sobota, 31 października 2015

Rozdział 15

*Chwile wcześniej*
*Oczami Ross'a*
Przechadzałem się po mieście bez celu, kompletnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nudziło mi się w domu więc stąd mój wypad na miasto, po drodze kupiłem sobie jabłko które podrzucałem i łapałem. Miałem właśnie skręcić w prawo, kiedy zauważyłem Laurę rozmawiającą z jakimś gościem. Aż z wrażenia upuściłem jabłko na ziemie, szybko podniosłem owoc i schowałem się za drzewem, żeby lepiej słyszeć o czym oni rozmawiają. Poczułem bardzo dziwne i dotąd nie znane mi uczucie, a mianowicie zazdrość. Ten koleś flirtował z moją księżniczką, nie daruje mu tego jeszcze patrzy na nią wygłodzonym wzrokiem. Przysłuchałem się o czym oni gadają ble ble ona mówi że postanowiła się przejść, ble bel on mówi że lepiej czasem oderwać się od myśli ona mówi że czasem jest to trudne, ble ble on pyta się czy ma chłopaka. Co go to obchodzi? Nie ma ciekawszych zajęć, niż pytania Laury czy ma kogoś. Brunetka mówi mu że jeszcze nie spotkała księcia z bajki. Że co? A ja? W tym momencie jestem oburzony, dziewczyna prędzej czy później i tak przejrzy na oczy. Ten cały Peeta ucieszył się wyraźnie na tą wiadomość, i spytał się Laury czy nie da mu swojego numeru telefonu. Nie wiem co we mnie stopiło, ale rzuciłem jabłkiem prosto w klejnoty tego gościa. Ten pisnął głośno i upadł na kolana, szybko schowałem się za drzewem żeby Laura mnie nie widziała. Mam nadzieje, że przemknąłem jej niezauważony. Odczekałem chwile i wychyliłem się za drzewa, żeby wybadać sytuację. Laura właśnie żegnała się z chłopakiem, kurcze chyba nie wymienili się numerami. To raczej pewne że nie, Peeta był bardziej zajęty cierpieniem i chyba wyleciało mu to z głowy. Nagle ogarnął mnie smutek, te jabłko wyglądało naprawdę smakowicie. Ale na wojnie, a zwłaszcza o kobiety zawsze są jakieś ofiary. Kogoś trzeba poświecić w imię dobra nas wszystkich, a w ty wypadku w imię mojej osoby. Poczułem wibracje w kieszeni, dostałem sms'a od Laury "Hej blondi idziemy do tego empika?" szybko wystukałem odpowiedz "Jasne za 10 minut widzimy się przed twoim domem" po paru sekundach dostałem odpowiedz "Okej za 10 minut przed moim domem". Przyspieszyłem kroku, miałem nie daleko do domu. Po niespełna 10 minutach byłem na miejscu, Laura siedziała na ławce po drugiej stronie ulicy. Cicho podszedłem do dziewczyny, miała spuszczony wzrok na swoje buty.
-Nie pamiętam żeby wcześniej stała tu ta ławka. - brunetka na moje słowa podskoczyła.
-Bo wcześniej jej tu nie było. - spojrzała się na mnie.
-Dobrze, już się bałem że to mogą być pierwsze oznaki alchajmera. - przysiadłem się koło Laury.
-Może oboje mamy pierwsze odznaki alchajmera, albo co gorsza oboje mamy zwidy. - delikatnie kącik mych ust drgnął na słowa dziewczyny.
-Czyli teraz widzimy rzeczy, których nie ma? - brązowo oka nie odpowiedziała mi na pytanie tylko się uśmiechnęła. Zamknęła oczy i zaczęła delektowała się blaskiem słońca, lekkim podmuchem wiatru. Była nadzwyczaj spokojna i opanowana, tak jakby jakaś czakra w nią stąpiła.
-Piękna pogoda jest dzisiaj. - o noł zaczęliśmy rozmawiać o pogodzie. Czyżby nie mieliśmy już o czy ze sobą gadać?
-Tak. - odpowiedziałem. -Lauro...
-Tak?
-Co się stało, że jesteś taka spokojna i opanowana? - ta myśl nie dawała mi spokoju.
-Zawsze jestem spokojna i opanowana. - spojrzałem na nią z cieniem wątpliwości, Laura wyczuła mój wzrok na sobie i popatrzyła na mnie. -Dobra przeważnie jestem spokojna i opanowana.
Zamknęła oczy i dalej cieszyła się piękną pogodą. Postanowiłem wziąć z niej przykład i też zamknąłem oczy. To naprawdę przyjemne tak siedzieć i wchłaniać witaminę D.
-Już nic nie będzie takie jak wcześniej. - przemówiła Laura.
-To znaczy? - nie wiedziałem o co jej chodzi.
-Czasu nie da się cofnąć, to co się stało już nigdy nie zostanie zmienione. - przerwałem swoją chwile relaksu i spojrzałem uważnie na przyjaciółkę. Zacząłem się niepokoić, po głowie zaczęły chodzić mi czarne scenariusze tego co mogło spotkać Laurę.
-Co masz konkretnie na myśli?
-To że za swoje błędy trzeba płacić, na wet bardzo wiele. - teraz to się zmartwiłem i to mocno.
-Lauro możesz powiedzieć mi o co chodzi?
-Kiedy nie mogę. -odparła zrozpaczona.
-Mnie możesz wszystko powiedzieć, zawsze ci pomogę. - objąłem ją ramieniem. Spojrzała się na mnie, a potem tempo wpatrywała się w pustą ulice.
-Ci dwaj goście co montowali tu tą ławkę to.... jeden z nich był chudy, a ten drugi on był gruby i miał tak nisko opuszczone spodnie że pół dupy było mu widać. W pewnym momencie temu panu przy kości spadł na ziemie telefon i on.....on się po niego schylił. Udrzens on w pozycji pochylonej i ten jego kolega musiał mu pomóc, tak się stało że ten chudy pan odsłonił majtki temu drugiemu panu, tak że było widać jego tyłek. I ja to wszystko widziałam, ten owłosiony, pomarszczony, tyłek który się rozłaził. - powiedziała zrozpaczona Laura. Ja po wysłuchaniu tej historii krztusiłem się śmiechem.
-Ja tu myślałem że coś strasznego ci się stało,  po głowie zaczęły mi przebiegać czarne scenariusze, co mogło ci się przydarzyć. A ty mi tu wyskakujesz z jakimś tyłkiem? - zapytałem z niedowierzaniem.
-Przestań się ze mnie śmiać! To było potworne, już nigdy więcej nie będę patrzyła na świat tak jak kiedyś.
-Nie dramatyzujesz czasem?
-Nie. Nie widziałeś tego, nie wiesz o czym mówisz. To było koszmarne, ten rozlazły tyłek będzie mnie prześladował do końca życia. - Laura schowała twarz w dłoniach. Dla uspokojenia, pogłaskałem ją po plecach.
-Zobaczysz szybko zapomnisz o tym. Musisz zająć swój umysł czymś innym, a ja nawet wiem czym.
-Zamieniam się w słuch.
