czwartek, 25 czerwca 2015

Rozdział 7

Błagam przeczytajcie notatkę pod rozdziałem
-Halo Rydel! Nie słyszę Cię!- Riker wrzeszczał do telefonu.
-Weź poszukaj gdzieś zasięgu- rozkazał Rocky starszemu bratu. Riker spiorunował wzrokiem szatyna, i zaczął chodzić w te i s powrotem szukając lepszego zasięgu, jak to oni nazwali "na tym zadupiu" w którym utknęli. Kiedy w końcu znalazł lepszy zasięg i słyszał to co siostra do niego mówiła powiedział:
-Rydel przyjedziesz po nas?
-Jak w ogóle to się stało że utknęliście na tym zadupiu?
-Paliwo nam się skończyło...
-Mówiłem żeby wjechać na stacje, ale wy oczywiście nie posłuchaliście mnie. Jak zwykle- Rocky wyrzucił ręce w górę.
-Zamilcz Rocky- chłopak chciał coś powiedzieć, ale się jednak rozmyślił- To że zabrakło nam paliwa to nie jest jeden powód przez który tkwimy tutaj.
-Jaki jest jeszcze? - zapytała Delly.
-Przeklęty Elvis Presley- Riker spojrzał przed siebie. Nadając tym samym komicznego wyglądu sprawy. Jeszcze to w jaki sposób blondyn wypowiedział nazwisko zmarłego wokalisty, jakby go przeklinał za to że istniał.
-Co? - Rydel w ogóle nie miała zielonego pojęcia o czym mówi jej starszy brat.
-Ej, nie mieszaj do tego Elvis'a- Ross stanął w obronie Presley'a.
-To przez niego tutaj trafiliśmy
-Nie przez niego, tylko przez Rocky'iego- Ross wskazał palcem szatyna, który stał naprzeciwko niego.
-Co przez Rocky'iego!- oburzył się chłopak- Tak najlepiej wszystko zgonić na Rocky'iego. To że paliwo nam się skończyła też.
-Ty znowu z tym paliwem! - wrzasnął Ross.
-Weźcie się uspokójcie- Riker próbował uspokoić chłopaków.
-Jak mam się uspokoić skoro w próbujecie zgonić wszystko na mnie!?
-Bo to twoja wina-szedł w zaparte Ross.
-To nie ja włączyłem kasetę z największymi hitami Elvis'a Presley'a tylko ty- Rocky spojrzał na Ross'a.
-Ale to ty kierowałeś samochodem, i to ty dałeś się ponieść hitom lat 70
-Wszyscy daliśmy się ponieść- stwierdził Rocky.
-Racja wszyscy daliśmy się ponieś- Riker przyznał racje Rocky'iemu.
-Możecie mi do jasnej cholery wyjaśnić o czym w mówicie!? - Rydel dała o sobie znać.
 -To długa historia, ale w skrócie pożyczyliśmy samochód od pana Adamsa, Ross włączył kasetę z hitami Presley'a, Rocky wyjechał za miasto i paliwo nam się skończyło. Dlatego dzwonimy do ciebie z nadzieją że nam pomożesz- Riker mówił jednym tchem.
-Aha
-Rydel przyjedziesz po nas?
-Jest taki mały problem...
-Jaki problem!?-  Ross, Riker i Rocky krzyknęli chórem, tak głośno że Rydel odsunęła na chwile telefon od ucha.
-Piłam już
-Co!? Jak można być aż tak nieodpowiedzialnym? Oj porozmawiamy sobie młoda damo, oj porozmawiamy- Riker mówił ojcowskim tonem. Tak jakby Rydel była jego malutką córeczką która została przyłapana na złamaniu zakazu ojca. Blondynka nigdy nie lubiła kiedy Riker mówił takim tonem, w ogóle nie lubiła kiedy któryś z braci albo Ellington mówił takim ojcowskim tonem.
-Przepraszam bardzo, czy to mi zabrakło paliwa na jakimś zadupiu? Czy to ja dzwonie o pomoc o dwudziestej czwartej?- Rydel zasypywała chłopaków mnóstwem pytań.
-Dobra później wrócimy do tego. Teraz mamy większy problem, a mianowicie jak wrócimy do domu?- Ross przerwał zbliżającą się kłótnie.
-Zadzwonię do pana Roberta...
-To dobry pomysł dzwoń do pana Roberta- przerwał Rydel Riker.
-Nie wiem, czy pan Robert zgodzi się po was przyjechać
-A niby czemu nie miałby się zgodzić?- pytanie zadał Ross.
-Jest późno, a te całe przyjęcie było bardzo wyczerpujące
-Ciekawe co było tak, bardzo wyczerpującego na tym przyjęciu? Przecież wy tam tylko siedzieliście, słuchaliście jakiś tam przemówień i jedliście. Musze przyznać jest się czym zmęczyć- powiedział sarkastycznie Rocky.
-Ty nie wiesz, jakich my tam ludzi poznałyśmy. Jakbyś spędził tyle czasu z państwem Kelso i ich ohydnym synem to byś był wykończony. Bardziej psychicznie niż fizycznie
-Aż tacy straszni byli ci ludzie?- zapytał się Riker z troską w głosie.
-Później wam opowiem jak było. Teraz wyślijcie mi esemesa z danymi waszego położenia, a ja skombinuje wam transport- nie czekając na odpowiedz chłopaków Rydel rozłączyła się. Odwróciła się na pięcie i bez żadnego słowa ruszyła w stronę drzwi wyjściowych. Już po chwili znajdowała się pod drzwiami posiadłości państwa Swan, zapukała lekko do drzwi, otworzył jej Robert. Był bez butów i marynarki widok blondynki wyraźnie  zaskoczył go, nie spodziewał się jej.
-Rydel co ty tutaj robisz? Vanessa i Laura poszły już spać, myślałem że ty też po powrocie do domu udasz się bezpośrednio do łóżka. Wyglądałaś na zmęczoną w sumie nadal wyglądasz- Robert przeleciał (bez skojarzeń aut) wzrokiem Rydel od stup do głowy.
-Ja w sumie mam sprawę do pan- oświadczyła dziewczyna.
-To zapraszam do środka- gospodarz wpuścił blondynkę.
-Wiem że jest późno i pan jest zmęczony, ale mam do pana wielką prośbę- Rydel przedstawiła pokrótce jak to przyszła do domu i zobaczyła Ryland'a śpiącego na kanapie o telefonie od chłopaków gdzie oni się znajdują. Potem zapytała się pana Roberta czy mógłby pojechać po nich, kiedy mężczyzna się zgodził podała mu współrzędne gdzie znajdują się chłopacy.
-Jeszcze raz dziękuje panu że się pan zgodził- podziękowała Rydel kiedy pan Robert znalazł się koło niej przy drzwiach wejściowych z kluczykami i ubranymi butami.
