałam blondynowi ten popatrzył na mnie z mordem w oczach.
-Nie przerywaj mi nerwusie. Uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i pojedziesz ze mną do mojego wuja? - westchnęłam bezradnie.
-Wiesz, że wisisz mi przysługę.
-Jasne. - Ross pocałował mnie w czoło i zeskoczył z łóżka. Zeszłam z łóżka zaczęłam szukać swoich rzeczy, ale szybko sobie przypomniałam że zostawiłam mój plecak u Rydel w pokoju.
-Czego szukasz? - zapytał chłopak widząc mnie rozglądającą się za czymś.
-Swojego plecaka, ale przypomniałam sobie że został u Rydel.
-Jak chcesz to możemy po niego iść. Może dopisze nam szczęście i oni będą jeszcze spać. - uśmiechnął się iście diabelsko.
-Podoba mi się twój tok myślenia, przyjacielu.
-Zgarniamy gitarę i idziemy. - blondyn wziął swoją elektryczną gitarę i przepuścił mnie przodem. Cichutko weszliśmy do pokoju dziewczyny, mieliśmy ogromne szczęście, że cała trójka spała w najlepsze. Ross podłączył swoją gitarę do wzmacniacza siostry podkręcił go na maksa i zaczął grać solówkę na instrumencie. Rocky, Ell i Rydel zerwali się z łóżka jak oparzeni, popatrzyli na nas z skrytą nienawiścią. Ale nie przejęliśmy się tym Ross nadal grał na gitarze, a ja głośno śpiewałam choć trudno to nazwać śpiewaniem bardziej darcie mordy na cały regulator. Do pokoju blondynki wpadł zdyszany Riker, który zaczął wymachiwać kijem od hokeja. Zaraz za nim w pokoju zjawiła się moja siostra, była mocno zdezorientowana. Najstarszy z nas wymachiwał kijem jakby chciał kogoś zabić.
-Co tu się do cholery jasnej dzieje!? - krzyknął patrząc się na mnie, swoje rodzeństwo i przyjaciela.
-Zapytaj Ross'a i Laurę. - blondynka wskazała na nas. Ja przestałam śpiewać, a Ross przestał grać.
-Wparowali tutaj zaczęli grać i śpiewać na cały regulator. I nas obudzili. - wyjaśnił Rocky.
-Kochani jest jedenasta rano, czas wstawać.
-Zamknij się Ross. Zapewne to ty byłeś pomysłodawcą tego idiotycznego pomysłu. Laura nie byłaby zdolna wymyślić czegoś takiego, ma za dobre serce. - pochlebia mi to jak Riker ma o mnie zdanie, ale pozory czasem się mylą.
-Nie byłabym tego taka pewna, raz wylała na mnie wiadro lodowatej wody kiedy spałam. - oczywiście Van musiała dodać swoje pięć groszy. Jakby nie mogła tego przemilczeć, albo co dobre zapomnieć.
-Jak widzę nie tylko ja uchodzę za bezduszną bestię, która wyrywa ludzi ze słodkich snów w okrutny sposób. - razem z moim księciem przybiliśmy sobie po piątce.
-Obaj jesteście siebie warci. Chodź Vanessa idziemy stąd. - blondyn pociągnął moją siostrę za rękę, a ona wyszła za nim.
-Co to był za hałas? - do pomieszczenie weszli państwo Lynch. Jak widać solówka Ross'a i mój wokal postawił wszystkich domowników na nogi. Przynajmniej nikt teraz nie traci czasu na spanie.
-Ross postanowił nas wszystkich obudzić. - Delly wskazała na gitarę w rękach chłopaka. Jego rodzice przytaknęli głową na znak zrozumienia.
-Skoro już wszyscy nie śpimy, chce was widzieć za dziesięć minut na dole. Mark ubieraj się szybko i jedź po świeże bułki. - rozkazała Stormie. Wszyscy zgodnie przytaknęliśmy głowami, pan Mark poszedł się ubrać, żeby pojechać po bułki. Chłopacy poszli do siebie, a ja i Rydel zostałyśmy w pokoju. Ubrane zeszłyśmy na dół, przy stole siedzieli wszyscy prócz Ryland'a.
-Gdzie jest Ryland? - zapytałam siadając koło przyjaciółki i siostry.
-Nie wiem, może jeszcze śpi? - Ross oglądał swoje paznokcie.
-Po waszej solówce wątpię, że śpi. - Rydel chwyciła jedną bułkę do ręki.
-To może idź się przekonać, czy masz racje? - zaproponował blondyn.
-Mam tam wejść do tego syfu? W życiu.
-Weź nie przesadzaj u Rocky'iego jest gorzej. Przy Rocky'im Ryland'a syf to pikuś. - zauważył Riker.
-Chodź Ell po młodego, bo jak widzę nikomu nie zależy żeby on był przy śniadaniu. -  Rocky znacząco na nas spojrzał i razem z brunetem poszli po ostatniego z rodu Lynchów. Po dłuższej chwili przyszli z ledwo przytomnym Ryland'em, który najwyraźniej został obudzony.
-Co ci się stało Ryland? Wyglądasz jak wielkie chodzące nieszczęście. - zmartwiła się Delly.
-Ci dwaj. - wskazał na szatyna i bruneta. -Obudzili mnie. Wparowali do pokoju i wyrzucili mnie z łóżka. I to dosłownie. Stanęli po jednej stronie łóżka i go podnieśli, wyrzucając mnie przy tym. Nie dosyć, że mnie obudzili to jeszcze zrobili burdel w pokoju. I kto to wszystko będzie musiał posprzątać? Oczywiście, że ja. - Ryland skończył swój akt żalu. Teraz rozumiem czemu "bliźniaki" wrócili z góry tacy uśmiechnięci.
-Nie obudziłeś się po naszym występie? - wskazałam na siebie i mojego przyjaciela.
-Co wy odwaliliście? - zdziwił się.
-Ross podłączył swoją gitarę do wzmacniacza, podkręcił głośność na maksa i zaczął grać, a Laura śpiewała. - wyjaśniła Rydel.
-Ty tego nie słyszałeś? - uniosłam pytająco brew.
-Nie, mam twardy sen.
-Ale żeby aż tak?
-Jak widzisz Laura jednak tak można.
-Dlatego zawsze zamykamy dom na klucz, kiedy Ryland zostaje sam. - informuje mnie Riker. W ciszy wszyscy jemy śniadanie, pani Stormie zrobiła nam po herbacie. W spokoju przeżuwałam sobie bułkę z serem i pomidorem, kiedy tu nagle Rydel odezwała się.
-Na co się tak patrzysz Ross? - to pytanie wprawiło wszystkich w zaciekawienie.
-Ja na nic. - blondyn spuścił swój wzrok na kubek herbaty.
-Doprawdy? A mi się zdaje, że ty gapiłeś się na Laurę.
-Oj siostrzyczko muszę ci powiedzieć, że jesteś w błędzie i to ogromnym.
-Wcale, że nie. Patrzyłeś się na Laurę jak jakiś wygłodzony tygrys. - zarumieniłam się trochę i spuściłam wzrok. Czułam że wszystkich wzrok pada na mnie, podniosłam głowę do góry, żeby się o tym przekonać, nie myliłam się wszyscy perfidnie patrzą się na mnie.
-Wcale się nie patrzyłem na Laurę, jak wygłodzony tygrys. - zaprzeczył.
-Ja tam wiem swoje.
-Możemy zakończyć już ten temat? - Delly niechętnie zgodziła się przestać drążyć temat. -Dziękuje.
-Ross jedziesz sam dzisiaj do wuja Edmunda? - zapytał pan Mark.
-Nie, Laura ze mną jedzie. - odpowiedział od razu, a potem uderzył się w czoło. Jego rodzeństwo i Ellington zrobili głośne "Uuuuu", Rydel zwróciła się do mnie.
-Ja bym na twoim miejscu uważała na niego, jeszcze na ciebie się żuci czy coś. - spojrzałyśmy się na zawstydzonego chłopaka. Rydel chyba trochę przesadza z tym, że Ross mógłby się na mnie rzucić. Przecież to nie możliwe. Ale z drugiej strony po nim wszystkiego można się spodziewać. Dlatego w razie czego wezmę ze sobą gaz pieprzowy, wiecie tak dla bezpieczeństwa.
-Możecie darować już sobie te dziwne insułacje na temat mnie i Laury, dla waszej wiadomości my się tylko przyjaźnimy! Tylko ona nie ma żadnych planów na dzisiaj, a jak wiecie nie mam zamiaru spędzić dwóch godzin w jedną stronę zupełnie sam i z nikim nie gadać! Laura przyjdź do mnie do pokoju, kiedy skończysz. - warknął Ross, wstając od stołu. Wszyscy odprowadziliśmy go wzrokiem. 
-Ale po co się tak unosić? - Riker wziął łyka herbaty. 
-Sami musicie przyznać, że trochę przesadziliście. - Van zaczęła bronić chłopaka. 
-Przecież ty też żartujesz sobie z Ross i Laury. - zauważył Riker. 
-Tak to prawda, ale nie żartowałam sobie teraz. Ross ostatnio dziwnie się zachowuje, wszystko go drażni jest gorszy niż baba w ciąży. 
-Może dzisiaj odpuścicie sobie te żarty i zostawicie moje dziecko w spokoju. - zaproponowała pani Stormie. 
-Ej, my też jesteśmy twoimi dziećmi! - oburzył się najstarszy z rodzeństwa.
-Oczywiście wy moje skarbeńka. - kobieta pocałowała każde ze swoich pociech w głowę, może prawie każde. Po skończonym śniadaniu poszłam prosto do pokoju blondyna, który leżał na łóżku ze słuchawkami na uszach i zamkniętymi oczami. Postanowiłam go wystarczyć, chłopak nie słyszał jak wchodzę i ma na dodatek zamknięte oczy, taka sytuacja może się przez najbliższy czas nie powtórzyć. Więc czemu nie skorzystać? Podeszłam do mojej ofiary i uszczypnęłam go lekko w bok. Ross podskoczył wystraszony i spojrzał na mnie morderczym wzrokiem. Nic nie mówiąc spowrotem się położył, zdjął jedną słuchawkę i podał mi ją. Bez słowa przyjęłam słuchawkę i położyłam głowę na torsie blondyna. Razem w ciszy pogrążyliśmy się muzyce. 
