poniedziałek, 29 grudnia 2014

Happy Birthday Ross!

Dzisiaj swoje dziewiętnaste urodziny obchodzi Ross. Więc cała R5FAMILY życzy mu w tym dniu dużo zdrowia, spełnienia marzeń, sukcesów, żeby robił to co najbardziej kocha i miłości. Dlatego przez cały dzień na twitterze był spam hasłem #HappyBirthdayRossFromPoland. Wszystkiego najlepszego jeszcze raz (nigdy nie byłam dobra w składaniu życzeń ale to nic) mam nadzieje że Ross miło spędzi swoje urodziny.

wtorek, 23 grudnia 2014

Rozdział 1

Stałam sobie na środku pokoju był on super. Westchnełam ciężko i podeszłam do walizki, żeby rozpakować swoje rzeczy. Szybko uwinełam  się z rozpakowaniem swoich rzeczy. Postanowiłam więc zejść na dół gdzie była ciocia i Vanessa, przekroczyłam próg kuchni i zapytałam się:
-Co robicie?- ciocia i Vanessa spojrzały się na mnie.
-Przygotowujemy obiad. - odpowiedziała mi ciocia z uśmiechem i wróciła do krojenia marchewki.
-Może wam pomogę?
-Nie musisz nam  pomagać, poradzimy sobie z Van
-Poradzimy sobie, ty lepiej idź rozpakować swoje rzeczy- powiedziała Van.
-Ale ja już się rozpakowałam.
-Serio?- zapytała mocno zdziwiona.
-Tak serio, a co ty myślałaś, że niby co robiłam przez ten cały czas?
-No zwiedzałaś dom. - Van odpowiedziała mi z taką miną, że od razu wybuchnęłam śmiechem.
-To w takim razie, czym mam się zająć?
-To weź pokrój te warzywa. - powiedziała ciocia Kristen i wskazała  warzywa, które miałam pokroić. Wzięłam nóż, i zabrałam się do roboty.
-Prawie zapomniałam by wam powiedzieć- zaczęła ciocia.
-Ale o czym? - powiedziałam równo ze siostrą.
-Dzwoniła Stormie
-Kto?
-Nasza sąsiadka. - wyjaśniła mi Van.
-W takim razie Stormie zaprosiła nas na kolacje.
-To super!- powiedziała pełna entuzjazmu Van.
-Powiedziałam jej, że wszyscy przyjdziemy. Nie masz nic przeciwko?- zapytała mi się ciocia.
-Nie skądże, trzeba poznać nowych sąsiadów.
-To wspaniale!
-Na którą mamy się u nich  zjawić?- zapytała Van.
-Na dwudziestą. - powiedziała ciocia i zabrałyśmy się do robienia obiadu. Kiedy obiad był już gotowy, a ja nakrywałam do stołu, z pracy wrócił wuja Robert. Kiedy zobaczył mnie od razu uśmiechnął się i mocno mnie przytulił.
-Jezu Laura, jak ja cię dawno nie widziałem. - powiedział wuja.
-Ja ciebie też wuju.
-Chyba ostatni raz widziałem cię, jak biegałaś z pluszowym misie
-Ostatni raz widzieliśmy się na wigilii z 3 lata temu i nie biegałam z misiem.
-Faktycznie. Nie wiem czy ciocia ci mówiła, że chcieliśmy dać ci prezent.
-Ale po co?
-No wiesz ja jestem twoim wujem, a Kristen jest twoją ciocią, dawno cię nie widzieliśmy i wypadałoby dać ci jakiś prezent. Vanessa też dostała od nas prezent, kiedy zamieszkała z nami.
-Mam rozumieć, że ten prezent jest to przekupstwo- podniosłam jedną brew.
-Nie ależ skądże, przekupstwo byłoby wtedy, kiedy byśmy chcieli żebyś z nami zamieszkała.
-Dobra. - wszyscy usiedliśmy do stołu.
