czwartek, 24 grudnia 2015

Merry Christmas ♥

Życzę wam dużo zdrowia, szczęścia, smacznego karpia, mile spędzonej atmosfery rodzinnej, żeby ten czas świąt był jak najmilej spędzonym czasem w całym roku. Niech wasze Bożonarodzeniowe marzenia się spełniają. Szczęśliwego Nowego Roku.
                                                            

czwartek, 17 grudnia 2015

Hello ♥

Hello! Przychodzę do was z pewną prośbą. Zastanawiam się czy macie jakieś szczególne życzenia co do rozdziału siedemnastego, coś co byście chcieli żeby się w tym rozdziale pojawiło? Jak wcześniej wspomniałam zwracam się do was z prośbą, a mianowicie chodzi mi oto co byście chcieli żeby się wydarzyło na piżama party. Chciałabym żeby na piżama party dużo się działo, mam parę pomysłów ale ich jest zdecydowanie za mało. Zastanawiam się czy dać scenkę +18 w następnym rozdziale czy też nie, ciągle się waham, wiec decyzje na ten temat pozostawiam wam.Więc jak macie jakieś szczególne sugestie, życzenia, pomysły to piszcie w komentarzach. Jeżeli jakiś pomysł mi się spodoba i postanowię go wykorzystać w rozdziale, zaznaczę kto był pomysłodawcą wybranego przez mnie pomysłu. Liczę na was. Z góry dziękuje za wszystkie pomysły.    

wtorek, 15 grudnia 2015

Jubileusz!!!!

Chciałam wam serdecznie podziękować za rok bycia na blogerze. To wiele dla mnie znaczy pisanie dla was rozdziałów. Kocham was wszystkich. Dziękuje za każdy komentarz i za przeczytanie rozdziału, rzecz jasna czasami rozdziały były super a czasami wręcz odwrotnie. Mimo tego dziękuje wam że wciąż wytrwaliście w tym opowiadaniu i dalej go czytacie. Wciąż nie mogę uwierzyć że to już rok odkąd jestem na blogu. Ale ten czas szybko mija. Bardzo wam dziękuje za to że mam dla kogo pisać, nawet nie jesteście wstanie sobie wyobrazić jak bardzo szanuje każdego czytelnika i liczę się z jego zdaniem. Jeszcze raz wam dziękuje.