-Nie musisz dziękować, lubię twoich braci- pan Robert przepuścił pierwszą Rydel i zaraz po niej sam wyszedł. Rydel udała się do domu, na początku chciała jechać razem z panem Robertem, ale on kazał jej wrócić do domu i iść spać. Po chwili dziewczyna odpuściła sobie, była strasznie zmęczona a włóczenie się jeszcze tego wieczoru nie był dobrym pomysłem, poza tym pan Robert nie był tak mocno zmęczony można powiedzieć że tryskał energią. Blondynka czuła lekkie wyrzuty sumienia, że ona pójdzie spać sobie a pan Swan będzie jechał po jej braci o tak później porze.  Ale mu to nic nie robiło lubił całą rodzinę Lynchów, jeśli chodziłoby o jakiegoś innego sąsiada to by go zbył, zależy jeszcze kto by przyszedł do niego z taką prośbą, niektórzy sąsiedzi są spoko a niektórzy nie. Delly od razu kiedy wróciła do domu poszła wziąć szybki prysznic, przebrała się w swoją piżamkę i poszła spać, zasnęła błyskawicznie. Robert po dwudziestu minutach dojechał na miejsce, zobaczył Ross'a i Rocky'iego siedzących na masce malucha a Riker stał opart plecami. Wyglądało to dość komicznie, tacy wysocy chłopacy koło takiego malutkiego samochodu.
-Witajcie młodzieży- przywitał się mężczyzna wysiadając z samochodu.
-Przyjechał pan- palnął Rocky na powitanie, Robert lekko się zaśmiał.
-Co się stało chłopaki? Maluch pana Adamsa zepsuł się wam po drodze, na tej jak widzę opuszczoszałej dzielnicy?- Robert uniósł jedną brew.
-Nie do końca. Paliwa nam zabrakło w zbiorniku- wyjaśnił Ross.
-Macie szczęście że nie zdążyłem wprowadzić mojego planu w realizacje- oświadczył.
-Jakiego planu?- zaciekawił się Riker.
-Zamierzałem pójść spać z żoną, znaczy przespać się z żoną
-Przepraszamy że popsuliśmy panu plany- przeprosił Ross patrząc na swoje buty.
-Nie musicie za nic przepraszać. I tak nic by z tego nie wyszło- uspokoił ich Robert.
-Dlaczego?- zapytał się Rocky.
-Moją żonę zalało morze czerwone- Robert wyprostował się.
-Co to jest morze czerwone?- zapytali się chórem bracia.
-Okres. Moja żona ma okres- skrzywił się Robert.
-Aha nie wiem co mam powiedzieć, może przykro mi- Riker położył ręke na ramieniu Roberta.
-Wy też niedługo będziecie to przeżywać co ja teraz- zaśmiał się mężczyzna- Dobra chodźcie już do samochodu, nie zamierzam spędzić tutaj całej nocy
-Racja- przyznał  Rocky. Wszyscy udali się do samochodu stojącego pięć metrów dalej, Rocky jeszcze szybko skoczył zamknąć malucha. Choć było małe prawdopodobieństwo że ktoś będzie tędy przejeżdżał i ukradnie zabytek, ale chłopacy woleli dmuchać na zimno.
-Pasy panowie- przypomniał Robert.
-Wiemy bezpieczeństwo to podstawa- odparł Riker sięgając po pas i go zapiął.
-Niezupełnie mi o to chodziło, po prostu nie chcę dostać mandatu choć bezpieczeństwo też
-To jak się pan bawił na tym przyjęciu?- zapytał niepewnie Riker, starając się podtrzymać rozmowę. Nie chciał wracać w kompletnej ciszy do domu.
-A wiesz że w miarę dobrze- nie spuszczając wzroku z drogi odpowiedział Robert.
-A jak bawiły się dziewczyny?
-Chyba dobrze, może z wyjątkiem tego że podrywał je Nick- imię Nick'a było wypowiedziane z odrazą. Robert nigdy nie przepadał za rodziną Kelso, tolerował ich tylko na przyjęciach, a tak poza tym to w ogóle.
-Je czyli..?- chciał wiedzieć Ross.
-Czy on podrywał Vanesse?- zdenerwował się Riker, fakt że ktoś mógłby podrywać Vanesse doprowadzało go do wściekłości. On i Vanessa przyjaźnili się, kiedy brunetka zamieszkała z ciocią i wujem od razu zlaleźli ze sobą wspólny język. Vanessa często zwierzała się Riker'owi albo prosiła go o rade i na odwrót pomagali sobie zawsze, jeden by wskoczył za drugim  w ogień. Obydwoje wiedzieli że zawsze mogą uderzyć z problemem do drugiego nie zważywszy od pory dnia lub nocy. Nic dziwnego że blondyn traktował swoją przyjaciółkę jak siostrę, martwił się o nią i nie chciał żeby ona cierpiała.
-A co zazdrosny jesteś?- zaśmiał się Rocky przez co został ździelony w głowę przez starszego brata.
-Spokojnie chłopaki- starał się uspokoić chłopaków Ross.
-Wracając do twojego pytania Ross to Nick podrywał Vanesse, Rydel i Laure. Co nie spodobało się dziewczyną Laura nawet spoliczkowała go- w głosie Roberta było słychać dumę tym że Laura spoliczkowała tego idiotę.
-Co on jej zrobił?- zapytał się błyskawicznie Ross.
-Nie wiem
-Czekaj Rydel mówiła coś o jakiś tam idiotach. Tylko jak się oni nazywali... Kasto...Kiesto...- zastanawiał się Riker.
-Kelso- poprawił go Robert.
-Tak właśnie Kelso. O nich mówiła Delly.
-Co mówiła o nich?- Robert właśnie skręcił w prawo.
-Że gdybyśmy spędzili tyle czasu z nimi, co Rydel to byliśmy byli padnięci psychicznie
-Prawda z tymi ludźmi można dostać na głowę- Robert gwałtownie zahamował na czerwonym świetle- Zmieniając temat, jak wam minął dzionek?
-Męcząco- stwierdził Rocky- Cały boży dzień sprzątaliśmy garaż, a tak przy okazji znaleźliśmy pańskiego grilla.
-Co mój grill robił w waszym garażu?- pomiędzy brwiami mężczyzny zrobiła się zmarszczka- Nie pamiętam tej nocy
-Jak pan powiększał sobie garaż zostawił pan u nas parę rzeczy na przechowanie. I po remoncie zapomniał pan o tym grillu, a że leżał on przygniecionymi innymi gratami my też zapomnieliśmy panu oddać- wyjaśnił Ross.