-Wracając do tego prezentu co chcieliśmy ci dać, ja chciałem kupić tobie wielkiego pluszowego misia, ale jak widzę prędzej stanik wchodziłby w grę. - przy tym ostatnim wuja się zaśmiał, a ja trochę się zawstydziłam. Niby to normalne, że dziewczyny noszą biustonosz, ale za razem to takie krępujące.
-Mówiłam ci, że ten miś to nie będzie dobry pomysł. Więc kupiliśmy ci to. - ciocia odeszła na chwile od stołu i po chwili podała mi torbę w której była prześliczna bluzka.
-Oj, naprawdę nie musieliście nic mi kupować.
-A właśnie, że musieliśmy. Podoba ci się?
-Tak i to bardzo. Dziękuje wam. - wstałam od stołu i przytuliłam ciocie i wuja.
-Cieszę się, że ci się podoba Vanessa wybierała.
-Widzisz jak ja dobrze znam twój gust. - powiedziała Van, a ja ją przytuliłam (zauważyłam że dzisiaj dużo razy się przytulam). Zaczęliśmy  jeść obiad.
-Lynche zaprosili nas dzisiaj na kolacje. - ciocia poinformowała wuja, o naszych planach na wieczór.
-To fantastycznie, a na którą mamy się u nich zjawić?
-Na dwudziestą.
-Aha, czyli znając nas wyjdziemy z domu dziesięć po. - powiedział wuja, a my zgodziłyśmy się z nim. W naszej rodzinie punktualność jest to rzadkość, czasami zjawiamy się na coś punktualnie, ale jak to powiedziałam to zdarza się rzadko. Zaczęłam zastanawiać się jakie są częste powody spóźniania się ludzi, może dlatego że w większości wypadkach nie zdążymy się wyszykować na czas lub są straszne korki, ale ta wymówka że były straszne korki odpada, bo przecież szliśmy na kolacje do naszych sąsiadów. Tak sobie rozmyślałam jakie są jeszcze powody spóźniania się, ale w pewnym momencie  usłyszałam swoje imię i poczułam jak ktoś wali mnie w ramie,  wróciłam do rzeczywistości.
-Yhym..
-Laura pytałam się ciebie, czy nie chciałaś by iść ze mną na zakupy?- zapytała Van.
-Tak, jasne.
-To super! A dla twojej wiadomości gadałam do ciebie chyba z jakieś pięć min, a ty w ogóle mnie nie słuchałaś. - oburzyła się.
-Naprawdę? Przepraszam cię. ale zamyśliłam się.
-Ciekawe, o czym się tak zamyśliłaś?
-O niczym. - wymijająco odpowiedziałam.-A o której mamy iść na te zakupy?- zapytałam po chwili.
-Myślałam, żeby iść jak skończymy jeść, ale jak ci nie pasuje to możemy iść później.
-Nie, teraz mi pasuje.
Nie byłam zbytnio fanką zakupów, chodzenie po tych wszystkich sklepach, dźwiganie za sobą tych toreb, wole osobiście robić zakupy przez internet nie wychodząc z domu, nie chodząc po tych wszystkich sklepach. Ale jak idzie się na zakupy z przyjaciółką albo ze siostrą jest to inaczej, zawsze możesz się pośmiać z czegoś lub kogoś, pogadać o różnych babskich sprawach. Jest to też genialny sposób na zwiedzenie miasta.
-Dziewczyny macie tu moją kartę kredytową, kupcie sobie coś ładnego. - powiedział wuja wyciągając swój portfel w którym była karta.