Rozdział 16 cz.2

Rozdział dedykuje wszystkim czytelnikom

*Oczami Laury*
Dochodziłyśmy właśnie do kawiarenki, gdzie czekał na nas wuja Roberta. Kiedy usiadłyśmy do stolika od razu wszyscy zamówiliśmy kawę mrożoną.
-Jakieś ciasto życzą sobie państwo do kawy? - zapytała kelnerka.
-Tak sernik z brzoskwiniami. - wuja uśmiechnął się do młodej kelnerki. Ta wyraźnie zawstydzona założyła pasmo włosów za ucho i spuściła wzrok na swój notes. Jeśli się głęboko zastanowić to wuja Robert jest całkiem przystojny, kobiety często się za nim oglądały. W kancelarii klientki próbują się z nim umówić, ale niestety bezskutecznie. Dla niego najważniejszą kobietą w życiu jest Kristen.
-Pięć razy? - upewniła się dziewczyna.
-Tak. - wszyscy odpowiedzieliśmy chórem. Kelnerka skinęła głową i poszła po nasze zamówienie. Czekając aż wróci dziewczyna, spojrzałam co dzieje się za oknem. Z rozbawieniem przyglądałam się sytuacji zaistniałej przed kawiarnią, mały chłopiec ucieka przed swoją babcią która próbowała wetrzeć mu krem do opalania. Babcia mimo swoich lat całkiem żwawo się poruszała, dzieciak ledwo co zdążył jej uciec. Kiedy kobieta złapała chłopca, spojrzałam na Van która kończyła pisać sms-a. Zauważyłam że ma ubrany naszyjnik mamy, złoty łańcuszek z serduszkiem. Chwyciłam małe serduszko do ręki, zaskoczona Nessa spojrzała się na mnie pytająco.
-Łańcuszek mamy. - Vanessa dotknęła naszyjnika. Przez chwile wyglądał tak jakby moje słowa mocno nią wstrząsnęły ale szybko się ogarnia, uśmiechnęła się smutno.
-Tak.
-Zawsze nosisz go wtedy kiedy jesteś smutna. - przypominam.
-Nie jestem smutna, tylko potrzebuje jej wsparcia. -  wyjaśniła. Skinęłam głową na znak, że rozumiem. Pogrążyłam się w myślach o mojej mamie, bardzo mi jej brakuje. O tylu rzeczach chciałabym jej powiedzieć, spytać o poradę, przytulić, uzyskać wsparcia z jej strony. Bardzo bym chciała żeby mama poznała Ross'a, ciekawe co by powiedziała o nim i o tym że zakochałam się w nim? Zawsze myślałam że będę mogła się jej poradzić w sprawach sercowych, ale niestety nie zdążyłam. Mama umarła kiedy miałam zaledwie dziesięć lat, a Vanessa miała trzynaście lat. Moje rozmyślenia przerwała kelner, która przyniosła nam nasze zamówienie. Od razu wzięłam się za jedzenie sernika z brzoskwiniami, który smakował wyśmienicie.
-O której godzinie mam cię odwieść na lotnisko? - wuja Robert skierował pytanie do swojej siostry.
-Samolot mam o osiemnastej, wiec na lotnisku muszę być o siedemnastej. Zanim przejdę te wszystkie procedury lotniskowe to trochę minie czasu.
-Stefan przyjedzie po ciebie na lotnisko? - chciała wiedzieć ciocia Kristen.
-Tak. Pokazywałam wam co mu kupiłam? - wszyscy zgodnie pokręciliśmy przecząco głowami, Elena westchnęła głośno i zaczęła grzebać w torbie. Już po chwili wyciągnęła granatową koszule. - Od razu kiedy zobaczyłam tą koszule pomyślałam o Stefanie, i o tym jak będzie zabójczo seksownie w niej wyglądać.
-Eleno nie karz mi zabijać Stefano. - mówi śmiertelnie poważnie wuja.
-Dlaczego masz zamiar zabić mojego narzeczonego? - ściągnęła brwi razem.
-Ponieważ jesteś moją młodszą siostrą, a jak mówisz że będzie wyglądał zabójczo seksownie to jasne że wiąże się z tym podtekst seksualny. - słysząc słowa wuja wybucham głośnym śmiechem. Wszyscy ludzie w kawiarni dziwnie się na mnie patrzą. Co nigdy nie widzieli śmiejącej się siedemnastolatki? Nie uważam że jestem na tyle ciekawą osobą, żeby zwracać na mnie uwagę. Ci ludzie nie mają lepszych zajęć, niż patrzenie się na mnie? Zmroziłam tych wszystkich ludzi zabójczym spojrzeniem. Kiedy przestałam się śmiać, Nessa chwyciła moje ramię i spojrzała się na mnie.
-Dobrze się czujesz? - zapytała z troską. 
-Tak, a czemu pytasz?
-Bo dziwnie się zachowujesz, śmiejesz się jak psychopata.
-To co powiedział wuja było bardzo zabawne. - zaczęłam się bronić. Niema to jak zwalić całej winy za swoje dziwne zachowanie na kogoś innego. Niech teraz wuja się tłumaczy przed wszystkimi.
-Nie zwalaj wszystkiego na mnie. - oburzył się wuja i zrobił minę mówiącą "Jestem nie winy, a ty chcesz mnie wrobić". Widząc tą minę mimowolnie się uśmiecha. - Nie śmiej się, młoda damo. - mój uśmiech staje się coraz większy.
-Dobrze.
-Eleno kiedy właściwie bierzesz ślub? - zastanawia się wuja.
-Nie wierzę, że nie wiesz kiedy twoja jedyna młodsza siostra bierze ślub! - kobieta wyglądała na mocno złą. Co prawda rozumiem dlaczego jest zła, też bym była gdyby mój brat zapomniał, kiedy się żenię. Ale nie mam brata wiec ten problem mnie nie dotyczy, ewentualnie mogłabym być zła gdyby Van zapomniała, choć szczerze w to wątpię. Ona by nigdy nie opuściła mnie w tak ważny dzień, nawet gdybym chciała żeby tak było to ona mnie nie wystawi. 
-Tak się z tobą droczyłem. - machnął ręką.
-Doprawdy? To kiedy biorę ślub?
-Za dwa miesiące w grudniu. - wuja się wyszczerzył.
-Podaj dzień i godzinę. - zażądała.
-Dwunasty grudnia, godzina szesnasta dwadzieścia. - palnął bez namysłu.
-Źle, w kościele jest na szesnastą, a nie na szesnastą dwadzieścia. W tak ważnym dniu dla mnie, mógłbyś chociaż pamiętać na którą masz przyjść do kościoła! - wydarła się Elena. 
- Nie jestem do tego przekonany.
-Do czego!? Do mojego ślubu!? Czy do tego że musisz przyjść punktualnie na ślub swojej jedynej siostry!? 
-Ty taki szatan, ślub w kościele chcesz brać? Ja nie wiem, czy ksiądz puści cię do domu Bożego. Taką grzesznice. Oj nie wiem, nie wiem. - wuja pokręcił z dezaprobatą głową, mina Eleny była mistrzowska. Widzą minę swojej siostry wuja zaśmiał się głośno.
-Myślałam że kościół serdecznie zaprasza grzeszników do siebie, żeby się nawrócili. Nie znasz przypowieści o synu marnotrawnym? - uniosła pytająco brew.
-Znam. Jezus, siostra nie znasz się na żartach?
-Po pierwsze zostaw Jezusa w świętym spokoju, a po drugie znam się na żartach. W dzieciństwie bardzo dużo ci ich robiłam. Dlatego teraz się tak na mnie mścisz?
-Nie tylko ty żartowałaś sobie z tego że się zakochałem w Kristen, Eric też. - przypomniał. - Wasze żarty niebyły na miejscu.
-Jak brzmiały? - chciałam wiedzieć. Eric jest strasznie zabawny, jak nie robi śmiesznych min to opowiada żarty lub suchary. Swoją drogą ostatni raz widziałam go chyba z jakieś pięć lat temu. Jeśli się głębiej zastanowić to połowę swojej rodziny widziałam wieki temu, niektórych nawet nie pamiętam jak wyglądają. Mogliby przejść koło mnie na ulicy, a ja nawet bym się nie skapnęła że to moja rodzina.
-Nie chcesz wiedzieć. Te żarty były głupie i bezsensowne.
-Ale bardzo zabawne. - dodaje Elena.
-Chyba dla małych dzieci, a nie dla młodych ludzi.
Dalsza część rozmowy upłynęła nam na śmianiu się, Elena opowiedziała nam jak razem z Ericiem podglądali wuja pierwszy pocałunek z Kristen. Po zjedzeniu sernika i zapłaceniu rachunku, udajemy się na dalsze zakupy po centrum handlowym. Dziewczyny stwierdził że wujowi przydadzą się jakieś nowe ubrania, kompletnie nie rozumiem po co chodzimy po tylu sklepach. Jakby niemożna było pójść do jednego konkretnego sklepu, a nie dziesięciu? Wychodzę przed sklep, kiedy cała reszta płaci za nowe ubrania wuja. Po chuj aż tyle osób płaci za kilka szmat? Ale nie kwestionuje tego, pełna obstawa to podstawa. Kiedy tak stoję przed sklepem jakiś gościu podchodzi do mnie. Na oko ma tak z czterdzieści parę lat, nie jest zbytnio przystojny. Lekko kuleje na prawą nogę, pachnie cynamonem. Nieznajomy przygląda mi się chwilę, a potem odzywa się do mnie ochrypniętym głosem.
-Jesteś bardzo podobna do Bonnie. - stwierdził.
-Słucham? - jestem zdezorientowana. Ten gościu musiał mnie z kimś pomylić, to musi być jakaś pomyłka. Dziwny zbieg okoliczności. Albo i nie. Znowu wracamy do niewyjaśnionej sprawy z Bonnie. Przecież to nie może być jakimś tam zbiegiem okoliczności, kolejna osoba porównuje mnie do kobiety której nigdy na oczy nie widziałam i nie wiem kim jest. Nikt nie chce mi tego zdradzić, obiecałam Elenie że odpuszczę sobie ten temat na jakiś czas. Jednak teraz mocno zastanawiam się czy postąpiłam słusznie, no przecież może gdybym bardziej naciskała w końcu poznałabym prawdę. A może tylko popsuła bym swoje relacje z Kristen i Robertem? Naprawdę już nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim. Czy postąpiłam słusznie odpuszczając sobie poznanie prawdy? Czy też nie? Mam mętlik w głowie, muszę się komuś zmierzyć ze swoich zmartwień. Pytanie brzmi tylko komu? Vanessa odpada, znowu zacznie mi mówić że niepotrzebnie interesuje się nie swoimi sprawami, a Rydel też nie mogę brać pod uwagi, nie chce żeby się niepotrzebnie martwiła. Blondynka i tak ma na głowie swoje problemy, to będzie bezsensu martwić ją moimi zmartwieniami. Zostaje mi tylko jeszcze jedna opcja, a mianowicie Ross. Razem z chłopakiem umówiliśmy się dzisiaj, że przydzię do mnie żebyśmy mogli ustalić dokładniejszy plac na jutrzejszą kolacje rocznicową cioci i wuja. Mam nadzieje że mnie wysłucha i doradzi.
- Przepraszam bardzo, ale pan musiał mnie z kimś pomylić. - mówię.
-Te same oczy, kolor włosów, sposób jaki chwytasz sztuce i jesz nimi. Jak się śmiejesz. To nie może być pomyłka. - kręci przecząco głową. Jedno pytanie ciśnie mi się na języku i wypowiadam je na głos.
-Skąd pan wie jak posługuje się sztucami i jak się śmieje?
-Widziałem cię przez okno kawiarni, jak jadłaś sernik. - wyjaśnia.
-Aha. - tylko na tyle mnie stać. Nie czułam się obserwowana przez kogoś, jak widać jednak byłam. A w szkole uczyli, nie rozmawiaj z nieznajomym. I co teraz mi przyszło z tego, że złamałam tą zasadę? Jakiś obcy gościu porównuje mnie do kobiety o której nigdy nie słyszałam, i podgląda jak jem sernik w kawiarni. - Ja pana nie znam. Kim pan w ogóle jest? Kim była Bonnie? I co pan chce ode mnie?
-Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. - że co? Czy oni wszyscy znają tylko ten jeden tekst? I nic poza tym?
-Czego pan chce właściwie od mnie? Po co mnie pan zaczepił?
-Tak bardzo mi ją przypominasz.
-Niech pan mnie zostawi w świętym spokoju, bo zadzwonię na policje. - zaczęłam grozić temu typowi. Tak szczerze zaczęłam się trochę obawiać go, facet wyglądał na niezrównoważonego psychicznie. -Jeśli za pięć minut nie zostawi mnie w spokoju, to zacznę głośno krzyczeć.
-Spokojnie mała, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi. - tekst tego gościa mocno mnie rozzłościł. Miałam ochotę odpowiedzieć mu "Mała to jest twoja pała, ja jestem niska!", ale postanowiłam zachować ten tekst dla siebie.
-Zaraz zadzwonię na policje. - wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i odblokowałam telefon.
-Spokojnie, już sobie idę. - zapewnił. -Do zobaczenia za niedługo.
Powiedział, obrócił się na pięcie i ruszył przed siebie lekko kulejąc na jedną nogę. Podążałam wzrokiem za sylwetką mężczyzny, dopóki nie straciłam go z pola widzenia. Jakiś czas po tym jak ten facet zniknął mi z zasięgu wzroku, nadal wpatrywałam się zdumiony wzrokiem w jego ślad. Otrząsnęłam się dopiero wtedy, kiedy podszedł do mnie wuja i reszta moje rodzinki.
-Na co tak patrzysz? - chciał wiedzieć wuja Robert.
-Na nic konkretnego. - tłumacze.
-To co, idziemy do domu? - proponuje Vanessa.
-Jasne. - odpowiadam za wszystkich. Zgodnie wszyscy udaliśmy się do domu, od razu po przekroczeniu drzwi do mojego pokoju kładę swoje nowe okulary na biurko. Pisze sms-a do Ross'a, żeby przypomnieć mu o naszym spotkaniu. Postanawia zadzwonić do Rydel, zauważyłam że ostatnio nie mamy dla siebie czasu. Już po pierwszym sygnale, słyszę głos blondynki.
R:Hej Laura.
L:Hej Rydel. Co u ciebie słychać? Pamiętasz że jutro razem z Vanessą przychodzimy do ciebie na piżama party?
R:Jasne że pamiętam. Byłam dzisiaj kupić prowiant na jutro.
L:Ile tego kupiłaś?
R:Niedużo, tylko sześć paczek chipsów, osiem paczek żelków, dwie paczki paluszków, paczkę orzeszków solonych, trzy paczki prażynków. Kupiłam też popcorn, który później sobie zrobimy.
L:Wow sporo tego jest.
R:Jeszcze nie skończyłam, kupiłam też trzy duże kubełki lodów, czekoladę, jakieś miętowe cukierki i jeszcze kilka innych rzeczy których nie pamiętam.
L:Ale wiesz że będziemy tylko we trzy? Po co tyle tego wszystkiego kupiłaś, nie będziemy w stanie tego wszystkiego zjeść. Coś tak czuje, że po tej imprezie nie będę mogła się zamieścić w żadne spodnie.
