*Oczami Rydel*
Szłam sobie prosto przed siebie nie wiedziałam gdzie idę, po prostu szłam przed siebie. Podziwiałam piękny krajobraz, mocno aksamitny kolor zieleni dodawał trawie piękniejszego wyglądu, kwiaty które kwitły na drzewach wydalały przepiękny zapach. Leki wiatr muskał moją skórę niczym piórko, ostatnie promienie słońca raziło mnie w oczy, ale ignorowałam to, po prostu cieszyłam się tym pięknym widokiem. Ubrana byłam w piękną białą zwiewną sukienkę nie miałam na sobie butów. Nagle zauważyłam poruszające się krzaki, po chwili przestały się ruszać w pierwszej chwili pomyślałam że wyobraźnia płata mi figle ale krzaki znowu zaczęły się poruszać. Podeszłam powoli do ruszających się krzaków, kiedy znajdowałam się na tyle blisko żeby sprawdzić co się kryje za tymi krzakami moim oczom ukazał się mały lisek. Nie był to lisek z pianą w pysku był to taki przyjazny lisek, taki który występuje w bajkach jako milusie, słodkie, bez bronę zwierzątko. Jego łapa była zaplątana w gałęzie krzewu, pomogłam małemu liskowi wydostać się z niej. Kiedy lisek był już uwolniony zaczął skakać na mnie chciał się ze mną pobawić, nasza zabawa polegała na tym że ja goniłam rude zwierzątko a one uciekało. Tak sobie biegałam i nagle znalazłam się w innym miejscu, rozejrzałam się szybko w poszukiwaniu małego rudego zwierzątka ale nigdzie go nie było, stwierdziłam że musiał zniknąć tak samo jak miejsce gdzie jeszcze przed sekundą bawiłam się z liskiem. Znajdowałam się nad jeziorem nigdzie nie widziałam plaży, tylko zielone drzewa które biegły dokoła dużego jeziora. Słońce chowało się za horyzontem ostatnie promienie słońca odbijało się od wody, tworząc przy tym naprawdę piękny widok. Nieopodal był most który dopiero teraz zauważyłam ktoś na nim stał był to mężczyzna ubrany w garnitur, ruszyłam w stronę tajemniczej postaci. Kiedy już weszłam na pomost tajemniczy mężczyzna stał odwrócony tyłem do mnie i podziwiał zachód słońca. Musiał wyczuć moją moją obecność dlatego kiedy znajdowałam się jakieś dwa metru przed nim odwrócił się a moim oczom ukazał się Ellington.
-Witaj Rydel
-Witaj Ellington
-Piękny zachód słońca prawda Rydel- Ellington z powrotem odwrócił się do zachodzącego słońca a ja zrównałam się z nim i podziwiałam jak słońce chowa się za horyzontem.
-Tak naprawdę piękny zachód słońca- przyznałam racje przyjacielowi. Ellington był jakiś poważny nie był tym samym Ellem który zawsze wygłupia się z Rocky'im i jeszcze ten garnitur który genialnie leży na nim. Chwile staliśmy w ciszy i podziwialiśmy krajobraz.
-Zatańcz ze mną Rydel. Proszę.
-Dobrze- niepewnie położyłam rękę na ramieniu mojego przyjaciela ten objął moją talie i przyciągnął mnie bliżej siebie. Teraz patrzeliśmy sobie prosto w oczy i tańczyliśmy Ratliff kilka razy mnie obrócił.
-Nie wiedziałam Ellington że tak znakomicie tańczysz
-Jeszcze dużo rzeczy o mnie nie wiesz Rydel- szepnął mi do ucha a ja poczułam motylki w brzuchu.
-To mi powiedz
-Ale co Rydel?
-Wszystko o czym nie wiem o tobie- ten się zaśmiał.
-Nie bądź taka niecierpliwa Rydel- znowu mnie obrócił i wyszeptał te słowa do ucha.
-Ale ja nie jestem niecierpliwa tylko chcę wiedzieć- znów patrzyliśmy sobie prosto w oczy.
-Wiesz że nasz naprawdę piękne oczy Rydel- poczułam że się rumienie.
-Weź przestań
-Co mam przestać? Mówić ci że jesteś piękną kobietą Rydel? Nie przestane bo naprawdę jesteś najpiękniejszą kobietą na tym świecie i zasługujesz na to żeby na każdym kroku ci to powtarzać Rydel- Ellington zaczął się zbliżać swoją twarzą do mojej już dzieliły nas tylko kilka centymetrów. Kiedy cały obraz zaczął się rozmazywać, Ellington zaczął się oddalać. Cały krajobraz już znikł a ja zaczęłam wracać z krainy Morfeusza do nudnej rzeczywistości. Zaczęłam otwierać powoli sklejone powieki i ujrzałam przed sobą pochyloną męską sylwetkę.
-Rocky!- wrzasnęłam na brata który obudził mnie z mojego pięknego snu. Oczywiście że to tylko Rocky może mi zrobić coś takiego-Co ty robisz w moim pokoju!? Jak tu wszedłeś?
-Normalnie drzwiami. Ej nie wiem czy wiesz ale mówiłaś przez sen- nagle opanowała mnie panika.
-Co mówiłam przez sen?
-Coś w rodzaju że nie wiedziałaś że ktoś, nie wiem kto bo powiedziałaś bardzo niewyraźnie, tak świetnie tańczy- kamień spadł mi z serca że Rocky nie wie kto mi się śnił. Moja wściekłość na niego stawała się większa.
-W takim razie. Dlaczego wtargnąłeś do mojego królestwa i obudziłeś mnie?
-Chciałem się ciebie zapytać. Czy nie widziałaś nigdzie moich zielonych bokserek?
-Nie wierze. Przyszedłeś tu żeby minę obudzić i zapytać się czy nigdzie nie widziałam twoich gaci!?- nie dowierzałam własnym uszom. To co wygadywał mój młodszy brat w głowie mi się nie mieściło.
-Tak właśnie tak. To co widziałaś je gdzieś?- Rocky nie widział w niczym problemu to mnie mocno zirytowało. Dlatego wzięłam do ręki małą poduszkę która leżała na moim łóżku i rzuciłam nią w Rocky'iego. Niestety szatyn zdążył zrobić unik i nie dostał poduszką, wzięłam kolejną małą poduszkę i chciałam nią rzucić w młodszego brata. Ten widząc w moim ręku poduszkę szybko wybiegł z pokoju. Wypuściłam głośno powietrze.
Rocky wychylił się z nad drzwi i dodał:-Wystarczyło powiedzieć że nigdzie nie widziałaś moich majtek a nie poduszkami rzucać
Zeszłam z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki po drodze zgarnęłam krótkie spodenki, niebieski top i bieliznę. Po porannych toaletowych czynnościach zeszłam no duł żeby zrobić sobie śniadanie. Postanowiłam że na śniadanie usmażę sobie jajecznice, wyciągnęłam na wierzch potrzebne składniki. Wbiłam jajka na rozgrzaną patelnie, przyprawiłam je i zaczęłam mieszać moją jajecznicę żeby się nie spaliła. Do kuchni wparował Ross.
-Usmażysz mi też jajecznice?
-A gdzie hej, co tam?
-Hej, to co będzie z tą jajecznicą?- spojrzałam z niedowierzaniem na mojego brata. -Co się tak dziwnie na mnie patrzysz?
-Nic- odpowiedziałam krótko.
-Nie odpowiedziałaś na moje wcześniejsze pytanie związane z śniadankiem
-Nie
-Co nie?
-Nie zrobię ci jajecznicy
-Dlaczego?
-Bozia dała rączki?
-No tak. Ale proszę Rydel.- Ross zrobił oczka szczeniaczka, głupek myśli że to zadziała ma mnie, śmieszne.
-Sam sobie usmaż jajecznice
Ross spiorunował mnie wzrokiem i podszedł do lodówki z której wyciągnął sałatę, ser, pomidor, ogórek, szynkę i masło. Bacznie obserwowałam jak mój młodszy braciszek przygotowuje sobie kanapkę, a potem siada do stołu żeby skonsumował zrobione przez siebie śniadanie. Po krótkiej chwili dosiadam się do niego i oboje spożywamy śniadanie w kompletnej ciszy. Myślami uciekłam do mojego dzisiejszego snu. Dlaczego Rocky musiał mnie obudzić? Dlaczego akurat w tym momencie kiedy Ellington miał mnie już pocałować? Szybko się ogarnęłam z tych myśli, i dostrzegłam że Ross mi się przygląda.
-Rydel- zaczął niepewnie Ross.
-Tak?
-Pomożesz mi, Riker'owi, Rocky'iemu i Rayland'owi z posprzątaniem garażu?
-Ross przecież to wasza kara za opróżnienie barku i wizytę w szpitalu - przypomniałam Ross'owi powód dlaczego muszą wysprzątać garaż.
-No wiem. Ale pomyślałem że jakbyś nam pomogła to szybciej byśmy skończyli
-Weźcie poproście Ella o pomoc
-On nie może musi masować stopy swojej babci- Ross wzdrygnął się -Ohyda
-To musicie sami sobie poradzić
-Przecież sprzątanie garażu z tych wszystkich rupieci zajmie nam całe popołudnie
-Life is brutal
Do kuchni wyszedł Riker podszedł do lodówki i wyciągnął sobie sok jabłkowy.
-Co pytałeś ją?- zapytał się Riker Ross'a.
-Taa
-I?
-Nic z tego. Nie pomoże nam.
-Dlaczego?- Riker spojrzał na mnie zawiedzionym wzrokiem.
-Bo to nasza kara za picie- Ross wyręczył mnie z odpowiedzi na to pytanie.
-Sorry ale na dzisiaj mam już plany- dodałam szybko.
-Niech zgadnę te plany wiążą się z naszymi kochanymi sąsiadkami?- zgadł Riker.
-Masę czasu ze sobą spędzacie- zauważył Ross.
-Posłuchajcie. Nigdy nie miałam przyjaciółki kiedy Vanessa się wprowadziła do państwa Swan to miałam pierwszą w życiu przyjaciółkę, a teraz i Laura się wyprowadziła do cioci i wuja. I teraz mam dwie przyjaciółki. A wy w świecie po prostu jesteście zazdrośni.