-Nie wiem czy wuja wie, że podobno kobietą nie daje się kart kredytowych. - nigdy nie rozumiałam dlaczego się tak mówi, ale trzeba było uświadomić wuja o powadze sytuacji. Chciał przecież dać nam swoją kartę kredytową, aż ma takie zaufanie do nas?
-A zaryzykuje. - wuja zaczął się śmiać, a my dołączyłyśmy do niego.
Ciocia Krysten i wuja Robert prowadzą razem własną agencję prawniczą, jedną z najlepszych w Los Angeles.
-Proszę. - powiedział wuja kładąc na stół kartę.
-Dziękujemy. - powiedziałyśmy równo i przytuliłyśmy wuja. Pomogłyśmy cioci z posprzątaniem po obiedzie i ruszyłyśmy na zakupy.
*2 godziny później*
Z Vanessą chodziłyśmy po tych wszystkich sklepach z dwie godziny, więc postanowiłyśmy chwile odpocząć i wybrałyśmy się na kawę. Usiadłyśmy przy stoliku, zamówiłyśmy sobie kawę i jakieś ciastko. Nic konkretnego nie kupiłyśmy, Vanessa kupiła sobie jakąś bluzkę, a ja kupiłam buty.
-Która jest godzina?- zapytałam się Van, ponieważ nie założyłam dzisiaj zegarka, a telefon rozładował mi się.
-Osiemnasta, a czemu się pytasz?
-Myślę, że powinniśmy wypić kawę zjeść ciastko i spadać do domu, żeby zdążyć wyszykować się na tą kolacje.
-Spokojnie zdążymy.
-Jesteś pewna.
-Tak jestem pewna, Laura nie stresuj się, Lynche to naprawdę fajni ludzie polubisz ich, a oni ciebie.
-Miejmy taką nadzieje.
-Oni są jedni z tych fajniejszych sąsiadów, większość naszych sąsiadów, bądźmy szczerzy to są nudziarze. A oni są zabawni.
Wypiłyśmy kawę i zjadłyśmy ciastko. W  drodze do domu, Van opowiedziała mi o Lynch. Dowiedziałam się, że państwo Lynch mają pięcioro dzieci najstarszy z nich to Riker, który jest o rok starszy od Van, Rydel jest o rok młodsza od Van, Rocky jest o rok młodszy od Rydel, Ross jest w moim wieku, a Ryland jest o dwa lata młodszy od Ross'a. Ellington to ich najlepszy przyjaciel z którym spędzają cały czas i jest on w wieku Rydel.
-No dalej dziewczyny pospieszcie się!- krzyknął wuja pospieszając nas, po chwili znalazłam się koło wuja. I razem czekaliśmy na Van i ciocie Kristen.
-No chwile!- krzyknęła ciocia zakładając buty.
-Ja znam już tą chwile. - powiedział pod nosem wuja.
-Coś mówiłeś?
-Nic.
Po chwili wszyscy byliśmy gotowi do wyjścia. Spojrzałam na zegarek była 20:10 wuja Robert zgadł kiedy wyjdziemy z domu.
-O jest dziesięć po dwudziestej skąd wiedziałeś, że wyjdziemy z domu o tej godzinie?- zwróciłam się do wuja Roberta.
-I'm prolok. - wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem, ruszyliśmy do Lynchów. Szybko dotarliśmy do naszych sąsiadów, wuja zadzwonił do drzwi i po chwili drzwi otworzył nam wysoki bardzo przystojny blondyn.
-Dobry wieczór, cześć zapraszam do środka. - powiedział blondyn i szerzej otworzył drzwi, gestem zapraszając nas do środka.                                                                                                                                                                                            
                                                               