-Aha. Nie musicie oddawać mi go, jak nie mogłem znaleźć go pół roku temu to kupiłem nowy- machnął ręką Robert.
-To dobrze- ulżyło Riker'owi.
-Dlaczego?- zdziwił się Robert.
-Kiedy tak sprzątaliśmy pański grill został lekko uszkodzony
-Lekko czyli?
-Jedna noga odleciała, kiedy Rocky rzucił grillem w ścianę chcąc trafić Ross'a- wyjaśnił Riker.
-Skubany zdążył uciec- rzekł Rocky.
-W ostatniej chwili- dodał Ross.
-A tak wracając do tego to dobrze, że pan nie potrzebuje już tego grilla. Jutro wyrzucimy go- oświadczył Riker.
-Nie musisz się trudzić, Ryland wyrzucił go- Rocky'iemu za wibrował telefon w kieszeni spodni. Chłopak wyciągnął aparat z kieszeni spodni i szybkim ruchem odblokował go. Skrzywił się po przeczytaniu treści esemesa.
-Kto napisał?- zaciekawił się Riker.
-Ryland pisze że idzie już spać, mama i tata wrócili pół godziny temu i klucze są pod wycieraczką
-A że się tak spytam, co robiły dziewczyny zanim pan po nas przyjechał?- zaciekawił się Ross.
-Poszły spać
-Ross to by najchętniej poszedł spać z Laurą- zaśmiał się Rocky. Wszyscy spojrzeli się z byka na szatyna, Robert wrócił wzrokiem s powrotem na drogę.
-Nieprawda- Ross lekko się zarumienił. W głębi duszy podziękował za to że jest ciemno i reszta pasażerów nie zobaczy jego rumieńców.
-Ross chociaż byś się przyznał- Riker szczurchnął ramię młodszego brata.
-A ty byś najchętniej poszedł spać z Vanessą- oskarżył Ross Riker'a.
-Ciebie chyba coś boli- oburzył się Riker.
-To nie ja zacząłem ten temat. Tylko Rocky - Ross wskazał palcem na brata- On ma jakieś chore pod teksy.
-Jakie chore pod teksty?
-Rozumiem Rocky że jesteś zazdrosny o moje życie towarzyskie, ale bez przesady. Nawet gdyby moje życie towarzyskie zaczęło by się rozwijać z  Laurą, a pragnę podkreślić że nie rozwija się to nie powinieneś  być aż tak zazdrosny. To niezdrowe. - upomniał Rocky'iego Ross.
-Co ty do mnie mówisz człowieku? O czym ty gadasz? - zadawał pytania lekko oburzony Rocky.
-To że twoje życie towarzyskie dawno umarło i jest pogrzebane na cmentarzu. Nie daje ci prawa do wtrącania się do innych - blondyn powiedział poważnym rzeczowym tonem. Wszyscy wybuchnęli  głośnym niepohamowanym śmiechem, wszyscy oprócz Rocky'iego on siedział z nadąsaną miną.
-Dobra chłopaki wysiadka, już dojechaliśmy- Robert zatrzymał samochód na podjeździe. Wszyscy od pieli pasy i wysiedli z samochodu. Robert za kluczył samochód i udał się do domu. Szybko wziął prysznic, kiedy wszedł do sypialni zobaczył śpiącą Kristen z książką. Musiała zasnąć przy czytaniu pomyślał, delikatnie wziął książę z jej rąk i odłożył ją na szafkę nocną przykrył bardziej swoją żonę kordłą. Patrzył przez chwile na śpiącą Kristen uśmiechnął się i położył się spać gasząc lampkę. Gdy chłopacy otworzyli drzwi kluczem, udali się do kuchni, starali się zachowywać cicho żeby nie obudzić reszty domowników. Pech chciał że kiedy szli w stronę kuchni Riker niechcący zrzucił ramkę ze zdjęciem z rodzinnego grilla zrobionego, gdy mieszkali jeszcze w Littenton z szafki gdzie znajdował się  inne różne zdjęcia z rodzinnych spotkań z pierwszego koncertu R5. Ross walnął się w czoło kiedy ramka ze zdjęciem upadła robiąc hałas, z przerażeniem spojrzeli się na siebie, Riker szybko pod nius ramkę z ziemi i odłożył ją na miejsce. Z ulgą stwierdził że ramka jest cała, w milczeniu udali się do kuchni. Zapalili światło i zobaczyli że na stole leży talerz pełen kanapek a obok kartka, Ross uniósł kartkę na wysokość oczu i przeczytał na głos:
-Zrobiłam wam kanapki. Smacznego mama.
Riker i Rocky wzruszyli ramionami i cała trójka zabrała się za jedzenie kanapek przyrządzonych przez ich kochaną mamę, która zawsze myśli o swoich dzieciach. Po skończeniu kanapek bracia posprzątali talerz i każdy ruszył do swojego pokoju gdzie wzięli szybki prysznic i poszli spać.
*Następny dzień*
*Oczami Vanessy*
Wstałam o 8 rano wygramoliłam się z łóżka i ruszyłam w stronę kuchni, byłam strasznie głodna. Kiedy wyszłam z pokoju zobaczyłam ledwo przytomną Laure która wychodziła właśnie z swojego pokoju, szła z zamkniętymi oczami przed siebie dopóki nie weszła w ścianę. Patrzyłam obojętnym wzrokiem jak moja młodsza siostra wchodzi w ścianę i zalicza glebe, chciałam do niej podejść i pomóc jej wstać ale stwierdziłam że sama sobie poradzi. Ruszyłam przed siebie omijając Laurę która podnosiła się z ziemi na równe nogi, po drodze prawie bym spadła ze schodów. Prawda jest taka że nie wyspałam się jeszcze, obudził mnie głód,  który dopadł mnie przez sen. Nie pamiętam co mi się śniło. Po przekroczeniu progu kuchni od razu zabrałam się za przyrządzanie śniadania, wyciągnęłam z szafki miskę i płatki czekoladowe nalałam zimnego mleka do miski z płatkami i wyciągnęłam z szuflady łyżkę. Usiadłam przy stole i zabrałam się do jedzenia mojego śniadania, do kuchni weszła Laura już bardziej przytomna niż chwile wcześniej.
-Hejka. A propos smacznego- moja siostra wyciągnęła z szafki miskę i zaczęła przyrządzać sobie to samo danie co ja.
-Hejka- przywitałam się. Po chwili Laura usiadła koło mnie i razem jadłyśmy w ciszy. Tą cisze przerwała Laura:
-Jakieś plany na dzisiaj?
-Nie wiem jak ty ale ja po śniadaniu idę  spać
-Ja chyba też po śniadaniu pójdę spać- stwierdziła Laura - Vanessa?- zaczęła niepewnie.
-Tak- spojrzałam na siostrę.