-Niby o co?- zapytali się równo.
-O to że to ja spędzam z nimi więcej czasu niż wy- odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Usłyszałam jak Ross mówi do Riker'a "Słyszałeś co ona wygaduje? Niby jesteśmy zazdrośni o to że Rydel więcej czasu spędza z dziewczynami niż my. To jest kompletna bzdura." a Riker odpowiada mu "No kompletna bzdura" Na piętrze zderzyłam się z Ryland'em.
-Przepraszam Ryland nie zauważyłam cię. Nic ci nie jest?
-Spoko Rydel nic się nie stało.
-O czym się tak zamyśliłeś?
-Dzwoniła ciocia Helena
-I co tam u nich słuchać?
-Mruczek zdechł- odparł z słyszalnym smutkiem w głosie.
-Serio? Ten sierściuch zdechł!?- ucieszyłam się z tego powodu. Wiem to jest straszne że cieszę się ze śmierci kota, ale naprawdę nienawidziłam tego potwora. W przeciwieństwie do moich braci bo oni uwielbiali tego sierściucha.
-Nie nazywaj go sierściuchem!- bronił kota Ryland.
-Przecież to jest znaczy był głupi sierściuch
-Mówisz tak dlatego że Mruczek wolał siedzieć z nami niż z tobą. Od zawsze byłaś wrogo nastawiona do Mruczka, a on chciał zawsze się z tobą zaprzyjaźnić.
-Słucham? Ten diabeł w ciele kota chciał się ze mną zaprzyjaźni? Przecież zawsze syczał na mnie, drapał tymi swoimi głupimi pazurami, on tylko przy was udawał takiego milusiego kotka a tak naprawdę był diabłem wcielonym.
-Dobra przestań już obrażać zmarłego. Trochę szacunku.
-Dobrze
-To takie niesprawiedliwe?- żalił się Ryland.
-Co jest takie niesprawiedliwe?- zaciekawiłam się.
-To że dlaczego Mruczek odszedł w tak młodym wieku?
-Daruj sobie. Przecież Mruczek miał 15 lat wiele kotów nie ma tyle szczęścia żeby dożyć tyle co on.
-No ale i tak uważam że on za wcześnie opuścił ten świat
-Ciocia Helena i wujek Zenek wyprawiają uroczystość pogrzebową?- zapytałam się Ryland'a dlatego że ten kot był bardzo jak dla mnie rozpieszczony. No przecież kto normalny urządza przyjęcie urodzinowe dla kota i sprowadza całą rodzinę?
-Tak
-I co jedziecie?
-Nie musimy posprzątać garaż
-Czyli uroczystość pogrzebowa odbywa się dzisiaj
-No
-Przykro mi że nie będziesz mógł ostatni raz zobaczyć się z tym kotem- przytuliłam brata.
-Nie rozumiem czemu nie mogą zamrozić go i poczekać aż my się zjawimy. Pamiętasz chomika Bobi'ego?
-Tak pamiętam
-Zdechł jak miałem pięć lat. Riker wyjechał wtedy na obóz i włożyliśmy zwłoki chomika do zamrażalki żeby Riker mógł być na jego pogrzebie.
-Dobrze to pamiętam, chomik całe dwa tygodnie przeleżał w zamrażarce- przypomniałam sobie stare dobre czasy.
-Po tych dwóch tygodni chomik tak przymarzł do zamrażarki że tata musiał użyć piły mechaniczne żeby go stamtąd wydostać- zaśmialiśmy się na to stare wspomnienie. -No ale Riker pożegnał chomika? Pożegnał.
-A pamiętasz jak zmusiliśmy tatę żeby zrobił dla Bobi'ego małą trumnę- zaczęłam wspominać stare dobre naprawdę dobre lata. Lata w których życie było beztroskie, aż chciałoby się wrócić do tych czasów.
-Zrobił czarną trumnę. Dobra ja lecę powiadomić chłopaków o śmierci Mruczka.
Odprowadziłam brata wzrokiem i ruszyłam do swojego pokoju.
*Oczami Laura*
Cały poranek biegam w te i z powrotem pomagając cioci Kristen i Vanessie. Ja i Van miałyśmy ogarnąć dom, a ciocia miała ogarnąć wuja. Nie miałam dzisiaj za bardzo czasu żeby zjeść w spokoju śniadanie szybko zjadłam jabłko. Ciocia Kristen napisała mi kartkę na zakupy i wysłała mnie do sklepu. Szłam chodnikiem zaczytana się w listę zakupów i niechcący wpadłam na kogoś, kiedy odzyskałam równowagę spojrzałam na kogo wpadłam.
-Nic ci nie jest? - zapytał się Ross.
-Nie, a tobie nic ci nie jest? Przepraszam kompletnie się zapatrzyłam w listę zakupów.- pomachałam kartka papierkiem w ręku.
-Nic się nie stało ja też się zaczytałem- Ross pokazał kartkę papieru i uśmiechnął się uroczo.
-Też cię wysłali na zakupy?- chłopak się zaśmiał.
-Tak- ruszyliśmy w stronę sklepu.
-To kto wygrał konkurs?- zaciekawiłam się.
-Jaki konkurs?- chłopak w pierwszej chwili nie załapał o co się pytam. -A ten konkurs
-To który wygrał?
-Kiedy weszliśmy na górę i mieliśmy sobie właśnie mierzyć, do pokoju wparował Rocky
-I co było dalej- nie wiem czemu ale chciałam wiedzieć co było dalej.
-Rocky też się przyłączył do naszego konkursu. I tak w trójkę urządziliśmy sobie malutki konkurs który ma większego. Śmiesznie to brzmi urządziliśmy sobie MALUTKI konkurs który ma WIĘKSZEGO
-No i?
-Co i?
-Kto wygrał!- wrzasnęłam na Ross'a kilku ludzi spojrzało się w naszą stronę ale nic mi to nie robiło.
-Ja- odparł Ross ze słyszalną dumą w głosie i z ogromnym bananem na ustach.
-Nie wiem co powiedzieć może gratulacje
-Wiec że miałem naprawdę godnych przeciwników. Różnica pomiędzy mną a nimi wynosi w jednym przypadku pół centymetra a w drugim centymetr.
-Czyli nie wiele
-Bardzo niewiele. A tak poza tym jakieś plany na dzisiaj?
-Tak. Wieczorem razem z Delly, Van, ciocią i wujem idziemy na imprezę dla prawników
-A to już wiem po co Rydel latała z tymi wszystkimi sukienkami i pytała się mamy która lepsza
-A ty masz na dzisiaj jakieś plany?
-Razem z chłopakami musimy wysprzątać cały garaż za picie i wizytę w szpitalu
-Wasza kara
-Ta to i wczorajsze dwie godziny wysłuchiwania jacy to jesteśmy nieodpowiedzialni- blondyn próbował naśladować swoich rodziców co wyszło mu dosyć śmiesznie. Starałam się ukryć uśmiech ale na darmo bo i tak chłopak zauważył że się uśmiecham.
-Widziałem
-Ale co widziałeś?- próbowałam udawać że nie mam zielonego pojęcia co widział.
-Twój uśmiech. Pięknie się uśmiechasz.- poczułam że moje policzki stają się purpurowe. Właśnie wchodziliśmy do sklepu Ross jak prawdziwy dżentelmen przepuścił mnie pierwsze a potem sam wyszedł za mną. Wzięłam wózek i ruszyłam przez sklep.
-Lau zaczekaj- zatrzymałam się i poczekałam na przyjaciela- To gdzie najpierw ruszamy? Na nabiał?- Ross uniósł jedną brew.
-Prowadź
Szliśmy pomiędzy półkami z nabiałem.
-Ej Laura-Ross usiadł na mleku-Zsiadłe mleko
Ross siedzący na mleku i mówiący "Zsiadłe mleko" było bardzo zabawne (miałam kiedyś podobną sytuację w sklepie z Darią, Agi i Agnieszką xd aut.)
-Weź już złaś z tego mleka- blondyn zeszedł z mleka.
-To co Marano jedziemy na dalszy podbój sklepu?
-Prowadź Lynch
Po skończonych zakupach wybraliśmy się na lody.
-Powinniśmy już chyba wracać- zaproponował Ross.
-No trochę długo zeszły nam te zakupy
-Jak by w domu się pytali dlaczego tak długo powiem że mnie napadli
-Ciekawe co by ci ukradli?
-Nic bo zdążyłem ich wystraszyć
-Ta jasne śmie wątpić żebyś ich wystraszyć- zażartowałam z przyjaciela.
-Wątpisz w moje zdolności obronne? Zobaczysz kiedyś jak byś szła dzielnicą gdzie są dresy błagałaś byś mnie żebym cię obronił "Ross ratuj mnie jestem taka bez brona tylko ty możesz mnie uratować"- blondyn próbował naśladować mój głos, ale mu to nie wyszło.
-I co byś zrobił?
-Uratował bym ciebie
-Fajnie wiedzieć że byś mnie obronił w takiej sytuacji
-Zawsze bym cię obronił nie zważywszy na jaką kolwiek sytuacje
-Serio?
-Pewnie, przyjaciółko- przytulił mnie.
-Ooo, jakie to słodkie- gdy mnie puścił zorientowałam się że stoimy przed moim domem.
-Ja już chyba pójdę do domu- blondyn wskazał na swój dom.
-Do zobaczenia sąsiedzie
-Do zobaczenia sąsiadko- Ross odwrócił się na pięcie i ruszył w stronę swojego domu.
-Ej Ross!- krzyknęłam do niego, a on się odwrócił twarzą do mnie - Powodzenia w sprzątaniu garażu!
-Dzięki!- i po chwili dodał - Powodzenia na imprezie!
-Dzięki!
Po przekroczeniu progu drzwi zostałam powitana przez ciocę Kristen.
-Laura! Już myślałam że ktoś cię napadł!
-Spokojnie nikt mnie nie napadł- upewniłam ciocie Kristen o tym, że nie zostałam napadnięta przez nikogo w drodze do sklepu.
-To co się stało?- zaciekawiła się ciocia.
-W drodze do sklepu, wpadłam przypadkowo na Ross'a. Po zrobieniu zakupów wybraliśmy się na lody. - zrobiłam przepraszającą minę.