-Chodźmy już do empika kupić Greya, zobaczysz kiedy to przeczytasz zapomnisz o tej dupie. - wstałem z ławki. Brunetka chwile patrzyła się na mnie jak na wariata, po czym dołączyła do mnie. Ruszyliśmy w stronę wcześniej wspomnianego sklepu, kiedy tak szliśmy postanowiłem wypytać Laurę co dzisiaj robiła i co łączy ją z tym gościem.
-Poza widzeniem owłosionej, pomarszczonej dupy co robiłaś? - brązowo oka zatrzymała się na chwilę, posłała mi mordercze spojrzenie i ruszyła dalej.
-Byłam na spacerze.
-Doprawdy? I coś ciekawego cię spotkało, jakaś przygoda? Wiewiórka cię zaatakowała w stroju ninja? I walczyłaś z nią? - zacząłem walczyć jak ninja, dziewczyna się zaśmiała.
-Nie, żadna wiewiórka mnie nie zaatakowała. Ale dzięki tobie będę wiedziała, jak się obronić przed wiewiórką.
-Nie nabijaj się z moich sztuk walki. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-Co ty jesteś taki dociekliwy? - podniosła brew do góry. Kurcze chyba zaczyna coś podejrzewać. Uśmiechnąłem się nie winie, żeby zbić ją z tropu.
-Czysta ciekawość. Ja na przykład dzisiaj rano stoczyłem morderczą walkę o łazienkę z siostrą, ale niestety przegrałem. Czterdzieści minut czekałem zanim Rydel wyjdzie z kibla. Co wy dziewczyny robicie tak długo w łazience?
-Tajemnica. A jak tak bardzo chcesz wiedzieć co robiłam, to ci powiem. Poznałam kogoś.
-Kogo? Siostrę zakonom na wózku inwalidzkim? - dobrze wiedziałem że poznała tego pizdusia, ale nie może wyjść na jaw że go po szkodziłem. Wtedy Laura mogłaby się wkurzyć, wygłosiłaby mi dwu godzinne kazanie że nie wolno bić niewinnych ludzi. Z nudów bym umarł.
-Żadnej siostry zakonnej nie poznałam, a zwłaszcza na wózku. To był on.
-Nie gadaj że księdza poznałaś!? - zapytałem z udawaną ekscytacją.
-Nie. - odpowiedziała lekko zbita z tropu.
-Żałuj, musisz koniecznie go poznać.
-O czy ty do mnie mówisz człowieku? Chłopaka poznałam całkiem przystojnego, na imię ma Peeta. Szkoda że dłużej z nim nie pogadałam, musiał szybko wracać do domu. - gościu mimo lekkiej niedyspozycji, całkiem żwawo wracał do domu. Można rzecz że biegł, tak jakby gonił go wściekły pies.
-Co się stało? - udałem przejętego. A naprawdę miałem w dupie to co się z nim stało, mimo że to przeze mnie. Koleś ma nauczkę, żeby następnym razem nie podrywać nieznajome na ulicy. Boże Święty czy ja jestem aż tak nie czuły? Trzeba to zmienić, muszę być bardziej ludzki, zacznę od jutra i nie dla wszystkich będę dobry tylko dla tych co zajdą mi w skórę albo dla tych których nie lubię.
-Nie musisz wiedzieć. O już jesteśmy na miejscu. - Laura wskazała najlepszy sklep ever. Mógłbym siedzieć w empiku godzinami, uwielbiam to miejsce mimo że młodzież coraz rzadziej czyta książki ja staram się robić to dosyć często.
-Panie przodem. - przepuściłem dziewczynę i sam wszedłem za nią do sklepu. Nietrudno było nam znaleźć Greya, stos książek stał na środku sklepu. Podeszliśmy do stosu, a raczej jej mniejszej części bardzo mało zostało egzemplarzy. Nasz naród jest aż tak zboczony? Na to wychodzi że tak, pewnie 1/3 książek kupili gimbusy.
-Co taki przystojny chłopak jak ty robi w takim sklepie? - jakaś blond długo noga dziewczyna przejechała palcami po moim ramieniu.
-Ty do mnie mówisz? - zapytałem dla pewności i wskazałem palcem na siebie. No nie powiem nieznajoma była bardzo atrakcyjna, ale wyglądała na taką co niema za grosz szacunku do siebie, więc mechaniczne jest u mnie skreślona. Jej bardzo krótka miniówa ledwo co zakrywała jej tyłek, na twarzy miała z tone mejkapu.
-A niby do kogo głuptasku? - zaśmiała się sztucznie i zaczęła mi macać biceps. -Umięśniony jesteś. Jak długo czasu spędzasz na siłowni?
-Yyy ja nie chodzę na siłownie.
-Nie możliwe, przecież takie mięśnie same się nie zrobią. Coś musisz jednak robić, żeby utrzymać taką formę. - przegryzła dolną wargę, szczerze powiedziawszy było to mega podniecające. Blondyna jeździła swoim palcem po moim torsie, kiedy zaczęła zjeżdżać coraz niżej cofnąłem się o krok.
-Gram w hokeja.
-Naprawdę. To super. Widzę że przyszedłeś po to co wszyscy. - wskazała na książkę. Przełknąłem głośno ślinę i odpowiedziałem.
-Tak. A ty co tutaj robisz? - dziewczyna nie wyglądała na mądrą i lubiącą czytać książki. Kontem oka zauważyłem kipiącą od złości Laurę,  cała poczerwieniała na twarzy.
-Szukam. -odpowiedziała krótko.                                                                    
-Czego?
-Sponsora. - oh shit. Spojrzałem na nią zaszokowany. -Przecież żartowałam, tak się przechadzam między pułkami szukając jakiegoś filmu na wieczór. Może chciałbyś obejrzeć coś ze mną wieczorem?
-Yyy nie przedstawiłem ci jeszcze mojej koleżanki. - porwałem Laurę za rękę i zrównałem ją z nami. -To jest Laura, Laura to jest yyy jak ty właściwie masz na imię? - zwróciłem się do dziewczyny zdając sobie sprawy, że nie wiem jak ma na imię.
-A czy to ważne?
-Tak Ross, czy to jest ważne kto ma jak na imię. - wysyczała Laura przez zaciśnięte zęby. Jakby można było zabić wzrokiem ta laska leżała by już martwa. Brunetka zmusiła się na nieszczery uśmiech, chyba nie lubi tej dziewczyny.
-To co, ty i ja dziś wieczorem? - nieznajoma wskazała na mnie i na siebie. Boże święty ja nie chcę nigdzie z nią iść. Jeszcze mnie zgwałci czy coś. A uwierzcie mi wygląda na taką co mogłaby to zrobić. Szybko wymyślam jakąś wymówkę żeby się wymigać.
-Przykro mi nie mogę. Wiesz Laurze zdechła złota rybka, a ona kochała ją, muszę ją jakoś pocieszyć. - wymyśliłem na spontana.
-Przecież ja niema złotej rybki. - zaprzeczyła brunetka.
-Tak wiem, już jej nie masz. - zrobiłem współczującą minę.