-The Rolling Stones? - zapytałam poznając ich kawałek "Doom and Gloom". 
-Tak, ostatnio zacząłem ich słuchać mają dosyć dobre brzmienie. - wyjaśnił. 
-Nigdy tego niekwestionowałam.  
-Mówili coś jeszcze? - w pierwszej chwili nie wiedziałam o co blondyn mnie pyta, ale szybko skojarzyłam fakty. 
-Mówili że mamy pojechać do Vegas wziąć ślub. 
-Jezus serio tak powiedzieli? - chłopak ukrył całą twarz w dłoniach. 
-Nie tylko tak sobie żartuje z ciebie. - machnęłam ręką. 
-Niedługo powinniśmy ruszać. 
-Wiem, za chwile pójdę do domu powiedzieć cioci i wujowi o moich planach na dzisiaj. - westchnęłam głośno, tak fajnie mi się leżało z Ross'em. 
-Nie wiem, czy to dobry pomyśl. 
-A niby dlaczego? Uważasz że mam tak po prostu pojechać z tobą dwie godziny drogi z stąd, nie mówiąc im tego? - podparłam się na łokciach, żeby lepiej go widzieć. 
-Nie o to mi chodziło. - zaczął się bronić. 
-A wiec o co ci chodziło? 
-Wiesz możesz ich przyłapać w dwu znacznej sytuacji, a wtedy czułabyś się mocno zawstydzona. 
-Weź nie przesadzaj, a poza tym mieli całą noc na to. 
-Nasyconemu wciąż mało. 
-Ogarnij się Ross. - wstałam z łóżka i poszłam po swój plecak. Pożegnałam się ze wszystkim i podziękowałam za przenocowanie, razem z Ross'em wyszliśmy z domu. Ja poszłam do domu zanieść swoje rzeczy i powiedzieć cioci o moich planach, a Ross czekał na mnie w samochodzie. Po rozmowie z ciocią i wujem dołączyłam do blondyna, miałam szczęście, bo Kristen i Robert byli w szampańskim humorze i pozwolili mi jechać. Zapinając pasy bezpieczeństwa, chłopak wciągnął głośno powietrze. 
-Czujesz to? - zwrócił się do mnie. 
-Ale co? - dobrze wiedziałam, o co pyta brązowooki. Przed wyjściem z domu psiknęłam się moim ulubionym perfumem, mając nadzieje, że zadziała on jakoś na Ross'a. 
-Wypsikałaś się jakimś perfumem? 
-Może. 
-Pasuje do ciebie ten zapach. - puścił do mnie oczko i odpalił silnik. 
***
Po dwóch godzinach jazdy w końcu dojechaliśmy do domu Ross'a wuja i jego rodziny. Podróż minęła nam na gadaniu, słuchaniu muzyki i graniu w bezsensowne gry takie jak "Moim małym oczkiem widzę...." w tej grze chodzi o to, że mówisz kolor rzeczy którą widzisz i ją opisujesz, a ktoś inny musi zgadnąć o czym mówisz. Szybko znudziła nam się ta gra, wiec zaczęliśmy śpiewać piosenki harcerskie. A najlepsze w tym wszystkim było to że ani ja, ani Ross nigdy nie byliśmy harcerzami. Kiedy wysiedliśmy z samochodu od razu powitał nas przyjazny pan grubo po pięćdziesiątce, przytulił Ross'a na powitanie i co dziwne mnie też. 
-Lauro to jest mój wuja Edmund, wuju to jest Laura. - przedstawił nas blondyn. Razem z panem Edmundem wymieniliśmy się uściskiem dłoni. 
-Ross nie mówiłeś, że przyjedziesz ze swoją dziewczyną. - myślałam, że chłopak jakoś to sprostuje i wyjaśni, że my jesteśmy tylko przyjaciółmi, ale on tylko wzruszył przepraszająco ramionami. 
-Jakoś tak wyszło. - powiedział. 
-Chodźcie dzieciaki do środka, pewnie zgłodnieliście po całej podróży. - ruszyłam za mężczyzną i przyjacielem do środka. Dom pana Edmunda był przytulny i staroświecko wystrojony, kiedy weszło się do środka było czuć tą rodziną miłość wszystkich domowników. W kuchni przywitała nas żona pana Edmunda. 
-Doris jestem. - kobieta wyciągnęła w moją stronę rękę.
-Laura. - uścisnęłam dłoń. Nagle do kuchni wbiegli chłopiec, a zaraz po nim dziewczynka.
-Nigdy mnie nie złapiesz. - chłopiec wyciągnął język w stronę dziewczynki.
-Mamusiu powiedz coś Maxsowi.
-Uspokójcie mi się natychmiast obydwoje! Jak wy się zachowujecie!? Mamy gości, a wy biegacie po kuchni jak wścieknięci! Przywitajcie się z Ross'em i jego koleżanką. - dzieciaki rzuciły się na blondyna, żeby go uściskać. Kiedy oderwali się od niego, zaczęli przyglądać mi się z zaciekawieniem.
-Ładna jesteś. - stwierdziła mała dziewczynka.
-Nie tak ładna jak ty. Jestem Laura. - ukucnęłam zrównując się z nią wzrostem.
-Jestem Emilii. - dziewczynka mnie przytuliłam, a ja odwzajemniłam jej uścisk.
-Niezła z ciebie laska. - przyznał chłopak przyglądając mi się i puszczając oczko.
-Nie twoja liga. - Ross odsunął kuzyna jak najdalej ode mnie, a sam stanął bliżej. Śmiesznie to wyglądało, jakby był o mnie zazdrosny.
-A niby dlaczego? - oburzył się młody.
-Ponieważ ona lubi facetów którzy dorównują jej wiekiem. - wyjaśnił blondyn.
-Czyli mówisz właśnie o mnie.
-Masz dziewięć lat, a Laura ma siedemnaście. To przeczy prawą logiki. Przykro mi. - Ross zrobił minę typu "sorry smarku masz pecha" Emilii zaśmiała się z blondyna miny.
-Jeszcze będziesz moja, zobaczysz. - chłopak zwrócił się do mnie.
-Zapewne. - odpowiedziałam.
-Max usiądź proszę przy stole. - poprosiła pani Doris.
-No dalej dzieciaki siadajcie. - pan Edmund zagonił nas do stołu. Kiedy Max chciał koło mnie usiądź Ross złapał go za głowy i przekręcił w drugą stronę. Pan Edmund i pani Doris wymienili się znaczącymi spojrzeniami, a Ross usiadł jakby nigdy nic po mojej prawej stronię. Mała Emilii chyba mnie polubiła, ponieważ odkąd ją przytuliłam ciągle trzyma mnie za rękę i nie chce puścić. Jej brat był zły, że ona może siedzieć po mojej lewej stronie, a on nie. Podczas obiadu słuchaliśmy opowieści jak pan Mark przyjeżdżał tutaj na wakacje, kiedy był w naszym wieku i jak razem z panem Edmundem zabawiali się w najlepsze. Mój przyjaciel nie mógł uwierzyć, że jego ojciec razem z jego wujem ukradli kiedyś starą wannę z którą później poszli nad jezioro pływać. Wanna służyła mi jako statek który nazwali Wyrywacz Lasek 54, ale niestety któregoś dnia zostali okradzeni z wcześniej ukradzionej wanny. Po obiedzie pomogłam posprzątać gospodyni domu w znoszeniu talerzy, chciałam je też pozmywać, ale pani Doris nie pozwoliła mi na to powiedziała, że jak jestem taka chętna do pomocy ta mam pokroić ciasto i zanieść je do salonu. Z talerzem pełnym ciasta udałam się do salonu, Ross właśnie przeglądał winylowe płyty The Rolling Stones.
-Ej, Laura zobacz jaką mój tata miał kolekcje. - dołączyłam do przyjaciela i razem oglądaliśmy płyty. Pan Mark musiał być naprawdę wielkim fanem The Rolling Stones, sądząc po kolekcji jaką posiadał. Ross podniósł jedną płytę do góry z której wypadła stara fotografia, pomiędzy brwiami blondyna pojawiła się zmarszczka. -Co to? - podniósł zdjęcie z ziemi.
-To jest mój drogi, twój tata na koncercie The Rolling Stones w osiemdziesiątym drugim. - wyjaśnił pan Edmund patrząc na fotografie. Ze zdziwieniem spojrzeliśmy na pan Edmunda, a potem na zdjęcie.
-Nie możliwe. - podsumował blondyn.
-Możliwe, możliwe. - powiedziała pani Doris wchodzą z tacką pełną herbat. Wręczyła każdemu z nas po kubku parującej cieczy. -A co ty myślałeś, że kiedyś twoi starzy tylko siedzieli w domu z nosem w książce i nie korzystali z życia?
-Nie, tylko nie miałem pojęcia, że ojciec był na koncercie Rolling Stones. - czekoladowooki wziął łyk herbaty.
-To był jego pierwszy koncert, wrócił z niego tak pijany że ledwo trzymał się na nogach, a wymiotował dalej niż widział. - opowiedział starszy pan.
-Serio tata wrócił pijany z koncertu Rolling Stones? - zapytał podekscytowany Ross.
-Tak, później miał przez tydzień karę.
-Dlaczego? - zapytałam. Nigdy nie myślałam, że pan Mark był taki rozrywkowy i szalony, mój przyjaciel chyba też był takiego samego zdania co ja. Teraz przynajmniej już wiem po kim chłopacy odziedziczyli bawienie się swobodnie i hałaśliwie.
-Mark nigdy dotąd nie pił alkoholu, to był szok kiedy wrócił z koncertu nawalony w trzy dupy.