R:Co się przejmujesz wagą. Nie codziennie chodzi się na piżama party.
L:W sumie masz rację.
R:Oczywiście że mam. Jebać dietę.
L:Dokładnie.
R:W końcu się nagadamy. Mam wrażenie że nie widziałam was od wieków.
L:Też mam takie wrażenie, że nie widziałyśmy się całe wieki. A co jest  najśmieszniejsze w tym wszystkim, że nie mamy przecież tak daleko do siebie. 
R:Z niecierpliwieniem odliczam czas do naszej imprezy. Mam tylko złom wiadomość.
L:Co znowu?
R:Chłopacy zostają w domu, wujek Ed do którego mieli się wybrać nagle zachorował. Więc moi bracia będą musieli zostać w domu.
L:Nnnniiieee!!! Tylko nie to!
R:Też tak zareagowałam jak to usłyszałam. Próbowałam mamę namówić, żeby wysłać ich gdzieś indziej ale nic z tego.
L:Dobra jakoś przeżyjemy to, że chłopacy będą w domu.
R:Po prostu nie wpuścimy ich do mojego pokoju. Pewnie będą chcieli się wbić na naszą imprezę, ale nic z tego. Piżama party są tylko dla dziewczyn.
L:Już się boje co oni wymyślą, żeby być na naszej imprezie.
R:Może będą chcieli się przebrać za dziewczyny.
L:Możliwe. Boże, jak nie mogę się doczekać jutra.
R:Ja też. To pa.
L:Pa.
Po skończonej rozmowie z Rydel, rzucam telefon na łóżko. Dopiero po rozmowie z przyjaciółką zdaje sobie sprawę, jak mocno jestem podekscytowana jutrzejszym piżama partami. Nie pamiętam kiedy ostatnio raz byłam na jakieś babskiej imprezę, to było tak dawno temu. Wyciągam z biurka notes, gdzie mam zapisane w punktach co trzeba przygotować na rocznicę ślubu cioci i wuja. Upewniam się, czy wszystkie punkty z list są załatwione. To co ja miałam zrobić jest zrobione, ale to co Ross miał zrobić tego nie jestem pewna. Mam nadzieje że wywiązał się z naszej umowy, jak tego nie zrobił zostanie mi tylko jedna opcja, a mianowicie będę musiała go zabić. Pogrążona w myślach, nie zauważyłam kiedy blondyn wszedł do mojego pokoju.
-Puka się. - powiedziałam na przywitanie.
-Przecież pukałem. To nie moja wina, że nie słyszałaś. - chłopak usiadł na łóżko.
-Serio pukałeś? - dziwie się.
-Tak, chyba z pięć minut waliłem w te drzwi. Potem stwierdziłem, że to jest bezsensu i po prostu wszedłem.
-Aha. W takim razie to sorry, zamyśliłam się. - tłumaczę.
-Można wiedzieć o czym się tak zamyśliłaś, albo o kim? - blondyn zapytał się tajemniczym głosem.
-O tobie i o tym co będę musiała ci zrobić, jeśli nie wywiązałeś się z naszej umowy.
-A ja myślałem, że myślałaś o mnie jako o Greckim Bogu seksu i seksapilu. - odparł rozczarowany głosem.
-Niestety nie tym razem. Zrobiłeś wszystko o co cię poprosiłam?
-Wszystko jest załatwione.
-To super, nie będę musiała ci zabijać. - Ross dziwnie się na mnie spojrzał.
-Chciałaś mnie zabić, jeśli bym nie zrobił tego wszystkiego?
-Gdzie tam zabić, ewentualnie upozorować wypadek ze skutkiem śmiertelnym. - odpowiadam jak gdyby nic, jakby to co powiedziałam było czymś normalnym.
-Błagam powiedz, że żartujesz.
-A wyglądam jakbym sobie żartowała? - pytam się. Ross bacznie mi się przygląda, tak jakby chciał się upewnić czy mówię poważnie, czy żartuje sobie. Widząc chłopaka myślącą minę, wybucham śmiechem. Blondyn uśmiecha się do mnie szeroko.
-Wiedziałem że żartujesz sobie ze mnie.
-Musimy jeszcze ustalić szczegółowo cały plan. - oświadczam. Ross głośno jękną z niechęci. - Nie jęcz mi tutaj.
Całe ustalanie planu na kolacje rocznicową, minęło nam sprawnie. Ross okazał się lepszy organizatorem ode mnie, nanieśliśmy parę zmian na moją listę, pomysły chłopaka były lepsze od moich. Nie spodziewałam się, że blondyn może mieć takie fajne i kreatywne pomysły. Przyjemnie mi się z nim pracowało, jeśli wszystko pójdzie zgodnie z naszymi ustaleniami to ciocia i wuja długo nie zapomną tej rocznicy.
-To by było na tyle. - podsumował Ross.
-Tak. - zgadzam się z nim. -Ross możemy porozmawiać?
-Jasne. Mów co ci leży na sercu.
Opowiedziałam o całym zajściu przy stole podczas kolacji, o dziwnej rozmowie Eleny i Kristen, o tym że prawie udało mi się poznać prawdę od Eleny ale przeszkodziła nam ciocia i na sam koniec dodałam o tym, że jakiś facet mnie zaczepił. Mój przyjaciel cały czas mnie słuchał i potakiwał głową na znak, że rozumie.
-I co myślisz o tym wszystkim? - pytam po koniec mojej opowieści.
-Dziwna jest ta sprawa. - podsumowuję.
-Najgorsze jest w tym wszystkim to, że obiecałam Elenie że nie będę nacisk.
-Mówiłaś, że pisali o tej sprawie w gazetach. - zauważa Ross. -I że twoja ciocia ma gdzieś parę egzemplarzy. Wiesz co to oznacza?
-Nie.
-Musimy znaleźć te gazety.
-Jak to my? - dziwie się.
-Myślisz, że zostawię cię samą z tym problemem? Jak tak, to jesteś w dużym błędzie.
-Dobra niech ci będzie. Ale gdzie mamy zacząć poszukiwania? Nie chce grzebać w cioci rzeczach, to będzie naruszenie jej prywatności.
-Pewnie te gazety będą, gdzieś na strychu. Takie rzeczy najczęściej przechowuje się na strychu. - Ross uspokoił mnie. Nie podobała mi się myśl, grzebania w prywatnych rzeczach cioci Kristen.
-Kiedy nie będzie nikogo w domu, udam się na strych.
-Zadzwoń do mnie po wszystkim.
-Zgoda.
-Prawie bym zapomniał ci powiedzieć. - chłopak się ożywił, było widać radość w jego oczach. Nie mogę się doczekać, co ma mi do powiedzenia blondyn.
-Co masz mi do powiedzenia? - zachęcam go do mówienia.
-R5 będzie grał swój pierwszy koncert! - Ross uśmiechnął się szeroko. Z szczęścia zaczynam piszczeć jak mała dziewczynka. Bardzo się cieszę, że Lynchowie i Ellington będą grali swój pierwszy koncert. Tak szczerze to nigdy nie słyszałam jak grają, ale na pewno wkładają w grane całe serce.
-Gdzie będzie grali?
-W pizzerii. Właścicielowi spodobał się nasz kawałek. Więc pozwolił nam zagrać parę coverów. Czy to nie jest wspaniałe?
-To jest rewelacyjne.
-Przyjdziesz na nasz występ? - zapytał z nadzieją.
-Nawet gdybyś zakazał mi przychodzić i najął ochronę żeby mnie nie wypuścili, to i tak znajdę sposób żeby się dostać na wasz występ. - uśmiecham się szeroko.
-Dzięki, to wiele dla nas znaczy. Po raz pierwszy będziemy grali, poza naszym garażem. Chciałbym żeby publiczność nie składała się tylko z personelu, tylko żeby parę osób przyszło nas posłuchać. - wyznaje blondyn. To normalne że chcę zagrać dla dużej publiczności, nie od razu przyjdzie pół miasta na ich występ. Nie są aż tak bardzo znani, ale to będzie porażka jeżeli nikt nie przyjdzie. Dlatego mogą liczyć, że ja i Van przyjdziemy na stówę. Nawet gdyby moja siostra nie chciała iść, osobiście ją tam zaprowadzę.
-Nie martw się ja i Van będziemy. - zapewniam go.
-Liczyłem że przyjdziecie i będziecie nas wspierać.
-Nie martw się, będziemy najgłośniej wam kibicowały kiedy inni będą na was buczeć. - blondyn szturchną mnie w bok. Chyba nie takich słów się spodziewał z moich ust.
-Liczę na transparent z napisem "I love Ross" od ciebie.
-I co jeszcze? Mam się rzucić na scenę, i zetrzeć z ciebie koszule żeby mieć na pamiątkę? - pytam sarkastycznie.
-A mogłabyś to zrobić? Miałbym pierwszą świrniętą fankę. - ekscytuje się blondyn.
-Ej spokojnie, nie mam zamiaru być walniętą fanką, poza tym nigdy nie słyszałam jak grasz. - oświadczam uroczyście.
-Masz gitarę? - wstaje z miejsca i idę do garderoby, gdzie stoi wcześniej wspomniany instrument. Bez słowa podaje gitarę Ross'owi, siadam na swoje miejsce czekając aż zagra mi coś blondyn.
-Jakieś specjalne życzenie? - przez chwile zastanawiam się co mógłby zagrać dla mnie Ross, w końcu się decyduje na:
-John Newman  "Love Me Again"
Chłopak przytakuje głową, zaczyna grać na gitarze i śpiewać:
-"Know I've done wrong, left your heart torn
Is that what devils do?
Took you so low, where only fools gone
I shook the angel in you 
Now I'm rising from the ground
Rising up to you
Filled with all the strength I've found 
There's nothing I can't do... " 
Kiedy kończy śpiewać i grać, jestem pod ogromnym wrażeniem, chłopak ma naprawdę talent. Jak śpiewał po ciele przeszły mnie ciarki, ma tak rewelacyjny i seksowny głos, że niejeden mógłby zabić za taki talent. Bije tak głośno brawo, że zaczynają boleć mnie ręce.
-Wow nie wiedziałam, że mam do czynienie z tak wielkim talentem jak twój. Mogę tylko powiedzieć, czapki z głów i wielkie uszanowanie.
-Weź nie przesadzaj, śpiewam i gram jak wszyscy. - Ross machnął ręką.
-Ross nie każdy posiada taki talent, nie marnuj go tylko rozwijaj. - doradzam mu.
-Serio tak myślisz?
-Tak. Coś tak czuje, że po występie w pizzerii będziesz miał dużo fanek. Które będą chciały się z tobą umówić. - i które będę musiała zabić, dodaje w myślach. Przeraża mnie fakt, że inne dziewczyny mogłyby podniecać się jego widokiem i próbować go zgwałcić. Ale uszanuje to jeśli będzie chciał spotykać się z tymi dziewczynami. Jakbym mu się podobała, już dawno by się ze mną umówił. A może on nie szuka miłości? Jak szczerze się zastanowić, to ja też specjalnie nie szukam chłopaka. Fakt zakochałam się, ale teraz nie będę robiła wszystkiego żeby być z Ross'em, może jestem za młoda żeby wiedzieć co to jest miłość?
-Ale moją największą fanką będziesz ty, prawda? - unosi pytająco brew.
-Prawda.
-O czym my w ogóle rozmawiamy? O rzeczach mało prawdopodobnych, ale miło jest pomarzyć.
-Możesz być pewien, ze jeżeli ci się nie uda to i tak będę twoją największą fankom. Co by się działo, nie odwrócę się od ciebie. - zapewniam przyjaciela.
-Dzięki.
-Zagraj mi coś jeszcze. - proszę.
-Dobrze, pod warunkiem że będziesz ze mną śpiewać. - żąda.
-Ja nie umiem śpiewać.
-Gówno prawda. Masz naprawdę wspaniały głos.
Przewracam teatralne oczami, co blondyn skwitował uśmiechem. Całe popołudnie graliśmy i śpiewaliśmy różne piosenki, nie wiem kiedy za oknem zrobiło się ciemno. Chcąc nie chcąc Ross musiał wracać już do domu. Po kolacji idę pożegnać się z Eleną i zmykam prosto do łóżka. Rano budzę się pełna entuzjazmu, ubieram się w spodnie dresowe i byle jaką bluzkę. Idę obudzić Van, ale gdy otwieram drzwi od jej pokoju widzę że mojej siostry niema w łóżku. Schodzę do kuchni, gdzie brunetka szykuje sobie śniadanie.
-Gotowa na szykowanie najlepszej rocznicy na świecie? - pytam entuzjastycznie. 
-Oczywiście. Będzie trzeba pozbyć się cioci na cały dzień z domu. - stwierdza.
-O to nie musisz się martwić, ciocia idzie do pracy. 
-W dniu swojej rocznicy? Dziwne, jest przecież swoją szefową, mogłaby zrobić sobie dzień wolnego.
-Dla nas to i lepiej, że idzie do pracy. 
Do kuchni przychodzi zaspana ciocia Kristen, a za nią wlecze się wuja.
-Kawy, potrzebuje kawy. - ciocia Kristen wyciąga ręce w kierunku ekspresu do kawy. Najlepszym sposobem na przebudzenie się, jest poranna kawa. Ciocia nalewa kawy do dwóch kubków, jeden bierze do siebie a drugi podaje swojemu mężowi. Patrząc na zakochaną parę przypominam sobie o prezencie dla nich, szybko biegnę do swojego pokoju. Chowam prezent za siebie i schodzę na dół, dając znak Van obydwie podchodzimy do małżeństwa. 
-Dzisiaj jest wasza rocznica ślubu i razem z Vanessą przygotowałyśmy coś dla was. - wyciągam prezent za siebie i podaje go zaskoczonym małżeństwu.
-Życzymy wam dużo wspaniałych chwili, wytrwałości w małżeństwie. - dodaje Nessa.
-Oj dziewczynki nie musiałyście. - ciocia Kristen wzrusza się i mocno nas przytula, wuja też przyłącza się do wspólnego uścisku. 
-Popatrz jak nasze dziewczynki się postarały. - Kristen pokazuje nasze dzieło wujowi.
-Przepiękny, naprawdę się postarałyście. Kiedy zdążyłyście to przygotować? - chce wiedzieć.
-Miałyśmy sporo czasu.
Po zjedzeniu razem posiłku, sprzątamy ze stołu.
-Ja już będę musiała się zbierać. - oświadcza ciocia.
-Nie wiem czy pamiętacie, ale dzisiaj z Laurą idziemy do Rydel na piżama party. - przypomina Van. 
-Więc macie cały dom do swojej dyspozycji. - dodaje. 
-Aha. - odpowiada kobieta. -Lece się ubrać. - ciocia pobiegła szybko na górę, odwróciłyśmy się do wuja.
-Wyrobicie się ze wszystkim na czas? - pyta.
-Jasne, wszystko będzie gotowe przed dziewiętnastą. 
-Niech wuja się nie martwi, wyrobimy się. - zapewniam go. 
-Dzięki.
Po pół godzinie razem z Van zostajemy same w domu.
-Jak myślisz wyrobimy się na czas Lau?
-Jasne. - zapewniam. -To co, do roboty? 
-Do roboty.
Patrzymy się jeszcze chwile na siebie, i każda idzie wykonywać swoje zadanie. Czeka nas trudna misja, ale nie możemy zawieść wuja. Mam nadzieje że zdążymy wszystko przygotować na czas, powrotu cioci i wuja.