-Aha. W takim razie. Rozpakujesz zakupy?
-Jasne- ruszyłam z torbami zakupów do kuchni, gdzie napotkałam się na uśmiechniętego wuja Roberta. Kiedy wuja zobaczył mnie jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.
-Ooo jest nasza zguba
-Jaka zguba?
-Ty Laura. Kristen wysłała cię do sklepu półtora godziny temu
-Co półtora godziny temu!?- zaszokowała mnie ta wiadomość, z Ross'em czas płynie niesamowicie szybko. Myślałam że nie było mnie dwadzieścia minut, jak widać się pomyliłam.
-Tak moja droga damo. Co się stało że cię tak długo nie było? Biłaś się z jakąś babą o ostatni karton mleka?- zakpił sobie wuja.
-Nie, z nikim się nie biłam, choć muszę przyznać taka bójka była by dosyć ciekawa.
-Ciekawe kto by wygrał?
-Oczywiście że ja bym wygrała- wuja się zaśmiał -I z czego się tak wuja śmieje? Uważasz żebym przegrała tą bitwę o karton mleka? Jeśli tak, to jesteś w błędzie, wież mi żebym walczyła o ten karton mleka jak lwica o swoje młode.- wuja wybuchnął jeszcze głośniejszym śmiechem. Przyłączyłam się do niego, i teraz obaj się głośno śmialiśmy. Ja w między czasie tej całej rozmowie rozpakowywałam zakupy.
-Słuszne porównanie- zauważył wuja Robert.
-Bardzo słuszne- schowałam ostatni produkt do szafki, odwróciłam się twarzą do wuja.
-Laura możesz podejść do mnie na chwile- wuja wziął do ręki tablet-Spójrz tylko- spojrzałam tam gdzie wuja mi kazał.Moim oczom ukazał się aukcja na której można kupić płyty gramofonowe jakiegoś zespołu.
-Chcesz sobie kupić płyty gramofonowe jakiegoś zespołu?
-Nie chce sobie kupić tych płyt, tylko Kristen. W przyszły piątek wypada rocznica naszego ślubu. Nie wiem czy wiesz ale to właśnie na koncercie tego zespołu, zabrałem twoją ciocie na pierwszą randkę. Chodziliśmy wtedy do liceum. Pomyślałem że to idealnie się nada na prezent na rocznice ślubu. - nie wiedziałam że wuja Robert jest taki romantyczny. Te płyty gramofonowe to będzie idealny prezent.
-To będzie idealny prezent!
-Te płyty gramofonowe, to jedne z tych pierwszych płyt które pojawiły się w sklepach w '78.
-Co się stało z tym zespołem? Grają jeszcze?- zaciekawiłam się losem tego zespołu.
-Zespół został założony kiedy mieli oni po 30 lat, szybko zyskali sławę, serca fanów, ich kawałki nie schodziły z największych list przebojów, nawet kiedy my chodziliśmy do liceum potrafili dać naprawdę niezłego czadu na scenie mimo że podchodzili pod pięćdziesiątkę. Ale w 2004 roku zdarzył się wypadek.
-Jaki wypadek?- zainteresowałam się błyskawicznie, bardzo chciałam wiedzieć co się stało z tym zespołem.
-Tak jak już wcześniej wspomniałem trzy lata po naszej pierwszej randce z Kristen, zdarzył się wypadek. Kiedy zespół wracał ze swojej trasy koncertowej po stanach ich autokar wpadł w poślizg i zderzył się z drzewem, wszyscy zginęli na miejscu, cały zespół i dwóch kierowców którzy kierowali autokarem na zmianę. - wuja umilkł i posmutniał. Mi też się zrobiło smutno. Zapadła nagle niezręczna cisza.
-Smutna historia- odezwałam się pierwsza.
-Bardzo smutna historia. Wszyscy fani byli w żałobie i opłakiwali zespół. Ale najwięksi fani pamiętają do dziś o nich.
-I będą pamiętać- dodałam.
-Jezu ile się wspomnień się wiąże z tym zespołem. Pierwsza randka z Kristen. Kochanie się z nią na tyłach starego garbusa przy ich największych hitach. - wuja zaczął wspominać stare dobre lata.
-Co? - ciekawych tu ja rzeczy się dowiaduje.
-O tym ostatnim zapomni
-Serio się kochaliście w garbusie?
-Jako licealista musiałem sobie sam zbierać na samochód, odkładałem całe kiesząkowe, pracowałem dorywczo żeby nazbierać na ten swój pierwszy samochód. Kiedy w końcu udało mi się uzbierać wystarczająco dużo kasy żeby kupić, pojechałem razem z tatą do komisu wybrać sobie jakieś auta. Okazało się że w komisie nie chcieli mi nic sprzedać poza garbusem, nie był to samochód super sprawny, więc zawiozłem go do warsztatu wuja gdzie razem z nim naprawiałem go. Na pewnej randce z Kristen kochaliśmy się na tyłach garbusa słuchając ich największych przebojów.
-To był wasz pierwszy raz?- dziwnie się trochę czułam rozmawiając z wujem na temat jego seksualnych podbojach z ciocią, ale chciałam wiedzieć.
-Nie, już wcześniej mieliśmy swój pierwszy raz
-Aha- do kuchni weszła Vanessa.
-Van w przyszły piątek nocujemy poza domem- oznajmiłam siostrę że w piątek nie może być nas w domu.
-Dlaczego?- zdziwiła się Van.
-Ponieważ ciocia i wuja będą mieli rocznice ślubu!
-Prawie bym zapomniała o tym!
-Spoko dziewczyny nie musicie spać poza domem. Ja i Kristen pójdziemy na kolacje i nic po za tym.
-Jak to nic po za tym!!!- ja i Van krzyknęłyśmy na wuja.
-Posłuchaj wuja my pójdziemy na nocowanko do Delly, a wy będziecie mieli cały dom do swojej dyspozycji. Nie martw się ja i Van pomożemy ci we wszystkim.
-Okej niech wam będzie
-Wszystko będzie idealne! Jak Laura mówiła, we wszystkim ci pomożemy!
-W czym mu pomożecie?- ciocia wyłoniła się za naszych pleców, wszyscy zamarliśmy. Pierwsza otrząsnęła się Van.
-W yyy przygotowaniu się na yyy dzisiejsze przyjęcie
-No bo wiesz ty jesteś tak zajęta nie chciałem ci zawracać głowy,ty w co mam się ubrać na imprezę
-Przecież już ci przygotowałam wszystkie rzeczy, leżą uszykowane na łóżku- ciocia przewróciła teatralnie oczami.
-Aha. W takim razie, przykro mi bardzo dziewczyny, ale nie skorzystam z waszej pomocy.- wuja zrobił przepraszającą minę.
-Mówi się trudno- Van udała smutną.
-Dziewczyny nie martwcie się, innym razem pomożecie mi w przygotowaniach- wuja mrugnął do nas, i wyszedł z kuchni.
-Czas się wziąć do robienia obiadu
-Choć Laura. Pomożesz mi w przygotowaniu kreacji na dziś wieczór.
Obie ruszyłyśmy w stronę pokoju Van, zostawiając tym samym ciocie skazaną na zrobienie obiadu. Nie przejmuję się tym, ponieważ ciocia zawsze lubiła kuchcić w kuchni, bardzo często wyganiała wszystkich z kuchni żeby mogła w spokoju przyrządzić jakieś danie. Kiedy dotarłyśmy do pokoju mojej siostry, przez godzinę, Van mi pokazywała różne sukienki a ja odpowiadałam "Ta może być", "W tej będziesz wyglądała idealnie", "W tej będziesz wyglądać strasznie", "Nie idziemy na dyskotekę, tylko na imprezę dla prawników" itp. W końcu po wielu stylizacjach, wspólnie wybrałyśmy idealną suknie. Vanessa prezentowała się w tym stroju rewelacyjnie, długa fioletowa suknia sięgała jej do kostek, miała delikatne wycięcie które nie pokazywało za wiele, pasek który dzielił tak jakby sukienkę na dwie połowy był z diamencików. Do tego włosy upięte w koka i delikatny makijaż, Vanessa będzie wyglądać jak milion dolarów.
-Vanessa jak do tego zrobisz sobie delikatny makijaż i włosy upleciesz w koka, to każdy będzie twój na tej imprezie.-uśmiechnęłam się szeroko, kiedy Van wieszała sukienkę na wieszak.
-Ja tam nie idę męża sobie znaleźć!- skarciła mnie wzrokiem.
-Skąd wiesz, może na tej imprezie poznasz jakiegoś młodego prawnika, świeżo po studiach.- wprost nie mogłam wytrzymać ze śmiechu.
-Weź się walni w ten pusty łeb!
-Dobrze, nie denerwuj się tak! Tylko żartowałam.
-W takim razie, żart ten nie był na miejscu.- Van położyła się koło mnie na łóżku, obie przyglądałyśmy się białemu sufitowi w pokoju.
-Dlaczego się tak zdenerwowałaś, z mojego żartu? Vanessa czy ty się czasem nie zakochałaś?- zerknęłam na siostro.
-Nie!- szybko zaprzeczyła- Tylko nie lubię takich insuacji, a tak poza tym to prawnicy nie są w moim guście.
-A co jest w twoim guście?
-No wiesz, najczęściej prawnicy to straszni szczywniacy, nie są to wszyscy ale większość to są straszni szczywniacy. Lubię jak facet ma po czucie humoru, nie jest szczywny, umie mnie rozśmieszyć a zwłaszcza wtedy kiedy jestem smutna i to że mogę z nim porozmawiać o wszystkim. Fajnie jest też jak chłopak jest romantyczny...Chcę się czuć bezpieczna w jego ramionach i jak będę miała jakiśkolwiek problem chcę wiedzie że mogę na niego liczyć.- już miałam otwierać usta żeby to skomentować, a tu ciocia zawołała nas na obiad. Zeszłyśmy niechętnie z łóżka (muszę przyznać że bardzo wygodnie mi się leżało na nim) i udałyśmy się do kuchni gdzie czekały na nas miski pełne zupy. Po skończonym posiłku udałam się do swojego pokoju, gdzie wybrałam kreacje na dziś wieczór. Sukienka jest mojego ulubionego kolory czyli czerwonego, sięga ona do ziemi, cała klatka piersiowa sukienki jest ozdobiona różnymi świecidełkami. Udałam się do łazienki, gdzie nalałam sobie gorącej wody do wany i dodałam płynu do kompania, po chwili zrobiła się piana. Tego mi właśnie potrzeba, długiej gorącej kąpieli. Kiedy niestety moja kąpiel dobiegła już końca "Wszystko co dobre kiedyś się kończy" odezwała się moja podświadomość, zabrałam się za makijaż i włosy. Gotowa wyszłam z pokoju zdecydowałam się mieć rozpuszczone włosy i delikatny makijaż, do czerwonej sukienki ubrałam czerwone szpilki. Na korytarzu stał wuja, wyglądał znakomicie w tym garniturze.