-Jacie. - blondyn odchylił głowę do tyłu.
-Ciekawych rzeczy dowiedziałeś się o swoim tacie. - poklepałam blondyna po ramieniu.
-I to bardzo. Jednego tylko nie rozumiem. Skoro tata był tak wielkim fanem The Rolling Stones to dlaczego dał tobie swoje płyty?
-Dlatego, że kiedy Riker się urodził w domu nie było już dla nich miejsca.
-Przecież mogły być na strychu. - zaproponował Ross.
-Tak mogły, ale twój tata chciał się stać odpowiedzialnym rodzicem, a The Rolling Stones wiązało się z wieczną zabawą. Mark postanowił oddać mi płyty, wyrzucić swoje czarne skórzane spodnie i zadbać o to żeby nigdy wam niczego nie brakowało. 
-Nie miałem pojęcia, że przez Riker'a tata oddał wszystkie swoje ukochane płyty tobie. Ale mu wygarnę wszystko jak wrócę do domu. - pan Edmund zaśmiał się na słowa blondyna. 
-Oj, Ross to nie była wina Riker'a. Twoi rodzice już od dawna starali się o jakieś potomstwo, prędzej czy później i tak Mark pozbył się tych staroci. - wskazał na winylowe płyty. 
-Dlaczego tata nigdy o tym nie mówił? - zapytał sam siebie. 
-A o czy tu mówić? To stare dzieje. Lepiej powiedz co tam u was słychać, Rydel ma jakiegoś chłopaka? 
-Nie. - burknął. 
-Przecież twoja siostra jest tak urocza i miła. 
-To przez braci Rydel nie ma chłopaka, nie każą się do niej zbliżać żadnemu. - wyjaśniłam pani Doris. 
-Ale z was bracia. - podsumowała kobieta. 
-Ciocia nigdy nie zrozumie naszej troski o siostrę. - stwierdził mój kochany przyjaciel. 
Po herbatę razem z Ross'em spakowaliśmy płyty do bagażnika i pożegnaliśmy się ze wszystkimi. Mała Emilii popłakała się, że musimy już wracać. Chciała żebyśmy zostali na noc ja miałam spać w jej pokoju razem z nią, a Ross miał spać w pokoju gościnnym. Blondyn wziął ją na ręce i obiecał, że jak następnym razem przyjedziemy to na nocowanie. Dziewczynka tak się ucieszyła z obietnicy kuzyna, że przestała płakać i szepnęła coś mu do ucha. Pomachaliśmy wszystkim na pożegnanie i wsiedliśmy do samochodu. 
-Co ci powiedziała Emilii, że się zaśmiałeś? - spytałam kiedy chłopak odpalił silnik samochodu. 
-Że jeśli cie skrzywdzę to przestanie mnie lubić. - wykrzywił usta. 
-To nie możesz mnie skrzywdzić. 
-Nie śmiał bym tego zrobić.
***
Po jakieś godzinie jazdy Ross zaproponował, żebyśmy wjechali do takiej małej knajpki, gdzie podają genialne jedzenie. Na parkingu przed wejściem stało kilka samochodów, w środku panowała przyjemna atmosfera. Ja poszłam zająć miejsce, a blondyn poszedł zamówić nam jedzenie. Stwierdziliśmy że zjemy coś lekkiego, dlatego obydwoje zamówiliśmy sobie Kremowe świderki z soczystym kurczakiem. Czekając na nasze zamówienie rozmawialiśmy ze sobą, kiedy kelnerka przyniosła nasza zamówienie od razu zabraliśmy się za jedzenie. Ross miał racje, że tutaj jest genialne jedzenie. Poszliśmy zapłacić za obiad i wyszliśmy z knajpki. Jakiś menel nas zaczepił i zaczął rapować, że zamiast na tace w kościele mamy mu dać pieniądze na wódę, bo co będziemy dawać księdzu.
-Jesteśmy katolikami. Rozmawia z panem ministrant który zostanie księdzem i przyszła siostra zakonna. - wskazałam na siebie i przyjaciela.
-Wy dzieciaki nie wytrzymacie w celibacie bez seksu do końca życia.
-Wiem dlatego razem z kolegą idziemy do tej samej parafii. - menel spojrzał się na mnie jaki na idiotkę i poszedł sobie. Razem z blondynem poczekaliśmy jak nieznajomy będzie dosyć daleko i wybuchnęliśmy głośnym niepohamowanym śmiechem. Kiedy w miarę się opanowaliśmy, chłopak spojrzał się na mnie tym swoim zabójczym uśmiechem.
-Ale dogadałaś temu gościowi.
-Trzeba sobie jakoś radzić z takimi typami. - powiedziałam podchodząc do samochodu i otwierając drzwi.
-Zabrać cię w fajne miejsce? - mruknął tajemniczo opierając się o otwarte drzwi samochodu. Zastygłam na chwile w miejscu i zaczęłam rozważać propozycje chłopaka, po kilku sekundach odpowiedziałam stanowczo.
-Dobra. - usiadłam na fotelu pasażera, blondyn uśmiechnął się tajemniczo i odpalił silnik. Podziwiałam za oknem jak znika miasto i wszelka cywilizacja, a pojawia się drzewa i zieleń. Słońce bardzo powoli zaczęło się chować za koronami drzew, było po szesnastej więc nie można było powiedzieć, że słońce zachodzi. Koło drogi rosły duże drzewa w dwu metrowym odstępie od siebie, po prawej stronie było duże jezioro co miało około 16 ha powierzchni. Zachód słońca w tym miejscy musi być bajeczny, ostatnie promyki słońca odbijające się w tafli wody, chmury idealnie komponują się ze sobą na niebie, a ty stoisz podparta o samochód na poboczu drogi i to wszystko oglądasz. Na tle tego pomarańczowego nieba drzewa wyglądają na całe czarne, mogłabym zabić za taki widok. Blondyn zjechał na pobocze i wyłączył silnik samochodu.
-Przejdziemy się? - zaproponował odpinając pas.
-Jasne. - razem wysiedliśmy z auta i ruszyliśmy przed siebie. Szliśmy w ciszy, prowadzona przez chłopaka nie wiedziałam gdzie idziemy, ale nie przeszkadzało mi to w tak pięknym miejscu jak to nie przejmowałam się błahostkami.
-Wiedziałem, że spodoba ci się tu. - uśmiechnął się do mnie.
-Nie wiesz jak bardzo. Ross obiecaj mi coś. - obróciłam się do niego.
-Co tylko zechcesz.
-Obiecaj mi, że kiedyś przywieziesz mnie tutaj żebyśmy obejrzeli zachód słońca.
-Obiecuje. - to jedno słowo brzmiało tak jakby obiecał mi oddać swoje życie, tylko po to żebym była szczęśliwa. Uśmiechnęłam się do niego i mocno przytuliłam.
-Dziękuje. - powiedziałam odrywając się od niego.
-Ale za co?
-Za wszystko, za to że mnie tu przywiozłeś, pewnie gdyby nie ty siedziałabym teraz przed telewizorem i się obżerała, a tak przynajmniej trochę zwiedzę świata. Za to że zawsze mnie wysłuchasz i za to że po prostu jesteś. Nigdy nie miałam takiego przyjaciela, ty i twoje rodzeństwo jesteście najlepszym co mogło spotkać mnie i Van. Zawsze miałam tylko ją i rodzinę, a teraz mam was też. Dziękuje ci za to.
-Lauro muszę ci coś powiedzieć. - chwycił moją dłoń i spojrzał głęboko w oczy. -Choć usiądźmy. - zaprowadził mnie do przewróconego pnia, które leżało nad brzegiem jeziora.
-Co chcesz mi powiedzieć? - zapytałam siadając na pniu.
-Cały dzień głowiłem się nad tym jak ci to powiedzieć, bałem się jak na to zareagujesz, ale teraz już wiem. To co przed chwilą powiedziałaś, natchnęło mnie.
-Do czego?
-Laura nie wiesz jak długo zbierałem się w sobie żeby ci to powiedzieć, ale ja tak dłużej nie mogę. Nie potrafię udawać, że nic dla mnie nie znaczysz, nadajesz sens mojemu życiu. Nie mogę spać, bo myślę tylko o tobie, a kiedy już zasnę jesteś królową moich snów. Rano budzę się tylko po to, żeby jak najszybciej ciebie zobaczyć. Kocham cie odkąd pojawiłaś się w progu moich drzwi razem z rodziną na kolacje. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. - byłam oszołomiona wyznaniem chłopaka. Nigdy nie sądziłam, że Ross czuje do mnie to co ja czuję do niego. -Błagam powiedz coś. - z tej radości i zachwytu z wyznania blondyna miłości do mnie, od dłuższego czasu nic nie mówię. 
-Ross ja ciebie też kocham. - obydwoje wpatrywaliśmy się w siebie, blondyn ujął moją twarz i pocałował. Poczułam jak wewnętrzne wypełniają mnie fajerwerki, usta chłopaka całowały tak dobrze. Od bardzo dawna marzyłam o tej chwili i było lepiej niż sobie wyobrażałam. Byliśmy tylko my i nikt inny, kiedy Ross zaczął przekraczać granice delikatności i nie napotkał oporu z mojej strony kontynuował swoją czynność z uśmiechem na twarzy. Całowaliśmy tak jakby od tego zależało nasze życie. Chcąc nie chcąc musieliśmy się od siebie oderwać, żeby nabrać powietrza. Spojrzałam się na Ross'a, który uśmiechał się do mnie ukazując szereg białych zębów, odwzajemniłam jego gest. 
                                                                          ***
Hejka kochani! Mam nadzieje, że podoba się wam rozdział osiemnasty, bo mi osobiście bardzo się podoba. W końcu Raura wyznała sobie miłość. Nie pytajcie mnie kiedy następny rozdział, bo naprawdę nie wiem. Za tydzień kończą mi się ferie i zacznie się szkoła, do testów gimnazjalistów na rozdziały będziecie musieli trochę poczekać. Teraz za bardzo nie mam czasu pisać, bo oglądam Glee (swoją drogą polecam ten serial). Postaram się szybko napisać rozdział. Trzymajcie się ciepło. 