                                                                     ***
Hej! Rozdział jest dodany specjalne święto, a mianowicie dzisiaj mija okrągły rok od powstania tego bloga. Chciałam wam serdecznie podziękować za wszystkie komentarze, cierpliwość za czekaniem na nowy rozdział, za siedmiu obserwatorów mam ogromną nadzieja że liczba obserwatorów wciąż będzie wzrastać. A komentarzy pod rozdziałem będzie coraz więcej. Naprawdę się ciesze że tu jestem z wami, pisanie rozdziałów sprawia mi ogromną radość i dzięki pisaniu mogę się odreagować, wyluzować. Każdy komentarz jest dla mnie ważny, chcę znać waszą opinię. Mam nadzieje że uda mi się napisać dwa razy więcej rozdziałów niż przez ten rok. Kocham was wszystkich i dziękuje że jesteście ze mną. Dobranoc.       

                                                                             

  

poniedziałek, 30 listopada 2015

Happy Birthday Laura!

Wczoraj Laura obchodziła swoje dwudzieste urodziny. Z tej okazji życzymt jej dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń i sukcesów w karierze.

czwartek, 26 listopada 2015

Rozdział 16 cz.1

O pierwszej w nocy Laura przebudziła się, miała dziwny sen ale nie pamiętała go. Przetarła ręką oczy i zeszła z łóżka, ruszyła w stronę kuchni w celu napicia się czegoś. Kiedy była koło wcześniej wspomnianego pomieszczenia zatrzymała się gwałtownie, postanowiła przysłuchać się rozmowie Kristen i Eleny.
-Kristen nie rozumiem dlaczego Robert tak się uniusł, kiedy wspomniałam o Bonnie. Wiem że wciąż obwinia się o to co się stało, ale nie może tego robić, to nie jego wina. - Elena odparła zrozpaczona, Laura lekko się wychyliła żeby widzieć rozmawiające kobiety.
-Ja wiem że to nie jego wina, ty też to wiesz ale on nie. To była wielka tragedia. We wszystkich gazetach o tym pisali. - westchnęła Kristen.
-Dwadzieścia lat tak szybko minęło. Bardzo mi brakuje Bonnie, była taka wspaniała.
-Była wspaniałą, piękną, mądrą kobietą i najlepszą przyjaciółką. - Kristen uśmiechnęła się smutno.
-Dziewczynki powinny wiedzieć o Bonnie, mój starszy brat powinien się z tym pogodzić.
-On nauczył się już z tym żyć, ale czy pogodził się z tym, tego nie jestem pewna. Wczoraj sobie przypomniał o tym wszystkim, pewnie za dwa dni to minie.
-Za dwa dni jest wasza rocznica ślubu. - przypomniała Elena.
-Tak pamiętam.
-Wciąż trzymacie te wycinki z gazet z przed dwudziestu lat?
-Tak, gdzieś pewnie są schowane. - Laura nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Nie wiedziała kto to jest Bonnie, nikt nie chciał jej tego powiedzieć. Kiedy poszła spać próbowała wyciągnąć jakieś informacje od Vanessy, ale niestety ona też nie wiedziała nic na ten temat. Brunetka wiedziała że dowiedzieć się czegoś w tej sprawie może tylko od Eleny, Robert i Kristen na pewno by ją zbyli albo powiedzieli że to stare dzieje i niema co rozpamiętywać. Laura chciała wrócić do swojego pokoju, odwróciła się na piętach i po cichy na palcach zaczęła iść w stronę schodów. Po drodze nie zauważyła komody stojącej na korytarzu i weszła w nią, wazon z kwiatami przechylił się i gdyby nieszybka reakcja dziewczyny wazon by spadł na podłogę i się rozbił robiąc przy tym wielki hałas. Brunetka odłożyła nieszczęsny przedmiot z powrotem na miejsce i pobiegła na górę. W pokoju nie mogła przestać myśleć o dziwnej rozmowie Kristen i Eleny, postanowiła wypytać siostrę Roberta o to co się stało ponad dwadzieścia lat temu i dlaczego jest to taki wrażliwy temat. Po bitych dwóch godzinach rozmyślania, Laura w końcu zasnęła. Rano obudziła się przed dziewiątą, nie wyspała się wiedząc że i tak z powrotem nie zaśnie ubrała się i zeszła na dół. W kuchni zetknęła się na Elene robiącą sobie kawę, kobieta obdarowała ją promieniującym uśmiechem.
-Dzień dobry śpiochu. - przywitała się Elena biorąc łyk kawy.
-Dzień dobry ciociu. - Laura rozejrzała się po kuchni sprawdzając czy są same, wzięła głęboki oddech, raz kozia śmierć pomyślała. -Ciociu mogę się ciebie coś zapytać?
-Jasne, pytaj o co tylko chcesz. - Elena uśmiechnęła się, brunetka otworzyła już usta żeby spytać się kim była Bonnie, kiedy do kuchni przyszedł Robert.
-Witajcie dziewczyny. - Robert oparł się o szafkę, Laura zamknęła buzie. Cała odwaga uleciała z niej, wiedziała że jak spyta się kim była ta tajemnicza kobieta Eleny to wuja mocno się zezłości.
-No siema skurwielu. - Elena rozłożyła ręce.
-Ja ci dam skurwielu ty mała pipo. - brunetka była zaskoczona słysząc jak odzywa się do siebie rodzeństwo. Nie z powiedziała się tego po nich, wyglądali na kulturalnych, dobrze wyrażających się ludzi. A tu taka niespodzianka, Laura też czasami nie  wyrażała się kulturalnie o Van i na odwrót. Chyba każdy kto ma rodzeństwo, rozumie to.
-Laura co chciałaś się mnie zapytać? - Laura podskoczyła na słowa kobiety. Czuła się jakby miała coś na sumieniu i została złapana przez policje.
-Yyyy już nic.
-Jesteś pewna?
-Tak, tak to nic ważnego. - skłamała.
-Kristen już wstała? - Elena zwróciła się do brata.
-Tak, właśnie bierze kąpiel.
-Kto bierze kąpiel? - Kristen objęła od tyłu Roberta, miała na sobie szlafrok, a włosy miała zawinięte w kokon z ręcznika.
-Ty kochanie. - Robert odwrócił głowę w stronę kobiety i pocałował ją.
-Jesteście tacy słodcy, że aż rzygać się chce.
-Nie przesadzaj Elen, już zapomniałaś co ty robisz ze Stefano. - zawstydzona Elena spóściła wzrok na swoje stopy.
-Dobra koniec już tego obijania się, bierzemy się za robienie śniadania. Robert nakryj do stołu, a ty Laura pokrój pomidora i ogórka.
-A ja co mam robić?
-A ty Eleno wyłóż szynkę na talerzyk. Ja idę się ubrać.
Kristen opuściła kuchnie, Robert Laura i Elena zabrali się do roboty. Po niespełna dziesięciu minutach śniadanie było już gotowe, wszyscy zajęli swoje miejsca. Śniadanie przemijało w spokojnym rodzinnym gronie.
-O której zaczynacie dzisiaj prace? - zapytała Elena.
-Dzisiaj mamy wolne. - odpowiedziała Kristen.
-To super! Będziemy mogli spędzić ze sobą cały dzień, przed moim wyjazdem.
-To świetny pomysł. Ale dzwonił do mnie kumpel, obiecałem mu że pomogę mu z załatwieniem jednej sprawy. - Robert skrzywił się.
-Cały dzień ci to zajmie? - zasmuciła się Elena.
-Nie, po dwunastej jestem wolny.
-Ja, Elena i dziewczynki pójdziemy na zakupy, a ty później dołączysz do nas. Pasuje wam taki plan?
-Jasne. - wszyscy się zgodzili.
***
Dziewczyny właśnie rozglądały się po sklepie, w celu znalezienia czegoś fajnego. Jak na razie były już w dwóch sklepach i niczego nie znalazły. Laura niebyła za bardzo zainteresowana zakupami, bardziej jej zależało na tym żeby zostać sam na sam z Eleną i wszystkiego się dowiedzieć. Wiedziała że ma mało czasu, kobieta dzisiaj wieczorem wyjeżdża.
-A co myślicie o tej. - Kristen pokazała żółtą sukienkę w czarne paski.
-Nie, nie i jeszcze raz nie. Będziesz w niej wyglądać jak słaba kopia pszczółki Maji, weź się odsuń. - Kristen cofnęła się o krok do tyłu i dała Elenie pełne pole działania. Kobieta zaczęła przebierać między sukienkami w celu znalezienia czegoś odpowiedniego dla swojej szwagierki. Po kilku sekundach pokazała dziewczyną piękną czerwoną sukienkę.
-W tej będziesz wyglądać doskonale. - zielonooka podała Kristen sukienkę.
-Jezus ale piękna. Serio myślisz że będzie mi pasować?
-Nie gadaj tylko leć przymierzyć. - Elena popchnęła żonę swojego brata w stronę przymierzalni. Laura podeszła do Vanessy.
-Jak myślisz, o co w tym wszystkim chodzi?
-Nie rozumiem. - odpowiedziała Van przykładając do siebie bluzkę.
-Daj spokój to nie twój kolor. - Laura odłożyła bluzkę z powrotem na miejsce. -Nie uważasz że ta sprawa z tą Bonnie nie jest trochę dziwna? Dlaczego nikt nie chęc nam powiedzieć kim ona była. I dlaczego wuja tak się uniósł kiedy ciocia Elena wspomniała o niej przy kolacji.
-A ty znowu o tym? - westchnęła Nessa. -Serio nie masz innych tematów do rozmowy?
-Ale przyznaj że ciekawi cię co oni ukrywają.
-Może mają ku temu powody? Uważam że nie powinnyśmy się mieszać w ich prywatne sprawy, jak będą chcieli to nam powiedzą co ukrywają, a jak nie to mówi się trudno.
-Ale problem jest w tym, że oni chyba nam nigdy tego nie wyznają. Dlaczego ty nie jesteś taka ciekawa co oni ukrywają? - Lau spojrzała uważnie na swoją siostrę.
-Po pierwsze bo nie jestem tobą, a po drugie wiem że wuja Robert i ciocia Kristen w życiu na nie powiedzą.
-A gdyby nie oni nam to powiedzieli? - brunetka uśmiechnęła się iście przebiegle.
-Kontynułuj. - Laura wyraźnie zainteresowała Van swoim pomysłem. Bąć co bąć Nessa też była mocno ciekawa o co chodzi w tym wszystkim, ale nienaciskała tak z tym jak jej młodsza siostra. Była święcie przekonana że to będzie bez sensu pytanie ich i niepotrzebnie tylko zdenerwuje wuja.
-Ciocia Kristen i wuja Robert nam tego nie powiedzą.
-Brawo tyle to ja też wiem.
-Ale znam osobę która może nam udzielić odpowiedzi na wszystkie nurtujące nas pytania.
-Kto to taki?
-Ciocia Elena. - obydwie spojrzały się na kobiete.
-Serio myślisz że nam powie? - Van przegryzła dolną warge.
-Niedowiemy się tego, jeśli nie sprubujemy. Ale wiesz ona nam może to powiedzieć tylko wtedy, kiedy nie będzie nigdzie w pobliżu cioci ani wuja.
-Teraz jest sama. - zauważyła Vanessa.
-To ruszajmy, zanim wróci ciocia Kristen.
Już po sekundzie dziewczyny stały koło Eleny.
-Chciałbyśmy się czegoś dowiedzieć. - zaczęła Nessa.
-Słucham. - Elena odłożyła spodnie z powrotem na miejsce.
-Kim była Bonnie? - zapytała Laura.
-I dlaczego jest to taki wielki sekret? - dodała Van.
-Dziewczynki posłuchajcie mnie, to nie jest takie proste. To nie ja powinam wam o tym mówić.
-A kto niby? Nikt nie chce nam tego powiedzieć, wuja i ciocia nigdy nam tego nie powiedzą.
-Przykro mi dziewczynki. Ale starajcie się mnie zrozumieć.
-A niech ciocia stara się zrozumieć nas, macie przed nami jaką tajemnice i z tego co zdążyłam się zorientować nie jest to byle jaki sekret. To coś bardzo ważnego co poruszyło was wszystkich, a najbardziej wuja. - Laura spojrzała uważnie na kobietę. Słowa dziewczyny mocno trafiły w Elene, nie wiedziała czy ma powiedzieć dziewczynką całą prawdę czy też nie. Miała mętlik w głowie, nie wiedziała co ma zrobić.
-Starajcie się mnie zrozumieć, nie chcę nic robić na przeciw swojemu bratu. On bardzo nie chcę żebym wam o tym mówiłam, on... nie chcę żeby ktokolwiek o tym wspominał. To co się stało kilka lat temu było naprawdę straszne. My wszyscy....my... staramy się żyć normalnie i nie wracać do tych strasznych czasów. Proszę zrozumcie mnie. - Elena spojrzała błagalnie na siostry.
-Słyszałam dzisiaj w nocy jak rozmawiałaś z ciocią Kristen, mówiłyście że Bonnie była wspaniałą dobrą, przepiękną kobietą i bardzo wam jej brakuje. Nie uważa ciocia że powinnyśmy wiedzieć kim była tak ważna dla was osoba?
-Podsłuchiwałaś nas? - Elen była zaskoczona tym czego się dowiedziała. Była pewna że nikt nie słyszał jej rozmowy z Kristen.
-Chciałam się iść czegoś napić i kiedy byłam koło kuchni usłyszałam jak rozmawiacie o niej że bardzo wam jej brakuje. Od razu wtedy pobiegłam na górę do swojego pokoju. - skłamała, choć można powiedzieć że powiedziała pół prawdę Laura nie chciała martwić jeszcze bardziej Eleny. Stwierdziła że jak powie jej pół prawdę to nie będzie się tak martwić.
-Tak, to prawda Bonnie była wspaniała. - uśmiechnęła się smutno Elena.
-To niech ciocia opowie nam trochę o niej. - zaproponowała Van. -Wiemy i rozumiemy że ciężko wam jest o tym rozmawiać, ale nam też jest ciężko że nie wiemy dla czego jesteście tacy smutni. Prawda pomoże nam bardziej was zrozumieć i wesprzeć.
-Robert mnie zabije jak dowie się że wam coś powiedziałam.
-On o niczym się nie dowie, nic mu nie powiemy. Proszę. - Elena widziała błaganie w oczach dziewczynek. Odchyliła głowę do tyłu i westchnęła głośno.
-Dobrze niech wam będzie. To wszystko..... - Elena zamilkła kiedy z  przebieralni wyszła Kristen w czerwonej sukience. Wyglądała zjawiskowo, dobrze dopasowana sukienka sięgała kobiecie aż do kolan, delikatne wycięcie odsłaniały piersi. Dziewczyny były pod wrażeniem jak wygląda ich ciocia.
-Kristen wyglądasz zjawiskowo. - nieśmiało uśmiechnęła się Kristen po usłyszeniu komplementu do siostry swojego męża.
-Ciociu musisz koniecznie kupić tą sukienkę. Wujowi na pewno się spodoba. - Vanessa podeszła bliżej cioci.
-Vanessa ma racje. - dodała Laura.
-Okej niech wam będzie, kupie tą sukienkę. - westchnęła z rezygnacji Kristen.
-To dobrze. Gdybyś ty jej nie kupiła, to ja bym ci ją kupiła.
-A wy sobie coś znalazłyście?
-Nie, ciociu Kristen. - odpowiedziała Laura.
-To lecę do przymierzalni. - Kristen udała się do wcześniej wspomnianego pomieszczenia.
-Teraz możesz dokończyć. - odezwała się Laura.
-Dziewczynki lepiej będzie jak całej prawdy dowiecie się od Roberta albo Kristen, a nie ode mnie.
-Ale jak to? Przecież przed chwilą byłaś gotowa nam wszystko powiedzieć, a teraz zmieniłaś zdanie. - Laura była bardziej zawiedziona niż oburzona. Choć mocno oburzona też była, już myślała że się wszystkiego dowie co stało się kiedyś i kim była Bonnie.
-Zdałam sobie sprawę ze nie powinnam się wtrącać.
-Przecież ciebie to też dotyczyło. Prawda?
-Tak ale uwierzcie mi na słowo, lepiej będzie dla was jeżeli nie będziecie miały o niczym pojęcia.
-Mamy żyć w nieświadomości!? - krzyknęła oburzona Laura, fala gniewu zalewała ją od środka. Miała prawo to znaczy ona i Vanessa miały prawo wiedzieć co się stało. Van podeszła do siostry, żeby ją uspokoić.
-Spokojnie Lau, może tego lepiej nie wiedzieć. Posłuchaj mnie lepiej żyć spokojnie bez świadomości niż żyć chaotycznie z świadomością. - Nessa przytuliła siostrę.
-Ja tylko chce wiedzieć co koło mnie się dzieje. Przecież to nic złego. Prawda? - powiedziała spokojnie Laura.
-Wiem że chcecie wiedzieć co się stało, ja na waszym miejscu robiłabym to co wy teraz. Ale uwierzcie mi lepiej dla was jeśli nie będziecie wiedziały. - Elena przytuliła dziewczynki.
-Czyli nigdy nie dowiemy się prawdy? - zapytała Laura.
-Nie, teraz będzie lepiej dla was jeśli nie będziecie wiedzieć. Ale przyjdzie kiedyś taka pora kiedy będziecie gotowe poznać prawdę. Teraz niestety nie.
-Teraz jest za wcześnie? - chciała się upewnić Van.
-Tak. Obiecajcie mi coś dziewczynki.
-Co? - zapytały równo.
-Że nie będziecie tak z tym naciskać, wszystkiego dowiecie się w swoim czasie.
-Okej. - obiecały.
Czekając kiedy wróci Kristen z przymierzalni, dziewczyny rozglądały się po sklepie. Chodząc między półkami sklepu Laura zauważyła stoisko z okularami przeciwsłonecznymi z daleka wypatrzyła sobie pewną parę pilotków, po paru sekundach stała już przed swoją nową zdobyczą. Dziewczyna już trzymała okulary kiedy zauważyła niepotrzebną rękę, podniosła wzrok i ujrzała przed sobą dobrze jej znaną osobę.
-Przepraszam bardzo ale pierwsza chwyciłam te okulary. Czy możesz proszę cię z łaski swojej puścić te okulary, nadacznico? - Laura uśmiechnęła się uroczo do blondynki którą wcześniej poznała w empiku. Nie spodziewała się że ją więcej kiedykolwiek w życiu spotka, a tu taki chce obydwie walczą o tę samą parę pilotków.
-To znowu ty. Sorry wielkie ale ja jestem modelką i bardziej ich potrzebuje. - blondyna zaczęła szarpać okulary w swoją stronę, brunetka tak łatwo jej nie oda tych cudeniek. Z dwóch powodów po pierwsze na jej oczach ten małpiszon podrywał Ross'a, a po drugie będzie zajebiście wyglądała w tych okularach.
-Pewnie specjalizujesz się w modelingu budowlanym. - stwierdziła Laura patrząc na dziewczynę.
-Y?
-Reklamujesz pustaki. Pewnie się świetnie dogadujecie.
-Wypraszam sobie nie pustaki tylko cegły wysokiej jakości. - Laura wybuchnęła głośnym śmiechem.
-Serio? Po co ci te okulary, cegły wysokiej jakości przyćmiewają cię swoim blaskiem?
-Wiesz co żałosna jesteś.
-Ty lepiej spójrz na siebie.
-Możesz zapomnieć o tych okularach. - powiedziała blondynka. Obydwie szarpały okulary, Lau w duchu zaczęła się modlić żeby nic się nie stało okularom. Brunetka wpadła na genialny pomysł odwrócenia uwagi blondynki.
-O mój Boże to Justin Bieber!!! - blondynka puściła okulary i zaczęła się rozglądać.
-Gdzie?
-Tam - Lau wskazała wyjście ze sklepu. Nowa znajoma szybko pobiegła w tamtym kierunku, brunetka ze zwycięskim uśmiechem poszła zapłacić za okulary. Na szczęście nic im się nie stało. Dziewczyna poszła poszukać siostry już po chwili ją znalazła.
-Gdzie byłaś? - zapytała Van podchodzącą siostrę.
-Patrz jakie cudeńka kupiłam. - pokazała okulary.
-Tak długo ich szukałaś? - zdziwiła się Nessa.
-Nie, tak długo się o nie biłam.
-Mam wiedzieć?
-Lepiej nie. - obydwie brunetki się zaśmiały. Do śmiejących się dziewczyn dołączyły Kristen i Elena, kobiety nie wiedziały jak się zachować czy miały śmiać się z dziewczynami czy też nie.
-Czy my o czymś nie wiemy? - Kristen skrzyżowała ręce. Laura miała ochotę odpowiedzieć jej -"Tak jak i my" ale postanowiła ugryź się w język, przecież obiecała Elenie że odpuści sobie te dochodzenie i na razie nie będzie naciskała z poznaniem prawdy.
-Nie. - zdobyła się na krótką odpowiedź.
-Robert do mnie dzwonił będzie na nas czekał w kawiarni, mamy tam być za 15 minut. Więc zbierajcie się dziewczyny. - Kristen ruszyła w stronę kawiarni. Elena razem z siostrami Marano dołączyły do kobiety.
*Oczami Ellington'a*
Razem z Rocky'm włóczyliśmy  się po mieście, nikt z moich kochanych przyjaciół nie chciał z nami spędzić czas. Ja zostałem olany przez przyjaciół, a Rocky przez rodzeństwo. Liczyłem po cichu że chociaż Rydel będzie z nami chciała coś porobić, a tu dupa powiedziała że nie zamierza się za nas wstydzić i nigdzie z nami w miejsce publiczne nie idzie. Mamy cały czas w domu siedzieć? Przecież to niedorzeczne, nie będziemy do końca naszego życia siedzieć w domu. Bo co lubimy czasem razem z Rocky'im się powygłupiać, czy to coś złego?
-Wbijamy na plac zabaw? - zaproponował Rocky. Na placu zabaw mamy swoją miejscówkę.
-Jasne.
Po niespełna dziesięciu minutach byliśmy już na miejscu, od razu ruszyliśmy do swojej miejscówki. Kiedy byliśmy już koło huśtawek, zatrzymaliśmy się gwałtownie.
-Rocky czy ty widzisz to samo co ja? - zapytałem mocno oburzony.
-Dwóch małych gnojków zajmujących nasze terytorium? Owszem widzę. - szatyn zacisnął rękę w pięść.
-Idziemy im pokazać kto tu rządzi?
-Niech gówniarze znają swoje miejsce. - Rocky podwinął rękawy. Już po chwili staliśmy przed małymi smarkami, rozejrzeliśmy się sprawdzając czy nigdzie niema ich matek. Nikogo takiego nie zauważyliśmy, skinąłem głową dając Rocky'iemu znak że teren jest wolny.
-To nasza miejscówka. - pierwszy się odezwałem. Chłopcy na nas spojrzeli obojętnym wzrokiem.
-I co z tego? - odezwał się jeden z nich.
-Zjeżdżajcie stąd. - wysyczał Rocky przez zaciśnięte zęby.
-Spieprzaj dziadu. - mały blondynek pokazał Rocky'iemu język.
-Posłuchaj mnie synu, my tu pierwsi byliśmy.
-Nieprawda! My byliśmy pierwsi, a takie dwa pedały jak wy nas z stąd nie wygonią. - mały smarkacz pokazał nam środkowy palec. Teraz to mocno się zdenerwowałem, nie będzie mnie byle gówniarz obrażał. Bachor jeden ledwo co sięga mi do pasa i z takimi tekstami do mnie? W życiu.
-Posłuchajcie mnie smarkacze, zawiniecie się z stąd grzecznie, a nikomu nie stanie się krzywda. - chwyciłem jednego z nich za bluzkę.
-Spadaj zboczeńcu. - mały chciał się wyrwać.
-Nie słyszałeś co mój kolega powiedział? Jak nie to z chęcią powtórzę, ty i kurwa twój koleżka zawiniecie się z stąd.
-Możesz mi obciągnąć. - mały blondynek pokazał zboczony gest.
-Za bardzo chyba niema co. Ja kurwa jestem cierpliwym człowiekiem, ale do czasu. A wiedz. - Rocky chwycił jednego z chłopców za bluzkę, podnosząc go przy tym.
-Puszczaj mnie!!! Na pomoc!!! - krzyczał.
-Zawiniecie się grzecznie z stąd? - zapytał uprzejmie szatyn.
-Nie!
-A więc. - Rocky zaczął szarpać gnojka za bluzkę.
-Okej. Już sobie idziemy. - chłopiec powiedział zapłakanym głosem.
-I nie wrócicie już tutaj? - zapytałem dla pewności.
-Chyba cie posrało. Mamy tu już więcej nie przychodzić? Jeszcze czego.
-Rocky wiesz co robić. - skinąłem do przyjaciela na znak że dalej może szarpać młodego. Szatyn spojrzał iście szatańsko na swoją ofiarę.
-Dobra już więcej tu nie przyjdziemy. - smarkacz rozbeczał się.
-Trzeba było tak od razu.
Rocky rzucił dzieciaka na ziemie, ten podniósł się z ziemi otrzepał się z piasku i razem ze swoim koleżką uciekli z placu zabaw. Ja i szaty przybiliśmy sobie piątkę i zajęliśmy naszą miejscówkę.
***
-Mamusiu ci panowie huśtają się tu już od godziny. - mała dziewczynka poskarżyła się swojej mamie.
-I co z tego? Możemy tu być tyle ile nam się podoba. - spojrzałem na dziewczynkę.
-Przepraszam bardzo, ale czy panowie zwolnią miejsce dla mojej córeczki? - kobieta spojrzała na nas z nadzieją.
-Nie. - odpowiedział obojętnym tonem Rocky.
-Ale to jest plac zabaw! - oburzyła się matka.
-I co za tym idzie? Że możemy tu przebywać tyle ile nam się zechce. - szatyn dalej rozmawiał z nieznajomą obojętnym tonem. Po przegonieniu tych dwóch gnojków, co chwile ktoś miał do nas jakieś pretensje że zajmujemy niepotrzebnie huśtawkę i że to jest plac zabaw dla dzieci. A ja kim niby jestem, jak nie dzieckiem. Dla mojej mamy zawsze będę małym Ellington'em, który dopiero co poznaje świat.
-Moja córka chce się pohuśtać na huśtawce.
-Ja ja chce żeby spadł deszcz misio żelków. I wie pani co? Obydwaj nie dostaniemy tego czego chcemy.
-Dosyć tego. - kobieta zdenerwowała się, podeszła do mojego przyjaciela i siłą próbowała go zwalić z huśtawki.
-Na pomoc!!! Ta pani próbuje mnie molestować!!! Ratunku!!! - zaczął wołać Rocky. Mieliśmy szczęście że akurat przechodzili tędy funkcjonariusze policji i zaciekawili się kobietą która dobiera się do nastolatka.
-Proszę zostawię tego chłopca w spokoju. - odezwał się jeden z funkcjonariuszy, próbując zdjąć tą wariatkę z szatyna.
-Ale to jakaś pomyłka, ja chciałam żeby ten chłopak zwolnił miejsce mojej córce. - broniła się kobieta.
-Pani się na mnie rzuciła. Dotknęła mnie pani w krocze. - Rocky udał przerażonego tą sytuacją.
-Ale to przez przypadkiem!
-Czyli przyznaje się pani do czynu? - policjant spojrzał uważnie na kobietę.
-Proszę pana ta kobieta nie dosyć, że molestowała mojego przyjaciela to jeszcze chciała nas wyrzucić z placu zabaw. - stanąłem po stronie Rocky'iego.
-Oni kłamią! - córka kobiety zaczęła wyzywać nas od kłamców.
-Jacy oni? Po pierwsze dla ciebie, to panowie. Po drugie to co powiedziałem jest prawdą.
-Przepraszam bardzo - wtrąciła się jakaś kobieta. -ale ja widziałam jak ta otóż kobieta, dobiera się do tego chłopca.
-W takim razie - policjant zwrócił się w stronę kobiety. -jest pani proszona o natychmiastowe opuszczenie placu zabaw.
-Dlaczego!?
-Jak pani tego nie zrobi w ciągu pięciu minut, będę musiał panią zamknąć za napastowanie o to tego młodego obywatela. - wskazał na Rocky'iego.
-Przez panią będę miał zrujnowane całe życie. - szatyn schował twarz w dłonie. Zbulwersowana kobieta wraz z córkom udały się w stronę wyjścia z palcu zabaw.
-Nie martw się chłopie, wyjdziesz z tego. - policjant poklepał go po ramieniu i poszedł w swoją stronę.
-Możemy teraz huśtać się do woli. - uśmiechnął się do mnie przyjaciel.