-Ooo Laura jak pięknie wyglądasz
-Dziękuje, ty też wyglądasz super
Dołączyła się do nas Van.
-Siostra wyglądasz super- przyglądała mi się uważnie Van. Brunetka posłuchała mnie i zrobiła sobie delikatny makijaż, oraz upięła włosy w kok.
-Ty też wyglądasz super- rozległ się dzwonek do drzwi.
-Ja pójdę otworzyć, a wy możecie jeszcze, przez chwilę mówić sobie jak to pięknie wyglądacie.
-O witaj Rydel. Wyglądasz przepięknie.
-Dziękuje panu- rozległ się przyjacielski głos blondynki.
-Rydel wyglądasz zjawiskowo- odparłam zgodnie z prawdą, blondynka wyglądała przepięknie. Długa wiśniowa suknia sięgała aż do ziemi, z delikatnym wycięcie na dekoldzie nie pokazywała za wiele, na szyi miała naszyjnik z serduszkiem a włosy były upięte w koka.
-Dzięki wy też- ciocia dołączyła się do nas.
-Wszyscy już jesteśmy, to czas się zbierać w drogę- wskazał na drzwi wuja.
-To w drogę- oznajmiła ciocia i wszyscy ruszyliśmy do samochodu.
Po 20 min jazdy samochodem dojechaliśmy do pałacu kultury gdzie odbywało się dzisiejsze przyjęcie. Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy do sali gdzie zebrali się wszyscy prawnicy i ich rodziny. Sala była przepięknie przyrządzona, białe obrusy aż raziły w oczy tak samo jak wypolerowane kieliszki gdzie był nalany szampan. Wszyscy się poczęstowaliśmy szampanem oprócz wuja, bo on prowadził. Ja, Van i Delly trzymałyśmy się razem, byłyśmy tu tylko 10 min i czułyśmy się strasznie wyobcowane.
-Dziewczyny chodź cię zająć miejsca- zaprosił nas wuja, razem objęci z ciocią ruszyli do stolika, którym nikogo nie znałyśmy. Spojrzałyśmy się po sobie i ruszyłyśmy niepewnie do stolika.
***
Hejka przybywam do was z piątym rozdziałem. Pierwszy raz podoba mi się coś co napisałam. Rozdział pojawił by się szybciej, ale nie miałam czasu, byłam zajęta czytaniem "Dary Anioła Miasto Kości" w sprawie książki mogę się wypowiedzieć tylko tak. Genialna. Piszcie komentarze w sprawie rozdziału, chcę wiedzieć czy podobał się on wam czy nie podobał się wam. Dobranoc.
niedziela, 26 kwietnia 2015
wtorek, 14 kwietnia 2015
Happy Birthday Ellington!
Dzisiaj swoje dwudzieste drugie urodziny obchodzi Ellington. Wiec całe R5Family życzy mu w tym dniu dużo zdrowia, spełnienia marzeń, żeby robił to co najbardziej kocha i dużo miłości. Wciąż nie mogę uwierzyć że dzisiaj Ratliff kończy dwadzieścia dwa lata, jego zachowanie wskazuje na to jakby miał o połowę mniej. Ale za to go kochamy jeszcze raz wszystkiego najlepszego.
niedziela, 5 kwietnia 2015
Rozdział 4
-Rydel błagam cię weź jedź z stąd. Byle gdzie, ale jak najdalej od domu- zaczął błagać ją Riker.
-Dlaczego Rikerze? Boisz się rodziców?
-Cooo?
-To dobrze, chodźcie- dziewczyny zbierały się już do wyjścia a chłopacy nadal siedzieli na swoich miejscach.
-Nie idziecie?- zapytała się Laura.
-No wiesz...- zaczął Ross.
-Bądźcie mężczyznami- odezwała się Rydel.
-Okej- powiedzieli niechętnie chłopacy. Wysiedli z samochodu i udali się za dziewczynami do domu. Po przekroczeniu drzwi wejściowych w korytarzu stali Mark i Stormie z krzyżowanymi rękami.
-Jak można być aż tak nieodpowiedzialnym!- z krzykiem przywitała ich Stormie.
-Wiecie co ja będę się już zbierać macie chyba coś do obgadania. To ja nie będę wam przeszkadzać- zaczął wymigiwać się Ellington.
-Ellington!- odezwał się groźnym głosem Mark.
-Wiecie co ja chyba jednak zostanę
-Słusznie. Mażecie nam wytłumaczyć co wam wpadło do głowy!- krzyknęła na chłopaków Stormie.
-Mamo nie denerwuj się- Rocky starał się uspokoić swoją rodzicielkę.
-Jak się nie mam denerwować skoro wy odwalacie takie coś, Ryland'owi mogło stać się coś poważnego!
-Ale nic poważnego mu się nie stało
-Ale mogło!
-Dobra zejdźcie mi już z oczów. Jutro pogadamy.
-Dziewczyny chcecie coś do picia- Mark zwrócił się do Laury i Vanessy.
-Nie. Dziękujemy. Musimy już wracać, ciocia i wuja na pewno martwią się gdzie my jesteśmy- odpowiedziała mu Vanessa.
-W takim razie to dobranoc
-Dobranoc
Dziewczyny przytuliły się z Rydel na pożegnanie, a chłopakom rzuciły obojętne "pa". Kiedy dziewczyny wyszły z domu Lynchów Stormie i Mark zmierzyli chłopaków morderczym wzrokiem.
-Do łóżek. Jutro sobie porozmawiamy- po tych słowach Stormie poszła do kuchni.
-Nie słyszeliście co powiedziała mama, przebierać się w piżamki i do wyrek- zakomunikował Mark, a chłopacy wraz z Ellingtonem dziwnie się na niego spojrzeli.
-Ja już będę leciał do domu- oświadczył Ratliff.
-Ellington twoi rodzice są już poinformowani o dzisiejszym zajściu- chłopak przeklął cicho pod nosem.
-W takim razie do widzenia proszę pana, cześć chłopaki- Ell miał właśnie wychodzić, kiedy Mark zatrzymał go.
-Zaczekaj. Zawiozę cię do domu
-Nie dziękuje. Nie trzeba. Przejdę się to przecież nie daleko tylko 15 minut piechotą.
-Okej, to cześć
-Do widzenia panu. Pa chłopaki.
Po wyjściu Ellington'a, Mark spojrzał surowym wzrokiem na chłopaków i po chwili poszedł do kuchni. Każdy z braci udał się do swojego pokoju.
*Następny dzień*
*Oczami Laury*
Po wczorajszej przygodzie z Ryland'em stwierdzam że rodzina Lynchów jest mocno pojechana. Z takimi sąsiadami nie będzie można narzekać na nudę. Wczorajszy dzień był szalony najpierw uciekałam przed mokrą Van, potem razem z Delly i Van uciekałyśmy przed matką małej dziewczynki z kina, a na sam koniec pojechałyśmy do szpitala. Tak ten dzień był naprawdę szalony. Moje myśli zmierzyły w innym kierunku, a mianowicie. Co odbiło chłopakom że doprowadzili się do takiego stanu. Przecież Ryland'owi mogła stać się krzywda, mógł zgiąć. Naprawdę tego nie rozumiem. Byli oni wszyscy tacy pijani, na szczęście niebyli aż tak pijani żebyśmy musiały pomagać im w chodzeniu bo niebyli by wstanie ustać na własnych nogach nogach. Dobrze że tak nie było. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie wuja Robert:
-Laura, Laura
-Co? Znaczy słucham
-Laura czy wszystko w porządku? Chyba musiałaś mocno się zamyślić, ponieważ poprosiłem cię żebyś podała mi sól- zerknęłam szybko na przedmiot stojący naprzeciwko mnie. I podałam wujowi sól.
-Przepraszam. Zamyśliłam się i nie słyszałam pytania- wuja Robert uśmiechnął się do mnie promieniście..
-Nic nie szkodzi. A można wiedzieć o czym tak myślałaś?
-O niczym-odpowiedziałam upijając łyk herbaty.
-Na pewno myślałaś o niczym? Bo wiesz jeśli masz jakiś problem to możesz nam o tym powiedzieć, po to tu jesteśmy ja i Kristen- kocham to w nich, że traktują mnie i Vanesse jak własne córki. Obdarzają nas prawdziwą bezwarunkową miłością.
-Nie, po prostu zamyśliłam się o niczym ważnym
-Jak było wczoraj w kinie?- zapytała się nas ciocia Kristen. Kiedy ja i Van opowiedziałyśmy cioci i wujowi o przebiegu wczorajszego dnia po wyjściu z domu. Pierwsza odezwała się ciocia:
-Dzień pełen wrażeń
-Cholera- przeklął wuja Robert.
-Coś się stało?- spytała się moja siostra.
-Cholera kompletnie zapomniałem
-Ale o czym?- wszystkie trzy równo zadałyśmy te pytanie.
-Jutro o 20 odbędzie się przyjęcie dla adwokatów. Chciałbym żebyście poszły tam ze mną i moją kochaną małżonką. Co wy na to?
-Spoko
-Może być
-Kompletnie o tym zapomniałem. Tak nie chce mi się tam iść. - wuja zaczął użalać się nad sobą.
-Mam pytanie?- odezwałam się nieśmiało.
-Tak
-Nigdy nie byłam na takiej imprezie, Jak będzie wyglądało to przyjęcie? - chciałam wiedzieć czego mogę się spodziewać. A co jeśli zrobię z siebie idiotkę przed tymi wszystkimi ludźmi?
-No wiesz krawat, nudne pogaduszki na temat sądu itp.