poniedziałek, 4 stycznia 2016

Rozdział 17

Z satysfakcją wpatrywałyśmy się, w przygotowany przez na wystrój. Z cudem zdążyłyśmy się wyrobić przed przyjazdem wuja. Na początku pomagałam Van w dekoracjach, ustawiłyśmy pełno świeczek w salonie w pewnych odległościach od siebie, żeby się nie zapaliły. Nadal obawiam się czy nie dojdzie do pożaru, pełno świeczek potrafi zbudować romantyczną atmosferę, ale i też potrafi wywołać niebezpieczny pożar. Ale bądźmy dobrej myśli. Nessa nakrywała do stołu, a ja zabrałam się za przyrządzaniem pieczonego kurczaka w sosie i sałatkę. Zeszłam do skrytki, gdzie trzymane jest wino. Za bardzo nie znam się na winach, ale słyszałam że nim starsze wino tym lepiej smakuje. Dlatego wybrałam rocznik 1865 Carmenere Reserva mam nadzieję że ten będzie okej. Pojechałam do piekarni odebrać tort, który teraz znajduje się w lodówce. W tym samym czasie kiedy ja byłam w piekarni Vanessa zmieniła pościel w sypialni cioci i wuja. Potem razem zajmowałyśmy się szczegółami. Takie jak przygotowanie odpowiedniej listy piosenek na ten wieczór itp. Drzwi wejściowe otworzyły się szeroko, w progu stanął wuja. Z uwagą przyglądał się naszej ciężkiej pracy.
-No i jak? Może być? - odezwałam się pierwsza. Wuja obrócił się w naszą stronę.
-Dziewczyny. - przez chwile zastanawiał się co powiedzieć. - Będzie zachwycona. Naprawdę się postarałyście. Dziękuję.
-Będziesz nam dziękować później. - powiedziała Van.
-Na nas chyba już pora. - zauważyłam. -Jakbyś miał jakieś pytanie, to jesteśmy pod telefonem. Kurczak się piecze w piekarniku, jakby wuja co jakiś czas do niego zaglądał to będzie git.
-Spokojnie wszystko jest pod kontrolą, nie musicie się niepotrzebnie martwić. Dam sobie rade.
-Wierzymy w wuja, ale jakby coś ... - przerwał mi mężczyzna.
-Zawsze jest jakieś ale. Spoko laski, bez spiny. Wszystko jest git. - podniósł oba kciuki do góry. Za bardzo nie rozumiem dlaczego wuja zaczął tak dziwnie mówić, ale nie wnikam.
-Co mówiłam wujowi o gadaniu jak nastolatek? - domagała się odpowiedzi Van.
-Że to obciachowe. - przypomniał.
-No właśnie, niektóre slangi są mega żenujące, normalny nastolatek ich nie używa.
-A co ja takiego powiedziałem, że zabrzmiało to żenująco?
-Zabrzmiałeś jak jakiś hipis. - zauważyłam.
-Laura ma rację. Wolność i pokój to nowe motto? - zaśmiałam się na słowa siostry.
-Oczywiście.
-Ciocia wraca za jakieś pół godziny. - spojrzałam na zegarek. Ja i Nessa musimy wyjść z domu przed powrotem cioci. Ten wieczór ma należeć w stu procentach do nich, a jak dłużej zostaniemy to będziemy musiały się liczyć z serią pytań od kobiety.
-W co się ubierasz? - zapytała Van. Kompletnie zapomniałam o tym w co ma się ubrać wuja, strój cioci leży już gotowy na łóżku. Trochę to dziwne, że wybrałyśmy dla cioci strój i nie pozwoliłyśmy żeby ona sama zadecydowała. Ale z drugiej strony ona na pewno wybrałaby to samo co my, a tak zaoszczędziłyśmy jej sporo czasu. Co jak co, ale ciocia potrafi naprawdę długo główkować nad tym w co się ubrać. Dlatego zawsze szykuje sobie ubrania jeden dzień przed. Wuja ma specyficzne poczucie humoru, czasami bywa też nie obliczalny. Z tego co mi Vanessa opowiedziała, rok temu wuja ubrał nie wyprasowaną koszule, która wyglądała za przeproszeniem mówiąc jakby była z dupy wyciągnięte, na miasto. Podobno cioci było straszne wstyd iść z nim gdziekolwiek i ich romantyczny wypad na miasto skończył się bardzo szybko. Dlatego Van powiedziała sobie, że w tym roku nie doprowadzi do takiej sytuacji.
-W koszule i ciemne spodnie.
-Wyprasować wujowi koszule?
-Vanesso jestem dorosłym mężczyzną, chyba umiem wyprasować sobie koszule.
-Ja tylko pytałam tak dla pewności. - broniła się brunetka.
-Okej niech ci będzie. Idę się odświeżyć.
Wuja pobiegł szybko na górę, a ja i moja siostra poszłyśmy do siebie spakować swoje rzeczy na piżama party. Po piętnastu minutach pakowania się, przełożyłam plecak przez ramię i poszłam sprawdzić jak się miewa mój kurczak. Plecak zostawiłam na korytarzu, żeby mi nie przeszkadzał kiedy będę sprawdzała czy czasem kurczak się nie spalił. Na szczęście nic takiego się nie zdarzyło. Chciałam już krzyknąć do Van, że ma się pospieszyć, kiedy tu nagle zadzwonił niespodziewanie dzwonek. Podeszłam do drzwi i je otworzyłam, w progu stała pięćdziesięcioletnia kobieta która mieszkała jakieś siedem domów od nas. No nie powiem, zdziwił mnie jej widok, ciekawe czego chciała.
-Dzień dobry. - przywitała się pierwsza.
-Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - zapytałam uprzejmie. Babka wyglądała na miłą, wiec też chciałam żeby tak samo o mnie pomyślała. Nie miałam jeszcze przyjemności poznać wszystkich sąsiadów i z nimi porozmawiać. A jak to mówią, pierwsze wrażenie jest najważniejsze.
-My chyba jeszcze nie miałyśmy przyjemność się poznać, prawda? - kompletnie zignorowała moje pytane.
-Tak to prawda, Laura jestem. A pani to?
-Monika Sraj mieszkam jakieś siedem domów stąd. - uśmiechnęła się uprzejmie, a ja odwdzięczyłam się jej tym samym. Przez chwilę stałyśmy w kompletnej ciszy i patrzyłyśmy się na siebie.
-A wiec, co panią sprowadza w nasze skromne progi? - kobieta jakby po moich słowach się ocknęła, odpowiedziała.
-Przyszłam wyprasować koszule. - popatrzyłam się mocno zdziwiona na panią Monikę. Niby z jakiej paki obca kobieta ma przychodzić do mojego domu prasować koszule!? Coś tu nie grało.
-Przepraszam bardzo, ale to chyba jakaś pomyłka. - kobieta dziwnie się na mnie spojrzała.
-Nie sądzę, że doszło tu do pomyłki Robert sam osobiście do mnie zadzwonił z pytaniem, czy nie przyjdę wyprasować mu koszuli. Wiec o to jestem. - moje zdziwienie doszło zenitu. Jak wuja mógł dzwonić do sąsiadki z pytaniem czy wyprasuje mu koszule!? Pytam się jak? Czy on do reszty zwariował i postradał zmysły? O Boże co ta kobieta musiała o nas pomyśleć! Na ogół nie przejmuje się tym co ludzie o mnie pomyślą, no ale w tym wypadku jest inaczej. Przecież miał do nas dzwonić, gdyby miał jakiś problem! Nie sądzę że popierdoliły mu się numery i stwierdził że jak dodzwonił się już do pani Moniki to nie będzie kombinował i poprosi ją o pomoc. Po prostu nie wierze w tego człowieka. Żeby sąsiadów o takie rzeczy prosić to naprawdę, trzeba się nazywać Robert Swan.
-To już nieaktualne. Przepraszam za kłopot i do widzenia. - podziękowałam grzecznie, chciałam już zamknąć drzwi, ale kobieta zablokowała je swoją nogą.
-Ale jak to? Przecież Robert... - przerwałam jej.
-Jest to wielkie nieporozumienie, ale proszę się nie przejmować. Wszystko jest już wyjaśnione, proszę już iść do domu i cieszyć się pięknym dniem. - skołowana kobieta pożegnała się i poszła do swojego domu. Szybko pobiegłam na górę, żeby wyjaśnić zaistniałą sytuacje. Tak jak myślałam, wuja jest u siebie w pokoju. Trochę się zdziwił na mój widok.
-A wy jeszcze nie poszłyście do Rydel?
-Nie. Chce mi wuja o czymś powiedzieć? - skrzyżowałam ręce na piersi.
-Nie, a co? - wyraźnie się miotał, pewnie się domyślił że ja już o wszystkim wiem.
-Doprawdy? A nie chce mi wuja wytłumaczyć, dlaczego jakaś obca kobieta przychodzi tu i oznajmia mi że przyszła wyprasować koszule bo Robert ją o to poprosił, hm? - skrępowany mężczyzna podrapał się po karku. -I dlaczego do nas nie zadzwoniłeś? - dodałam.
-Bo powiedziałem Van, że sam sobie wyprasuje koszule. Jak przypaliłem koszule żelazkiem to spanikowałem, byłem świecie przekonany że już wyszłyście. Zadzwoniłem do pierwszej lepszej sąsiadki, z pytaniem czy wyprasuje mi koszule. Do was nie chciałem dzwonić.
-Dlaczego?
-Oznaczało by to że nie miałem racji i że takie banalne rzeczy mi nie wychodzą. Nie chciałem żebyście żyły w triumfie, z racji tego że miałyście racje. - ostatnie zdanie zabrzmiało tak komicznie, że z trudem udaje mi się powstrzymać od śmiechu.
-Dobra nic nie powiem Van, o tym incydencie. Ale pod jednym warunkiem.