                                                                  ***            
Witajcie kochani. Rozdział miał się wczoraj pojawić, tak okazyjnie bo wczoraj były moje imieniny. Ale niestety nie udało mi się dodać.  Postanowiłam  podzielić ten rozdział na dwie części, ponieważ nie wszystkie moje pomysły są wykorzystane. Bardzo was serdecznie przepraszam że nie było za dużo Raury (w ogóle nie było) dziwie się trochę sobie że wstawiam rozdział z okazji  moje imieniny gdzie niema Raury. No ale co zrobisz, nic nie zrobisz. Ostatnio strasznie nie chcę mi się pisać rozdziałów, mam pomysły ale brak chęci przedstawienia im wam. Jeśli pod rozdziałem jest kilka komów to człowiek ma większą motywacje i bardziej mu się chcę pisać rozdziały. Mam nadzieje że nieco was zaciekawiłam tą tajemnicą. Jeśli pod rozdziałem będzie dużo komentarzy to następny rozdział pojawi się dość szybko. Przepraszam was za wszelkiego rodzaju błędy.
   
                         

niedziela, 1 listopada 2015

Happy Birthday Rocky!

Dzisiaj swoje dwudzieste pierwsze urodziny obchodzi Rocky. Wiec całe R5Family życzy mu w tym dniu dużo zdrowia, spełnienia marzeń, żeby robił to co najbardziej kocha i dużo miłości. Sukcesów w karierze i wszystkiego co sobie życzy.