-Czy mogę pójść spać z tobą? No wiesz, jak kiedyś w dzieciństwie chodziłyśmy spać razem- przypomniała Laura. Kiedyś jak byłyśmy małymi dziewczynkami ja chodziłam do Laury czasami spać do łóżka albo Laura chodziła do mnie. Razem wtedy sobie spałyśmy, a kiedy nie mogłyśmy zasnąć opowiadałyśmy sobie na wzajem bajki. Uśmiechnęłam się wspominając te czasy.
-Jasne
Po skończonym śniadaniu posprzątałyśmy po sobie i poszłyśmy do mojego pokoju. Od razu po przekroczeniu progu pokoju wskoczyłam do mojego łóżka zrobiłam miejsce dla Laury. Leżałyśmy w milczeniu i patrzyłyśmy się w sufit.
-Vanessa opowiesz mi bajkę?- Laura położyła swoją głowę na moim ramieniu.
-Dawno dawno temu...- opowiedziałam mojej młodszej siostrzyce bajkę o Roszpunce. Kiedy skończyłam opowiadać  Laura już spała, postanowiłam do niej dołączyć, zamknęłam oczy i udałam się do krainy Morfeusza. Obudziłam się dwie godziny później Laura miała otwarte oczy i patrzyła się na mnie.
-Hejka młoda. Od jak dawna nie śpisz już?- podniosłam się  do pozycji siedzącej.
-Przed chwilą się obudziłam- Laura wygramoliła się z łóżka i ruszyła w stronę drzwi. Po chwili Laury nie było już w moim pokoju, wstałam wybrałam rzeczy w które się dzisiaj ubiorę i ruszyłam do łazienki. Gotowa zeszłam na dół, w salonie siedzieli ciocia z wujem i ubrana Laura. Pili właśnie herbatkę i zajadali się ciastkami, ku mojemu zdziwieniu była też herbata dla mnie, usiadłam pomiędzy Lau a ciocią.
-Witajcie- przywitałam się z ciocią i wujem.
-Witaj- przywitali się chórem.
-Opowiem wam co mi się przydarzyło kiedy poszłyście spać
Wuja Robert opowiedział nam jak pojechał po Riker'a, Rocky'iego i Ross'a, po skończonej opowieści rozmawialiśmy na różne inne tematy. Cioci Kristen przypomniało się że kupiła dzisiaj ciasto czekoladowe, wysłała Laurę po nie. Moja siostra długo już nie wracał więc postanowiłam sprawdzić, czy czasem nikt nie napadł jej po drodze. Kiedy wstałam Lau właśnie przyniosła ciasto.
-Co tak długo? Już chciałam iść sprawdzić czy nikt czasem cię nie napadł. - zapytałam się.
-Nie, po prostu...nieważne zapomnijcie że mnie tak długo nie było- Lau zabrała się za krojenie ciasta.
-Nie no, ciasto palce lizać- po spróbowaniu pierwszego kawałka ciasta, wuja zaczął je zachwalać.
-Faktycznie ciasto palce lizać- przyznałam.
-Jakie to ciasto? - zapytała się Laura.
-Ciasto czekoladowe z rumem- ciocia popatrzyła chwile na łyżeczkę z kawałkiem ciasta i włożyła ją do buzi.
-To wiadomo czemu takie dobre- zaśmiał się wuja.
Telefon za wibrował mi w kiszeni spodni, wyciągnęłam go i zobaczyłam kto przysłał mi wiadomość. Riker. Bo któż by inny "Weź siostrę i przy chodź cię do nas jak najszybciej!!!" zmarszczyłam brwi i napisałam "Coś się stało? Dlaczego mamy iść do was jak najszybciej?" odpowiedz dostałam błyskawicznie "Po prostu chodź cię. Dowiecie się wszystkiego na miejscu" odpisałam "Okej, będziemy za chwilę"
-Młoda ruszaj się, idziemy do Lynchów- włożyłam telefon z powrotem do kieszeni.
-Po co?
-Nie wiem, wszystkiego dowiemy się na miejscu

                                                                                 ***
Witajcie. Sprawy organizacyjne po pierwsze dziękuje wam że mój blog ma już 1031 wyświetleń jeszcze raz wielkie dzięki, po drugie załamałam się liczbą komentarzy po ostatnim rozdziałem nie wiem czy wiecie, ale naprawdę każdy komentarz liczy się dla mnie. Chcę znać wasze opinie na temat tego co napisałam, wiem że rozdziały nie są idealne, nie mam talentu do tego, ale się staram i myślę że to co napisze nie jest aż takie najgorsze. Powiedziałam sobie że ten rozdział musi być napisany do dzisiaj, ciesze się bardzo że udało mi się go napisać w wyznaczonym prze ze mnie terminem. Jutro jest najpiękniejszy dzień dla każdego ucznia, czekałam na ten dzień od 1 września a mianowicie zakończenie roku szkolnego. Całe dwa miesiące odpoczynku wreszcie się wyśpię haha. Mam nadzieje że w wakacje trochę rozdziałów się pojawi. PS. Kto wybiera się na koncert R5 30 września? Bo ja tak, bilety kupiłam w empiku. Do zobaczenia.

czwartek, 4 czerwca 2015

Rozdział 6

Rozdział dedykuje siostrze Agnieszce, kuzynce Agi i przyjaciółce Darii.
Po dotarciu do stolika, zajęliśmy swoje miejsce, a wuja przedstawił nas sobie na wzajem.
-Mary, Haroldzie to są nasze bratanice Vanessa i Laura, a to jest Rydel przyjaciółka rodziny. Drogie panie to są państwo Kelso Mary i Harold. - wymieniliśmy się uściskiem dłoni.
-Naprawdę, niezmiernie nam miło że możemy was poznać- uśmiechnął się do nas pan Harold ukazując swoje żółte zęby.
-Nam też jest niezmiernie miło państwa poznać - odpowiedziała za nas wszystkie Van.
-Robercie nie wiedziałem, że masz tak piękne bratanice i przyjaciółki rodziny- pan Harold zwrócił się do wuja, popijając szampana.
-Haroldzie przypominam ci, że przyszedłeś tu ze swoją żoną- Kelso spojrzał na swoją żonę, która akurat czyściła sobie zęby widelcem i znowu spojrzał na wuja Roberta.
-Jakbym miałbym zapomnieć o tej pięknej istocie, którą jest moja żona.
-Kristen czy nadal nie jesteś w ciąży? - zapytała się pani Mary, cioci.
-Nie Mary. A co książkę piszesz i brak ci pomysłów, co miało by się w niej znajdować?