-I nigdy nie miałam. - Lau wyraźnie nie chcę mi pomóc. Spojrzałem na nią znacząco, ona uśmiechnęła się do mnie wrednie.
-Powiedziałem rybka chodziło mi o kota.
-Co się stało z tym kotem? - zapytała nieznajoma.
-Jaki kot? - zapytała Laura bawiąc się świetnie z mojego małego kłamstwa.
-Laura bardzo kochała swojego psa... - przerwała mi blondynka.
-Mówiłeś że zginął jej kot. - o fuck.
-Złota rybka zjadła truciznę, rybkę zjadł kot który później został zjedzony przez Laury psa. Piesek przeszedł mekki trawiąc tego kota co miał w sobie truciznę i kiedy Pimpek prawie całego kota strawił zdechł. - po takim kłamstwie nie wywinę się tak łatwo.
-Naprawdę! Jezus tak mi szkoda twojego psa. - blondynka uwierzyła w moje kłamstwo. Domyślałem się że jest pusta, ale nie miałem pojęcia że aż tak bardzo.
-Mi też jest szkoda Pimpka, był takim radosnym pieskiem. - dodałem.
-Co robisz za tem jutro słoneczko? - blondyna zaplątała pasmo włosów na palec.
-Przykro mi, słoneczko jutro urządza pogrzeb mojego psa. - Laura wyszczerzyła ząbki.
-Właśnie tak, jest jak mówi Laura. Mam pogrzeb psa. - przyznałem racje mojej przyjaciółce.
-Przez niego Pimpek zdechł. - co? Co ona wygaduje?
-Przez ciebie jej pies zdechł? - przeraziła się nieznajoma.
-Tak. Dokładnie tak. Pozwolił żeby mój pies zeżarł tego pieprzonego kota, miał go pilnować. - nie wieże że brunetka tak okłamuje tą dziewczynę. Dobra ja ją pierwszy okłamałem, ale nie na nie korzyć Laury.
-To nic nie szkodzi, lubię niegrzecznych chłopców. - ta to jest walnięta.
-Możesz się od niego odwalić. - syknęła Laura. Ta laska mocno wyprowadziła ją z równowagi.
-Bo co? Zabronisz mi? - zaczęła kręcić głową.
-A że być wiedziała.
-Zaraz ci pokaże.
-Dziewczyny nie musicie się kłócić. - stanąłem między nimi.
-Zamknij się! - wydarły się obie.
-Zjeżdżaj z stąd wywłoko. - zażądała brunetka.
-Śmieszna jesteś. - blondynka się zaśmiała.
-Nie śmiej się, bo ci sylikon wyleci. I będzie problem.
Urażona dziewczyna słysząc słowa mojej przyjaciółki, prychnęła  odwróciła się na pięcie i wyszła ze sklepu. Spojrzałem z niedowierzaniem na Lau która wyraźnie kipiała od złości.
-Dlaczego ją tak potraktowałaś?
-A ty czemu tak śliniłeś się do niej? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
-Ja wcale się do niej nie śliniłem. Chciałem być po prostu miły.
-Ciekawe czemu byłeś akurat dla niej miły, a dla innych nie.
-O co ci chodzi? Nie rozumiem cię.
-Zależy ci tylko na wyglądzie, ta laska była pusta, a ty na to poleciałeś. - już wiem o co jej chodzi. Laurusia po prosty w świecie jest zazdrosna, ale nie rozumiem dla czego.
-Przyznaj się, że jesteś zazdrosna. - przyznałem zwycięsko.
-Niby o co?
-O to że ta laska mnie podrywała.
-Coś ci się chyba pomyliło. Ja? Zazdrosna? O ciebie? Dobre sobie. Nigdy. - zaprzeczyła, mój uśmiech stawał się coraz szerszy, jest mega o mnie zazdrosna.
-Miło mi że jesteś, aż tak zazdrosna o moją osobę.
-Czy ty człowieku upadłeś na głowę? Wbij to sobie do tej ślicznej główki, że nie jestem o ciebie zazdrosna. Nie wiem jak ty, ale ja idę do kasy. - dziewczyna ruszyła w stronę kasy.
-Zaczekaj zazdrośnico, kupimy sobie fasolki wszystkich smaków.
Dogoniłem ją i pociągnąłem w stronę fasolek, Laura opierała się przez chwile ale uległa mi i mojej sile. Fakt że jest o mnie zazdrosna, oznacza że teraz mam na nią haka. Ciągle będę jej to wypominał. Kiedy wyszliśmy ze sklepu Laura potknęła się o próg chodnika i zaliczyła glebę.
-Wszystko w porządku? - zapytałem pomagając jej podnieść się z ziemi.
-Chyba tak. - stanęła na równe nogi.
-Musisz uważać jak chodzisz. - poradziłem jej.
-Ja zawsze uważam jak chodzę.
-No właśnie widziałem jak uważasz.
-Po prostu się zamyśliłam.
-O tym jaka z ciebie zazdrośnica? - w odpowiedzi zostałem uderzony torbą z książką i fasolkami.
-Nie, tylko przypomniałam sobie że jeszcze nie zamówiliśmy tortu na rocznice cioci i wuja. Wiesz co to oznacza?
-Że nie będą mieli tortu na rocznice ślubu?
-Że teraz idziemy do cukierni zamówić tort. - w duchu ucieszyłem się że idziemy do cukierni, Rocky i Ellington mają zakaz wstępu w takie miejsca, to długa i bardzo dziwna historia. Powiem tak Rocky w samej bieliźnie w cukierni po zmroku i Ell na zapleczu ściskający pudełko ciastek to dobrze nie wróżyło, mieli ogromne szczęście że właściciel nie podał ich do sądu. Mama prawie zawalu serca dostała, kiedy Rocky'iego policja przyprowadziła do domu.
*Narrator*
W tym czasie kiedy Ross i Laura udali się do cukierni, Robert i Kristen spędzali miłe popołudnie pracując i popijając kawę. Byli sami w domu więc mieli cisze i spokój, nikt im nie przeszkadzał. Robert chciał inaczej zagospodarować ten wolny czas, byli sami w domu, więc mogli robić rzeczy które zazwyczaj nie robią z faktu że nie mieszkali tutaj sami. Niestety mężczyzna mocno się rozczarował że z jego planów nici, mieli masę pracy do odwalenia. Taki dom sam się nie utrzyma.
-Robert kochanie, przyniesiesz jakieś ciastka? Powinny być w szafce na górze. - Kristen upiła łyk kawy. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko wstał i poszedł w stronę kuchni. Po chwili wrócił z paczką ciastek, które położył na stole.
-Jak ci idzie sprawa z tym chłopakiem? - zapytał Robert siadając na swoje miejsce.
-Z tym dziewiętnastolatkiem? Fatalnie, chłopak zamordował z zimną krwią dziewczynę w której był zakochany, rodzina ofiary chcą żeby dostał dożywocie. Najgorsze jest to że chyba dostanie te dożywocie, sędzie nie przekonują żadne argumenty żeby zmniejszyć wyrok kary.
-Mówiłaś że przyznał się do winy.