sobota, 31 października 2015

Rozdział 15

*Chwile wcześniej*
*Oczami Ross'a*
Przechadzałem się po mieście bez celu, kompletnie nie wiedziałem co ze sobą zrobić. Nudziło mi się w domu więc stąd mój wypad na miasto, po drodze kupiłem sobie jabłko które podrzucałem i łapałem. Miałem właśnie skręcić w prawo, kiedy zauważyłem Laurę rozmawiającą z jakimś gościem. Aż z wrażenia upuściłem jabłko na ziemie, szybko podniosłem owoc i schowałem się za drzewem, żeby lepiej słyszeć o czym oni rozmawiają. Poczułem bardzo dziwne i dotąd nie znane mi uczucie, a mianowicie zazdrość. Ten koleś flirtował z moją księżniczką, nie daruje mu tego jeszcze patrzy na nią wygłodzonym wzrokiem. Przysłuchałem się o czym oni gadają ble ble ona mówi że postanowiła się przejść, ble bel on mówi że lepiej czasem oderwać się od myśli ona mówi że czasem jest to trudne, ble ble on pyta się czy ma chłopaka. Co go to obchodzi? Nie ma ciekawszych zajęć, niż pytania Laury czy ma kogoś. Brunetka mówi mu że jeszcze nie spotkała księcia z bajki. Że co? A ja? W tym momencie jestem oburzony, dziewczyna prędzej czy później i tak przejrzy na oczy. Ten cały Peeta ucieszył się wyraźnie na tą wiadomość, i spytał się Laury czy nie da mu swojego numeru telefonu. Nie wiem co we mnie stopiło, ale rzuciłem jabłkiem prosto w klejnoty tego gościa. Ten pisnął głośno i upadł na kolana, szybko schowałem się za drzewem żeby Laura mnie nie widziała. Mam nadzieje, że przemknąłem jej niezauważony. Odczekałem chwile i wychyliłem się za drzewa, żeby wybadać sytuację. Laura właśnie żegnała się z chłopakiem, kurcze chyba nie wymienili się numerami. To raczej pewne że nie, Peeta był bardziej zajęty cierpieniem i chyba wyleciało mu to z głowy. Nagle ogarnął mnie smutek, te jabłko wyglądało naprawdę smakowicie. Ale na wojnie, a zwłaszcza o kobiety zawsze są jakieś ofiary. Kogoś trzeba poświecić w imię dobra nas wszystkich, a w ty wypadku w imię mojej osoby. Poczułem wibracje w kieszeni, dostałem sms'a od Laury "Hej blondi idziemy do tego empika?" szybko wystukałem odpowiedz "Jasne za 10 minut widzimy się przed twoim domem" po paru sekundach dostałem odpowiedz "Okej za 10 minut przed moim domem". Przyspieszyłem kroku, miałem nie daleko do domu. Po niespełna 10 minutach byłem na miejscu, Laura siedziała na ławce po drugiej stronie ulicy. Cicho podszedłem do dziewczyny, miała spuszczony wzrok na swoje buty.
-Nie pamiętam żeby wcześniej stała tu ta ławka. - brunetka na moje słowa podskoczyła.
-Bo wcześniej jej tu nie było. - spojrzała się na mnie.
-Dobrze, już się bałem że to mogą być pierwsze oznaki alchajmera. - przysiadłem się koło Laury.
-Może oboje mamy pierwsze odznaki alchajmera, albo co gorsza oboje mamy zwidy. - delikatnie kącik mych ust drgnął na słowa dziewczyny.
-Czyli teraz widzimy rzeczy, których nie ma? - brązowo oka nie odpowiedziała mi na pytanie tylko się uśmiechnęła. Zamknęła oczy i zaczęła delektowała się blaskiem słońca, lekkim podmuchem wiatru. Była nadzwyczaj spokojna i opanowana, tak jakby jakaś czakra w nią stąpiła.
-Piękna pogoda jest dzisiaj. - o noł zaczęliśmy rozmawiać o pogodzie. Czyżby nie mieliśmy już o czy ze sobą gadać?
-Tak. - odpowiedziałem. -Lauro...
-Tak?
-Co się stało, że jesteś taka spokojna i opanowana? - ta myśl nie dawała mi spokoju.
-Zawsze jestem spokojna i opanowana. - spojrzałem na nią z cieniem wątpliwości, Laura wyczuła mój wzrok na sobie i popatrzyła na mnie. -Dobra przeważnie jestem spokojna i opanowana.
Zamknęła oczy i dalej cieszyła się piękną pogodą. Postanowiłem wziąć z niej przykład i też zamknąłem oczy. To naprawdę przyjemne tak siedzieć i wchłaniać witaminę D.
-Już nic nie będzie takie jak wcześniej. - przemówiła Laura.
-To znaczy? - nie wiedziałem o co jej chodzi.
-Czasu nie da się cofnąć, to co się stało już nigdy nie zostanie zmienione. - przerwałem swoją chwile relaksu i spojrzałem uważnie na przyjaciółkę. Zacząłem się niepokoić, po głowie zaczęły chodzić mi czarne scenariusze tego co mogło spotkać Laurę.
-Co masz konkretnie na myśli?
-To że za swoje błędy trzeba płacić, na wet bardzo wiele. - teraz to się zmartwiłem i to mocno.
-Lauro możesz powiedzieć mi o co chodzi?
-Kiedy nie mogę. -odparła zrozpaczona.
-Mnie możesz wszystko powiedzieć, zawsze ci pomogę. - objąłem ją ramieniem. Spojrzała się na mnie, a potem tempo wpatrywała się w pustą ulice.
-Ci dwaj goście co montowali tu tą ławkę to.... jeden z nich był chudy, a ten drugi on był gruby i miał tak nisko opuszczone spodnie że pół dupy było mu widać. W pewnym momencie temu panu przy kości spadł na ziemie telefon i on.....on się po niego schylił. Udrzens on w pozycji pochylonej i ten jego kolega musiał mu pomóc, tak się stało że ten chudy pan odsłonił majtki temu drugiemu panu, tak że było widać jego tyłek. I ja to wszystko widziałam, ten owłosiony, pomarszczony, tyłek który się rozłaził. - powiedziała zrozpaczona Laura. Ja po wysłuchaniu tej historii krztusiłem się śmiechem.
-Ja tu myślałem że coś strasznego ci się stało,  po głowie zaczęły mi przebiegać czarne scenariusze, co mogło ci się przydarzyć. A ty mi tu wyskakujesz z jakimś tyłkiem? - zapytałem z niedowierzaniem.
-Przestań się ze mnie śmiać! To było potworne, już nigdy więcej nie będę patrzyła na świat tak jak kiedyś.
-Nie dramatyzujesz czasem?
-Nie. Nie widziałeś tego, nie wiesz o czym mówisz. To było koszmarne, ten rozlazły tyłek będzie mnie prześladował do końca życia. - Laura schowała twarz w dłoniach. Dla uspokojenia, pogłaskałem ją po plecach.
-Zobaczysz szybko zapomnisz o tym. Musisz zająć swój umysł czymś innym, a ja nawet wiem czym.
-Zamieniam się w słuch.
-Chodźmy już do empika kupić Greya, zobaczysz kiedy to przeczytasz zapomnisz o tej dupie. - wstałem z ławki. Brunetka chwile patrzyła się na mnie jak na wariata, po czym dołączyła do mnie. Ruszyliśmy w stronę wcześniej wspomnianego sklepu, kiedy tak szliśmy postanowiłem wypytać Laurę co dzisiaj robiła i co łączy ją z tym gościem.
-Poza widzeniem owłosionej, pomarszczonej dupy co robiłaś? - brązowo oka zatrzymała się na chwilę, posłała mi mordercze spojrzenie i ruszyła dalej.
-Byłam na spacerze.
-Doprawdy? I coś ciekawego cię spotkało, jakaś przygoda? Wiewiórka cię zaatakowała w stroju ninja? I walczyłaś z nią? - zacząłem walczyć jak ninja, dziewczyna się zaśmiała.
-Nie, żadna wiewiórka mnie nie zaatakowała. Ale dzięki tobie będę wiedziała, jak się obronić przed wiewiórką.
-Nie nabijaj się z moich sztuk walki. Nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-Co ty jesteś taki dociekliwy? - podniosła brew do góry. Kurcze chyba zaczyna coś podejrzewać. Uśmiechnąłem się nie winie, żeby zbić ją z tropu.
-Czysta ciekawość. Ja na przykład dzisiaj rano stoczyłem morderczą walkę o łazienkę z siostrą, ale niestety przegrałem. Czterdzieści minut czekałem zanim Rydel wyjdzie z kibla. Co wy dziewczyny robicie tak długo w łazience?
-Tajemnica. A jak tak bardzo chcesz wiedzieć co robiłam, to ci powiem. Poznałam kogoś.
-Kogo? Siostrę zakonom na wózku inwalidzkim? - dobrze wiedziałem że poznała tego pizdusia, ale nie może wyjść na jaw że go po szkodziłem. Wtedy Laura mogłaby się wkurzyć, wygłosiłaby mi dwu godzinne kazanie że nie wolno bić niewinnych ludzi. Z nudów bym umarł.
-Żadnej siostry zakonnej nie poznałam, a zwłaszcza na wózku. To był on.
-Nie gadaj że księdza poznałaś!? - zapytałem z udawaną ekscytacją.
-Nie. - odpowiedziała lekko zbita z tropu.
-Żałuj, musisz koniecznie go poznać.
-O czy ty do mnie mówisz człowieku? Chłopaka poznałam całkiem przystojnego, na imię ma Peeta. Szkoda że dłużej z nim nie pogadałam, musiał szybko wracać do domu. - gościu mimo lekkiej niedyspozycji, całkiem żwawo wracał do domu. Można rzecz że biegł, tak jakby gonił go wściekły pies.
-Co się stało? - udałem przejętego. A naprawdę miałem w dupie to co się z nim stało, mimo że to przeze mnie. Koleś ma nauczkę, żeby następnym razem nie podrywać nieznajome na ulicy. Boże Święty czy ja jestem aż tak nie czuły? Trzeba to zmienić, muszę być bardziej ludzki, zacznę od jutra i nie dla wszystkich będę dobry tylko dla tych co zajdą mi w skórę albo dla tych których nie lubię.
-Nie musisz wiedzieć. O już jesteśmy na miejscu. - Laura wskazała najlepszy sklep ever. Mógłbym siedzieć w empiku godzinami, uwielbiam to miejsce mimo że młodzież coraz rzadziej czyta książki ja staram się robić to dosyć często.
-Panie przodem. - przepuściłem dziewczynę i sam wszedłem za nią do sklepu. Nietrudno było nam znaleźć Greya, stos książek stał na środku sklepu. Podeszliśmy do stosu, a raczej jej mniejszej części bardzo mało zostało egzemplarzy. Nasz naród jest aż tak zboczony? Na to wychodzi że tak, pewnie 1/3 książek kupili gimbusy.
-Co taki przystojny chłopak jak ty robi w takim sklepie? - jakaś blond długo noga dziewczyna przejechała palcami po moim ramieniu.
-Ty do mnie mówisz? - zapytałem dla pewności i wskazałem palcem na siebie. No nie powiem nieznajoma była bardzo atrakcyjna, ale wyglądała na taką co niema za grosz szacunku do siebie, więc mechaniczne jest u mnie skreślona. Jej bardzo krótka miniówa ledwo co zakrywała jej tyłek, na twarzy miała z tone mejkapu.
-A niby do kogo głuptasku? - zaśmiała się sztucznie i zaczęła mi macać biceps. -Umięśniony jesteś. Jak długo czasu spędzasz na siłowni?
-Yyy ja nie chodzę na siłownie.
-Nie możliwe, przecież takie mięśnie same się nie zrobią. Coś musisz jednak robić, żeby utrzymać taką formę. - przegryzła dolną wargę, szczerze powiedziawszy było to mega podniecające. Blondyna jeździła swoim palcem po moim torsie, kiedy zaczęła zjeżdżać coraz niżej cofnąłem się o krok.
-Gram w hokeja.
-Naprawdę. To super. Widzę że przyszedłeś po to co wszyscy. - wskazała na książkę. Przełknąłem głośno ślinę i odpowiedziałem.
-Tak. A ty co tutaj robisz? - dziewczyna nie wyglądała na mądrą i lubiącą czytać książki. Kontem oka zauważyłem kipiącą od złości Laurę,  cała poczerwieniała na twarzy.
-Szukam. -odpowiedziała krótko.                                                                    
-Czego?
-Sponsora. - oh shit. Spojrzałem na nią zaszokowany. -Przecież żartowałam, tak się przechadzam między pułkami szukając jakiegoś filmu na wieczór. Może chciałbyś obejrzeć coś ze mną wieczorem?
-Yyy nie przedstawiłem ci jeszcze mojej koleżanki. - porwałem Laurę za rękę i zrównałem ją z nami. -To jest Laura, Laura to jest yyy jak ty właściwie masz na imię? - zwróciłem się do dziewczyny zdając sobie sprawy, że nie wiem jak ma na imię.
-A czy to ważne?
-Tak Ross, czy to jest ważne kto ma jak na imię. - wysyczała Laura przez zaciśnięte zęby. Jakby można było zabić wzrokiem ta laska leżała by już martwa. Brunetka zmusiła się na nieszczery uśmiech, chyba nie lubi tej dziewczyny.
-To co, ty i ja dziś wieczorem? - nieznajoma wskazała na mnie i na siebie. Boże święty ja nie chcę nigdzie z nią iść. Jeszcze mnie zgwałci czy coś. A uwierzcie mi wygląda na taką co mogłaby to zrobić. Szybko wymyślam jakąś wymówkę żeby się wymigać.
-Przykro mi nie mogę. Wiesz Laurze zdechła złota rybka, a ona kochała ją, muszę ją jakoś pocieszyć. - wymyśliłem na spontana.
-Przecież ja niema złotej rybki. - zaprzeczyła brunetka.
-Tak wiem, już jej nie masz. - zrobiłem współczującą minę.
-I nigdy nie miałam. - Lau wyraźnie nie chcę mi pomóc. Spojrzałem na nią znacząco, ona uśmiechnęła się do mnie wrednie.
-Powiedziałem rybka chodziło mi o kota.
-Co się stało z tym kotem? - zapytała nieznajoma.
-Jaki kot? - zapytała Laura bawiąc się świetnie z mojego małego kłamstwa.
-Laura bardzo kochała swojego psa... - przerwała mi blondynka.
-Mówiłeś że zginął jej kot. - o fuck.
-Złota rybka zjadła truciznę, rybkę zjadł kot który później został zjedzony przez Laury psa. Piesek przeszedł mekki trawiąc tego kota co miał w sobie truciznę i kiedy Pimpek prawie całego kota strawił zdechł. - po takim kłamstwie nie wywinę się tak łatwo.
-Naprawdę! Jezus tak mi szkoda twojego psa. - blondynka uwierzyła w moje kłamstwo. Domyślałem się że jest pusta, ale nie miałem pojęcia że aż tak bardzo.
-Mi też jest szkoda Pimpka, był takim radosnym pieskiem. - dodałem.
-Co robisz za tem jutro słoneczko? - blondyna zaplątała pasmo włosów na palec.
-Przykro mi, słoneczko jutro urządza pogrzeb mojego psa. - Laura wyszczerzyła ząbki.
-Właśnie tak, jest jak mówi Laura. Mam pogrzeb psa. - przyznałem racje mojej przyjaciółce.
-Przez niego Pimpek zdechł. - co? Co ona wygaduje?
-Przez ciebie jej pies zdechł? - przeraziła się nieznajoma.
-Tak. Dokładnie tak. Pozwolił żeby mój pies zeżarł tego pieprzonego kota, miał go pilnować. - nie wieże że brunetka tak okłamuje tą dziewczynę. Dobra ja ją pierwszy okłamałem, ale nie na nie korzyć Laury.
-To nic nie szkodzi, lubię niegrzecznych chłopców. - ta to jest walnięta.
-Możesz się od niego odwalić. - syknęła Laura. Ta laska mocno wyprowadziła ją z równowagi.
-Bo co? Zabronisz mi? - zaczęła kręcić głową.
-A że być wiedziała.
-Zaraz ci pokaże.
-Dziewczyny nie musicie się kłócić. - stanąłem między nimi.
-Zamknij się! - wydarły się obie.
-Zjeżdżaj z stąd wywłoko. - zażądała brunetka.
-Śmieszna jesteś. - blondynka się zaśmiała.
-Nie śmiej się, bo ci sylikon wyleci. I będzie problem.
Urażona dziewczyna słysząc słowa mojej przyjaciółki, prychnęła  odwróciła się na pięcie i wyszła ze sklepu. Spojrzałem z niedowierzaniem na Lau która wyraźnie kipiała od złości.
-Dlaczego ją tak potraktowałaś?
-A ty czemu tak śliniłeś się do niej? - odpowiedziała mi pytaniem na pytanie.
-Ja wcale się do niej nie śliniłem. Chciałem być po prostu miły.
-Ciekawe czemu byłeś akurat dla niej miły, a dla innych nie.
-O co ci chodzi? Nie rozumiem cię.
-Zależy ci tylko na wyglądzie, ta laska była pusta, a ty na to poleciałeś. - już wiem o co jej chodzi. Laurusia po prosty w świecie jest zazdrosna, ale nie rozumiem dla czego.
-Przyznaj się, że jesteś zazdrosna. - przyznałem zwycięsko.
-Niby o co?
-O to że ta laska mnie podrywała.
-Coś ci się chyba pomyliło. Ja? Zazdrosna? O ciebie? Dobre sobie. Nigdy. - zaprzeczyła, mój uśmiech stawał się coraz szerszy, jest mega o mnie zazdrosna.
-Miło mi że jesteś, aż tak zazdrosna o moją osobę.
-Czy ty człowieku upadłeś na głowę? Wbij to sobie do tej ślicznej główki, że nie jestem o ciebie zazdrosna. Nie wiem jak ty, ale ja idę do kasy. - dziewczyna ruszyła w stronę kasy.
-Zaczekaj zazdrośnico, kupimy sobie fasolki wszystkich smaków.
Dogoniłem ją i pociągnąłem w stronę fasolek, Laura opierała się przez chwile ale uległa mi i mojej sile. Fakt że jest o mnie zazdrosna, oznacza że teraz mam na nią haka. Ciągle będę jej to wypominał. Kiedy wyszliśmy ze sklepu Laura potknęła się o próg chodnika i zaliczyła glebę.
-Wszystko w porządku? - zapytałem pomagając jej podnieść się z ziemi.
-Chyba tak. - stanęła na równe nogi.
-Musisz uważać jak chodzisz. - poradziłem jej.
-Ja zawsze uważam jak chodzę.
-No właśnie widziałem jak uważasz.
-Po prostu się zamyśliłam.
-O tym jaka z ciebie zazdrośnica? - w odpowiedzi zostałem uderzony torbą z książką i fasolkami.
-Nie, tylko przypomniałam sobie że jeszcze nie zamówiliśmy tortu na rocznice cioci i wuja. Wiesz co to oznacza?
-Że nie będą mieli tortu na rocznice ślubu?
-Że teraz idziemy do cukierni zamówić tort. - w duchu ucieszyłem się że idziemy do cukierni, Rocky i Ellington mają zakaz wstępu w takie miejsca, to długa i bardzo dziwna historia. Powiem tak Rocky w samej bieliźnie w cukierni po zmroku i Ell na zapleczu ściskający pudełko ciastek to dobrze nie wróżyło, mieli ogromne szczęście że właściciel nie podał ich do sądu. Mama prawie zawalu serca dostała, kiedy Rocky'iego policja przyprowadziła do domu.
*Narrator*
W tym czasie kiedy Ross i Laura udali się do cukierni, Robert i Kristen spędzali miłe popołudnie pracując i popijając kawę. Byli sami w domu więc mieli cisze i spokój, nikt im nie przeszkadzał. Robert chciał inaczej zagospodarować ten wolny czas, byli sami w domu, więc mogli robić rzeczy które zazwyczaj nie robią z faktu że nie mieszkali tutaj sami. Niestety mężczyzna mocno się rozczarował że z jego planów nici, mieli masę pracy do odwalenia. Taki dom sam się nie utrzyma.
-Robert kochanie, przyniesiesz jakieś ciastka? Powinny być w szafce na górze. - Kristen upiła łyk kawy. Mężczyzna nic nie odpowiedział tylko wstał i poszedł w stronę kuchni. Po chwili wrócił z paczką ciastek, które położył na stole.
-Jak ci idzie sprawa z tym chłopakiem? - zapytał Robert siadając na swoje miejsce.
-Z tym dziewiętnastolatkiem? Fatalnie, chłopak zamordował z zimną krwią dziewczynę w której był zakochany, rodzina ofiary chcą żeby dostał dożywocie. Najgorsze jest to że chyba dostanie te dożywocie, sędzie nie przekonują żadne argumenty żeby zmniejszyć wyrok kary.
-Mówiłaś że przyznał się do winy.
-Tak przyznał się, ale dowody są zbyt brutalne żeby zmienić wyrok. Będę starała się o zmniejszenie kary do 25 lat pozbawienia wolności, to przecież młody człowiek. Taki wyrok to zdecydowanie odpowiednia kara, swoje najlepsze lata spędzi za kratkami.
-To straszne jak można zmarnować swoje życie. On zabił dziewczynę którą kochał, ona była nie wina, bezbronna kiedy z zimną krwią pozbawił jej życia. A rodzina ofiary nie mogła jej pomóc, byli bezradni... - mężczyzna załamał głos. Kobieta widząc stan swojego męża, chwyciła go za rękę i spojrzała głęboko w oczy.
-Robert to nie twoja wina, że ona...
-Tak to moja wina! - przerwał żonie. -Nie mogłem nic zrobić!
-Jak już to nie mogliśmy, pamiętaj że ja też mogłam zmienić bieg wydarzeń. Gdyby można było cofną czas, na pewno te wszystkie wydarzenia potoczyłyby się inaczej. - Kristen schowała twarz w dłonie, Robert przytulił swoją małżonkę.
-Minęło parę dobrych lat, a to wciąż we mnie drzemie.
-Są wspomnienia które, będą nas prześladować do końca życia. Dobra wróćmy lepiej do pracy. - kobieta szybko wytarła łzę spływającą jej po policzku.
-Masz racje, lepiej wróćmy do pracy.
Małżeństwo wróciło do swoich wcześniejszych zajęć. Nie spodziewanie zadzwonił dzwonek do drzwi, zdziwiony Robert wstał żeby otworzyć, wcześniej spojrzał się pytająco na Kristen która też nie miała bladego pojęcia kto może do nich dzwonić. Nagle z korytarza było słychać wrzaski, przerażona Kristen rzuciła wszystko co miała w rękach na ziemię i pobiegła na pomoc mężowi. Kiedy dotarła do korytarza zaszokowana zatrzymała się gwałtownie.
-Elena?
-Nie, święty Mikołaj. - zażartowała Elena, Kristen od razu rzuciła się na dziewczynę żeby ją mocno uściskać.
-Dlaczego nie mówiłaś że nas odwiedzisz? - odezwał się mężczyzna. Elena była młodszą siostrą Roberta, różnica wieku między nimi wynosiła 2 lata, bardzo się kochali ale jak każde rodzeństwo dokuczali sobie na wzajem. Kobieta miała kasztanowy kolor włosów, była średniego wzrostu, oczy miała zielone, a cerę miała bladą.
-Chciałam wam zrobić niespodziankę. Mam nadzieje że nie przeszkadzam wam.
-Ale oczywiście, że nie przeszkadzasz nam. Pamiętaj jesteś tu zawsze mile widziana. - Kristen pomogła Elenie z torbą.
-Mam do was prośbę, przenocujecie mnie na jedną noc?
-Możesz zostać u nas jak długo tylko zechcesz. Gdzie masz swojego narzeczonego? Nie gadaj siostra że uciekł od ciebie.
-Stefano w życiu by mnie nie zostawił, za bardzo mnie kocha. Nie dostał urlopu w pracy, musiał zostać.
Kristen i Robert szybko posprzątali stos papierów walających się na stole, Elena zajęła miejsce koło swojego brata i jego żony.
-Czyli narzeczony ciężko pracuje, a ty sobie na wakacje wyjeżdżasz? - zakpił Robert.
-Musi jakoś zarobić na ślub. Jak tam u was?
-Mamy mnóstwo pracy, nie dawno wprowadziła się do nas Laura.
-Ta mała Laura, która nie rozstawała się ze swoim pluszowym misiem? I razem z nim śpiewała kolędy przy choince?
-Już nie taka mała. - uśmiechnął się Robert.
-I jak się wam z nią mieszka?
-Wspaniale, dziewczynki są uroczę. - Kristen uśmiecha się szeroko.
-Vanesse ostatnio widziałam rok temu. Dziewczynki mają chłopaków? - Elena upiła łyk kawy.
-Nie i nie będą miały chłopaków. Po moim trupie.- odpowiedział Robert.
-Wiesz że zabrzmiałeś jak ojciec, który nie chcę żeby jego córeczki miały chłopaków. - zaśmiała się Elena.
-Tak po części jest, one są tak jakby moimi córeczkami mieszkają pod moim dachem, daje im jeść i spędzam z nimi wolny czas. Są prawie jak córki. Poza tym wiem jacy są chłopcy w ich wieku, sam przecież taki byłem.
-Włącza ci się instynkt rodzicielski, radzę ci żebyś sam postarał się o własne dzieci, dziewczynki prędzej czy później wyprowadzą się, są przecież dorosłe.
-Nie pomyślałem o tym, ale to chyba w dalekiej przyszłości.
-Wiesz jak szybko czas płynie? A tak poza tym chciałabym być chrzęsną. - przyznała Elena.
-One są za młode żeby być matkami!!! - uniósł się Robert.
-Chodziło mi o to że chcę być chrzęsną twojego dziecka. Kiedy nią zostanę?
-W swoim czasie.
Robert, Kristen i Elena prowadzili ze sobą ożywczą rozmowę na różne tematy. Kiedy Elena skarżyła się na Stefano że nie sprząta swoich skarpetek i zostawia je na środku łazienki, do domu wróciła Laura. Dziewczynę trochę zdziwił widok Eleny której nie widziała wieki.
-Co tak stoisz jak słup soli? Chodź tu przywitać się z ciocią Eleną. - kobieta rozłożyła szeroko ramiona, Laura od razu rzuciła się w ramiona Eleny.
-Nie poznałam cioci. - przyznała Laura.
-Naprawdę? Aż tak się zmieniłam. Ale ty wyrosłaś.
Do domu wróciła Vanessa, od razu przywitała się z Eleną. Laura i Vanessa dołączyły do Eleny, Kristen i Roberta, cała piątka wspominała stare dzieje.
-Co wy na to żeby zrobić jakąś kolacje? - zaproponowała Kristen, kiedy na dworze zapadł już zmrok.
Wszystkie kobiety poszły do kuchni żeby przygotować kolacje. Po godzinie kolacja była już na stole, wszyscy zajęli swoje miejsca. Przy stole była prowadzona ożywcza rozmowa. Elena zdumiona patrzyła się na Laura, brunetka to zauważyła.
-Mam coś na twarzy?                                                              
-Nie po prostu, bardzo przypominasz mi Bonnie. - Robert słysząc słowa swojej siostry zakrztusił się jedzeniem.
-Kto to jest Bonnie? - zapytała Laura.
-Nikt ważny. - odpowiedział chłodno Robert.
Nikt do końca kolacji się nie odezwał, panowała między nimi niezręczna cisza. Było tylko słychać dźwięk sztuców. Po posiłku Robert i Elena zadeklarowali się posprzątać, reszta domowników udała się do salonu żeby oglądać telewizje. W kuchni pierwsza odezwała się Elena.
-Robert.
-Yhy.
-Nie chciałam wspominać o Bonnie.
-Ale wspomniałaś. - odpowiedział chłodno Robert.
-Nie możemy udawać że ona nigdy nie istniała. - Elena zamknęła zmywarkę, mężczyzna zamknął oczy.
-Wiem, ale to dla mnie trudne, dla mnie i Kristen.
-Dla nas wszystkich było to trudne. Nie tylko dla was.
-Wiem dlatego lepiej nie wspominać o Bonnie. To nie zamaże sprawy, ale oszczędzi przykrych wspomnień.
-Idziemy tam do nich? - uśmiechnęła się smutno Elena.
-Jasne.
Obydwoje ruszyli do salonu, gdzie wszyscy oglądali razem Top Model.