-Nie tylko się dziwie że Robert taki przystojny, dobry prawnik nie potrafi zrobić dziecka swojej żonie- wuja zakrztusił się wodą, a ciocia poklepała go po plecach. Pani Kelsko  kontynuowała dalej swój monolog- Wiesz Kristen mój Harold od razu w noc poślubną zmajstrował mi Nick'a, a twój Robert nic.
-Nie śpieszymy się z tym. Na dzieci przyjdzie jeszcze pora- dodał pośpiesznie wuja. Pani Mary chciała coś powiedzieć, ale ciocia wyprzedziła ją:
-Możemy skończyć już ten temat?
-Dobrze- odparła niechętnie pani Mary.
-Co słychać u Nick'a? Nadal nie ma dziewczyny?- wuja zrobił pokerową minę.
-Niestety, wciąż nie może znaleźć tej jedynej. A tak poza tym to wszystko jest w porządku. Powinien wrócić lada chwila- pani Mary rozejrzała się po sali.
-Nick przyszedł z wami?- zdziwiła się ciocia Kristen.
-Tak, poszedł do toalety jakieś 20 min temu. O właśnie wraca. - do stolika podszedł średniego wzrostu, niezbyt przystojny brunet.
-Wiecie? Tutaj woda  w kibelku sama się spuszcza. No nie powiem zląkłem się tak bardzo, że musiałem skorzystać drugi raz- po tych słowach skierował wzrok na nas trzy. - Witam panie- próbował powiedzieć to uwodzicielskim głosem, ale coś mu to nie wyszło.
-Witaj Nick'u- przywitał się wuja.
-A witam pana i panią Swen- brunet ucałował rękę cioci na powitanie- A te piękne trzy damy siedzące przy stoliku to?
-Nasze bratanice Laura i Vanessa i przyjaciółki rodziny Rydel- przedstawiła nas ciocia.
-Niezmiernie mi miło poznać piękną Vanessę i Laurę, i nieziemską Rydel- Nick ucałował każdej z nas rękę.
-Nam też jest niezmiernie miło ciebie poznać- odpowiedziałam za nas wszystkie.
-Synu, może zajmiesz już miejsce? A nie tak stoisz- pan Harold zwrócił się do swojego syna. Nick usiadł na przeciwko nas, i lampił się na Rydel można rzec że rozbierał ją wzrokiem. Moja przyjaciółka wyczuła na sobie jego wzrok, i lekko się zaczerwieniła. Właśnie zaczęły się długie przemówienia prawników, od czasu do czasu padały słabe suchary które bawiły tylko prawników. Razem z dziewczynami udawałyśmy wtedy że się śmiejemy, te wszystkie przemówienia ciągnęły się w nieskończoność. Strasznie się nudziłyśmy, za to jedzenie było znakomite. Wuja nie kłamał mówiąc, że jedzenie tutaj jest wyborne. Nasz nowo poznany kolega wpatrywał się w Rydel od dobrej godziny, coś czuje że gdyby byli tu chłopacy pogonili by go jak najdalej od Delly.
*Oczami Rocky'iego*
Boli mnie każda najmniejsza komórka mojego ciała, nie mam już na nic sił. Kiedy Ross wrócił z zakupów po które mama go wysłała, zabraliśmy się za sprzątanie garażu. Dopiero teraz skończyliśmy sprzątać, w trakcie sprzątania obgadywaliśmy Rydel. Jak ona  mogła nam nie pomóc? Wiem że to była nasza kara i że miała inne plany, ale mogła nam pomóc. Po pewnym czasie razem z chłopakami stwierdziliśmy, że myśleliśmy bardzo samolubnie. No bo z jakiej paki ona nam miała pomagać?  Czy to ona się upiła? Ten idiota Ryland przez którego teoretycznie mamy kare, cały czas się obijał. Nie miałem pojęcia że w garażu jest aż tyle gratów, większa połowa z nich została wyrzucona.
-Wszystko mnie boli- jęknąłem opadając na sofę.
-Nie czuje własnych nóg- Riker wyprostował swoje długie nogi przed siebie. Ross siedział z odchyloną głową na sofie, a Ryland rozłożył się na fotelu.
-Chyba nie będę mógł ruszyć się przez tydzień- zaczął narzekać Ryland.
-Ty nie masz na co narzekać! Nic nie robiłeś!- Riker krzyknął na młodego.
-Ja nic nie robiłem? Wypraszam sobie, a kto wyrzucał kartony?
-W tępe żółwia- zauważył Ross.
-Rozumiem że ktoś może robić coś wolno, ale żeby jeden karton wyrzucać przez dwadzieścia minut?- dodałem.
-W moim stanie, nie wolno mi się przemęczać.
-Gówno prawda- odparł najstarszy z nas, Ryland otworzył buzie żeby coś powiedzieć, ale Ross go wyprzedził.
-Dobra ladys, jestem zbyt zmęczony żeby słuchać jak się kłócicie. Więc jeśli chcecie to robić to idcie do innego pokoju.
-Albo domu- dodałem. Naprawdę byłem mega zmęczony, i nie miałem najmniejszej ochoty  słychać jak chłopacy się kłócą.
-Masz racje. To jest bezsensu, tracić ostatnie siły jakie mi zostały na kutnie z tobą- Riker zwrócił się do Ryland'a, który oglądał swoje paznokcie.
-Jutro to nadrobimy bracie
-Oczywiście
-Ej, a tak a propos która jest godzina?- zapytałem się chłopaków.
-Za dziesięć- Ross schował do kieszeni swój telefon.
-Za dziesięć która!?- zniecierpliwiłem się.
-Dwudziesta trzecia. A po co ci wiedzieć która jest godzina?- Ross poprawił się na kanapie i spojrzał się na mnie zaciekawionym wzrokiem.
-Czy Rydel wróciła już z tego przyjęcia na które poszła z państwem Swan i dziewczynami?- wszyscy nagle się ożywili.
-Nie- niepewnie odezwał się Ross. Spojrzeliśmy się na siebie, każdy patrzył na każdego.
-Ona powinna być już w domu. Jest już późno.- Riker odezwał się zdecydowanym głosem.
-Nie powinna się szwędać o tak później porze. Powinna o tej porze już siedzieć w piżamce i oglądać kucyki Pony- zacząłem się już martwić o Rydel.
-A może stoją oni w korku?-powiedział z nadzieją Ryland.
-Wierzysz w to, że oni stoją w korku? - zadałem pytanie młodszemu bratu.
-Tak szczerze to nie
-Ja też w to nie wieże- zgodziłem się z Ryland'em.
-Może ta impreza jest taka super, że postanowili zostać jeszcze dłużej? - Ryland zaczął rzucać różnymi pomysłami.
-Przecież to przyjecie dla prawników! Tam nie można się świetnie bawić!- wrzasnął na Ryland'a Ross.