-Jakim?
-Jakby coś się działo to wuja dzwoni do nas, nie zważając na swój honor i dumę. - przytaknął na znak że rozumie.
-Zgoda.
-Niech wuja da jakąś nową koszule do wyprasowania.
Mężczyzna podał mi granatową koszule, wyprasowanie jej zajęło mi chwile. Podałam koszule wujowi, który od razu założył ją na siebie. Zeszłam na dół, gdzie czekała na mnie Nessa.
-No co tak długo?
-Musiałam coś jeszcze załatwić. - dyskretnie mrugnęłam do Roberta.
-Dobrze dziewczynki, macie mi na tych piżama party nie spożywać żadnego alkoholu, nie brać jakichkolwiek narkotyków i zamknąć się z Rydel na klucz w jej pokoju. - powiedział wuja ściskając nas mocno.
-Dlaczego mamy się zamknąć razem z Delly w pokoju? - zdziwiłam się.
-I jeszcze jedno, żadnych chłopaków. - powiedział stanowczym głosem.
-Państwo Lynch mają czterech synów. - zauważyła Vanessa.
-Właśnie dla tego macie się zamknąć. Żeby nie mogli wejść. Byłem w ich wieku i wiem co to oznacza, kiedy siostra urządza imprezkę piżamową. - wyjaśnił.
-To my już lecimy. Miłej zabawy. - pożegnałyśmy się i wyszłyśmy z domu.
***
-No hejka, wchodźcie. - blondynka wpuściła nas do środka. Od razu po szłyśmy do jej pokoju zostawić nasze rzeczy, a następnie udałyśmy się do kuchni.
-To na co macie ochotę?
-Na herbatę. - spojrzałam się pytająco na siostrę, która też poprosiła to samo co ja. Rydel wyłożyła na talerzyk kilka rodzajów ciastek i zalała nasze herbaty. Siedziałyśmy sobie w kuchni pijąc i zajadając ciastka, opowiedziałyśmy przyjaciółce cały nasz dzisiejszy dzień jak wszystko przygotowywałyśmy i jak pożegnał nas wuja. Ominęłam fragment z sąsiadką i rozmową z wujem Robertem.
-Jesteś sama? - spytałam słysząc kompletną ciszę.
-Rodzice z chłopakami pojechali na zakupy. - wyjaśniła głupio się szczerząc.
-Co się stało, że ciebie ominął ten zaszczyt robienia rodzinnych zakupów? - brunetka uniosła pytająco brwi.
-Po co ja byłabym tam im potrzebna? Chyba tylko do trzymania papieru do dupy. A poza tym miałyście do mnie przyjść, ktoś musiał przyjąć gości.
-Racja, pewnie gdybyś pojechała stały byśmy pod drzwiami. - zauważyłam.
-Dobrze że chłopaków nie ma, pewnie siedzieli by tu teraz z nami. A tak możemy sobie swobodnie rozmawiać, bez stresu że będą podsłuchiwać i wykorzystają jakieś informacje przeciwko nam.
-Nasz wuja chyba nie ufa już chłopakom, skoro kazał nam się zamknąć w pokoju na klucz. - zaśmiałam się, a dziewczyny przyłączyły się do mnie.
-I tak bez tego co powiedział pan Robert, nie wpuściłabym ich do mojego pokoju. Nie po tym co odwalili dziesięć lat temu. - blondynka z dezaprobatą pokręciła głową, jakby chciała się pozbyć nieprzyjemnego wspomnienia. Nie chciałam ją za bardzo wypytywać o szczegóły, ale ciekawość wzięła górą.
-Co zrobili dziesięć lat temu?
-Kiedy miałam dziewięć lat zaprosiłam koleżanki na nocowanie do mnie do domu. W połowie imprezy, chłopacy przyszli do mojego pokoju i zaczęli się wydurniać przed dziewczynami i wyśmiewali się ze mnie. Tak się stało że zostałam totalnie zignorowana przez moich gości, nie wytrzymałam i wyrzuciłam braci za drzwi. Dziewczyny się oburzyły, i wróciły do domu. Nawet nie było dziesiątej. Rozumiecie to. Do końca roku żadna koleżanka nie chciała do mnie przychodzić na piżama party, a ja nie zostawiłam zapraszana na takie imprezy. - skończyła opowiadać Delly. Jej doświadczenie z przed dziesięciu lat jest smutne, ale też uczy jak koleżanki mogą okazać się fałszywe. Ciężko znaleźć sobie życzliwą przyjaciółkę w podstawówce, jest to taki wiek że o byle gówno się kłócisz. Nie wszystkie dziewczyny są takie, zdarzają się wyjątki. Ja jako dziewięciolatka nie byłam zapraszana na nocowanie u koleżanek, wiec wiem jakie to jest przykre doświadczenie. Wszystkie trzy łączy nas to, że jako małe dziewczynki nie miałyśmy żadnej przyjaciółki. Moją jedyną przyjaciółką była moja siostra, a ja byłam jej przyjaciółką, Rydel zawsze trzymała się z braćmi oni byli jej przyjaciółmi. Ale na szczęście teraz mam moją siostrę, która nigdy mnie nie opuści i Rydel która zawsze mnie wesprze. Moim zdaniem do przyjaźni i miłości trzeba dojrzeć. Jako mała dziewczynka byłam wyśmiewana, z powodu braku mamy. Pamiętam jak było mi przykro kiedy koleżanki z mojej klasy, śmiały się ze mnie i Van jak w szkole był dzień mamy i zamiast niej przyszedł nasz tata żeby nas wspierać. Mówiłam wtedy wierszyk o mamy i o tym jak bardzo ją kocham, po przedstawieniu słyszałam jak koleżanki śmiały się że pewnie moja mama zmieniła płeć i dla tego zamiast pani Marano zjawił się pan Marano. Od razu pobiegłam do łazienki z płaczem, wszyscy mnie później szukali. Dobrze pamiętam co wtedy powiedział mi tata "Pamiętaj nigdy nie przejmuj się takimi żartami, to nie twoja wina że mamy nie ma. Ona zawsze będzie blisko ciebie." słowa taty podniosły mnie na duchu. 
-Teraz masz nas, my cie nie zostawiamy samej. - Nessa ścisnęła dłoń Delly, ja też dołączyłam do dziewczyn.
-I pamiętaj o tym zawsze. - dodałam na koniec.
-Jak myślicie kiedy wrócą? - zastanawiała się blondynka.
-Niebawem. - odpowiedziałam.
-W takim razie chodźmy do mojego pokoju.
Posprzątałyśmy po sobie i udałyśmy się na górę.
-To co teraz porobimy dziewczynki? - zapytała Van.
-Co powiecie na Euro biznes? - Rydel wskazała na pudełko z grą.
-Szykujcie się na bankructwo. Zamierzam wygrać tę grę. - powiedziałam pewnym siebie głosem.
-Zaraz się przekonamy, kto będzie tu bankrutem.
-Rzucasz mi wyzwanie siostro.
-Ej dziewczyny spokój, przecież wszystkie trzy wiemy kto zostanie milionerem. Przykro mi bardzo, ale to nie będzie żadna z was.
-Może zagramy, a nie tylko będziemy gadać która wygra.
-Zgoda. - rozłożyłyśmy grę na stoliku blondynki.
-Teraz zacznie się prawdziwy hazard. - wszystkie trzy zaśmiałyśmy się na moje słowa.
*Oczami Roberta*
Wszystko jest już gotowe na kolacje, dziewczyny naprawdę się postarały żebym razem z Kristen spędził miło wieczór. Wystroiły piękne salon, ugotowały nam kolacje, nawet pomyślały o kwiatach które jak mam być szczery kompletnie wyleciały mi z głowy. Ale na szczęście one o wszystkim pomyślały. Po wyjściu Laury i Vanessy dokończyłem się przygotowywać i poszedłem przyrządzić gorącą kąpiel dla mojej żony. Pomińmy fakt że woda była tak gorąca, że się poparzyłem. No ale czego się nie robi dla tej jedynej? Kiedy Kristen wróciła do domu o razu wysłałem ją na górę, nawet nie zdążyła zdjąć butów kiedy bezceremonialnie przerzuciłem ją sobie przez plecy i wywlokłem na górę. W drodze do łazienki moja żona obrzucała mnie różnego typu obelgami, ale zmiękła kiedy zobaczyła rozsypane płatki róż w wannie. Od tego czasu nie widziałem jej od godziny. Nie marnowałem tego czasu na siedzenie, wyciągnąłem z piekarnika kurczaka i zostawiłem w naczyniu żaroodpornym, odkorkowałem wino i zapaliłem te wszystkie świeczki. Co nie było wcale takie szybkie, myślałem że pięć minut zajmie mi zapalenie ich wszystkich razem, ale jak się okazało nie zajęło mi to pięciu minut tylko piętnaście. Od chuja było tych świeczek, to będzie cud jak nasz dom nie spłonie (masę pieniędzy włożyłem w system bezpieczeństwa, wiec powinno być dobrze). Kiedy skończyłem żmudną prace, wyczułem że nie jestem sam. Wstałem i obróciłem się do przybysza. Kristen uważnie mi się przyglądała, wyglądała przepięknie w tej czerwonej sukience i zabójczo seksownie. Jej piersi były widoczne, ale nie w przesadny sposób tylko prosty i wyrafinowany, cała sukienka mi się podobała bo nie była przesadna tylko prosta i elegancka. A właścicielka kreacji jeszcze bardziej mi się podobała.
-Wyglądasz przepięknie. - z komplementowałem żonę.
-A ty za to wyglądasz mega przystojnie.
-Proszę usiądź do stołu. - już chciałem odsunąć krzesło dla Kristen, kiedy ona zatrzymała mnie ręką. Spojrzałem na nią pytająco, a ona powiedziała.
-Chciałam ci to najpierw dać. - wyciągnęła za siebie zgrabnie zapakowane pudełko i podała mi je. -Proszę otwórz.