                                                            ***
Witajcie, z ręką na sercu przyznaje się że końcówkę rozdziału pisałam na odpieprz. Obiecałam wam niespodziankę oto jest ona, nie lubię nie dotrzymywać obietnicy. Dzisiaj jest Halloween i urodziny Vanessy jak wiecie z wcześniejszego postu. Rozdział dupy nie urywa. Desperacko proszę o komy po rozdziałem. Zapraszam was serdecznie do zakładki pytania. Postaram się żeby następny rozdział był fajniejszy.

Happy Birthday Vanessa!


Dzisiaj swoje dwudzieste trzecie urodziny obchodzi Vanessa. Z tej okazji życzymy jej dużo zdrowia, szczęścia, spełnienia marzeń, sukcesów w karierze, żeby robiła to co najbardziej kocha i udanej imprezy urodzinowej. Możecie przez cały dzień spamować na twitterze hasłem #HappyBirthdayVanessaMaranoFromPoland. Dzisiaj poza urodzinami Vanessy jest jeszcze Halloween życzę wam udanej zabawy, z tej okazji możecie dzisiaj spodziewać się od mnie niespodzianki (mam nadzieje że się wyrobie). Jeszcze raz wszystkiego najlepszego!!!






sobota, 10 października 2015

Rozdział 14

Rozdział dedykuje Oli, która cały czas męczyła mnie o niego.