-A może! Co gorsza! Ona kogoś tak poznała!!! - wrzasnął Riker, wszyscy zmierzyliśmy się wzrokiem. Po czym ja, Riker i Ross zerwaliśmy się z kanapy jak oparzeni, i ruszyliśmy ku drzwiom wyjściowym. Ryland który nadal siedział na fotelu krzyknął za nami:
-Ej, chłopacy gdzie idziecie?
-Jak to gdzie? Po Rydel, jeśli ona tam kogoś poznała to będzie bardzo źle. Ten ktoś może czasem złamać jej serce. Nie pozwolę żeby, moja młodsza siostrzyczka cierpiała, przez jakiegoś gościa poznanego na imprezie dla prawników!!!- oznajmił Riker wkładając na siebie kurtkę.
-Chcesz żeby, jakiś leszcz wykorzystał naszą siostrę?- zgarnąłem ze stolika, w salonie kluczyki do samochodu.
-No nie, ale skąd od razu sądzicie że jakiś koleś mógłby ją skrzywdzić albo wykorzystać?- podszedł do nas Ryland.
-Posłuchaj Ryland, nie jesteśmy pewni co do tego, czy ktoś mógłby ją skrzywdzić czy też nie. Ja po prostu nie chcę, żeby Delly cierpiała, nie mógłbym sobie darować że nie udało mi się nic zrobić żeby uniknąć jej tego, ona jest naszą siostrą często się kłócimy i dokuczamy sobie na wzajem, ale nie chcę żeby była nieszczęśliwa.- Riker skończył swój monolog.
-Ryland zostań w domu, w razie czego jakby Rydel wróciła to zadzwoń do nas- rozkazał Ross Ryland'owi. Wszyscy trzej ruszyliśmy w stronę wyjścia. Kiedy stanęliśmy przed moim samochodem chłopacy wykrzywili twarz.
-No co!?
-Nic. Tylko może, ja skocze po kluczyki od swojego samochodu?- Riker ruszył  w stronę domu, ale zatrzymałem go ręką.
-Co jest nie tak z moim wozem?
-Weź przestań! Jechać takim uwalonym samochodem!- odezwał się Ross- Czy ty kiedykolwiek byłeś z nim na myjni?
-Tak byłem. Dwa miesiące temu.
-To czas to powtórzyć- chciałem już coś odpowiedzieć Ross'owi, ale stwierdziłam że to nie ma sensu, więc dodałem tylko:
-Nie mamy czasu. Wsiadacie tak czy nie?- dwaj blondyni z wyrazem niechęci wymalowanej na twarzy, wsiedli do mojego samochodu. Kiedy zająłem miejsce kierowcy i włożyłem kluczyki do stacyjki, Ross powiedział:
-O dziwo, w środku panuje idealny porządek
-Dzięki- przekręciłem kluczyk w stacyjce i nic, jeszcze raz przekręciłem kluczyki nadal nic, powtórzyłem daną czynność z jakieś pięć razy i samochód wciąż nie dał znaku życia.
-Fuck!!!
-Spokojnie Rocky, nie denerwuj się, złość piękności szkodzi- zaczął uspokajać mnie Ross.
-Pięknie, nie chce odpalić- zacząłem uderzać głową w kierownice.
-Super, jak teraz pojedziemy szukać Rydel?- zapytał Riker.
-Riker leć po kluczyki. Jedziemy twoim.- rozkazałem starszemu bratu. Riker nagle uderzył się ręką w czoło wydając przy tym słyszalny pac.
-Co?- zapytał się Ross.
-Zapomniałem
-O czym niby zapomniałeś?- zapytałem się równo z Ross'em.
-Zapomniałem, że mój samochód jest u mechanika, jutro mam go stamtąd odebrać.- blondyn zrobił minę mówiącą "Sorry chłopaki, kompletnie o tym zapomniałem"
-Zajebiście- przeklął Ross- Co teraz?
-Może by wziąć samochód rodziców?-zaproponowałem.
-Mama pożyczyła samochód, swojej kumpeli do wtorku- oznajmił Riker- A w samochodzie Rydel brak benzyny.
-Ross mógłbyś, w reszcie kupić sobie samochód!- naskoczyłem na brata.
-Ja jak potrzebuje, gdzieś jechać to uderzam do mamusi. Ona zawsze mi pożyczy  auto.
-To jest chore. Mamy tyle samochodów, a teraz nie możemy nigdzie jechać, bo nie ma żadnego.- wyrzuciłem ręce w powietrze.
-Może pójdziemy pożyczyć samochód od jakiegoś sąsiada?- zaproponował Riker.
-Tylko który z sąsiadów pożyczy nam wóz?- zapytał się Ross.
-Może pan Adams?- jedyne co wpadło mi do głowy, kto mógłby pożyczyć nad środek lokomocji był pan Adams. Starszy pan o niskiej postawie, średniej budowie, siwych włosach z okularami na nosie, wdowiec od ośmiu lat, ojciec trójki dzieci, dziadek siódemki wnucząt. Na ogół bardzo sympatyczny starszy pan, czasami razem z chłopakami chodzimy do niego skosić mu trawę, potem razem z panem Adamsem siadamy na werandzie i popijamy herbatkę podziwiając piękny ogród i rozmawiając na rozmaite tematy.
-Jest duże prawdopodobieństwo, że pożyczy nam samochód.- zgodził się ze mną Ross. Wszyscy trzej wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy w stronę domu pana Adamsa. Musieliśmy przejść przez pięć domów, żeby znaleźć się pod drzwiami starszego pana. Zapukałem delikatnie w drzwi pana Adamsa i zrobiłem krok do tyłu.
-Może śpi, jest późno, a osoby w jego wieku....- Ross nie zdążył dokończyć, bo drzwi wejściowe się otworzyły. W progu stanął pan Adams w piżamie.
-Dobry wieczór, przepraszamy że nachodzimy pana, o tak późnej porze.-zacząłem.
-Ale potrzebujemy pańskiej pomocy- powiedział Riker zaraz po mnie.
-Chodzi o to. Czy mógłby pan pożyczyć nam swój samochód? To bardzo pilne- dodał pośpiesznie Ross.
-Obiecujemy oddać go, jak najszybciej- dodałem na koniec. Pan Adams przypatrywał się nam przez chwile, jakby starał się pojąć co tu się przed chwilą wydarzyło. W końcu powiedział:
-Dobra- starszy pan zaszył się w głąb swojego domu, po chwili wrócił z kluczykami. -Proszę, macie- podał kluczyki najstarszemu z nas.
-Naprawdę, dziękujemy panu. Samochód oddamy, jak najszybciej.-podziękowałem starszemu panu.
-Musi to być coś strasznie pilnego, skoro pukacie do moich drzwi o dwudziestej trzeciej.- pan Adams spojrzał na nas uważnie.