-Też mam coś dla ciebie. - szybko pobiegłem do kuchni, gdzie był mój prezent dla niej.
-Co to? - zapytała kiedy podałem jej prezent. Wzruszyłem ramionami na znak, że nie mam bladego pojęcia co znajduje się w środku, tylko się uśmiechnęła.
-Otwieramy na trzy? - zaproponowałem.
-Raz. - zaczęła.
-Dwa.
-Trzy. - powiedzieliśmy razem. Otworzyłem prezent od żony, moim oczom ukazał się model helikoptera który trzeba samodzielnie złożyć. Zawsze chciałem mieć taki helikopter. Spojrzałem na Kristen, żeby widzieć jej reakcje na stare płyty naszego ulubionego zespołu. Zaskoczona zastygła w miejscu w ręku trzymając mój prezent.
-Robert ja nie wiem co powiedzieć.
-Nie musisz nic mówić. Proszę kochanie. - uśmiechnąłem się szeroko.
-Dziękuję. - Kristen mnie pocałowała. Objąłem ją ramionami i przyciągnąłem bliżej siebie pogłębiając pocałunek. Moglibyśmy tak trwać nieskończenie, ale kiedyś musieliśmy się od siebie oderwać. Wziąłem rękę kobiety pocałowałem i odprowadziłem ją do stolika. Zasunąłem za nią krzesło, nic nie mówiąc udałem się do kuchni. Wyłożyłem na talerz kurczaka i wróciłem do żony. Nalałem nam do kieliszków wino, a brunetka zajęła się kurczakiem.
-Wszystko to sam przygotowałeś? - przyglądała się uważnie wystrojowi.
-Nie psuj atmosfery. - wziąłem łyk wina.
-Czyli nie. Skąd wiedziałeś że te płyty to będzie szczał w dziesiątkę? - zaczęliśmy jeść.
-Kochanie przecież cie dobrze znam, wiem co lubisz, a czego nie. Wiem że zawsze o takich marzyłaś. Wiec proszę.
-Wiesz że Cię kocham?
-Tak wiem. Ale ja ciebie bardziej. Jedz bo wszystko wystygnie.
Po skończonym posiłku, pozanosiliśmy wszystkie brudne naczynia do kuchni. Podszedłem do wieży stereo włączyłem jakiś wolny kawałek i obróciłem się do Kristen, która stała koło kominka.
-Zatańczymy? - podała mi rękę, a ja chwyciłem ją i objąłem ramionami. Swoje ręce zarzuciła mi na szyje, patrząc jej w oczy zaczęliśmy poruszać się w rytm muzyki. Przybliżyłem swoją twarz do jej twarzy, nasze usta spotkały się w chaotycznym pocałunku. Po pięciu minutach bez ustanego całowania się zaproponowałem żebyśmy poszli na górę, zgasiliśmy wszystkie świeczki i udaliśmy się do sypialni. Po przekroczeniu progu pokoju od razu rzuciliśmy się na siebie. Rozbieranie poszło nam całkiem sprawnie (lata praktyki), wziąłem moją nagą małżonkę na ręce i położyłem na łóżko. Zacząłem obsypywać ją pocałunkami po całym ciele, Kristen słodko pomrukiwała z podniecenia. Podniosła moją głowę do góry, kiedy całowałem ją po piersiach.
-Jesteś taka piękna. - wyszeptałem patrząc się na nią jak zahipnotyzowany. -Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak bardzo jestem szczęśliwy, że mam ciebie. Moje życie byłoby niczym gdyby nie ty. - na moje słowa Kristen wbiła się w moje usta. Szybkim ruchem wszedłem w nią, zacząłem się poruszać tak jak ona lubi, czyli wolno i bardzo namiętnie. Mijały minuty, sekundy, godziny a my nadal byliśmy zatraceni w sobie, żadne z nas nie chciało przerywać tej chwili w jakikolwiek sposób. Liczyło się tu i teraz. Ja i ona. I nikt poza tym.
*Oczami Laury*
-Jak myślicie co oni teraz robią? - to pytanie wprawiło mnie w lekkie skrępowanie. Dobrze zdawałyśmy sobie sprawę z tego co mogą robić ciocia i wuja, ale zdawać sobie z tego sprawę, a mówić o tym to dwie różne sprawy.
-A jak myślisz Van? - na ratunek przyszła mi Rydel, która znudzonym głosem odpowiedziała na pytanie mojej siostry. Po czterogodzinnej rundce w Euro biznes żadnej z nas nic się nie chciało, nawet z tej niechęci nie wiemy która wygrała. Pod koniec rzucałyśmy w siebie pieniędzmi, domkami i wszystkim co znalazło się pod ręką. Chłopacy jak sepy stali pod drzwiami i błagali żeby ich Rydel wpuściła na chwile. Ale ona twardo stała przy swoim, nie przekonywały ją żadne argumenty z ich strony. Jak się później okazało chłopacy zaprosili na wieczór Ratliffa, mając nadzieję że urządzimy sobie takie duże piżama party. My i oni razem. Ta jasne już to widzę. Blondynka słysząc ten niedorzeczny pomysł kazała im się wynosić z pod jej drzwi. Po długim proszeniu się o wejście, w końcu ustąpili i poszli sobie.
-Nie było pytania. - brunetka zaczęła oglądać swoje paznokcie. Od jakieś godziny siedzimy przebrane w piżamy i obżeramy się tymi wszystkim słodyczami co kupiła Delly.
-To jest nie możliwe, żebyśmy to wszystko zjadły dzisiaj. - wskazałam na stolik pełen słodyczy. - Siedź cicho i jedz. - rozkazała najstarsza z nas.
-Co wy powiecie na jakiś mały seans filmowy? - zaproponowała blondynka.
-Spoko. - zgodziła się moja siostra.
-Co będziemy oglądać? - zapytałam.
-Bo ja wiem. - właścicielka domu wzruszył ramionami.
-Co wy na to żebyśmy oglądały Igrzyska Śmierci? - z niecierpliwieniem czekałam na to jak dziewczyny zareagują na mój pomysł. Przeczytałam wszystkie części tej sagi która jest jedną z moich ulubionych, a film wprost ubóstwiam.
-Uwielbiam Igrzyska Śmierci! Jasne że tak! - kamień zszedł mi z serca jak Rydel poparła mój pomysł. -Ty Laura włącz film, a ja i Van pójdziemy po lody i popcorn.
Zabrałam się za włączanie filmu, po dwóch minutach film był już włączony, zatrzymałam go do czasu kiedy dziewczyny nie wrócą. Kiedy już wróciły nacisnęłam play i usiadłam między nimi. Po obejrzeniu Igrzysk Śmierci stwierdzam że koniecznie muszę przeczytać tą książkę jeszcze raz, muszę tylko najpierw skończyć Greya ale tam została mi naprawdę końcówka.
-Chciałabym żeby mój przyszły chłopak był taki jak Peeta. - rozmarzyłam się.
-Piekł ci codziennie świeże bułeczki? - palnęła bezmyślnie Van, posłałam jej mordercze spojrzenie.
-Nie, chciałabym żeby kochał mnie tak jak Peeta kochał Katniss i chciał ją chronić. - wytłumaczyłam.
-Ale same dziewczyny przyznajcie że z Galem można polować na wiewiórki. - zaśmiałam się na słowa Delly.
-Tak z Galem można polować na wiewiórki, a z Peetą mordować trybutów. Czy moje wymagania w stosunku do faceta są aż tak wysokie? - z rezygnacji wyrzuciłam ręce do góry.
-Sama odpowiedz sobie na to pytanie. - poradziła mi Rydel.
-Umrę jako stara pana z kotami. - odparłam załamana.
-Zawsze możesz zostać jeszcze lesbijką.
-A w razie czego zostaniesz moją dziewczyną, prawda? - zwróciłam się do blondynki.
-Oczywiście, mróweczko ty moja. - posłała mi buziaka w powietrzu.
-Ej, a ja?
-Co ty? Chcesz dołączyć do naszego związku? - chciałam wiedzieć.
-Tak.
-Super lesbijstwo i kazirodztwo w jednym szczęśliwym trójkącie. Czy to nie genialne!? - uradowałam się.
-Będziemy najbardziej nietypowym trójkątem ever! - podsumowała blondynka.
-Może wymyślimy sobie jakąś nazwę do naszego trójkącika? - zaproponowała Nessa.
-Może Mamuśki? - palnęłam bez namysłu.
-Dlaczego Mamuśki? - zdziwiła się brunetka.
-A dlaczego nie?
-Mi się podoba pomysł Laury. Jest nietypowy i oryginalny. - poparła mnie przyjaciółka.
-Od teraz nasza banda będzie nosiła nazwę Mamuśki. - zadecydowała Vanessa.
Zapadła cisza, którą po chwili przerwała Delly.
-Ej dziewczyny. - zaczęła nieśmiało. -Mogę wam zadać jedno pytanie?
-Jasne pytaj o co zechcesz.
-Czy wy kiedyś całowałyście się z dziewczyną? - pytanie blondynki wprawiło mnie w osłupienie. Kiedy odzyskałam zdolność mówienia, odpowiedziałam:
-Nie, a co?
-A nic, tak tylko chciałam wiedzieć.
-A ty całowałaś się kiedyś z dziewczyną?
-Nie.
Zapadła między nami długa krępująca cisza, którą przerwałam ja.
-A chciałbyście całować się kiedyś z dziewczyną?
-No wiesz... - zaczęła Rydel.
-Czyli tak. - zgadłam. Ja osobiście jestem zdania, że dobrze jest przeżywać różnego rodzaju doświadczenia. Wole chłopców, ale pocałunek z dziewczyną to będzie ciekawe doświadczenie. -Mam pomysł.
-Jaki? - Van podejrzanie na mnie spojrzała.
-Będziemy się całować. - na moje słowa Rydel zakrztusiła się piciem, a Nessa omal niespadła z kanapy.
-Ciekawe z kim?
-No my razem będziemy się całować.
-Tak we trzy od razu? - zdziwiła się blondynka.