-Tak przyznał się, ale dowody są zbyt brutalne żeby zmienić wyrok. Będę starała się o zmniejszenie kary do 25 lat pozbawienia wolności, to przecież młody człowiek. Taki wyrok to zdecydowanie odpowiednia kara, swoje najlepsze lata spędzi za kratkami.
-To straszne jak można zmarnować swoje życie. On zabił dziewczynę którą kochał, ona była nie wina, bezbronna kiedy z zimną krwią pozbawił jej życia. A rodzina ofiary nie mogła jej pomóc, byli bezradni... - mężczyzna załamał głos. Kobieta widząc stan swojego męża, chwyciła go za rękę i spojrzała głęboko w oczy.
-Robert to nie twoja wina, że ona...
-Tak to moja wina! - przerwał żonie. -Nie mogłem nic zrobić!
-Jak już to nie mogliśmy, pamiętaj że ja też mogłam zmienić bieg wydarzeń. Gdyby można było cofną czas, na pewno te wszystkie wydarzenia potoczyłyby się inaczej. - Kristen schowała twarz w dłonie, Robert przytulił swoją małżonkę.
-Minęło parę dobrych lat, a to wciąż we mnie drzemie.
-Są wspomnienia które, będą nas prześladować do końca życia. Dobra wróćmy lepiej do pracy. - kobieta szybko wytarła łzę spływającą jej po policzku.
-Masz racje, lepiej wróćmy do pracy.
Małżeństwo wróciło do swoich wcześniejszych zajęć. Nie spodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi, zdziwiony Robert wstał żeby otworzyć, wcześniej spojrzał się pytająco na Kristen która też nie miała bladego pojęcia kto może do nich dzwonić. Nagle z korytarza było słychać wrzaski, przerażona Kristen rzuciła wszystko co miała w rękach na ziemię i pobiegła na pomoc mężowi. Kiedy dotarła do korytarza zaszokowana zatrzymała się gwałtownie.
-Elena?
-Nie, święty Mikołaj. - zażartowała Elena, Kristen od razu rzuciła się na dziewczynę żeby ją mocno uściskać.
-Dlaczego nie mówiłaś że nas odwiedzisz? - odezwał się mężczyzna. Elena była młodszą siostrą Roberta, różnica wieku między nimi wynosiła 2 lata, bardzo się kochali ale jak każde rodzeństwo dokuczali sobie na wzajem. Kobieta miała kasztanowy kolor włosów, była średniego wzrostu, oczy miała zielone, a cerę miała bladą.
-Chciałam wam zrobić niespodziankę. Mam nadzieje że nie przeszkadzam wam.
-Ale oczywiście, że nie przeszkadzasz nam. Pamiętaj jesteś tu zawsze mile widziana. - Kristen pomogła Elenie z torbą.
-Mam do was prośbę, przenocujecie mnie na jedną noc?
-Możesz zostać u nas jak długo tylko zechcesz. Gdzie masz swojego narzeczonego? Nie gadaj siostra że uciekł od ciebie.
-Stefano w życiu by mnie nie zostawił, za bardzo mnie kocha. Nie dostał urlopu w pracy, musiał zostać.
Kristen i Robert szybko posprzątali stos papierów walających się na stole, Elena zajęła miejsce koło swojego brata i jego żony.
-Czyli narzeczony ciężko pracuje, a ty sobie na wakacje wyjeżdżasz? - zakpił Robert.
-Musi jakoś zarobić na ślub. Jak tam u was?
-Mamy mnóstwo pracy, nie dawno wprowadziła się do nas Laura.
-Ta mała Laura, która nie rozstawała się ze swoim pluszowym misiem? I razem z nim śpiewała kolędy przy choince?
-Już nie taka mała. - uśmiechnął się Robert.
-I jak się wam z nią mieszka?
-Wspaniale, dziewczynki są uroczę. - Kristen uśmiecha się szeroko.
-Vanesse ostatnio widziałam rok temu. Dziewczynki mają chłopaków? - Elena upiła łyk kawy.
-Nie i nie będą miały chłopaków. Po moim trupie.- odpowiedział Robert.
-Wiesz że zabrzmiałeś jak ojciec, który nie chcę żeby jego córeczki miały chłopaków. - zaśmiała się Elena.
-Tak po części jest, one są tak jakby moimi córeczkami mieszkają pod moim dachem, daje im jeść i spędzam z nimi wolny czas. Są prawie jak córki. Poza tym wiem jacy są chłopcy w ich wieku, sam przecież taki byłem.
-Włącza ci się instynkt rodzicielski, radzę ci żebyś sam postarał się o własne dzieci, dziewczynki prędzej czy później wyprowadzą się, są przecież dorosłe.
-Nie pomyślałem o tym, ale to chyba w dalekiej przyszłości.
-Wiesz jak szybko czas płynie? A tak poza tym chciałabym być chrzęsną. - przyznała Elena.
-One są za młode żeby być matkami!!! - uniósł się Robert.
-Chodziło mi o to że chcę być chrzęsną twojego dziecka. Kiedy nią zostanę?
-W swoim czasie.
Robert, Kristen i Elena prowadzili ze sobą ożywczą rozmowę na różne tematy. Kiedy Elena skarżyła się na Stefano że nie sprząta swoich skarpetek i zostawia je na środku łazienki, do domu wróciła Laura. Dziewczynę trochę zdziwił widok Eleny której nie widziała wieki.
-Co tak stoisz jak słup soli? Chodź tu przywitać się z ciocią Eleną. - kobieta rozłożyła szeroko ramiona, Laura od razu rzuciła się w ramiona Eleny.
-Nie poznałam cioci. - przyznała Laura.
-Naprawdę? Aż tak się zmieniłam. Ale ty wyrosłaś.
Do domu wróciła Vanessa, od razu przywitała się z Eleną. Laura i Vanessa dołączyły do Eleny, Kristen i Roberta, cała piątka wspominała stare dzieje.
-Co wy na to żeby zrobić jakąś kolacje? - zaproponowała Kristen, kiedy na dworze zapadł już zmrok.
Wszystkie kobiety poszły do kuchni żeby przygotować kolacje. Po godzinie kolacja była już na stole, wszyscy zajęli swoje miejsca. Przy stole była prowadzona ożywcza rozmowa. Elena zdumiona patrzyła się na Laura, brunetka to zauważyła.
-Mam coś na twarzy?                                                              
-Nie po prostu, bardzo przypominasz mi Bonnie. - Robert słysząc słowa swojej siostry zakrztusił się jedzeniem.
-Kto to jest Bonnie? - zapytała Laura.
-Nikt ważny. - odpowiedział chłodno Robert.
Nikt do końca kolacji się nie odezwał, panowała między nimi niezręczna cisza. Było tylko słychać dźwięk sztuców. Po posiłku Robert i Elena zadeklarowali się posprzątać, reszta domowników udała się do salonu żeby oglądać telewizje. W kuchni pierwsza odezwała się Elena.
-Robert.
-Yhy.
-Nie chciałam wspominać o Bonnie.
-Ale wspomniałaś. - odpowiedział chłodno Robert.