-Nie. Teraz mogę iść z tobą do lasu i cię zgwałcić. - oczy dziewczyny powiększyły się do granic możliwości.
-Co!? Jak to? - zapytała wyraźnie zszokowana brunetka.
-Normalnie Vanessa. Miałaś przecież lekcje wychowania do życia w rodzinie, wiesz jak to się robi. - zacząłem przybliżać się do Nessy, ona widząc mój zamiar zaczęła się odsuwać.
-Riker co ty wyprawiasz? - Van pisnęła.
-Nie bój się. - powiedziałem spokojnie. Widząc przerażenie dziewczyny wybuchłem głośnym niepohamowanym śmiechem, zdezorientowana brunetka nie wiedziała o co mi chodzi.
-Riker o co ci chodzi?
-Haha ty haha serio myślałaś haha, że chcę haha cie zgwałcić? - zapytałem pomiędzy atakami śmiechu.
-A nie?
-Nie. Posłuchaj mnie Vanessa, ja się tylko zgrywałem. Nie wieże, że mogłaś w ogóle pomyśleć że mógłbym cię zgwałcić. - wytarłem ręką łzy spływające mi po policzku.
-Nie wieże, że mnie nabrałeś! Riker'ze Antony Lynch jak mogłeś! - Van zaczęła bić mnie po ramieniu.
-Przepraszam, nie mogłem się  powstrzymać. Byłaś taka przerażona.
-Grałeś bardzo przekonująco. - przegryzła dolną wargę.
-Choć posprzątajmy, późno się robi.
Obydwoje zerwaliśmy się na równe nogi, posprzątanie naszego pikniku zajęło nam nie całe pięć minut. Zaproponowałem żebyśmy szli przez las, zdziwiłem się kiedy dziewczyna się zgodziła. Po tym co jej nagadałem, byłem na sto procent pewien że mi odmówi. A tu, taka niespodzianka. Chwyciłem do ręki koszyk i przepuściłem przodem Nesse. Szliśmy ścieżką przez las, ciesząc się świeżym powietrzem. Musieliśmy iść bardzo ostrożnie żeby o nic się nie potknąć, na ścieżce walało się dużo patyków, a fakt że było ciemno nie ułatwiał nam sprawy. Vanessa nagle się zatrzymała, dołączyłem do mojej przyjaciółki.
-Co jest Vanessa?
-Słyszysz to? - nic nie słyszałem.
-Nie, nic nie słyszę.
-Weź się przysłuchaj. - wytężyłem jeszcze bardzie słuch, teraz coś słyszałem.
-Czy to jęki? - spytałem dla pewności.
-Chyba, ale skąd one dochodzą? - brunetka rozejrzała się dokoła.
-I kto je wydobywa? - ta sprawa wydawała się mocno podejrzana. Skąd niby w środku lasu takie odgłosy i to jeszcze w nocy!? Ruszyliśmy w stronę tajemniczego odgłosu, z chwili na chwile jęki były bardziej słyszalne. Przystanęliśmy na chwilę, żeby się rozejrzeć.
W pewnym momencie Vanessa podskoczyła i schowała się za mną. Jej paznokcie mocno wbijały się w moje ramię, musiała się mocno bać.
-Riker, tam coś się rusza. - wskazała krzak. Rzeczywiście coś tam się ruszało, oby to nie był jakiś dziki zwierz, bo wtedy słabo to widzę. Podniosłem z ziemi długi kij, podałem koszyk dziewczynie i ruszyłem na przód. Brunetka była cały czas za mną, kiedy dotarliśmy koło krzaka patykiem odsłoniłem liście. To co zobaczyliśmy za krzakiem, mocno nas zaszokowało.
-Nie patrz na to Vanessa. - zasłoniłem brunetce oczy. A sam nadal wgapiałem się w parę odbywającą stosunek seksualny za krzakiem. Żeby w krzaka? W środku lasu? Na golasa? W głowie się to nie mieści. Nie tylko my byliśmy mocno zaszokowani, kolega aż znieruchomiał w koleżance. Poczułem jak Nessa zabiera moje ręce z swojej twarzy.
-Co wy tu kurwa robicie!? - krzyknął chłopak, energicznie zrywając się z ziemi.
-O to samo możemy was zapytać!? - krzyknąłem oburzony. Nie wieże, ten gościu miał jeszcze do nas jakieś pretensje. Że istnieją jeszcze tacy ludzie. Po prostu w głowie się to nie mieści.
-Pierwszy zapytałem! - kolega mógłby wziąć przykład z koleżanki i próbować się zasłonić. A nie stać z rozłożonymi rękami i drzeć mordę.
-My.... spacerowaliśmy. A wy?
-W nocy? W środku lasu? Spacerowaliście?
-Lepiej spacerować, niż bzykać. - ciekawe co powiesz na tą ciętą ripostę, konusie. Popatrzyłem zwycięsko na tego gościa, wyglądał jakby nie wiedział co powiedzieć. I dobrze.
-Uważaj na słowa, młody.
-Bo co stary?
-Spokój. - do akcji wkroczyła Van.
-Uspokój się. - dziewczyna starała opanować swojego chłopaka.
-Nie będzie, mi tu jakiś chuj pyskował. - kolega śmiały jest.
-Wypraszam sobie bardzo, nie będzie mnie obrażał gościu z małym ptakiem. Weź zrób nam przysługę i zakryj to maleństwo, bo się jeszcze przeziębi. - konus aż z szoku otworzył buzie. Szybko rozejrzał się za swoimi ubraniami, po chwili wciągał na siebie spodnie. Jego dziewczyna stała już ubrana ze spuszczonym wzrokiem, musi być jej ogromnie wstyd.      
-Tak lepiej. - chłopak był już ubrany.
-Posłuchaj mnie gościu, zapłacisz mi za to. - debil zaczął mi grozić.
-Niby za co? Spacerowaliśmy sobie po lesie, a że wy nie umiecie się cicho zachować to nie nasza wina. Nasze spotkanie, to czysty przypadek. - wzruszyłem ramionami.
-Posłuchaj dzieciaku... - tu przerwałem mojemu nowo poznanemu przyjacielowi.
-A skoro mowa już o dzieciach. Ciekawe czy się zabezpieczaliście? - widząc wielkie oczy dziewczyny wymownie wpatrujące się w swojego chłopaka, odpowiedz jest prosta. -Czyli nie. Wiecie że z tego mogą być dzieci, ja na waszym miejscu zaczął bym się modlić żeby tak nie było.
-Nie znasz nas, jak możesz nas oceniać.
-Ja was nie oceniam, róbcie sobie co chcecie, żyjcie sobie jak chcecie, uprawiajcie seks gdzie chcecie. Naprawdę nic mi to do tego jak żyjecie. Głupio wyszło z tą sprawą, nasza znajomość nie zaczęła się zbyt dobrze. Dlatego proponuje zapomnieć o całej sprawie i zacząć od nowa. Co wy na to?
-Spierdalaj, nie będę zadawał się z gościem co widział mojego fiuta. Walcie się frajerzy. - chłopak objął swoją dziewczynę i odwrócił się na pięcie.
-Ja ci dam, zjebusie. - powiedziałem przez zaciśnięte zęby. Podniosłem z ziemi patyk i rzuciłem prosto w głowę tego idioty. Ten trzymając się za trafione miejsce, obrócił się w naszą stronę.
-Spieprzamy stąd Vanessa. - pogoniłem dziewczynę. Nigdy tak szybko nie uciekaliśmy przed czymś, choć w tym wypadku przed kimś. Kiedy dobiegliśmy do samochodu i wsiedliśmy do niego, nie mogliśmy opanować napadu śmiechu. Jak już w miarę się ogarnęliśmy, spojrzeliśmy się na siebie i znowu wybuchnęliśmy głośnym śmiechem.
-Okej wystarczy już tego śmiechu. Brzuch mnie boli. - pożaliła się Van.
-Mnie też.
-Ale dogadałeś temu gościowi. Tak szczerze to myślałam że nas dogoni, i przywali ci za to, że patykiem w niego rzuciłeś.
-On nie dałby mi rady.
-Chyba ty byś nie dał rany mu.
-Nieprawda. Gdzie z tymi mięśniami, jak mi nie wierzysz to pomacaj. - nadstawiłem biceps.
-Mam ci pomacać mięśnie? - zapytała rozbawiona brunetka.
-Tak. Nie krępuj się. - dziewczyna pewnym ruchem chwyciła mojego bicepsa i pomacała go.
-Twardy. Może byś dał mu radę. - uśmiechnęła się do mnie.
-Dzięki. To gdzie chcesz teraz pojechać? - zapytałem zapinając pas.
-Przed siebie.
-To jedziemy przed siebie. - odpaliłem samochód i ruszyłem w nieznane.
*Oczami Laury*
Byłam mocno podjarana randką Rikera i Vanessy, a fakt że ich randka się przedłuża tylko jeszcze bardziej mnie nakręcił. Z niepokojem czekałam kiedy wróci moja siostra, żeby wysłuchać ze szczegółami jak minęło ich spotkanie. O dwudziestej trzeciej odpuściłam sobie te czekanie i poszłam się umyć. W piżamce z myszką Miki zeszłam na dół. Razem z ciocią i wujem oglądaliśmy film z Angelina Jolie  i Brad Pitt  pod tytułem Pan i pani Smith, nieźle się naśmiałam na nim. Niestety wuja Robert i ciocia Kristen musieli kłaść się spać, bo jutro czekał ich nowy dzień pełen pracy. Więc zostałam sama oglądając tv, mocno się zdziwiłam kiedy o tak późnej porze natrafiłam na Gumisie (pamiętacie tą bajkę? ~ aut.). Po skończonej bajce dzieciństwa wyłączyłam telewizor i udałam się do kuchni, w celu napicia się czegoś. Po drodze śpiewałam cicho:
-Abrakadabra to czary i magia, sekretem jest przepis na gumisiowy sok, tam hokus-marokus dostarcza złych pokus, lecz misie zwyciężą, dla wroga to szok. - usłyszałam dzwonek do drzwi, pewnie to Van znowu zapomniała kluczy. Dziwne że jeszcze głowy nie zapomniała wziąć. Nadal śpiewając poszłam otworzyć drzwi. -Zobacz sam, jak gumisie skaczą tam i siam, bo gumisie cały świat już zna, gumiś to fajny miś.
Kiedy skończyłam śpiewać, w progu stał Ross patrząc się na mnie jak na jakąś idiotkę.
-Gumisie? - zapytała.
-Tak, masz coś do Gumisiów?
-Nie, Gumisie są spoko.
-Po co przyszedłeś? A tak przy okazji, fajna piżama. - wskazałam na spodnie z żółwiami nindża (nie wiem, co mi się wzięło na te wszystkie bajki ~ aut.)
-Dzięki, twoja też Miki. Przyszedłem bo muszę ci coś pokazać. - ożywił się i zaczął energicznie wymachiwać rękami.
-Więc, o co chodzi? - usiadłam na kanapie.
-Daj mi swojego tableta.
-Po co?
-Nie pytaj się, tylko dawaj. - bardzo powoli sięgnęłam swojego tableta leżącego na stoliku koło kanapy. Chłopak widząc moje powolne ruch przewrócił teatralnie oczami, pewnie pomyślał że obawiam się dać mu swój sprzęcior. I dobrze że się obawia, pamiętajmy co stało się z moim laptopem kiedy go dotknął. Dwie połówki laptopa spoczywają teraz w kartonie w mojej garderobie, niestety gwarancja chyba nie obejmuje takiego rodzaju uszkodzenie. Kiedy Ross otrzymał tableta, włączył go i wystukał jakąś stronę internetową. Zainteresowanie przyglądałam się mu.
-Patrz. - blondyn pokazał mi stronę internetową.
-Patrze i nic nie widzę.
-Jak to? Przyjrzyj się uważnie.
-Ross ja na serio nic nie widzę, reklamy ci się włączyły. - chłopak wystawił głowę za tableta.
-Jebane reklamy. - przeklął pod nosem, wyłączając reklamy. -Teraz, patrz.
Moim oczom ukazała się informacja, że E L James napisała Greya oczami Christiana. "Zobaczcie świat Pięćdziesięciu Twarzy Greya raz jeszcze, tym razem oczami mężczyzny." taki był nagłówek na stronie. Ale super! Przeczytałam  że premiera książki odbędzie się jutro. To genialna wiadomość! Ale Ross nie mógł się wstrzymać z przekazaniem mi tej informacji do rana? Przyznaj się, bardzo się cieszysz że go widzisz, odezwała się nieproszenie moja podświadomość. Kurcze gdybym wcześniej wiedziała że blondyn mnie odwiedzi na pewno bym się nie ubrała w tą piżamę, może coś bardziej seksownego. Co ty chcesz go do łóżka wpędzić, moja podświadomość znowu dała o sobie znać.
-Nie mogłeś się wstrzymać z tym do rana? - popatrzyłam na chłopaka.
-Nie, kiedy to przeczytałem od razu przybiegłem do ciebie. Wiesz co to oznacza?
-Oświeć mnie. - odebrałam od blondyna tableta. Wyłączyłam urządzenie i odłożyłam na stolik.
-Że idziemy jutro do empiku. Musimy przeczytać tę książkę. - Ross śmiesznie wyglądał mówiąc śmiertelnie poważnie.                                          
-Musimy? A niby czemu musimy?
-Jak to czemu? Najpierw teoria, a potem praktyka. Chyba wiesz co mam na myśli. - Ross szczurchnął mnie w ramię.
-Przeraża mnie twój tok myślenia. Z kim niby chciałbyś to robić? - naprawdę nie wiem który to raz z kolei, kiedy nasza rozmowa zbiega w tematykę seksu albo dziwnych podtekstów. Najbardziej mnie zaskakuje to, że lubię odbywać tego typu rozmowy z blondynem.
-Z tobą. - mruknął bardzo niewyraźnie pod nosem. Nic nie zrozumiałam.
-Możesz powtórzyć? Nic nie zrozumiałam co powiedziałeś. - chłopak wyglądał na zadowolonego faktem, że nie usłyszałam co powiedział.
-Z nikim. - tym razem powiedział głośno i wyraźnie. Chyba coś kręci, ale nie będę wnikać.
W drzwiach wejściowych stanęła Vanessa, była trochę zaszokowana tym że nas widzi. No pięknie, o której się to wraca z randki? Siostrzyczka nie wywinie się tak łatwo, co do minuty będzie musiała mi opowiedzieć co robili.
-A o której się to wraca do domu? - zapytał Ross.
-Nie twój interes, a tak poza ty czy  widziałeś datę urodzenia na moim prawo jazdy? - Van zdjęła buty.
-Tak widziałem.
-Przyszedłeś na piżama party do Laury? - chciała zaprzeczyć, ale blondyn mnie wyprzedził.
-Tak, właśnie chcieliśmy iść spać. - Lynch objął mnie ramieniem.
-Doprawdy? A gdzie śpisz? - moja siostra była zdumiona.
-Jak to gdzie? W łóżku. Z Laurą. Na golasa. - oczy Nessy zrobiły się wielkie jak spodki, ale nie tylko jej. W pierwszej chwili byłam zaskoczona, ale z czasem ta sytuacja zaczęła mnie śmieszyć. Czas odegrać przedstawienie.
-Ross nie miałeś nikomu tego mówić. - spojrzałam znacząco na przyjaciela, a potem na siostrę. Od razu załapał o co mi chodzi.
-Faktycznie, zapomniałem. - walnął się ręką w czoło.
-Co wy kombinujecie? - zaniepokojona zapytała brunetka.
-My nic.
-Kurcze już myśleliśmy, że nie wrócisz na noc. - Ross podrapał się po głowie.
-A niby czemu?
-Wiesz odjebałaś się na tą randkę jak sto pięćdziesiąt, miałem pewną teorie że mój braciszek będzie chciał spędzić z tobą troszkę więcej czasu.
-Ross!!! - skarciła go Nessa.
-Co!? Chodziło mi że będzie chciał z tobą chodzić po mieście do samego rana, a co ty myślałaś,  że niby o co mi chodzi. Wiecie co dziewczyny w tych czasach, w tym wieku trudno jest z kimś pogadać kto nie ma skojarzeń.
-Co zrobisz, nic nie zrobisz. - wzruszyłam ramionami.
-Dobra, ja już lecę do domu. Dobranoc dziewczyny. - pożegnał się z nami chłopak.
-Pięknie, kolegę mi wystraszyłaś. Możesz być z siebie dumna. - popatrzyłam wymownie na siostrę. Chwile wpatrywałyśmy się w siebie, mój uśmiech stawał się coraz szerszy. Vanessa też się do mnie uśmiechnęła.
-A tak na serio po co Ross tu był?
-Chciał powiedzieć mi, że wyszło Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Szarego. I że jutro obowiązkowo idziemy do empiku. - ruszyłam za siostrą na górę.
-Nie mógł ci tego powiedzieć jutro?
-Nie. Ale dosyć już o mnie. Jak było na waszej randce? - prawie pisnęłam. Brunetka otworzyła drzwi od swojego pokoju i zaprosiła mnie do środka. Usiadłyśmy na łóżku, tak bardzo brakowało mi tych szczerych rozmów z Vanessą, kiedy mieszkałyśmy osobno z nikim nie mogłam pogadać co mi leży na sercu. Nigdy nie miałam żadnej przyjaciółki, Vanessa była jedyną moją prawdziwą przyjaciółką, teraz jest nią też Rydel. Z niecierpliwieniem czekałam aż siostra w końcu zacznie gadać jak było, ale nic nie zapowiadało się na to, Van siedziała na łóżku skubiąc paznokcie.
-Wiec... jak było? - postanowiłam zacząć. Nessa spojrzała mi w oczy i po chwili opuściła wzrok na swoje dłonie, mocno się zarumieniła. Boże święty co oni wyprawiali na tej randce! Teraz to na pewno nie zasnę póki się nie dowiem wszystkiego.
-Wiec przyszłam w umówione przez nas miejsce i tam go jeszcze nie było, rozejrzałam się dokoła. Kiedy tu nagle ktoś zarzucił na mnie worek, wpędził mnie do samochodu i odjechał z piskiem opon. Strasznie się bałam, myślałam że to koniec już po mnie. Po zatrzymaniu samochodu porywacz wypuścił mnie i pomógł mi z pozbyciem się worku. Szybko chwyciłam jakiś patyk z ziemi i uderzyłam go nim, okazało się że to Riker. Myślałam że go zaraz zabije. Porywania mu się zachciała. - Van przystanęła na chwile łapiąc oddech. Strasznie szybko mówiła, podziwiałam ją za to jak szybko potrafiła mówić.
-Chciał być romantyczny i orginalny. - zaczęłam bronić Riker'a.
-Potem Riker pokazał mi to co przygotował, zaniemówiłam z wrażenia tak się napracował nad tym wszystkim, a efekt końcowy był przepiękny. Szybko zapomniałam że mam ochotę go zabić i podziwiałam jego ciężką prace. Po pikniku Riker powiedział, że teraz może mnie zgwałcić...
-Co powiedział! - przerwałam siostrze.
-Poczekaj, wysłuchaj mnie do końca. Po tym jak powiedział że teraz może mnie zgwałcić, przeraziłam się, w głowie zaczęłam układać plan ucieczki. Który za pewnie by się nie powiódł, bo Riker dogonił by mnie. Pogodzona z losem jaki był mi pisany czekałam na najgorsze, chłopak zaczął się śmiać, jak się później okazało zgrywał się ze mnie w ogóle nie zamierzał mnie zgwałcić. Po posprzątaniu pikniku poszliśmy do lasu, gdzie natrafiliśmy na bzykającą się parę. Myślałam że Riker i ten gościu się zaraz pobiją, oczywiście blondi musiał rzucić patykiem w tego kretyna, przed którym później uciekaliśmy. Resztę wieczoru spędziliśmy na gadaniu i przejażdżce po mieście. - skończyła Van.
-Łał też bym chciała mieć taką randkę. - przyznałam z zachwytem.
-Uwierz mi, nie chciałaś by. - poradziła mi siostra.
-Dlaczego nie? Dzięki temu wszystkiemu, szybko nie zapomnisz tego spotkania i będziesz pamiętać je bardzo długo.
-Spotkania z tamtymi ludźmi, chyba do końca życia nie zapomnę. Dobra koniec tego dobrego, dowiedziałaś się co robiliśmy, teraz zjeżdżaj młoda do swojego pokoju spać.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo zostałam wyrzucona z pokoju przez własną rodzoną siostrę. Szybko pobiegłam do swojego królestwa, dopiero kiedy się położyłam zdałam sobie sprawę jak bardzo jestem zmęczona. Zasnęłam błyskawicznie. Śnił mi się jednorożec który rapował, nie wiem co było w tym śnie dziwniejsze, że jednorożec rapował na tyłach Biedronki czy że był ubrany w dres i łańcuchy. Kiedy wstałam zjadłam śniadanie i postanowiłam się przejść. Nie miałam na dzisiaj żadnych planów, a taki spacer dobrze mi zrobi. Może poznam ciekawych ludzi po drodze, nigdy nie wiesz co ci życie przyniesie. I czego możesz się od niego spodziewać. Zbliżała się jedenasta, byłam niedaleko domu kompletnie zamyślona, nie zauważyłam chłopaka w którego weszłam.
-Przepraszam, nie zauważyłam cię. Zamyśliłam się.... - zaczęłam histerycznie przepraszać dosyć przystojnego chłopaka. Który był mniej więcej w moim wieku, przystojny, nieźle ubrany, przez dobrze dopasowaną koszule można było zobaczyć zarys jego umięśnionego brzucha, a uśmiech miał taki czarujący że głowa boli.
-Spokojnie nic mi nie jest. Pytanie brzmi czy tobie nic się nie stało? Nie darował bym sobie gdyby przeze mnie takiej pięknej dziewczynie coś się stało. Mogę wiedzieć jak ci na imię? - no nie wierze, nie dosyć że przystojny, dobrze zbudowany to jeszcze dobrze wychowany i szarmancki. No po prostu ideał, ale niema co za szybko oceniać ludzi, można się na tym nieźle przejechać. Jak to mówią nie oceniaj książki po okładce. Choć pierwsze wrażenie jest ważne, a on zrobił na mnie dobre wrażenie.
-Nie, nic mi nie jest. Mam na imię Laura, a ty?
-Peeta. - wymieniliśmy uścisk dłonią. - Co taka piękna dama porabia tutaj?
-Piękna dama postanowiła się przejść. - zaśmialiśmy się.
-Zapewne przeszkodziłem ci w tym.
-Ależ nie, wręcz przeciwnie. Muszę uciec od myśli, które cały czas krążą mi po głowie.
-Mam nadzieje, że nie potrzebnie nie zaprzątasz sobie nimi głowę. Czasem jest dobrze uciec od własnych myśli jak najdalej. - muszę przyznać że rozmowa z Peetą jest całkiem miła. Chyba od razu załapaliśmy wspólny język.
-Czasami jest to trudne.
-Ale możliwe. Co tu robisz?
-Przecież już ci mówiłam.
-Nie o to mi chodzi. Co tu robisz sama? Twój chłopak może być zazdrosny, swoją drogą ja na jego miejscu bym był i to bardzo.
-Nie mam chłopaka.
-Jaja sobie ze mnie robisz, dlaczego taka piękna dziewczyna nie ma chłopaka?
-Jakoś tak wyszło. Powodów jest mnóstwo, ale ten główny to, że jeszcze nie spotkałam swojego księcia z bajki. - a może spotkałam? Sama już nie wiem, wykończy mnie to ciągłe myślenie.
-Skoro nie spotkałaś jeszcze księcia z bajki, to możesz dać mi swój numer telefonu? - nie zdążyłam odpowiedzieć, bo skąd z nikąd Peeta został trafiony jabłkiem prosto w swoje genitalia. Z piskiem opadł na kolana trzymając się za obolałe miejsce. Zaczęłam rozglądać się z nadzieją, że może zobaczę kto to zrobił. Żeby rzucać kogoś jabłkiem w kroczę, kiedy on rozmawia z drugą osobą, to jest straszne. Jeszcze szczeniacko uciec, nie wiem jakim trzeba być idiotą żeby coś takiego zrobić. Pochyliłam się nad chłopakiem i powoli pomogłam mu wstać.
-Wszystko w porządku Peeta?
-Ta tylko trochę mnie boli. Widziałaś kto to zrobił? - zapytał chłopak lekko prostując się.
-Niestety nie. Masz jakiś wrogów? A może domyślasz się kto to mógł zrobić?
-Nie, nie mam żadnych wrogów.
-Powinien zobaczyć cię lekarz. - doradziłam chłopakowi.
-Nie po co. Lepiej już pójdę.
-Dobra. Miło było cię poznać. - pomachałam mu ręką na pożegnanie.
-Nawzajem, mam nadziej że się kiedyś się jeszcze spotkamy. Pa.
-Też mam taką nadzieje.
Ruszyłam w stronę domu, kurcze oby Peeta'cie nic nie było. Nie wyglądało to na poważne uszkodzenie, ale nigdy nie wiadomo, powinien zobaczyć go lekarz tak dla pewności.

                                                          ***
Witajcie, chciałam żeby rozdział pojawił się przed 30 września ale nie wyszło. Jakoś głowy nie miałam do pisania, musiałam się uczyć. Zastanawiam się kto z was był na koncercie, ja byłam i muszę powiedzieć że było super! Dopiero dzień po koncercie doszło do mnie to że widziałam ich na żywo, może wydać się to głupie ale zdałam sobie sprawę że oni istnieją na prawdę. Nie mam pojęcia kiedy pojawi się następny rozdział, rozumiecie szkoła :/ Błagam was KOMENTUJCIE to dla mnie bardzo ważne!!! Chcę wiedzieć, ile mniej więcej osób czytało rozdział i czy podobał się wam czy nie. Może jest coś w opowiadaniu co was wkurza, jak jest to śmiało piszcie w kom. Zapraszam też serdecznie w zakładkę pytania. Mam do was prośbę, możecie polecić mi jakiś fajny blog koniecznie musi być o Raurze (innych nie czytam) fajnie by było gdyby była też Rikessa i Rydellington. To by było na tyle. Życzę miłego tygodnia.