-Czyli nudna impreza
-Tak nudna impreza- zgodził się ze mną wuja-Ja najbardziej nie mogę doczekać się tamtejszego meni. Co jak co ale jedzenie tam jest genialne- wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Vanessa za jakieś 20 min wyjeżdżamy
-Okej ciociu
-Gdzie jedziecie?- zaciekawiłam się.
-Jedziemy na drugi koniec miasta załatwić parę spraw. Chcesz jechać z nami?
-Nie, zostanę w domu
*20 minut później*
-Dobra Laura trzymaj się, jedzenie masz w lodówce. A jak byś miała jakiś problem to dzwoń, powinniśmy wrócić przed 16.
-Okej ciociu nie martw się już dam sobie rade. Nie mam przecież pięciu lat możesz zostawić mnie samą w domu.
-Racja
-Ciociu pomyślałam sobie że ugotuje obiad. Co ty na to?
-Wiesz że to jest genialny pomysł
-Ciociu musimy już jechać jeśli nie chcemy się spóźnić- Van poganiała ciocie.
-Dobra. Lau trzymaj się i ugotuj coś pysznego
Ciocia Kristen i Vanessa odjechały, pomachałam im na pożegnanie, a kiedy znikły z zasięgu mojego wzroku odwróciłam się na piętach w stronę domu. Czyli jestem sama w domu, wuja zdążył już uciec do pracy. Jestem sama w domu, przez myśli przebiegają mi różne rzeczy które mogę robić będąc sama w domu. Jednak szybko się otrząsnęłam z tych myśli, słabo by było gdyby ciocia i moja siostra zobaczyłyby mnie w bieliźnie i białej koszuli wuja . To wydaje się śmieszne, ale zarazem takie prawdziwe, kiedyś moja koleżanka miała taką samą akcje. Skończyło się dwu miesięcznym szlabanem. Po przekroczeniu progu kuchni od razu zaglądam do książki kucharskiej w poszukiwaniu jakiegoś pomysłu na obiad. Moją uwagę przykuła lazania, zajrzałam do lodówki żeby sprawdzić czy wszystkie potrzebne składniki są, tak jak myślałam nie ma połowy potrzebnych produktów. Zrobiłam listę zakupów, wzięłam portfel i ruszyłam do sklepu. Dzisiaj jest piękna pogoda więc postanowiłam że do sklepu się przejdę. Po 20 min wracałam już z potrzebnymi produktami do zrobienia obiadu, po rozpakowaniu zakupów zabrałam się za przyrządzanie obiadu. W kuchni pięknie pachniało przyrządzonym przez mnie obiadem, kiedy lazania jest już gotowa odkładam ją na bok żeby wystygła po czym włożę ją do lodówki, gdzie tam będzie spokojnie czekać na powrót domowników. Sprzątając w kuchni wpadłam na super pomysł a mianowicie że zrobię deser. Postanowiłam upiec ciasto czekoladowe, już miałam zabierać się z robienie masy kiedy okazało się że niema mąki. Cholera. Nie pójdę drugi raz do sklepu, ale na szczęście żyjemy w takim społeczeństwie gdzie na się sąsiadów i to od nich można pożyczyć mąkę. Zgarnęłam szybko telefon ze stołu i wepchnęłam go do kieszeni spodni, zamknęłam drzwi i ruszyłam do moich ulubionych sąsiadów. Kiedy zapukałam do drzwi po chwili ukazała mi się sylwetka blondynki. Wyglądała ona świetnie, miała na sobie jasne różowe jeansy i biały T-shirt z nadrukiem w tym zestawie prezentowała się świetnie. Włosy miała spięte w kucyka a makijaż był delikatnie nałożony ze w ogóle można go nie zauważyć, wyglądała tak naturalnie.
-Hej- przywitałam się.
-Hej. Zapraszam do środka- blondynka zrobiła mi miejsce żebym mogła przejść- No to co cię sprowadza w moje skromne progi?
-Robię własnie ciasto czekoladowe i przyszłam pożyczyć mąkę. Oczywiście jak masz.
-Tak mam zaraz przyniosę, usiądź sobie wygodnie, ja za chwile przyniosę tą mąkę i coś do picia. Po chwili Rydel wróciła z dwiema szklankami coli i podała mi jedną.
-Dzięki
-Zaraz przyniosę ci mąkę- po tych słowach blondynka zaszyła się w kuchni i wróciła z kilogramem mąki.
-Wiesz że nie jest mi potrzebne aż tyle mąki
-Wiem ale zawsze lepiej mieć więcej niż mniej
-Faktycznie
-A tak poza tym stało się coś ciekawego
-Jutro ja i Van idziemy z ciocią i wujem na imprezę dla prawników
-Uuu
-Fajnie by było gdybyś poszła z nami
-No fajnie by było
-Może uda mi się ich namówić żebyś mogła iść z nami
-Fajnie by było
-Chłopcy wczoraj mocny ochrzan dostali
-Nie. Po waszym wyjściu mama powiedziała że dzisiaj sobie porozmawiają.
-Jeszcze z nimi nie rozmawiała?
-Nie, mama musiała rano wyjechać do miasta a że ma naprawdę dobre serce nie obudziła swoich synków o 7 rano
-Myślisz że pani Stormie daruje im te rozmowę?
-Co ty oszalałaś!? W życiu! Porozmawia sobie z nimi jak wróci, myślę że do tego czasu zdąży się obudzić
-Oni jeszcze nie wstali!?
-Ryland obudził się bo go szyja i głowa bolała więc dostał jakieś proszki przeciw bólowe, żeby mu mięło, a Rocky i Riker się obudzili z bólem głowy
-Kac morderca nie ma serca
Rozmawiałam z Rydel rozmawiałyśmy sobie na różne tematy.
*Oczami Ross'a*
Obudziłem się z ogromnym bólem głowy i z ogromnym kacem. Wygramoliłem się z łóżka i ruszyłem w stronę kuchni. Dzisiaj spałem w moich różowych bokserkach nie chciało mi się ubierać spodni. Poza tym jestem u siebie w domu, więc mogę chodzić sobie po domu w bieliźnie. Z taką myślą schodziłem po schodach kiedy nagle ujrzałem siedzącą na kanapie Laurę. Uczucie wstydu dało o sobie znać i to mocno, chyba zaraz zapadnę się pod ziemię nawet chwilowo zapomniałem o bólu głowy który towarzyszył mi po przebudzeniu się.
-Laura,a co ty tutaj robisz?
-Siedzę
-No właśnie widzę
-Ross,braciszku dlaczego chodzisz na pół nago?
-Jestem u siebie w domu więc mogę
*Oczami Laury*
Ross tłumaczył się właśnie Rydel dlaczego paraduję w samej bieliźnie po domu. No nie powiem te różowe bokserki dodają mu seksapilu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie że przegryzam dolną wargę i gapię się na jego umięśniony tors. Weź się w garść dziewczyno, ogarnij się przecież to tylko nagi umięśniony tors na plaży spotkasz ich całe mnóstwo. Chryste czemu on musi wyglądać tak seksownie i jeszcze ta fryzura w kompletnym nieładzie, tak jak po przebudzeniu się. Na pierwszy żut oka widać że ma kaca. Biedny skacowany Ross z jednej strony serce się kraja na jego widok, ale z drugiej strony należało mu się. Trzeba było wczoraj nie pić. Ross, tak jak wcześniej wspomniałam w tych różowych bokserkach wygląda niesamowicie seksownie. Z moich rozmyśleń wyrwała mnie Rydel.
-Ross mam gościa a ty pozwalasz żeby mój gość widział cię w samych gadkach!- wydarła się na niego Rydel, widać było że Ross'owi głowa zaraz eksploduje.
-Rydel możesz tak nie wrzeszczeć głowa mi zaraz eksploduje
-Trzeba było nie pic . I weź się ubierz.
-Po pierwsze wiem że nie trzeba było tyle pić. Naprawdę to wiem. I mocno tego żałuję. A po drugie jak byśmy byli na plaży przeszkadzałby wam widok mojej osoby w bokserkach?
-Nie- odpowiedziałyśmy zgodnie.
-No to wyobraźcie sobie że jesteśmy na plaży
-Ale ty chodzisz na plaże w kąpielówkach- zauważyła Rydel.
-To wyobraź sobie że wszystkie moje kąpielówki zniknęły i muszę iść w bokserkach
-Wyobrażam to sobie i wiesz co?
-Co?
-Nie podoba mi się ten widok
-Mówi się trudno- po tych słowach Ross zaszył się w kuchni, a ja i Rydel spojrzałyśmy na siebie pytająco.
-Co to było?- pierwsza odezwała się Rydel.
-To kochana był Ross w różowych bokserkach
-Chryste dobrze że nie łażą po domu nago. Tego widoku bym nie przeżyła.
-Ja też
Do salonu wpadł Ross, usiadł pomiędzy mną a Rydel i objął nas ramieniem. Spojrzał na Rydel.
-Rydel, siostrzyczko gdzie są jakieś tabletki przeciw bólowe?
-Riker wziął ostatnie
-Co za chuj. Jak on mógł to zrobić?
-No nie wiem. Może po prostu był szybszy?
-Ale mógł pomyśleć o młodszym rodzeństwie. A nie wszystko sam wpierdolić. Cholerny egoista.
-Ross, Riker pomyślał o młodszym rodzeństwie. Rocky i Ryland się załapali.
-Mówiąc młodsze rodzeństwo miałem na myśli siebie
-I kto tu jest egoistą?- włączyłam się do rozmowy brat z siostrą.
-Na pewno nie ja- blondyn zaczął się bronić.
-Tak na pewno nie ty jesteś egoistą- powiedziałam to z sarkazmem.
-Ciesze się że, zgadzasz się ze mną
-Ty nie wiesz co to jest sarkazm?
-Nie. Ale chętnie się dowiem- mruknął uwodzicielskim głosem. Blondyn przestał obejmować swoją siostrę, a jego druga ręka która spoczywała na moim ramieniu nawet nie drgnęła i wyglądało na to że nie zapowiadało się żeby miało się to zmienić. Wydaje mi się że Ross chyba mnie podrywa albo tylko mi się tak wydaje. Nie wiem co ale coś jest w tym blondynie co przyciąga jak magnes.