-Nie możemy udawać że ona nigdy nie istniała. - Elena zamknęła zmywarkę, mężczyzna zamknął oczy.
-Wiem, ale to dla mnie trudne, dla mnie i Kristen.
-Dla nas wszystkich było to trudne. Nie tylko dla was.
-Wiem dlatego lepiej nie wspominać o Bonnie. To nie zamaże sprawy, ale oszczędzi przykrych wspomnień.
-Idziemy tam do nich? - uśmiechnęła się smutno Elena.
-Jasne.
Obydwoje ruszyli do salonu, gdzie wszyscy oglądali razem Top Model.


                                                            ***
Witajcie, z ręką na sercu przyznaje się że końcówkę rozdziału pisałam na odpieprz. Obiecałam wam niespodziankę oto jest ona, nie lubię nie dotrzymywać obietnicy. Dzisiaj jest Halloween i urodziny Vanessy jak wiecie z wcześniejszego postu. Rozdział dupy nie urywa. Desperacko proszę o komy po rozdziałem. Zapraszam was serdecznie do zakładki pytania. Postaram się żeby następny rozdział był fajniejszy.

Happy Birthday Vanessa!


Dzisiaj swoje dwudzieste trzecie urodziny obchodzi Vanessa. Z tej okazji życzymy jej dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, sukcesów w karierze, żeby robiła to co najbardziej kocha i udanej imprezy urodzinowej. Możecie przez cały dzień spamować na twitterze hasłem #HappyBirthdayVanessaMaranoFromPoland. Dzisiaj poza urodzinami Vanessy jest jeszcze Halloween życzę wam udanej zabawy, z tej okazji możecie dzisiaj spodziewać się od mnie niespodzianki (mam nadzieje że się wyrobie). Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!!!






sobota, 10 października 2015

Rozdział 14

Rozdział dedykuje Oli, która cały czas męczyła mnie o niego.

-Nie. Teraz mogę iść z tobą do lasu i cię zgwałcić. - oczy dziewczyny powiększyły się do granic możliwości.
-Co!? Jak to? - zapytała wyraźnie zszokowana brunetka.
-Normalnie Vanessa. Miałaś przecież lekcje wychowania do życia w rodzinie, wiesz jak to się robi. - zacząłem przybliżać się do Nessy, ona widząc mój zamiar zaczęła się odsuwać.
-Riker co ty wyprawiasz? - Van pisnęła.
-Nie bój się. - powiedziałem spokojnie. Widząc przerażenie dziewczyny wybuchłem głośnym niepohamowanym śmiechem, zdezorientowana brunetka nie wiedziała o co mi chodzi.
-Riker o co ci chodzi?
-Haha ty haha serio myślałaś haha, że chcę haha cie zgwałcić? - zapytałem pomiędzy atakami śmiechu.
-A nie?
-Nie. Posłuchaj mnie Vanessa, ja się tylko zgrywałem. Nie wieże, że mogłaś w ogóle pomyśleć że mógłbym cię zgwałcić. - wytarłem ręką łzy spływające mi po policzku.
-Nie wieże, że mnie nabrałeś! Riker'ze Antony Lynch jak mogłeś! - Van zaczęła bić mnie po ramieniu.
-Przepraszam, nie mogłem się  powstrzymać. Byłaś taka przerażona.
-Grałeś bardzo przekonująco. - przegryzła dolną wargę.
-Choć posprzątajmy, późno się robi.
Obydwoje zerwaliśmy się na równe nogi, posprzątanie naszego pikniku zajęło nam nie całe pięć minut. Zaproponowałem żebyśmy szli przez las, zdziwiłem się kiedy dziewczyna się zgodziła. Po tym co jej nagadałem, byłem na sto procent pewien że mi odmówi. A tu, taka niespodzianka. Chwyciłem do ręki koszyk i przepuściłem przodem Nesse. Szliśmy ścieżką przez las, ciesząc się świeżym powietrzem. Musieliśmy iść bardzo ostrożnie żeby o nic się nie potknąć, na ścieżce walało się dużo patyków, a fakt że było ciemno nie ułatwiał nam sprawy. Vanessa nagle się zatrzymała, dołączyłem do mojej przyjaciółki.
-Co jest Vanessa?
-Słyszysz to? - nic nie słyszałem.
-Nie, nic nie słyszę.
-Weź się przysłuchaj. - wytężyłem jeszcze bardzie słuch, teraz coś słyszałem.
-Czy to jęki? - spytałem dla pewności.
-Chyba, ale skąd one dochodzą? - brunetka rozejrzała się dokoła.
-I kto je wydobywa? - ta sprawa wydawała się mocno podejrzana. Skąd niby w środku lasu takie odgłosy i to jeszcze w nocy!? Ruszyliśmy w stronę tajemniczego odgłosu, z chwili na chwile jęki były bardziej słyszalne. Przystanęliśmy na chwilę, żeby się rozejrzeć.
W pewnym momencie Vanessa podskoczyła i schowała się za mną. Jej paznokcie mocno wbijały się w moje ramię, musiała się mocno bać.
-Riker, tam coś się rusza. - wskazała krzak. Rzeczywiście coś tam się ruszało, oby to nie był jakiś dziki zwierz, bo wtedy słabo to widzę. Podniosłem z ziemi długi kij, podałem koszyk dziewczynie i ruszyłem na przód. Brunetka była cały czas za mną, kiedy dotarliśmy koło krzaka patykiem odsłoniłem liście. To co zobaczyliśmy za krzakiem, mocno nas zaszokowało.
-Nie patrz na to Vanessa. - zasłoniłem brunetce oczy. A sam nadal wgapiałem się w parę odbywającą stosunek seksualny za krzakiem. Żeby w krzaka? W środku lasu? Na golasa? W głowie się to nie mieści. Nie tylko my byliśmy mocno zaszokowani, kolega aż znieruchomiał w koleżance. Poczułem jak Nessa zabiera moje ręce z swojej twarzy.
-Co wy tu kurwa robicie!? - krzyknął chłopak, energicznie zrywając się z ziemi.
-O to samo możemy was zapytać!? - krzyknąłem oburzony. Nie wieże, ten gościu miał jeszcze do nas jakieś pretensje. Że istnieją jeszcze tacy ludzie. Po prostu w głowie się to nie mieści.
-Pierwszy zapytałem! - kolega mógłby wziąć przykład z koleżanki i próbować się zasłonić. A nie stać z rozłożonymi rękami i drzeć mordę.
-My.... spacerowaliśmy. A wy?
-W nocy? W środku lasu? Spacerowaliście?
-Lepiej spacerować, niż bzykać. - ciekawe co powiesz na tą ciętą ripostę, konusie. Popatrzyłem zwycięsko na tego gościa, wyglądał jakby nie wiedział co powiedzieć. I dobrze.
-Uważaj na słowa, młody.
-Bo co stary?
-Spokój. - do akcji wkroczyła Van.
-Uspokój się. - dziewczyna starała opanować swojego chłopaka.
-Nie będzie, mi tu jakiś chuj pyskował. - kolega śmiały jest.