-Nawet nie zadaje, pan sobie sprawy jak bardzo. - powiedział poważnym tonem Riker.
-No to wystarczy, mi tylko trzymać za was kciuki, żeby wszystko wam się udało- uśmiechnął się do nas siwo włosy.
-Nie będziemy dziękować, żeby nie zapeszyć- odparł Riker.
-Samochód stoi za domem.- dodał na koniec pan Adams.-Dobranoc
Powiedzieliśmy chórem "Dobranoc" kiedy starszy  pan zaszył się w głąb swojego domu. Ruszyliśmy na tyły domu pana Adamsa, gdzie stało jego zabytkowe auto. A mianowicie czerwony maluch. Podeszliśmy do malucha i spojrzeliśmy się na siebie, a potem jeszcze raz na samochód.
-No cóż- pierwszy zabrałem głos-Nie jest to porsche, ale ważne że pomorze nam znaleźć Rydel.
-Zawsze trzeba widzieć pozytywne strony- Ross oderwał wzrok od samochodu i spojrzał na mnie i Rikera-Przynajmniej mamy pewność, że kiedy zaparkujemy na parkingu i zapomnimy go zakluczyć, nie ukradną go nam.
-Nie był bym tego taki pewien- odparł Riker.
-Dlaczego?- zapytał się Ross.
-Ludzie wszystko ukradną
-Nawet takiego grata? Co trzeba ostrożnie zamykać drzwi, żeby nie wyleciały?
-Nawet takiego grata. Wszystko ludzie mogą ukraść- Riker wzruszył ramionami.
-No to w drogę rodacy- ostrożnie i delikatnie otworzyłem drzwi od malucha. Ja prowadziłem, Ross siedział kolo mnie z przodu, a Riker obstawiał tyły. Kiedy odpaliłam silnik Ross powiedział:
-Boże, żeby jakieś fajne dziewczyny, nie widział mnie w tym samochodzie
-Weź nie marudź- skarcił go Riker.
-Jest po dwudziestej trzeciej, wątpię żeby ktoś cię widział- widząc minę mojego brata dodałem- Jest ciemno
-To gdzie najpierw jedziemy?- zapytał Riker.
-Proponuje na stacje. Nie wiadomo ile będziemy jeździć, może czasem zabraknąć paliwa- zaproponowałem.
-Nie, szkoda czasu. Weź jedz do centrum- rozkazał Ross. Jeździliśmy już po mieście dobre 10 min, i ani śladu Rydel. Ross od pięciu minut przegląda jakieś stare kasety, które były w skrytce pana Adamsa.
-Co robisz?- zapytałem w końcu Ross'a, pomału zaczynało mnie to denerwować.
-Szukam- odparł krótko.
-Czego?
-Czegoś co będzie można włączyć. Pomału denerwuje mnie ta cisza.
-Aha
-O, to może być całkiem dobre- Ross przyglądał się okładce od kasety.
-Co znalazłeś?
-Największe hity Elvis'a Presleya. Włączamy?- spojrzał się na mnie i Rikera.
-Włączamy!!!- odparliśmy równo. Po chwili z głośników, zaczęły lecieć największe hity Elvis'a.
*Oczami Laury*
Było grubo po dwudziestej trzeciej, połowa ludzi udała się już do domów. Siedziałam sama przy stoliku, Van i Delly poszły do toalety , ciocia Kristen i wuja Robert rozmawiali ze swoimi znajomymi na końcu sali, a państwo Kelso po prostu sobie gdzieś poszli. Nie obchodziło mnie za bardzo gdzie, po paru godzinach spędzonych z nimi stwierdzam że to są straszne dziwaki. Pani Mary mówiła do różowej rozgwiazdy będącej dekoracją przy naszym stoliku "Patryk czy to ty? Powiedź mi, gdzie jest Spangebob. Uratuje was.", a pan Harold kiedy opowiadał o zeszłorocznych wakacjach w Grecji, pluł śliną niczym wściekły Rottweiler. Trzeba było uważać żeby nie dostać w oko, jeden kelner został "trafiony" w oko śliną Kelsa. Uśmiecham się przypominając sobie tą scenkę, pan Halord opowiadał właśnie jak to siedział przy stoliku w kawiarni z Nick'iem i panią Mary jak tu nagle przez kawiarnie przeleciał jakiś gość na golasa, Kelso głośno się zaśmiał i przechodzący obok kelner dostał śliną w oko, upuścił pustą tace i ręką przytrzymał się oka "Ała trafił mnie w oko!" krzyknął parę osób spojrzało się w strone naszego stolika. Kelner podniósł upuszczoną tace i nadal trzymając ręce na "trafionym" oku udał się do  kuchni. Kiedy sobie tak siedziałam sama przy stoliku, uświadomiłam sobie dwie sprawy, po pierwsze, dziewczyny długo nie wracają z łazienki, a po drugie że siedzę tutaj jak samotny kołek. Podniosłam swoje szanowne cztery litery i udałam się do stolika z przekąskami, zaczęłam zajadać się pysznymi kanapeczkami. Smakowały one wprost wybornie, podniosłam wzrok i ujrzałam, że jakieś trzy metry prze de mną stoi Nick. Który właśnie. Fuj. Dłubał sobie w nosie i oglądał swoje gluty. Odechciało mi się jeść. Powoli zaczęłam się wycofywać do stolika, miała ogromną nadzieje, że chłopak mnie nie zauważył. Wolałam już siedzieć sama jak kołek przy stoliku, nisz patrzeć jak Nick dłubie sobie w nosie, a potem ogląda to co sobie z niego wydłubał. Niestety chłopak mnie zauważył, szybko wytarł palec który miał wcześniej w nosie w obrus od stołu i podszedł do mnie.
-Co tak Laura? Jak ci się podobała impreza?
-Impreza była spoko. A tobie jak się podobała?- zapytałam z grzeczności.
-Super było. Poznałaś kogoś jeszcze?
-Tak, masę ludzi. Sympatycznych ludzi.
-No, wszyscy są bardzo sympatyczni. Choć muszę przyznać, że niektórzy w ogóle nie potrafią się zachować- powiedział gościu, który chwile temu dłubał sobie w nosie i wycierał potem palec w obrus od stołu.  
-I tutaj muszę się z tobą zgodzić. Niektórzy nie mają bladego pojęcia, jak się zachować w publicznym miejscu.
-No właśnie! Cieszę się że mnie rozumiesz. A tak się zapytam, gdzie podziewają się twoje towarzyszki?
-Moje towarzyszki? A chodzi ci o Rydel i Vanesse. Do toalety się udały.
-A tak się żem spytam. Czy Rydel ma może chłopaka?- widzę że komuś Delly wpadła w oko. Już wcześniej to zauważyłam, że Nick'owi podoba się blondynka.