                                                                             ***

Wiem rozdział nie jest idealny,  nie mam talentu do pisania, ale i tak będę pisać no więc. Rozdział byłby wcześniej ale co chwile coś w nim zmieniałam. Strasznie mi zależało żeby rozdział został dodany przed wigilią bałam się, że nie zdążę go napisać, ale jak widać zdążyłam. A że jutro jest wigilia, chciałam wam złożyć najserdeczniejsze życzenia, a więc:
Białe wąsy, biała broda
Tylko śniegu nie ma - szkoda
Iskry sypią się z pod sań
Po asfalcie pędzi drań
Spieszył się bo pusto w worku,
Wesołych świąt życzę wam, a następny rozdział mam nadzieje, że w krudce się pojawi i jeszcze raz zdrowych wesołych.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Prolog

Nazywam się Laura Marano, moja mama umarła parę lat temu. Mnie i moją siostrę wychowywał tata. Starał się on żebym ja i Vanessa nie czułyśmy zbyt dużej tęsknoty za mamą, zajmował się on nami najlepiej jak tylko mógł. Zawsze my byłyśmy najważniejszymi i jedynymi kobietami w jego życiu. Mnie i Vanesse martwił  fakt, że po śmierci mamy nie ułożył on sobie życia na nowo, nie poznał kogoś. Zawsze kiedy poruszałyśmy temat, żeby znalazł sobie kogoś, że my nie będziemy miały nic przeciwko temu żeby znowu się zakochał, ale on zawsze próbował zmienić temat. Kiedy Vanessa miała 19 lat wyprowadziła się do cioci Kristen, której tak a propos z 3 lata nie widziałam to trochę dziwne, że moja siostra mieszka u cioci, a ja jej nie widziałam przez tyle czasu. Nie chodzi o to, że ciocia była jakaś wredna wręcz przeciwnie była  fajna, tylko jakoś nie po drodze było się z nią spotkać. Jakiś czas temu mój tata zaczął się z kimś umawiać, ma ona na imię  Alice jest o 2 lata młodsza od taty, jest  miła i sympatyczna. Strasznie się ciesze, że tata zaczął się spotykać z taką wspaniałą osobą jaką była Alice. A mój tata był nareszcie szczęśliwy, z kobietą którą kocha. Byłam właśnie w drodze do Cioci Kristen żeby z nią zamieszkać, tata i i jego nowa miłość  upierali się żebym się nie wyprowadzała, ale ja chciałam zamieszkać z ciocią jej mężem i oczywiście z Vanessą. Ciocia nie miała nic przeciwko żebym zamieszkała u niej, wręcz przeciwnie była bardzo szczęśliwa. Siedziałam sobie w fotelu pasażerskiego samolotu i  rozmyślałam o życiu, o tym jak będzie u cioci i o wielu innych rzeczach. Można powiedzieć, że myślałam o wszystkim i o niczym. Nagle spostrzegłam się, że już wylądowaliśmy więc wysiadłam z samolotu i poszłam po bagaż, kiedy na holu lotniska zobaczyłam Vanesse i ciocie trzymające kartkę formatu A3  na której jest napisane "Laura Marano moja kochana siostrzyczka i bratanica" o jakie to słodkie. Z uśmiechem na ustach podeszłam do nich i się przywitałam:
-Hej - mocno przytuliłam ciocię i Van, a one odwzajemniły mój gest.
-No hej Laura, jak ja cię dawno nie widziałam. - powiedziała ciocia Kristen i jeszcze raz mnie przytuliła.
-A ja. - oburzyła się Vanessa i udała obrażoną.
-No przecież już się z tobą tuliłam.
-Ale razem z ciocią, a nie osobno.
-Dobra niech ci będzie. - mocno ją przytuliłam.
-Dobra starczy już tego tulenia, bo mnie udusisz za chwile - mówiła Van próbują wydostać się z moich objęć.
-Okej. - powiedziałam puszczając moją siostrę.
-To może pójdziemy już do samochodu? - zapytałam po chwili.
-Okej. - odpowiedziała mi Van.
-Pozwól, że pomogę ci z tymi bagażami. - ciocia zaoferowała mi swoją pomoc. To miłe z jej strony, że chciała mi pomóc, ale dam sobie rade z tymi bagażami nie mam ich aż tak dużo i nie ważyły nie wiadomo ile.
-Nie, nie trzeba poradzę sobie.
-Laura to nie było pytanie. - powiedziała ciocia tonem nie znoszącym sprzeciwu. Wzięłam jedną z moich walizek i ruszyła w stronę samochodu, a ja i Van ruszyłyśmy za nią. Kiedy już wsiadłyśmy do samochodu,  ciocia Kristen odpaliła silnik ruszyliśmy w stronę domu, dziewczyny podczas drogi spytały mi się jak minęła mi podróż, powiedziałam że dobrze. Po tę zapadła cisza, to nie była taka niezręczna cisza tylko taka miła cisza. Ja podczas drogi do mojego nowego domu podziwiałam widoki za oknem i słuchałam piosenki która leciała w radiu, kiedy już dojechaliśmy do domu. Ciocia pokazała mi mój pokój, jest w miarę duży, tak jak cały dom cioci .W pokoju mam duże łóżko tylko dla mnie, na ścianie wisi "42 Cale" jakieś trzy metry obok stoi regał zapełniony różnymi  książkami, podłoga jest wyłożona panelami, a ściany są koloru fioletowego, jest tam też dwie pary drzwi. Jedne prowadzą do łazienki, a drugie do garderoby.

                                                                        ***



Hej mam nadzieje, że prolog wam się spodoba proszę o wyrozumiałość, bo jest to mój pierwszy blog, pierwszy prolog. Mam nadzieje, że pierwszy rozdział niebawem się pojawi już zaczęłam go pisać. Serdecznie zapraszam do czytania mojego bloga. To chyba na razie tyle, rozdział postaram się dodać jak najszybciej.