-Wypraszam sobie bardzo, nie będzie mnie obrażał gościu z małym ptakiem. Weź zrób nam przysługę i zakryj to maleństwo, bo się jeszcze przeziębi. - konus aż z szoku otworzył buzie. Szybko rozejrzał się za swoimi ubraniami, po chwili wciągał na siebie spodnie. Jego dziewczyna stała już ubrana ze spuszczonym wzrokiem, musi być jej ogromnie wstyd.      
-Tak lepiej. - chłopak był już ubrany.
-Posłuchaj mnie gościu, zapłacisz mi za to. - debil zaczął mi grozić.
-Niby za co? Spacerowaliśmy sobie po lesie, a że wy nie umiecie się cicho zachować to nie nasza wina. Nasze spotkanie, to czysty przypadek. - wzruszyłem ramionami.
-Posłuchaj dzieciaku... - tu przerwałem mojemu nowo poznanemu przyjacielowi.
-A skoro mowa już o dzieciach. Ciekawe czy się zabezpieczaliście? - widząc wielkie oczy dziewczyny wymownie wpatrujące się w swojego chłopaka, odpowiedz jest prosta. -Czyli nie. Wiecie że z tego mogą być dzieci, ja na waszym miejscu zaczął bym się modlić żeby tak nie było.
-Nie znasz nas, jak możesz nas oceniać.
-Ja was nie oceniam, róbcie sobie co chcecie, żyjcie sobie jak chcecie, uprawiajcie seks gdzie chcecie. Naprawdę nic mi to do tego jak żyjecie. Głupio wyszło z tą sprawą, nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze. Dlatego proponuje zapomnieć o całej sprawie i zacząć od nowa. Co wy na to?
-Spierdalaj, nie będę zadawał się z gościem co widział mojego fiuta. Walcie się frajerzy. - chłopak objął swoją dziewczynę i odwrócił się na pięcie.
-Ja ci dam, zjebusie. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Podniosłem z ziemi patyk i rzuciłem prosto w głowę tego idioty. Ten trzymając się za trafione miejsce, obrócił się w naszą stronę.
-Spieprzamy stąd Vanessa. - pogoniłem dziewczynę. Nigdy tak szybko nie uciekaliśmy przed czymś, choć w tym wypadku przed kimś. Kiedy dobiegliśmy do samochodu i wsiedliśmy do niego, nie mogliśmy opanować napadu śmiechu. Jak już w miarę się ogarnęliśmy, spojrzeliśmy się na siebie i znowu wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Okej wystarczy już tego śmiechu. Brzuch mnie boli. - pożaliła się Van.
-Mnie też.
-Ale dogadałeś temu gościowi. Tak szczerze to myślałam że nas dogoni, i przywali ci za to, że patykiem w niego rzuciłeś.
-On nie dałby mi rady.
-Chyba ty byś nie dał rany mu.
-Nieprawda. Gdzie z tymi mięśniami, jak mi nie wierzysz to pomacaj. - nadstawiłem biceps.
-Mam ci pomacać mięśnie? - zapytała rozbawiona brunetka.
-Tak. Nie krępuj się. - dziewczyna pewnym ruchem chwyciła mojego bicepsa i pomacała go.
-Twardy. Może byś dał mu radę. - uśmiechnęła się do mnie.
-Dzięki. To gdzie chcesz teraz pojechać? - zapytałem zapinając pas.
-Przed siebie.
-To jedziemy przed siebie. - odpaliłem samochód i ruszyłem w nieznane.
*Oczami Laury*
Byłam mocno podjarana randką Rikera i Vanessy, a fakt że ich randka się przedłuża tylko jeszcze bardziej mnie nakręcił. Z niepokojem czekałam kiedy wróci moja siostra, żeby wysłuchać ze szczegółami jak minęło ich spotkanie. O dwudziestej trzeciej odpuściłam sobie te czekanie i poszłam się umyć. W piżamce z myszką Miki zeszłam na dół. Razem z ciocią i wujem oglądaliśmy film z Angelina Jolie  i Brad Pitt  pod tytułem Pan i pani Smith, nieźle się naśmiałam na nim. Niestety wuja Robert i ciocia Kristen musieli kłaść się spać, bo jutro czekał ich nowy dzień pełen pracy. Więc zostałam sama oglądając tv, mocno się zdziwiłam kiedy o tak późnej porze natrafiłam na Gumisie (pamiętacie tą bajkę? ~ aut.). Po skończonej bajce dzieciństwa wyłączyłam telewizor i udałam się do kuchni, w celu napicia się czegoś. Po drodze śpiewałam cicho:
-Abrakadabra to czary i magia, sekretem jest przepis na gumisiowy sok, tam hokus-marokus dostarcza złych pokus, lecz misie zwyciężą, dla wroga to szok. - usłyszałam dzwonek do drzwi, pewnie to Van znowu zapomniała kluczy. Dziwne że jeszcze głowy nie zapomniała wziąć. Nadal śpiewając poszłam otworzyć drzwi. -Zobacz sam, jak gumisie skaczą tam i siam, bo gumisie cały świat już zna, gumiś to fajny miś.
Kiedy skończyłam śpiewać, w progu stał Ross patrząc się na mnie jak na jakąś idiotkę.
-Gumisie? - zapytała.
-Tak, masz coś do Gumisiów?
-Nie, Gumisie są spoko.
-Po co przyszedłeś? A tak przy okazji, fajna piżama. - wskazałam na spodnie z żółwiami nindża (nie wiem, co mi się wzięło na te wszystkie bajki ~ aut.)
-Dzięki, twoja też Miki. Przyszedłem bo muszę ci coś pokazać. - ożywił się i zaczął energicznie wymachiwać rękami.
-Więc, o co chodzi? - usiadłam na kanapie.
-Daj mi swojego tableta.
-Po co?
-Nie pytaj się, tylko dawaj. - bardzo powoli sięgnęłam swojego tableta leżącego na stoliku koło kanapy. Chłopak widząc moje powolne ruch przewrócił teatralnie oczami, pewnie pomyślał że obawiam się dać mu swój sprzęcior. I dobrze że się obawia, pamiętajmy co stało się z moim laptopem kiedy go dotknął. Dwie połówki laptopa spoczywają teraz w kartonie w mojej garderobie, niestety gwarancja chyba nie obejmuje takiego rodzaju uszkodzenie. Kiedy Ross otrzymał tableta, włączył go i wystukał jakąś stronę internetową. Zainteresowanie przyglądałam się mu.
-Patrz. - blondyn pokazał mi stronę internetową.
-Patrze i nic nie widzę.
-Jak to? Przyjrzyj się uważnie.
-Ross ja na serio nic nie widzę, reklamy ci się włączyły. - chłopak wystawił głowę za tableta.
-Jebane reklamy. - przeklął pod nosem, wyłączając reklamy. -Teraz, patrz.