-Możemy we trzy od razu. Nie wiem jak wam pasuje ten układ? - spojrzałam na dziewczyny pytającym spojrzeniem.
-Dla mnie spoko. - zgodziła się blondynka.
-Dla mnie też.
-To co na trzy? - zapytałam.
-Na trzy.
-Raz. - zaczęła Van. Zbliżyłyśmy się do siebie.
-Dwa. - dodała Delly.
-Trzy. - na moje słowo wszystkie trzy przybliżyłyśmy swoje usta ku sobie. Pocałunek był namiętny i krótki, odsunęłyśmy się od siebie kiedy usłyszałyśmy jak coś spada na ziemię za oknem. Zdziwione spojrzałyśmy się po sobie.
-Co to było? - spytała się Delly.
-Nie mam pojęcia. - powiedziałam zgodnie z prawdą.
*Chwilę wcześniej*
*Oczami Ross'a*
Po tym jak Rydel kazała nam się wynosić z pod jej drzwi, cały czas kombinowaliśmy jak tu wkręcić się na ich piżama party. Mi, Riker'owi i Ellington'wi bardzo podobała nam się wizja dziewczyn w piżamach, urządzających sobie walkę na poduszki. Za to Rocky i Ryland chcieli się tylko najeść, widzieli jakie Delly zrobiła zakupy i ile tego wszystkiego kupiła. My liczyliśmy na widok skąpych piżamek lasek, a oni liczyli na żarcie. Siedzieliśmy w salonie, co ruszt rzucaliśmy jakimiś pomysłami jak tu się dostać do pokoju siostry. Mama zrobiła nam kanapki, oznajmiła że razem z tatą jadą do znajomych i że wrócą późno. Kazała nam obiecać, że nie rozniesiemy chaty z dymem. Ja się pytam, gdzie jest zaufanie w tych czasach? No ale nieważne.
-Może przez okno. - Rocky rzucił propozycje.
-Jak niby to sobie wyobrażasz? - Riker zgasił jego zapał.
-Normalnie. Jeden z nas wejdzie przez okno do pokoju Rydel i wpuścić resztę. - wyjaśnił szatyn.
-Już widzę ich entuzjazm, kiedy jeden z nas wchodzi do pokoju przez okno. Na pewno się bardzo ucieszą. - odezwałem się.
-To oczywiste, że nie wejdziemy kiedy one będą w środku. Trzeba będzie poczekać aż wszystkie wyjdą, Rydel zawsze ma otwarte okno.
-Okej, a jak sprawdzimy czy wyszły? - to pytanie nie dawało mi spokoju.
-Jeden z nas zobaczy przez okno.
-Okej.
Wszyscy udaliśmy się do ogrodu, tak jak Rocky mówił dziewczyny miały uchylone okno w pokoju. Pozostała jeszcze jedna sprawa do ustalenia.
-Który z nas włazi na górę? - Riker nie odrywał wzroku od okna siostry.
-Ross. - Ellington wypchnął mnie do przodu.
-Czemu ja? - oburzyłem się.
-Bo jesteś najmłodszy. - wyjaśnił szatyn.
-To nieprawda! Ryland jest najmłodszy! - wskazałem na młodszego brata, który stał gdzieś styłu.
-Ja miałem wypadek.
-Ale kiedy to było!?
-Nadal odczuwam ból w kręgu szyjnym. - chwycił się za kark.
-Co ci szkodzi tam wejść Ross? - blondyn klepnął mnie w plecy.
-Dobra niech wam będzie. - odparłem z rezygnacji.
-Zuch chłopak. - usłyszałem za sobą głos Ella. Wspiąłem się na ścianę domu i po chwili znajdowałem się koło okna dziewczyn. Nadstawiłem ucho jak laski zaczęły gadać o Igrzyskach Śmierci, potem ich rozmowa zeszła na bardzo dziwny temat. Otworzyłem szeroko oczy, kiedy dziewczyny zaczęły się do siebie przybliżać. Czy one wolą dziewczyny od chłopaków? Przecież to nie możliwe. Nie Rydel, nie Vanessa, a w szczególności nie Laura. Kiedy dziewczyny się pocałowały, zachwiałem się i spadłem na ziemi z hukiem. Dobrze że pokój Rydel nie jest wysoko, bo wtedy mój upadek nie skończyłby się obolałym tyłkiem tylko czymś poważniejszym. Bracia pomogli mi wstać, już mieliśmy uciekać do domu, kiedy dziewczyny wyjrzały przez okno. Zobaczyły naszą przerażone miny, Rydel powiedziała stanowczym głosem.
-Do domu! Ale już! Musimy sobie coś wyjaśnić! - ze spuszczonymi głowami udaliśmy się do pokoju siostry. Na dzień dobry blondynka zaczęła na nas się wydzierać, że jesteśmy chorzy i naruszamy ich prywatność osobistą. Ze skruchom wysłuchaliśmy wszystkiego co miała nam do powiedzenia siostra.
-Rydel bardzo was przepraszamy za nasze zachowanie, my chcieliśmy tylko spędzić z wam trochę czasu. Rodzice pojechali do znajomych i wrócą późno. A wy jesteście takie fajne i w ogóle. - jako pierwszy z nas przemówił Riker. Dziewczyny przyglądały się nam uważnie, czekając na dalsze wyjaśnienia. Postanowiłem wesprzeć brata.
-Dziewczyny nie bądźcie na nas złe.
-Powtarzacie się. - przerwała mi siostra.
-Daj mi skończyć. My tak bardzo chcemy z wami spędzić czas, nie chcemy być sami. Nie potrzebujecie czasem ochrony? - zapytałem z nadzieją.
-W domu?
-Tak. A jak jakiś zboczeniec wejdzie wam przez okno?
-Już jeden taki się znalazł. - Lau znacząco się na mnie spojrzała.
-Nie patrz się tak na mnie. My się o was martwiliśmy, chcieliśmy sprawdzić czy nic wam nie jest. - zacząłem zmyślać.
-Ross ma rację, my się o was martwiliśmy. Jak zawsze.
-Siedź cicho Riker. - skarciła go Rydel. -Dlaczego wy zawsze musicie mieszać się w moje sprawy? Nawet z przyjaciółmi nie mogę już sobie urządzić piżama party, bo wy od razu się wtrącacie.
-My się o ciebie martwimy, uwierz nam, my chcemy dla ciebie jak najlepiej. Nie robimy tego celowo. Kochamy cie. Jesteś przecież moją starszą siostrzyczką. - wszystkie słowa płynące z ust Ryladn'a były w stu procentach szczere.
-Mimo że czasami zachowujemy się głupio w stosunku do ciebie, chcemy żebyś była szczęśliwa. Nie umiemy się inaczej zachować. Wiec wybacz nam. - dodał Riker.
-Oj, chodźcie do mnie wy głupole. - siostra porwała nas w wielkim uścisku, stojące obok Marano powiedziały głośne "Awww". Kiedy przestaliśmy się już tulić, postanowiłem zaryzykować pytaniem.
-Możemy zostać tu z wami? Proszę. - złożyłem ręce błagalnie, chłopacy  przyłączyli się do mojej prośby. Blondynka popatrzyła na przyjaciółki, a później na nas.
-Zgoda. Ale jak będziecie się głupio zachowywać to wypad za drzwi. Jasne?
-Jasne jak słońce.
Z uśmiechem na ustach przyłączyliśmy  się do dziewczyn, Rocky i Ryland od razu rzucili się na jedzenie.
*Oczami Laury*
Cieszę się że chłopacy dołączyli do nas i razem się bawiliśmy. Razem z dziewczynami gadaliśmy z nimi na luzie na różne tematy, powiedziałyśmy im że wuja Robert na czas trwania piżama party stracił do nich całkowite zaufanie. Przyjęli tą wiadomość z pokorą i ze śmiechem. Nudziło się nam, wiec Ryland zaproponował grę w butelkę. A że on był pomysłodawcą, to pierwszy kręcił butelką. Wypadło na Van.
-Pytanie czy wyzwanie?
-Pytanie.
-A wiec, powiedz nam Vanesso jak całuje Riker? - wszyscy nadstawili uszy.
-Skąd niby mam to wiedzieć?
-Czekaj, czekaj wy się nie całowaliście? - zwątpił najmłodszy.
-Nie.
-Przecież byliście na randce. Do niczego nie doszło?
-A miało? Skąd ci przyszło do głowy te pytanie?
-Riker nic nie mówił, że się całowaliście. Myślałem że chce to zataić.
-Ryland ty za dużo nie myśl. - poradziła mu siostra. - Teraz ty kręcisz Van.
Brunetka zakręciła butelką, która zatrzymała się przy Rocky'm.
-Pytanie czy wyzwanie?
-Wyzwanie.
-Idź do ogrodu któregoś z sąsiadów i zerwij kwiata.
Szatyn bez słowa wstał z miejsca i wyszedł z pokoju. Po niecałych dziesięciu minutach wrócił z trzema żółtymi tulipanami.
-Wystarczył jeden. - zwróciła się brunetka do Rocky'iego.
-Wiem, ale proszę. - każdej z nas dał po tulipanie. Zaskoczone grzecznie podziękowałyśmy. Chłopak zakręcił butelką.
-To co Ross, pytanie czy wyzwanie? - spytał kiedy butelka zatrzymała się przy blondynie.
-Wyzwanie.
-Idź zrób mi kanapkę z szynką.
-Co? - zdziwił się Ross. Pewnie nie takiego wyzwania się spodziewał od brata.
-No co tak siedzisz jak pierdoła. Wypierdalaj na dół zrobić mi kanapkę. Tylko nie przesadź z majonezem, bo po nim mnie wzdyma.
Po niecałych pięciu minutach blondyn wrócił z kanapką dla brata, podał ją mu i usiadł po turecku kręcąc butelką. Wypadło na mnie.
-Pytanie czy wyzwanie? - uśmiechnął się przebiegle. Znając dziwaczne pomysły Ross'a bezpieczniejsze będzie wybranie pytania.