-Ross przestań podrywać naszą sąsiadkę
-Ale ja nikogo nie podrywam- Ross próbował zaciekle bronić się przed oskarżeniami Rydel.
-W takim razie nie flirtuj z naszą sąsiadką
-Ja z nikim nie flirtuje. Z sąsiadką sobie nie możne porozmawiać.
-Ciekawe o czym chcesz z nią porozmawiać?
-Nie muszę ci się spowiadać o czym chcę porozmawiać z Laurą. A tak poza tym ty to możesz sobie z nią gadać godzinami a mi już nie można?
-Nie
-Możecie przestać się o mnie kłócić- postanowiłam przerwać tę kłótnie. Trochę mi głupio że jestem powodem ich kuchni.
-Ale my się nie kłócimy- zaprotestowała Rydel.
-My tylko wymieniamy swoje poglądy- dodał Ross.
-W takim razie możecie przestać?
-Okej
-Dobra
-A cię przypadkiem czasem głowa nie bolała?- Rydel zapytała się Ross'a.
-Nadal mnie głowa boli
W salonie pojawił się Riker, który był w lepszym stanie od swojego młodszego bliźniaka.
-Ej brat co ty w slipach paradujesz przed Laurą?
-Po pierwsze to nie są slipy tylko bokserki- wskazał na wymienioną wcześniej cześć swojej garderoby- A po drugie gdzie są te tabletki przeciw bólowe które wjebałeś?
-Po co się durno pytasz skoro wiesz gdzie są
-Dlaczego tam są?
-Bo mnie głowa bolała
-Wiesz co mógł byś pomyśleć czasem, może twojego młodszego brata też głowa boli.
-Trzeba był nie spać
-Trzeba był nie spać- papugował Ross Rikera.
-A ty może weź te łapska od Laury- Ross ze skwaszoną miną cofnął rękę.
-Lepiej. A teraz się weź się ubierz- dodał Riker.
-Przeszkadza ci moja osoba w bieliźnie?
-Nie ale w pokoju są damy
-Im widok mnie w bieliźnie nie przeszkadza
-Chłopcze czy ty wstydu nie masz?
-Riker ja nie mam się czego wstydzić tak jak co po niektórzy.
-Czy ty coś sugerujesz synu
-Że ty się wstydzisz to nie oznacza że wszyscy inni też się wstydzą
-Niby czego się wstydzę?
-To że masz małego
-Ja niby mam małego? Ty chyba w życiu nie widziałeś mojego przyjaciela.
-Co ty sugerujesz?
-Że jak byś widział moją męskość twoja męskość czułaby się urażona
-Czy ty rzucasz mi wyzwanie Rikerze?
-Tak owszem
-Podaj czas i miejsce
-Tu i teraz. Niech wygra ten który ma większego.- ja i Rydel patrzyłyśmy się zszokowane na siebie.
-Dziewczyny po sędziuje cie nam
-Co!?
-Czy wyście do końca zgłupieli!?- krzyknęła na swoich braci Rydel.
-Wam na prawdę odbiło!- krzyknęłam na nich oszołomiona ich propozycją.
-Dobra wystarczyło powiedzieć nie
-Dobra sami sobie poradzimy Ross masz jakąś linijkę. Tylko pamiętaj żeby była długa.
-Dwadzieścia centymetrów wystarczy?
-Co ty oszalałeś, weź trzydzieści
Ross i Riker ruszyli w stronę schodów, a my odprowadziłyśmy ich wzrokiem. Kiedy zniknęli z zasięgu naszego wzroku zwróciłam się do Delly:
-Wiesz co Rydel ja chyba będę się już zbierać. Dzięki z pożyczenie mąki, postaram się namówić ciocie Kristen i wuja Roberta żebyś poszła razem z nami na to przyjęcie.
-Okej, dzięki że wpadłaś- blondynka odprowadziła mnie do drzwi.
-A jeszcze jedno wpadaj do nas kiedy tylko zechcesz
-Dzięki na pewno wpadnę i to szybciej niż ci się może wydawać
-Moje drzwi są zawsze otwarte do ciebie
-Ciesze się niezmiernie z tego powodu
-Pa kochana
-No pa pa kochana zdzwonimy się potem
-Tak
Odwróciłam się na pięcie i ruszyła w stronę domu. Zaraz po przybyciu do domu zabrałam się z robienie ciasta czekoladowego. Robienie ciasta zajęło mi dłużej niż planowałam byłam kompletnie roztargniona, cały czas myślałam o Ross'ie o jego umięśnionej klacie, o jego włosach które były w kompletnym nie ładzie, o jego dziwnej rozmowie z bratem o tym który z nich ma większego. Wyglądał tak seksownie, dlaczego muszę mieć aż tak bardzo przystojnego sąsiada. Coś jest w tym chłopaku co ciągnie jak magnez może urok osobisty, albo poczucie humoru. Moje myśli zbiegły w innym kierunku, a mianowicie że muszę ze wszystkich sił przekonać ciocie i wuja żeby Delly poszła z nami na to przyjęcie. Bez niej będzie nudno nie żeby Vanessa była nudna tylko z tą blondynką będzie sto razy fajniej. Do kuchni weszła ciocia i Vanka, chryste to jest już ta godzina mocno się zamyśliłam.
-Hej Laura
-Hej wam
-Jak ci minął czas?- zapytała się ciocia.
-Na gotowaniu
- Czuć, pachnie przepysznie
-Dzięki. A wam jak minął czas?
-Na załatwianiu różnych spraw
-Cały czas gotowałaś?- spytała się Van.
-Jeszcze wpadłam do Rydel pożyczyć mąkę
-A ciociu prawie bym zapomniała. Czy Rydel może iść razem z nami na to przyjęcie? Proszę.
-Tak ciociu proszę niech Rydel pójdzie z nami - moja siostra przyłączyła się do minie w kwestii wybłagania pójścia Rydel z nami na to przyjęcie.
-Jasne że może- razem z Van rzuciłyśmy się na ciocie żeby mocno ją wyściskać.
-Dobrze dziewczynki wystarczy już tych przytulasów. Usiądźmy do stołu żeby szkoszczować tego co przygotowała nam Laura.
Po zjedzeniu obiadu i skosztowaniu deseru, który nie powiem wyszedł przepysznie reszcze dnia spędziłam na kanapie przed telewizorem. W między czasie napisałam do Rydel żeby szykowała sukienkę na przyjecie bo idzie z nami. Po kolacji poszłam iść się umyć a potem poszłam spać.
***
Nareszcie skończyłam ten rozdział! Długo go pisałam ponad miesiąc ale nie ważne. Bardzo zależało mi żeby jeszcze dzisiaj dodać ten rozdział no i się udało. Z góry przepraszam za błędy ortograficzne. Życzę miłego czytania, tekst "Kac morderca nie ma serce" jest z blogu Anabell. Mam nadzieje że następny rozdział pojaw się szybciej niż ten i że nie będziecie musieli czekać miesiąc ja coś napisze. Komentujcie jakę macie wrażenia po przeczytaniu rozdziału. Dostaliście coś fajnego na zająca? Mam nadzieje że tak. Dobranoc.
-Dlaczego Rikerze? Boisz się rodziców?
-Cooo?
-To dobrze, chodźcie- dziewczyny zbierały się już do wyjścia a chłopacy nadal siedzieli na swoich miejscach.
-Nie idziecie?- zapytała się Laura.
-No wiesz...- zaczął Ross.
-Bądźcie mężczyznami- odezwała się Rydel.
-Okej- powiedzieli niechętnie chłopacy. Wysiedli z samochodu i udali się za dziewczynami do domu. Po przekroczeniu drzwi wejściowych w korytarzu stali Mark i Stormie z krzyżowanymi rękami.
-Jak można być aż tak nieodpowiedzialnym!- z krzykiem przywitała ich Stormie.
-Wiecie co ja będę się już zbierać macie chyba coś do obgadania. To ja nie będę wam przeszkadzać- zaczął wymigiwać się Ellington.
-Ellington!- odezwał się groźnym głosem Mark.
-Wiecie co ja chyba jednak zostanę
-Słusznie. Mażecie nam wytłumaczyć co wam wpadło do głowy!- krzyknęła na chłopaków Stormie.
-Mamo nie denerwuj się- Rocky starał się uspokoić swoją rodzicielkę.
-Jak się nie mam denerwować skoro wy odwalacie takie coś, Ryland'owi mogło stać się coś poważnego!
-Ale nic poważnego mu się nie stało
-Ale mogło!
-Dobra zejdźcie mi już z oczów. Jutro pogadamy.
-Dziewczyny chcecie coś do picia- Mark zwrócił się do Laury i Vanessy.
-Nie. Dziękujemy. Musimy już wracać, ciocia i wuja na pewno martwią się gdzie my jesteśmy- odpowiedziała mu Vanessa.
-W takim razie to dobranoc
-Dobranoc
Dziewczyny przytuliły się z Rydel na pożegnanie, a chłopakom rzuciły obojętne "pa". Kiedy dziewczyny wyszły z domu Lynchów Stormie i Mark zmierzyli chłopaków morderczym wzrokiem.
-Do łóżek. Jutro sobie porozmawiamy- po tych słowach Stormie poszła do kuchni.
-Nie słyszeliście co powiedziała mama, przebierać się w piżamki i do wyrek- zakomunikował Mark, a chłopacy wraz z Ellingtonem dziwnie się na niego spojrzeli.
-Ja już będę leciał do domu- oświadczył Ratliff.
-Ellington twoi rodzice są już poinformowani o dzisiejszym zajściu- chłopak przeklął cicho pod nosem.
-W takim razie do widzenia proszę pana, cześć chłopaki- Ell miał właśnie wychodzić, kiedy Mark zatrzymał go.
-Zaczekaj. Zawiozę cię do domu
-Nie dziękuje. Nie trzeba. Przejdę się to przecież nie daleko tylko 15 minut piechotą.
-Okej, to cześć
-Do widzenia panu. Pa chłopaki.
Po wyjściu Ellington'a, Mark spojrzał surowym wzrokiem na chłopaków i po chwili poszedł do kuchni. Każdy z braci udał się do swojego pokoju.