Moim oczom ukazała się informacja, że E L James napisała Greya oczami Christiana. "Zobaczcie świat Pięćdziesięciu Twarzy Greya raz jeszcze, tym razem oczami mężczyzny." taki był nagłówek na stronie. Ale super! Przeczytałam  że premiera książki odbędzie się jutro. To genialna wiadomość! Ale Ross nie mógł się wstrzymać z przekazaniem mi tej informacji do rana? Przyznaj się, bardzo się cieszysz że go widzisz, odezwała się nieproszenie moja podświadomość. Kurcze gdybym wcześniej wiedziała że blondyn mnie odwiedzi na pewno bym się nie ubrała w tą piżamę, może coś bardziej seksownego. Co ty chcesz go do łóżka wpędzić, moja podświadomość znowu dała o sobie znać.
-Nie mogłeś się wstrzymać z tym do rana? - popatrzyłam na chłopaka.
-Nie, kiedy to przeczytałem od razu przybiegłem do ciebie. Wiesz co to oznacza?
-Oświeć mnie. - odebrałam od blondyna tableta. Wyłączyłam urządzenie i odłożyłam na stolik.
-Że idziemy jutro do empiku. Musimy przeczytać tę książkę. - Ross śmiesznie wyglądał mówiąc śmiertelnie poważnie.                                          
-Musimy? A niby czemu musimy?
-Jak to czemu? Najpierw teoria, a potem praktyka. Chyba wiesz co mam na myśli. - Ross szczurchnął mnie w ramię.
-Przeraża mnie twój tok myślenia. Z kim niby chciałbyś to robić? - naprawdę nie wiem który to raz z kolei, kiedy nasza rozmowa zbiega w tematykę seksu albo dziwnych podtekstów. Najbardziej mnie zaskakuje to, że lubię odbywać tego typu rozmowy z blondynem.
-Z tobą. - mruknął bardzo niewyraźnie pod nosem. Nic nie zrozumiałam.
-Możesz powtórzyć? Nic nie zrozumiałam co powiedziałeś. - chłopak wyglądał na zadowolonego faktem, że nie usłyszałam co powiedział.
-Z nikim. - tym razem powiedział głośno i wyraźnie. Chyba coś kręci, ale nie będę wnikać.
W drzwiach wejściowych stanęła Vanessa, była trochę zaszokowana tym że nas widzi. No pięknie, o której się to wraca z randki? Siostrzyczka nie wywinie się tak łatwo, co do minuty będzie musiała mi opowiedzieć co robili.
-A o której się to wraca do domu? - zapytał Ross.
-Nie twój interes, a tak poza ty czy  widziałeś datę urodzenia na moim prawo jazdy? - Van zdjęła buty.
-Tak widziałem.
-Przyszedłeś na piżama party do Laury? - chciała zaprzeczyć, ale blondyn mnie wyprzedził.
-Tak, właśnie chcieliśmy iść spać. - Lynch objął mnie ramieniem.
-Doprawdy? A gdzie śpisz? - moja siostra była zdumiona.
-Jak to gdzie? W łóżku. Z Laurą. Na golasa. - oczy Nessy zrobiły się wielkie jak spodki, ale nie tylko jej. W pierwszej chwili byłam zaskoczona, ale z czasem ta sytuacja zaczęła mnie śmieszyć. Czas odegrać przedstawienie.
-Ross nie miałeś nikomu tego mówić. - spojrzałam znacząco na przyjaciela, a potem na siostrę. Od razu załapał o co mi chodzi.
-Faktycznie, zapomniałem. - walnął się ręką w czoło.
-Co wy kombinujecie? - zaniepokojona zapytała brunetka.
-My nic.
-Kurcze już myśleliśmy, że nie wrócisz na noc. - Ross podrapał się po głowie.
-A niby czemu?
-Wiesz odjebałaś się na tą randkę jak sto pięćdziesiąt, miałem pewną teorie że mój braciszek będzie chciał spędzić z tobą troszkę więcej czasu.
-Ross!!! - skarciła go Nessa.
-Co!? Chodziło mi że będzie chciał z tobą chodzić po mieście do samego rana, a co ty myślałaś,  że niby o co mi chodzi. Wiecie co dziewczyny w tych czasach, w tym wieku trudno jest z kimś pogadać kto nie ma skojarzeń.
-Co zrobisz, nic nie zrobisz. - wzruszyłam ramionami.
-Dobra, ja już lecę do domu. Dobranoc dziewczyny. - pożegnał się z nami chłopak.
-Pięknie, kolegę mi wystraszyłaś. Możesz być z siebie dumna. - popatrzyłam wymownie na siostrę. Chwile wpatrywałyśmy się w siebie, mój uśmiech stawał się coraz szerszy. Vanessa też się do mnie uśmiechnęła.
-A tak na serio po co Ross tu był?
-Chciał powiedzieć mi, że wyszło Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Szarego. I że jutro obowiązkowo idziemy do empiku. - ruszyłam za siostrą na górę.
-Nie mógł ci tego powiedzieć jutro?
-Nie. Ale dosyć już o mnie. Jak było na waszej randce? - prawie pisnęłam. Brunetka otworzyła drzwi od swojego pokoju i zaprosiła mnie do środka. Usiadłyśmy na łóżku, tak bardzo brakowało mi tych szczerych rozmów z Vanessą, kiedy mieszkałyśmy osobno z nikim nie mogłam pogadać co mi leży na sercu. Nigdy nie miałam żadnej przyjaciółki, Vanessa była jedyną moją prawdziwą przyjaciółką, teraz jest nią też Rydel. Z niecierpliwieniem czekałam aż siostra w końcu zacznie gadać jak było, ale nic nie zapowiadało się na to, Van siedziała na łóżku skubiąc paznokcie.
-Wiec... jak było? - postanowiłam zacząć. Nessa spojrzała mi w oczy i po chwili opuściła wzrok na swoje dłonie, mocno się zarumieniła. Boże święty co oni wyprawiali na tej randce! Teraz to na pewno nie zasnę póki się nie dowiem wszystkiego.
-Wiec przyszłam w umówione przez nas miejsce i tam go jeszcze nie było, rozejrzałam się dokoła. Kiedy tu nagle ktoś zarzucił na mnie worek, wpędził mnie do samochodu i odjechał z piskiem opon. Strasznie się bałam, myślałam że to koniec już po mnie. Po zatrzymaniu samochodu porywacz wypuścił mnie i pomógł mi z pozbyciem się worku. Szybko chwyciłam jakiś patyk z ziemi i uderzyłam go nim, okazało się że to Riker. Myślałam że go zaraz zabije. Porywania mu się zachciała. - Van przystanęła na chwile łapiąc oddech. Strasznie szybko mówiła, podziwiałam ją za to jak szybko potrafiła mówić.
-Chciał być romantyczny i orginalny. - zaczęłam bronić Riker'a.
-Potem Riker pokazał mi to co przygotował, zaniemówiłam z wrażenia tak się napracował nad tym wszystkim, a efekt końcowy był przepiękny. Szybko zapomniałam że mam ochotę go zabić i podziwiałam jego ciężką prace. Po pikniku Riker powiedział, że teraz może mnie zgwałcić...
-Co powiedział! - przerwałam siostrze.