-Pytanie.
-Kręcą cię dziewczyny?
-Ale w jakim sensie?
-No w takim, że uważasz je za punkt adoracji i podniecenia.
-Nie. Dziewczyny są spoko, ale bardziej podobają mi się chłopcy. - chciałam się spytać skąd przyszedł mu do głowy taki pomysł, że wolę dziewczyny od chłopaków. Ale zdałam sobie sprawę, że znam odpowiedz na to pytanie. Zakręciłam butelką, wypadło na Riker'a.
-Pytanie czy wyzwanie?
-Wyzwanie.
-Zatańcz makarene.
Chłopak pomyślnie wykonał moje zadanie, wziął butelkę i zakręcił nią.
-Co wybierasz siostrzyczko? Pytanie czy wyzwanie?
-Pytanie bracie.
-Wczoraj mama upiekła dla mnie ciasteczka, i pytam się kto wpierdolił moje ciacha? Nikt nie chce się przyznać.
-To był Ross i Rocky.
-Ej, no. - zawołali oburzeni bracia.
-Zapłacicie mi za to. - Riker zaczął im grozić.
-Okej uspokój się stary.
-Pożałujesz że ty i Ross zjedliście moje ciastka.
Wszyscy zaczęli się śmiać z najstarszego, Rydel zakręciła butelką która znowu wypadła na mnie.
-To chyba mój szczęśliwy dzień. - skomentowałam.
-Tak, za pewnie. Pytanie czy wyzwanie?
-Wyzwanie.
-Śpij dzisiaj z Ross'em.
-Co!? - wydaliśmy się obaj.
-Nie, nie ma mowy. - zaprzeczyłam.
-No weź Laura, nie przesadzaj. Co ci szkodzi spać z Ross'em w jednym łóżku? Nie zmuszam was przecież do seksu, tylko do spania. Mogłabyś to zrobić.
-Dobra zrobię to, jeśli ty będziesz spać z Ellington'em. - zażądałam.
-Ale Vanessa będzie spać z Riker'em.
-Mnie nie mieszacie do tego. - brunetka się oburzyła.
-Sorry Van wszystkie to wszystkie. - wzruszyłam ramionami.
-To ja będzie, śpimy czy nie? - zastanawiała się Delly.
-Rydel ty nie będziesz spać z Ellington'em! - postanowił Riker. Chyba żadnemu z braci nie podobała się myśl, żeby ich siostrzyczka spała w jednym łóżku z ich najlepszym przyjacielem.
-Dlaczego? Przecież nie jesteśmy dziećmi. Nie będziemy robili nic niewłaściwego. - broniła się blondynka. -Nie wiem jak wy, ale ja mogę to zrobić.
-Ty nie będziesz spać z Ellem, Ross będzie spał z Laurą, a ja z Vanessą. Koniec kropka.
-Co!? - oburzyła się moja siostra. -Nie będę spać z tobą, jeśli Rydel nie będzie spać z Ratliffem. - postanowiła.
-Ja mam mieszane uczucia co do tego pomysłu. - przyznałam się.
-Nie masz co się mnie bać. A poza tym będziesz spać na łóżku, a nie na dmuchanym materacu. Który swoją drogą nie jest jeszcze nadmuchany. - co jak co, ale Ross potrafi przekonać człowieka.
-Zgoda.
Ross, Rocky i Ryland spokojnie i bez problemu pogodzili się z myślą, że ich siostra będzie spać z najlepszym przyjacielem w jednym łóżku. Najstarszy z trudem przyjął tą wiadomość. Chłopacy bardzo lubią i ufają Ellington'owi, ale dla pewności Rocky będzie z nimi spać. Cała trójka będzie się gnieździć na jednym łóżku, dobrze że blondynka ma dość spore łóżko, a oni są szczupli. Kiedy zegarek pokazywał godzinę trzecią w nocy, postanowiliśmy iść położyć się spać. Ross ja prawdziwy dżentelmen otworzył przede mną drzwi od swojego pokoju i puścił mnie przodem.
-Rozgość się. - rzucił blondyn podchodząc do szafy.
-Okej. - usiadłam na łóżku.
-Idę się wykąpać. A ty idź spać, za chwilę wrócę. - wyszedł z pokoju, a ja położyłam się do łóżka. Przykryłam się kordłą i zamknęłam oczy. Po pewnym czasie poczułam jak materac ugina się pod ciężarem ciała. Chłopak objął mnie od tyłu i przyciągnął bliżej siebie. Nie mogłam się skupić na spaniu, rozpraszająca była myśl że blondyn obejmuje mnie od tyłu.
-Śpisz? - zapytał szeptem Ross.
-Nie, a co? - wyszeptałam.
-Nic tylko tak chciałem wiedzieć. - wytłumaczył.
-To teraz wiesz.
-Też nie możesz zasnąć?
-Tak.
-Może pogadamy sobie, do póki któremuś z nas zachce się spać?
-To o czym chcesz gadać?
-Nie mam pojęcia. O wszystkim.
-To może pogadamy sobie o tym co zrobi ci mój wuja, kiedy się dowie że razem spaliśmy w jednym łóżku. - odwróciłam głowę w stronę mojego rozmówcy, ten na moje słowa się zaśmiał.
-Pan Robert o wszystkim nie musi wiedzieć.
-Chcesz żebym go okłamała? - zapytałam z nie dowierzaniem.
-Wtedy wyjdzie na jaw, że złamałaś jego zakaz.
-Powiem że zostałam do tego zmuszona.
-Nie powiesz tak, bo dobrze wiesz że miałaś wybór. Mogłaś się nie zgodzić. - pewność z jego głosu była przerażająca. Dobrze wiedział, że złamie mnie tym co powiedział. Miał rację, miałam wybór. A dlaczego tak zdecydowałam, to sama nie wiem? Albo wiem. To była jedyna okazja, żebym mogła spać w jednym łóżku z blondynem. Grzechem by było zmarnować taką okazję. A tym bardziej, że mogła się ona więcej nie powtórzyć. Nagle chłopak się podniósł do pozycji siedzące.
-Nie uważasz, że jest tu gorąco? - zapytał, a potem zdjął bluzkę w której spał.
-Ross co ty wyprawiasz? Natychmiast zakładaj z powrotem ten t-shirt, ale już! - zażądałam.
-Strasznie tu gorąco.
-Wcale nie. - choć teraz kiedy blondyn zdjął koszulkę, a światło księżyca wpadające przez okno oświeca jego sześciopak, muszę przyznać że zrobiło się tu gorąco. -Wkładaj natychmiast ten t-shirt, bo jak nie to wychodzę z stąd i idę spać do Rydel. - chłopak przewrócił oczami i ubrał z powrotem bluzkę.
-Może być?
-Tak, teraz może być. Nie chciałam, żebyś urządzał tu jakiś striptiz.
-Kiedyś urządzę dla ciebie prywatny pokaz striptizu. - położył się z powrotem.
-Ale że tylko dla mnie?
-Tylko dla ciebie.
-To super. Nie mogę się doczekać. A kto będzie się rozbierał?
-Jak to kto? Ja oczywiście kotku.
-Co? - udałam zawiedzioną tym faktem.
-Nie przesadzaj kicia. Zmienisz zdanie kiedy zobaczysz mój zmysłowy taniec.
-Ciekawe skąd wiesz jak tańczyć ten "zmysłowy" taniec. - zrobiłam cudzysłów w powietrzu.
-Oglądałem Magic Mike. Więc nie musisz się martwić. Ten film służy co celów naukowych i edukacyjnych, tak samo ja Pięćdziesiąt twarzy Greya.
-Ross ja wiedziałam że ty jesteś pojebany, ale nie zdawałam sobie sprawy że aż tak bardzo. - zaśmialiśmy się.
-Z kim się zadajesz, takim się stajesz.
-Powinniśmy iść już spać. - zauważyłam.
-Masz rację. Dobranoc. - chłopak objął mnie tak jak za pierwszym razem.
-Dobranoc. - odpowiedziałam.
W ramionach Ross'a czułam się bezpieczna, wiedziałam że nic złego mi się nie przytrafi, bo koło mnie był on. Po dłuższej chwili blondyn się odezwał.
-Laura? - zapytał niepewnie, chciał mieć pewność że mnie nie obchodzi. Chłopak miał szczęście, że jeszcze nie spałam.
-Hm.
-Jak chcesz to mogę iść do parku i upolować dla ciebie wiewiórkę. - wyszeptał mi do ucha, uśmiechnęłam się do siebie. Nic nie mówiąc zasnęłam w jego ramionach.
                                                                         ***
Witajcie kochani w nowym roku. Jak się macie? Mam nadzieje że miło spędziliście tego sylwestra, bo ja w fajnym towarzystwie go spędziłam. Pozdrawiam Agnieszkę, Agi i Darie.
Chciałam podziękować wszystkim za pomysły które mi podsuwaliście do tego rozdziału, niektóre pomysły wykorzystam w późniejszych rozdziałach. Wielkie dzięki dla Bay Kennish która wpadła na pomysł z oknem i lesbijskim całowaniem. Postaram się wstawić następny rozdział do ferii (zaczynam druga połowa stycznia) ale nic nie obiecuje, chce żeby rozdział był długi, a to zależy jaką będę miała wenę. Powiem tak, rozdział najlepiej pisze mi się w nieodpowiednich momentach np. kiedy wszyscy śpią to zamiast grzecznie razem z nimi spać piszę rozdział. Tak od końca roku 2015 zaczęłam tak robić, naprawdę nie wiem czemu tak mam. Przez cały dzień nie napisze ani jednego zdania, a jak przyjdzie noc to pisze jak szalona. Pewnie to przez to, że była przerwa świąteczną i mogłam spać do dwunastej. Czy wy też cieszycie się że jest śnieg? Bo ja tak, szkoda tylko że jest tak zimno. Taki szok przeżyłam jak w nowy rok się obudziłam i zobaczyłam że pada śnieg. Uważajcie na siebie i trzymajcie się ciepło.