*Następny dzień*
*Oczami Laury*
Po wczorajszej przygodzie z Ryland'em stwierdzam że rodzina Lynchów jest mocno pojechana. Z takimi sąsiadami nie będzie można narzekać na nudę. Wczorajszy dzień był szalony najpierw uciekałam przed mokrą Van, potem razem z Delly i Van uciekałyśmy przed matką małej dziewczynki z kina, a na sam koniec pojechałyśmy do szpitala. Tak ten dzień był naprawdę szalony. Moje myśli zmierzyły w innym kierunku, a mianowicie. Co odbiło chłopakom że doprowadzili się do takiego stanu. Przecież Ryland'owi mogła stać się krzywda, mógł zgiąć. Naprawdę tego nie rozumiem. Byli oni wszyscy tacy pijani, na szczęście niebyli aż tak pijani żebyśmy musiały pomagać im w chodzeniu bo niebyli by wstanie ustać na własnych nogach nogach. Dobrze że tak nie było. Z moich rozmyśleń wyrwał mnie wuja Robert:
-Laura, Laura
-Co? Znaczy słucham
-Laura czy wszystko w porządku? Chyba musiałaś mocno się zamyślić, ponieważ poprosiłem cię żebyś podała mi sól- zerknęłam szybko na przedmiot stojący naprzeciwko mnie. I podałam wujowi sól.
-Przepraszam. Zamyśliłam się i nie słyszałam pytania- wuja Robert uśmiechnął się do mnie promieniście..
-Nic nie szkodzi. A można wiedzieć o czym tak myślałaś?
-O niczym-odpowiedziałam upijając łyk herbaty.
-Na pewno myślałaś o niczym? Bo wiesz jeśli masz jakiś problem to możesz nam o tym powiedzieć, po to tu jesteśmy ja i Kristen- kocham to w nich, że traktują mnie i Vanesse jak własne córki. Obdarzają nas prawdziwą bezwarunkową miłością.
-Nie, po prostu zamyśliłam się o niczym ważnym
-Jak było wczoraj w kinie?- zapytała się nas ciocia Kristen. Kiedy ja i Van opowiedziałyśmy cioci i wujowi o przebiegu wczorajszego dnia po wyjściu z domu. Pierwsza odezwała się ciocia:
-Dzień pełen wrażeń
-Cholera- przeklął wuja Robert.
-Coś się stało?- spytała się moja siostra.
-Cholera kompletnie zapomniałem
-Ale o czym?- wszystkie trzy równo zadałyśmy te pytanie.
-Jutro o 20 odbędzie się przyjęcie dla adwokatów. Chciałbym żebyście poszły tam ze mną i moją kochaną małżonką. Co wy na to?
-Spoko
-Może być
-Kompletnie o tym zapomniałem. Tak nie chce mi się tam iść. - wuja zaczął użalać się nad sobą.
-Mam pytanie?- odezwałam się nieśmiało.
-Tak
-Nigdy nie byłam na takiej imprezie, Jak będzie wyglądało to przyjęcie? - chciałam wiedzieć czego mogę się spodziewać. A co jeśli zrobię z siebie idiotkę przed tymi wszystkimi ludźmi?
-No wiesz krawat, nudne pogaduszki na temat sądu itp.
-Czyli nudna impreza
-Tak nudna impreza- zgodził się ze mną wuja-Ja najbardziej nie mogę doczekać się tamtejszego meni. Co jak co ale jedzenie tam jest genialne- wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
-Vanessa za jakieś 20 min wyjeżdżamy
-Okej ciociu
-Gdzie jedziecie?- zaciekawiłam się.
-Jedziemy na drugi koniec miasta załatwić parę spraw. Chcesz jechać z nami?
-Nie, zostanę w domu
*20 minut później*
-Dobra Laura trzymaj się, jedzenie masz w lodówce. A jak byś miała jakiś problem to dzwoń, powinniśmy wrócić przed 16.
-Okej ciociu nie martw się już dam sobie rade. Nie mam przecież pięciu lat możesz zostawić mnie samą w domu.
-Racja
-Ciociu pomyślałam sobie że ugotuje obiad. Co ty na to?
-Wiesz że to jest genialny pomysł
-Ciociu musimy już jechać jeśli nie chcemy się spóźnić- Van poganiała ciocie.
-Dobra. Lau trzymaj się i ugotuj coś pysznego
Ciocia Kristen i Vanessa odjechały, pomachałam im na pożegnanie, a kiedy znikły z zasięgu mojego wzroku odwróciłam się na piętach w stronę domu. Czyli jestem sama w domu, wuja zdążył już uciec do pracy. Jestem sama w domu, przez myśli przebiegają mi różne rzeczy które mogę robić będąc sama w domu. Jednak szybko się otrząsnęłam z tych myśli, słabo by było gdyby ciocia i moja siostra zobaczyłyby mnie w bieliźnie i białej koszuli wuja . To wydaje się śmieszne, ale zarazem takie prawdziwe, kiedyś moja koleżanka miała taką samą akcje. Skończyło się dwu miesięcznym szlabanem. Po przekroczeniu progu kuchni od razu zaglądam do książki kucharskiej w poszukiwaniu jakiegoś pomysłu na obiad. Moją uwagę przykuła lazania, zajrzałam do lodówki żeby sprawdzić czy wszystkie potrzebne składniki są, tak jak myślałam nie ma połowy potrzebnych produktów. Zrobiłam listę zakupów, wzięłam portfel i ruszyłam do sklepu. Dzisiaj jest piękna pogoda więc postanowiłam że do sklepu się przejdę. Po 20 min wracałam już z potrzebnymi produktami do zrobienia obiadu, po rozpakowaniu zakupów zabrałam się za przyrządzanie obiadu. W kuchni pięknie pachniało przyrządzonym przez mnie obiadem, kiedy lazania jest już gotowa odkładam ją na bok żeby wystygła po czym włożę ją do lodówki, gdzie tam będzie spokojnie czekać na powrót domowników. Sprzątając w kuchni wpadłam na super pomysł a mianowicie że zrobię deser. Postanowiłam upiec ciasto czekoladowe, już miałam zabierać się z robienie masy kiedy okazało się że niema mąki. Cholera. Nie pójdę drugi raz do sklepu, ale na szczęście żyjemy w takim społeczeństwie gdzie na się sąsiadów i to od nich można pożyczyć mąkę. Zgarnęłam szybko telefon ze stołu i wepchnęłam go do kieszeni spodni, zamknęłam drzwi i ruszyłam do moich ulubionych sąsiadów. Kiedy zapukałam do drzwi po chwili ukazała mi się sylwetka blondynki. Wyglądała ona świetnie, miała na sobie jasne różowe jeansy i biały T-shirt z nadrukiem w tym zestawie prezentowała się świetnie. Włosy miała spięte w kucyka a makijaż był delikatnie nałożony ze w ogóle można go nie zauważyć, wyglądała tak naturalnie.
-Hej- przywitałam się.
-Hej. Zapraszam do środka- blondynka zrobiła mi miejsce żebym mogła przejść- No to co cię sprowadza w moje skromne progi?
-Robię własnie ciasto czekoladowe i przyszłam pożyczyć mąkę. Oczywiście jak masz.
-Tak mam zaraz przyniosę, usiądź sobie wygodnie, ja za chwile przyniosę tą mąkę i coś do picia. Po chwili Rydel wróciła z dwiema szklankami coli i podała mi jedną.
-Dzięki
-Zaraz przyniosę ci mąkę- po tych słowach blondynka zaszyła się w kuchni i wróciła z kilogramem mąki.
-Wiesz że nie jest mi potrzebne aż tyle mąki
-Wiem ale zawsze lepiej mieć więcej niż mniej
-Faktycznie
-A tak poza tym stało się coś ciekawego
-Jutro ja i Van idziemy z ciocią i wujem na imprezę dla prawników
-Uuu
-Fajnie by było gdybyś poszła z nami
-No fajnie by było
-Może uda mi się ich namówić żebyś mogła iść z nami
-Fajnie by było
-Chłopcy wczoraj mocny ochrzan dostali
-Nie. Po waszym wyjściu mama powiedziała że dzisiaj sobie porozmawiają.
-Jeszcze z nimi nie rozmawiała?
-Nie, mama musiała rano wyjechać do miasta a że ma naprawdę dobre serce nie obudziła swoich synków o 7 rano
-Myślisz że pani Stormie daruje im te rozmowę?
-Co ty oszalałaś!? W życiu! Porozmawia sobie z nimi jak wróci, myślę że do tego czasu zdąży się obudzić
-Oni jeszcze nie wstali!?
-Ryland obudził się bo go szyja i głowa bolała więc dostał jakieś proszki przeciw bólowe, żeby mu mięło, a Rocky i Riker się obudzili z bólem głowy
-Kac morderca nie ma serca
Rozmawiałam z Rydel rozmawiałyśmy sobie na różne tematy.
*Oczami Ross'a*
Obudziłem się z ogromnym bólem głowy i z ogromnym kacem. Wygramoliłem się z łóżka i ruszyłem w stronę kuchni. Dzisiaj spałem w moich różowych bokserkach nie chciało mi się ubierać spodni. Poza tym jestem u siebie w domu, więc mogę chodzić sobie po domu w bieliźnie. Z taką myślą schodziłem po schodach kiedy nagle ujrzałem siedzącą na kanapie Laurę. Uczucie wstydu dało o sobie znać i to mocno, chyba zaraz zapadnę się pod ziemię nawet chwilowo zapomniałem o bólu głowy który towarzyszył mi po przebudzeniu się.
-Laura,a co ty tutaj robisz?
-Siedzę
-No właśnie widzę
-Ross,braciszku dlaczego chodzisz na pół nago?
-Jestem u siebie w domu więc mogę
*Oczami Laury*
Ross tłumaczył się właśnie Rydel dlaczego paraduję w samej bieliźnie po domu. No nie powiem te różowe bokserki dodają mu seksapilu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie że przegryzam dolną wargę i gapię się na jego umięśniony tors. Weź się w garść dziewczyno, ogarnij się przecież to tylko nagi umięśniony tors na plaży spotkasz ich całe mnóstwo. Chryste czemu on musi wyglądać tak seksownie i jeszcze ta fryzura w kompletnym nieładzie, tak jak po przebudzeniu się. Na pierwszy żut oka widać że ma kaca. Biedny skacowany Ross z jednej strony serce się kraja na jego widok, ale z drugiej strony należało mu się. Trzeba było wczoraj nie pić. Ross, tak jak wcześniej wspomniałam w tych różowych bokserkach wygląda niesamowicie seksownie. Z moich rozmyśleń wyrwała mnie Rydel.