-Poczekaj, wysłuchaj mnie do końca. Po tym jak powiedział że teraz może mnie zgwałcić, przeraziłam się, w głowie zaczęłam układać plan ucieczki. Który za pewnie by się nie powiódł, bo Riker dogonił by mnie. Pogodzona z losem jaki był mi pisany czekałam na najgorsze, chłopak zaczął się śmiać, jak się później okazało zgrywał się ze mnie w ogóle nie zamierzał mnie zgwałcić. Po posprzątaniu pikniku poszliśmy do lasu, gdzie natrafiliśmy na bzykającą się parę. Myślałam że Riker i ten gościu się zaraz pobiją, oczywiście blondi musiał rzucić patykiem w tego kretyna, przed którym później uciekaliśmy. Resztę wieczoru spędziliśmy na gadaniu i przejażdżce po mieście. - skończyła Van.
-Łał też bym chciała mieć taką randkę. - przyznałam z zachwytem.
-Uwierz mi, nie chciałaś by. - poradziła mi siostra.
-Dlaczego nie? Dzięki temu wszystkiemu, szybko nie zapomnisz tego spotkania i będziesz pamiętać je bardzo długo.
-Spotkania z tamtymi ludźmi, chyba do końca życia nie zapomnę. Dobra koniec tego dobrego, dowiedziałaś się co robiliśmy, teraz zjeżdżaj młoda do swojego pokoju spać.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo zostałam wyrzucona z pokoju przez własną rodzoną siostrę. Szybko pobiegłam do swojego królestwa, dopiero kiedy się położyłam zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona. Zasnęłam błyskawicznie. Śnił mi się jednorożec który rapował, nie wiem co było w tym śnie dziwniejsze, że jednorożec rapował na tyłach Biedronki czy że był ubrany w dres i łańcuchy. Kiedy wstałam zjadłam śniadanie i postanowiłam się przejść. Nie miałam na dzisiaj żadnych planów, a taki spacer dobrze mi zrobi. Może poznam ciekawych ludzi po drodze, nigdy nie wiesz co ci życie przyniesie. I czego możesz się od niego spodziewać. Zbliżała się jedenasta, byłam niedaleko domu kompletnie zamyślona, nie zauważyłam chłopaka w którego weszłam.
-Przepraszam, nie zauważyłam cię. Zamyśliłam się.... - zaczęłam histerycznie przepraszać dosyć przystojnego chłopaka. Który był mniej więcej w moim wieku, przystojny, nieźle ubrany, przez dobrze dopasowaną koszule można było zobaczyć zarys jego umięśnionego brzucha, a uśmiech miał taki czarujący że głowa boli.
-Spokojnie nic mi nie jest. Pytanie brzmi czy tobie nic się nie stało? Nie darował bym sobie gdyby przeze mnie takiej pięknej dziewczynie coś się stało. Mogę wiedzieć jak ci na imię? - no nie wierze, nie dosyć że przystojny, dobrze zbudowany to jeszcze dobrze wychowany i szarmancki. No po prostu ideał, ale niema co za szybko oceniać ludzi, można się na tym nieźle przejechać. Jak to mówią nie oceniaj książki po okładce. Choć pierwsze wrażenie jest ważne, a on zrobił na mnie dobre wrażenie.
-Nie, nic mi nie jest. Mam na imię Laura, a ty?
-Peeta. - wymieniliśmy uścisk dłonią. - Co taka piękna dama porabia tutaj?
-Piękna dama postanowiła się przejść. - zaśmialiśmy się.
-Zapewne przeszkodziłem ci w tym.
-Ależ nie, wręcz przeciwnie. Muszę uciec od myśli, które cały czas krążą mi po głowie.
-Mam nadzieje, że nie potrzebnie nie zaprzątasz sobie nimi głowę. Czasem jest dobrze uciec od własnych myśli jak najdalej. - muszę przyznać że rozmowa z Peetą jest całkiem miła. Chyba od razu załapaliśmy wspólny język.
-Czasami jest to trudne.
-Ale możliwe. Co tu robisz?
-Przecież już ci mówiłam.
-Nie o to mi chodzi. Co tu robisz sama? Twój chłopak może być zazdrosny, swoją drogą ja na jego miejscu bym był i to bardzo.
-Nie mam chłopaka.
-Jaja sobie ze mnie robisz, dlaczego taka piękna dziewczyna nie ma chłopaka?
-Jakoś tak wyszło. Powodów jest mnóstwo, ale ten główny to, że jeszcze nie spotkałam swojego księcia z bajki. - a może spotkałam? Sama już nie wiem, wykończy mnie to ciągłe myślenie.
-Skoro nie spotkałaś jeszcze księcia z bajki, to możesz dać mi swój numer telefonu? - nie zdążyłam odpowiedzieć, bo skąd z nikąd Peeta został trafiony jabłkiem prosto w swoje genitalia. Z piskiem opadł na kolana trzymając się za obolałe miejsce. Zaczęłam rozglądać się z nadzieją, że może zobaczę kto to zrobił. Żeby rzucać kogoś jabłkiem w kroczę, kiedy on rozmawia z drugą osobą, to jest straszne. Jeszcze szczeniacko uciec, nie wiem jakim trzeba być idiotą żeby coś takiego zrobić. Pochyliłam się nad chłopakiem i powoli pomogłam mu wstać.
-Wszystko w porządku Peeta?
-Ta tylko trochę mnie boli. Widziałaś kto to zrobił? - zapytał chłopak lekko prostując się.
-Niestety nie. Masz jakiś wrogów? A może domyślasz się kto to mógł zrobić?
-Nie, nie mam żadnych wrogów.
-Powinien zobaczyć cię lekarz. - doradziłam chłopakowi.
-Nie po co. Lepiej już pójdę.
-Dobra. Miło było cię poznać. - pomachałam mu ręką na pożegnanie.
-Nawzajem, mam nadziej że się kiedyś się jeszcze spotkamy. Pa.
-Też mam taką nadzieje.
Ruszyłam w stronę domu, kurcze oby Peeta'cie nic nie było. Nie wyglądało to na poważne uszkodzenie, ale nigdy nie wiadomo, powinien zobaczyć go lekarz tak dla pewności.

                                                          ***
Witajcie, chciałam żeby rozdział pojawił się przed 30 września ale nie wyszło. Jakoś głowy nie miałam do pisania, musiałam się uczyć. Zastanawiam się kto z was był na koncercie, ja byłam i muszę powiedzieć że było super! Dopiero dzień po koncercie doszło do mnie to że widziałam ich na żywo, może wydać się to głupie ale zdałam sobie sprawę że oni istnieją na prawdę. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział, rozumiecie szkoła :/ Błagam was KOMENTUJCIE to dla mnie bardzo ważne!!! Chcę wiedzieć, ile mniej więcej osób czytało rozdział i czy podobał się wam czy nie. Może jest coś w opowiadaniu co was wkurza, jak jest to śmiało piszcie w kom. Zapraszam też serdecznie w zakładkę pytania. Mam do was prośbę, możecie polecić mi jakiś fajny blog koniecznie musi być o Raurze (innych nie czytam) fajnie by było gdyby była też Rikessa i Rydellington. To by było na tyle. Życzę miłego tygodnia.