-Tak- postanowiłam skłamać że Rydel ma kogoś, ponieważ jakby Nick się dowiedział że blondynka jest do wzięcia. Nie dałby jej spokoju. Chłopak wygląda na osobę mogącą mieć problemy psychiczne, albo upodobania. Jeden z powodów dla których skłamałam, jest to że Nick nie jest w typie Rydel.
-Naprawdę?- chłopak zrobił smutną minę.
-Tak, przykro mi- podeszłam bliżej do chłopaka, chciałam go jakoś pocieszyć z mojego kłamstwa. Położyłam swoją rękę na jego ramieniu.
-Lauro- chłopak położył swoją rękę na mojej. Akurat dotknął mnie tą ręką, którą dłubał sobie w nosie. Po całym ciele przeszły mnie ciarki, szybko cofnęłam rękę- Ty i Vanessa jesteście siostrami?
-No tak- odpowiedziałam nie patrząc na Nick'a, byłam zajęta wycieraniem ręki w sukienkę. Jezu jak temu chłopakowi pocą się ręce. Co on ma prysznic zamiast rąk? Kiedy skończyłam już wycierać rękę o swoją sukienkę, spojrzałam na chłopaka.
-Orientujesz się może, czy Vanessa ma kogoś?  A jak nie ma,to czy byłaby zainteresowana  moją osobą?- w oczach chłopaka pojawiła się nadzieja. Nie wiem na co nadzieja, może na to że w końcu któraś go ze chcę.
-Myślę, że Van nie byłaby zainteresowana tobą
-Aha, to jest zrozumiałe. Jak to mówią do trzech razy sztuka. Co robisz w piątek wieczór mała?- co? Nie wieże, najpierw pyta się mnie czy Delly i Van mają kogoś, a jak dowiaduje się że nic z tego nie będzie, zaczyna mnie podrywać. Jeszcze nazwał mnie mała!
-Mała to jest twoja pała! Ja po prostu jestem niska!- wrzasnęłam na chłopaka, obróciłam się na piętach i ruszyłam w stronę stolika. Nick chwycił moją rękę i obrócił mnie twarzą do siebie.
-Wystarczyło powiedzieć, że piątek ci nie pasuje. To może czwartek- Nick uniósł jedną brew. Choć zważywszy na to że jego brwi "są razem" można powiedzieć że uniósł dwie.
-Nie bierz sobie tego do serca, ale nigdy, prze nigdy nie umówię się z tobą- zrobiłam minę mówiącą "Sorry, ale prze nigdy"
-A może jesteś zainteresowana, znajomością na jedną noc? Spokojnie mogę zapłacić- Nick mówił całkiem poważnie.
-Nick masz coś na policzku
-Co?- zdziwił się chłopak.
-To- spoliczkowałam Nick, który teraz zwijał się z bólu na ziemi i trzymał się za obolały policzek. Ja ze zwycięską miną wróciłam do stolika, przy którym stały Van i Delly. Po ich minie sadzę, że widział jak policzkuje Nick'a, podeszłam do nich jak gdyby niby nic i rzuciłam:
-Długa była kolejka w toalecie?- na twarzach dziewczyn, nadal malował się lekki szok. Szok spowodowany tym, że spoliczkowałam kogoś.
-Co ci zrobił Nick..?- zaczęła Rydel.
-Że go tak potraktowałaś?- dokończyła Vanessa.
Westchnęłam,  zaczęłam opowiedziałam dziewczyną jak to siedziałam sama jak kołek przy stole i czekałam jak zechcą łaskawie wrócić z toalety, jak podeszłam do stołu z przekąskami i spotkałam Nick'a. Przedstawiłam im konwersacje jaką przeprowadziłam z chłopakiem, o dziwnych ludziach, o tym czy Rydel ma chłopaka, czy Vanessa byłaby zainteresowana umówieniem się z Nick'iem, o tym jak ten idiota chciał się ze mną umówić i o jego niemoralnej propozycji. Kiedy skończyłam pierwsza odezwała się Rydel.
-A to palant, zasłużył sobie na to żebyś go spoliczkowała
-Pieprzony gnojek- dodała Van.
Podeszli do nas ciocia Kristen i wuja Robert.
-Dobrze że wszystkie jesteście- zaczął wuja- Zbierajcie się. Jedziemy do domu- oznajmił i razem objęci z ciocią ruszyli w stronę wyjścia, a my ruszyłyśmy za nimi.
*Narrator*
Po dojechaniu do domu Rydel, pożegnała się i podziękował za zabranie jej na imprezę dla prawników z państwem Swan i siostrami Marano. Blondynka tak i jak Laura i Vanessa była zmęczona, marzyła o ciepłej kąpieli w pianie i o swoim łóżku. Po przekroczeniu progu salonu Rydel, zauważyła śpiącego Ryland'a rozłożonego na fotelu, podeszła do niego i zaczęła szarpać go za ramiona. Chłopak błyskawicznie się przebudził.
-O jest nasza zguba- Ryland poprawił się na fotelu.
-Nie wiem, o czym mówisz Ryland- Rydel opadła na kanapę.
-O tym że martwiliśmy się o ciebie. Gdzie ty się w ogóle podziewałaś?
-Na przyjęciu dla prawników
-Mogłaś napisać kiedy wrócisz- stwierdził Ryland- Nie wiesz jak się martwiliśmy o ciebie?
-Przepraszam, nie sądziłam że będziecie się o mnie martwić. A gdzie są chłopacy?
-Pojechali cię szukać jakąś godzinę temu. Muszę do nich zadzwonić że już wróciłaś do domu.
Do Rydel zaczął dzwonić telefon.
-Nie musisz- powiedziała dziewczyna patrząc na wyświetlacz, kto do niej dzwoni "Riker".
-Hej Riker co tam u ciebie?.....yhy....tak jestem już w domu, a  wy gdzie jesteście?.....co!? gdzie?...yhy.... Riker! Riker! Riker nie słyszę cię! Hallo Riker!

                                                                            ***


Witajcie, przybywam do was z nowym rozdziałem. Przepraszam was że rozdział pojawił się tak późno, ale nie miałam czasu pisać. Wiem że na rozdziały trzeba długo czekać, nie chodzi o to że nie mam pomysłów na nie, wręcz przeciwnie nam masę pomysłów ale nie wiem jak je opisać i brak czasu za to was przepraszam. Teraz rozdział powinien pojawić się szybciej, 9 czerwca jadę na wycieczkę do Krakowa na cztery dni, po przyjeździe zabieram się od razu za pisanie. Piszcie w kom czy rozdział wam się podobał czy też nie, chcę wiedzieć jakie macie przemyślenia związane z tym co napisałam.  Trzymajcie się.