-Ross mam gościa a ty pozwalasz żeby mój gość widział cię w samych gadkach!- wydarła się na niego Rydel, widać było że Ross'owi głowa zaraz eksploduje.
-Rydel możesz tak nie wrzeszczeć głowa mi zaraz eksploduje
-Trzeba było nie pic . I weź się ubierz.
-Po pierwsze wiem że nie trzeba było tyle pić. Naprawdę to wiem. I mocno tego żałuję. A po drugie jak byśmy byli na plaży przeszkadzałby wam widok mojej osoby w bokserkach?
-Nie- odpowiedziałyśmy zgodnie.
-No to wyobraźcie sobie że jesteśmy na plaży
-Ale ty chodzisz na plaże w kąpielówkach- zauważyła Rydel.
-To wyobraź sobie że wszystkie moje kąpielówki zniknęły i muszę iść w bokserkach
-Wyobrażam to sobie i wiesz co?
-Co?
-Nie podoba mi się ten widok
-Mówi się trudno- po tych słowach Ross zaszył się w kuchni, a ja i Rydel spojrzałyśmy na siebie pytająco.
-Co to było?- pierwsza odezwała się Rydel.
-To kochana był Ross w różowych bokserkach
-Chryste dobrze że nie łażą po domu nago. Tego widoku bym nie przeżyła.
-Ja też
Do salonu wpadł Ross, usiadł pomiędzy mną a Rydel i objął nas ramieniem. Spojrzał na Rydel.
-Rydel, siostrzyczko gdzie są jakieś tabletki przeciw bólowe?
-Riker wziął ostatnie
-Co za chuj. Jak on mógł to zrobić?
-No nie wiem. Może po prostu był szybszy?
-Ale mógł pomyśleć o młodszym rodzeństwie. A nie wszystko sam wpierdolić. Cholerny egoista.
-Ross, Riker pomyślał o młodszym rodzeństwie. Rocky i Ryland się załapali.
-Mówiąc młodsze rodzeństwo miałem na myśli siebie
-I kto tu jest egoistą?- włączyłam się do rozmowy brat z siostrą.
-Na pewno nie ja- blondyn zaczął się bronić.
-Tak na pewno nie ty jesteś egoistą- powiedziałam to z sarkazmem.
-Ciesze się że, zgadzasz się ze mną
-Ty nie wiesz co to jest sarkazm?
-Nie. Ale chętnie się dowiem- mruknął uwodzicielskim głosem. Blondyn przestał obejmować swoją siostrę, a jego druga ręka która spoczywała na moim ramieniu nawet nie drgnęła i wyglądało na to że nie zapowiadało się żeby miało się to zmienić. Wydaje mi się że Ross chyba mnie podrywa albo tylko mi się tak wydaje. Nie wiem co ale coś jest w tym blondynie co przyciąga jak magnes.
-Ross przestań podrywać naszą sąsiadkę
-Ale ja nikogo nie podrywam- Ross próbował zaciekle bronić się przed oskarżeniami Rydel.
-W takim razie nie flirtuj z naszą sąsiadką
-Ja z nikim nie flirtuje. Z sąsiadką sobie nie możne porozmawiać.
-Ciekawe o czym chcesz z nią porozmawiać?
-Nie muszę ci się spowiadać o czym chcę porozmawiać z Laurą. A tak poza tym ty to możesz sobie z nią gadać godzinami a mi już nie można?
-Nie
-Możecie przestać się o mnie kłócić- postanowiłam przerwać tę kłótnie. Trochę mi głupio że jestem powodem ich kuchni.
-Ale my się nie kłócimy- zaprotestowała Rydel.
-My tylko wymieniamy swoje poglądy- dodał Ross.
-W takim razie możecie przestać?
-Okej
-Dobra
-A cię przypadkiem czasem głowa nie bolała?- Rydel zapytała się Ross'a.
-Nadal mnie głowa boli
W salonie pojawił się Riker, który był w lepszym stanie od swojego młodszego bliźniaka.
-Ej brat co ty w slipach paradujesz przed Laurą?
-Po pierwsze to nie są slipy tylko bokserki- wskazał na wymienioną wcześniej cześć swojej garderoby- A po drugie gdzie są te tabletki przeciw bólowe które wjebałeś?
-Po co się durno pytasz skoro wiesz gdzie są
-Dlaczego tam są?
-Bo mnie głowa bolała
-Wiesz co mógł byś pomyśleć czasem, może twojego młodszego brata też głowa boli.
-Trzeba był nie spać
-Trzeba był nie spać- papugował Ross Rikera.
-A ty może weź te łapska od Laury- Ross ze skwaszoną miną cofnął rękę.
-Lepiej. A teraz się weź się ubierz- dodał Riker.
-Przeszkadza ci moja osoba w bieliźnie?
-Nie ale w pokoju są damy
-Im widok mnie w bieliźnie nie przeszkadza
-Chłopcze czy ty wstydu nie masz?
-Riker ja nie mam się czego wstydzić tak jak co po niektórzy.
-Czy ty coś sugerujesz synu
-Że ty się wstydzisz to nie oznacza że wszyscy inni też się wstydzą
-Niby czego się wstydzę?
-To że masz małego
-Ja niby mam małego? Ty chyba w życiu nie widziałeś mojego przyjaciela.
-Co ty sugerujesz?
-Że jak byś widział moją męskość twoja męskość czułaby się urażona
-Czy ty rzucasz mi wyzwanie Rikerze?
-Tak owszem
-Podaj czas i miejsce
-Tu i teraz. Niech wygra ten który ma większego.- ja i Rydel patrzyłyśmy się zszokowane na siebie.
-Dziewczyny po sędziuje cie nam
-Co!?
-Czy wyście do końca zgłupieli!?- krzyknęła na swoich braci Rydel.
-Wam na prawdę odbiło!- krzyknęłam na nich oszołomiona ich propozycją.
-Dobra wystarczyło powiedzieć nie
-Dobra sami sobie poradzimy Ross masz jakąś linijkę. Tylko pamiętaj żeby była długa.
-Dwadzieścia centymetrów wystarczy?
-Co ty oszalałeś, weź trzydzieści
Ross i Riker ruszyli w stronę schodów, a my odprowadziłyśmy ich wzrokiem. Kiedy zniknęli z zasięgu naszego wzroku zwróciłam się do Delly:
-Wiesz co Rydel ja chyba będę się już zbierać. Dzięki z pożyczenie mąki, postaram się namówić ciocie Kristen i wuja Roberta żebyś poszła razem z nami na to przyjęcie.
-Okej, dzięki że wpadłaś- blondynka odprowadziła mnie do drzwi.
-A jeszcze jedno wpadaj do nas kiedy tylko zechcesz
-Dzięki na pewno wpadnę i to szybciej niż ci się może wydawać
-Moje drzwi są zawsze otwarte do ciebie
-Ciesze się niezmiernie z tego powodu
-Pa kochana
-No pa pa kochana zdzwonimy się potem
-Tak
Odwróciłam się na pięcie i ruszyła w stronę domu. Zaraz po przybyciu do domu zabrałam się z robienie ciasta czekoladowego. Robienie ciasta zajęło mi dłużej niż planowałam byłam kompletnie roztargniona, cały czas myślałam o Ross'ie o jego umięśnionej klacie, o jego włosach które były w kompletnym nie ładzie, o jego dziwnej rozmowie z bratem o tym który z nich ma większego. Wyglądał tak seksownie, dlaczego muszę mieć aż tak bardzo przystojnego sąsiada. Coś jest w tym chłopaku co ciągnie jak magnez może urok osobisty, albo poczucie humoru. Moje myśli zbiegły w innym kierunku, a mianowicie że muszę ze wszystkich sił przekonać ciocie i wuja żeby Delly poszła z nami na to przyjęcie. Bez niej będzie nudno nie żeby Vanessa była nudna tylko z tą blondynką będzie sto razy fajniej. Do kuchni weszła ciocia i Vanka, chryste to jest już ta godzina mocno się zamyśliłam.
-Hej Laura
-Hej wam
-Jak ci minął czas?- zapytała się ciocia.
-Na gotowaniu
- Czuć, pachnie przepysznie
-Dzięki. A wam jak minął czas?
-Na załatwianiu różnych spraw
-Cały czas gotowałaś?- spytała się Van.
-Jeszcze wpadłam do Rydel pożyczyć mąkę
-A ciociu prawie bym zapomniała. Czy Rydel może iść razem z nami na to przyjęcie? Proszę.
-Tak ciociu proszę niech Rydel pójdzie z nami - moja siostra przyłączyła się do minie w kwestii wybłagania pójścia Rydel z nami na to przyjęcie.
-Jasne że może- razem z Van rzuciłyśmy się na ciocie żeby mocno ją wyściskać.
-Dobrze dziewczynki wystarczy już tych przytulasów. Usiądźmy do stołu żeby szkoszczować tego co przygotowała nam Laura.
Po zjedzeniu obiadu i skosztowaniu deseru, który nie powiem wyszedł przepysznie reszcze dnia spędziłam na kanapie przed telewizorem. W między czasie napisałam do Rydel żeby szykowała sukienkę na przyjecie bo idzie z nami. Po kolacji poszłam iść się umyć a potem poszłam spać.
***
Nareszcie skończyłam ten rozdział! Długo go pisałam ponad miesiąc ale nie ważne. Bardzo zależało mi żeby jeszcze dzisiaj dodać ten rozdział no i się udało. Z góry przepraszam za błędy ortograficzne. Życzę miłego czytania, tekst "Kac morderca nie ma serce" jest z blogu Anabell. Mam nadzieje że następny rozdział pojaw się szybciej niż ten i że nie będziecie musieli czekać miesiąc ja coś napisze. Komentujcie jakę macie wrażenia po przeczytaniu rozdziału. Dostaliście coś fajnego na zająca? Mam nadzieje że tak. Dobranoc.
Subskrybuj:
Posty (Atom)